Rozdział 11
Seth zawiózł mnie na dziką plażę. Z jednej strony był klif a z drugiej morze. Było późne popołudnie, ale mimo to nikogo nie było. Seth zatrzymał się, po czym zsiadłam z motoru. Ściągnęłam kask i trzymałam go pod ręką. Seth zdjął swój kask i odwiesił go na motor. W sumie to było dziwne. Byliśmy poza zasięgiem jego świty, więc teoretycznie mogłabym uciec. Czyżby był na tyle głupi? Zrobiło mi się gorąco więc zdjęłam kombinezon, pod którym miałam normalne ubranie. Kombinezon wraz z kaskiem położyłam na pisaku zdając sobie sprawę z tego że chłopak obserwuje każdy mój ruch. Nie podobało mi się to.
-Coś chcesz?- zapytałam mając dosyć tej niepewności. O co mu chodzi?
-Nie.- kurde jak zawsze zdawkowo. Rozumiem że już nie trzeba mówić zdaniami. Ehhh.. Mniejsza. Postanowiłam trochę się rozerwac. Widok był piękny. Zaczęłam biec. Nie po to aby mu uciec czy coś... Lecz po to aby w końcu rozruszać stawy i mięśnie. Basen zły nie jest ale to nie to samo co bieg. Biegłam przed siebie w stronę klifu. To uczucie. Gdy moje stopy odbijają się od piasku niczym sprężyny. Ta bryza smagająca moja włosy. Ten słony posmak w ustach. W tym momencie miałam w dupie to czy Seth się
wścieknie czy nie. Ta chwila była tego warta. Zatrzymałam się przed samym klifem. Bez wahania zaczęłam się wspinać. Moje dłonie chwytały ostre krawiędzie skały, a stopy opierały się w szczelinie zahaczając tu i ówdzie o ostre krawędzie. Wyciągnęłam moją dłoń aby złapać się kawałaka wystającej skały. Gdy tylko oparłam część mojej wagi na nim, urwał się. Moja ręka poleciała rozcinając całe przedramię o skałę. Przez chwilę wisiałam na jednej ręce, jednakże zamachnęłam się i ponownie chwyciłam się klifu. Wspięłam się na półkę skalną i usiadłam. Moje nogi wisiały w powietrzu a reszta ciała oparła się na półce skalnej. Patrzyłam na morze. Gdy euforia się skończyła. Coś do mnie dotarło. Gdzie jest Seth? Nie żebym tęskniła czy coś, ale to dziwne. Swoją drogą musiałam genialnie wyglądać gdy nagle się wyrwałam i biegłam przed siebie. Nagle poczułam dłoń na moim ramieniu. Odwróciłam głowę i spojrzałam na intruza. O wilku mowa..
-O tym właśnie mówiłem.- to był Seth. Zdjął rękę z mojego ramienia i usiadł obok. Spojrzałam na niego też nie miał na sobie kombinezonu.
-O czym ty mówisz?- zapytałam patrząc mu w oczy. Przypominały błękit oceanu.
-Zapytałaś mnie dlaczego to właśnie ciebie wybrałem. I masz odpowiedź.- przerwał patrząc mi w oczy.
-Jaką?
-Diana spójrz. Jesteś wyjątkowa. Nie obchodzi cię ubiór, hajs czy nowe gadżety. Jesteś niesamowita. Lubisz stawiać czoła wyzwaniom, pomagasz innych na ostatnim miejscu stawiasz siebie. Jesteś bardzo cenna.
-Dlatego chcesz mnie mieć jak trofeum?- zapytałam wstając- Sądzisz że w taki sposób chcesz mnie mieć? Za pomocą porywania, bicia czy doprowadzenia do utraty pamięci? Zastanów się. Chcesz przez całe życie mieć pod dachem dziewczynę która nie może na ciebie patrzeć, brzydzi się tobą, a po nocach płacze za dawnym życiem!- wykrzyczałam mu to ostatnie w twarz, po moich policzkach zaczęły cieknąć pojedyńcze łzy. Seth patrzył na mnie zdziwiony ale się nie odezwał. Ja nie mogłam już na niego patrzeć. Odwróciłam się i poszłam dalej wzdłuż półki skalnej. Cham, idiota. Jak on myślał że po jego monologu rzucę mu sięna szyję? Miałam już policzki mokre od łez a słona bryza wcale nie pomagała. Nagle zobaczyłam że pod klifem jest juś morze. Odrazu skoczyłam. Gdy tylko zanurzyłam się w wodzie poczułam ból. Słona woda nie pomaga przy rozharatanej ręce. Ale to nie było ważne. Chciałabym być w domu. Za ścianą słyszeć głęboki oddech brata a na telefonie plotkować z Kingą i Alanis. A zamiast tego co mam? Wylądowałam w Emiratach Arabskich z jakimś psychopatą. Zajebiście. Płynęłam w morzu. Nie miałam ochoty wracać na brzeg. Całe ubranie miałam mokre. Jednak wiedziałam że nie mogę wiecznie być w wodzie. Popłynęłam w stronę plaży gdzie nie było Setha. Usiadłam na samym brzegu, zdjęłam i tak już przemoczone buty i rozprostowałam nogi. Fale delikatnie obmywały mi je, a ja patrzyłam bez wyrazu analizując to co przed chwilą się stało. Czemu on sądził że po słodzeniu mi rzucę mu się na szyję? Jeśli mnie lubi to czemu ma zachowania godne średniowiecza? Czy on naprawdę myśli że ja po tym wszystkich go pokocham i dam się zamknąc w tej klatce?
-Przepraszam.- usłyszałam głos Setha. Nie zmieniając pozycji odpowiedziałam.
-Za co?
-Za moje zachowanie.
-I co? sądzisz że rzucę ci się na szyję? Powiem że wszystko ok i dam się zamknąć?
-Nie oczekuję tego od ciebie.- powiedział i usiadł obok.
-I dobrze. Nie chce w wieku 16 lat wiązać się z kimś.
-Boisz się tego?
-A co planujesz to?
-Nie. Diana słuchaj jutro jest bal, mam nadzieję że nie zrobisz akcji.
-Jaki bal?- trzeba udawać głupią.
-Jest organizowany przez mojego ojca.- odpowiedział.
-Aha, co mi do tego? Mam robić za maskotkę?
-Jesteś przedstwiana jako moja narzeczona.
-Czy Ty ze kurwa ze mnie jaja robisz?! Daj mi spokój.- westchnęłam z poirytowaniem. Seth chciał chyba zareagować ale zrezygnował. W milczeniu patrzył na morze. Moje myśli uspokoiły się. Trzeba było wziąść to na trzeżwo. Jutro jest szansa na ucieczkę. Tylko muszę się ogarnąć.Seth patrzył na mnie próbując odgadnąć moje myśli. Spojrzałam na niego.
-Czy możesz mi wytłumaczyc po co ta szopka?- zapytałam spokojnie
-Jutro jest bal z okazji naszych zaręczyn. Jeśli nie zachowasz się jak należy grozi to zniszczeniem europy.
-Nie maci takiej siły.- spojrzałam znudzona.- Żaden kraj nie ma.
-Sądzisz że nasze wpływy ograniczaja ssię tylko do Emiratów Arabskich?- zapytał mnie drwiąco. Uznałam ze lepiej nie wnikać.
-Na czym ma polegać moja rola?- zapytałam wracając na stare tory.
-Masz być zaskoczona i emanować szczęściem.- odpowiedział wprost.
-Szczere.- odpowiedziałam roześmiana.- Delikatnie rzecz biorąc nie lubię cię, nigdy nie bylam zakochana, nie całowałam się, nie mówiąc o dotykaniu. A ty chcesz abym pozwoliła ci założyć na palec pierścionek, zatańczyć z tobą, o zgrozo pewnie pocałować i być przy tym szczęśliwa?- zaśmiałam się. Nie moglam paradoks tej sytuacji mnie załamał. A żeby było śmieszniej muszę sie na to zgodzić.
-Czemu się smiejesz? - zapytał widocznie zaskoczony moą reakcją.
-Z paradoksu tego wszystkiego.- odpowiedziałam uspokajając się- To brzmi jak komedia tragiczna.
-Jesteś szalona.- spojrzał też się usmiechając.
-A ty głupi.- stwierdziłam patrzac na niego z usmiechem. Seth patrzył na mnie z uśmiechem. Nad czymś usilnie myślał. Tylko nad czym? W sumie gdybym poznała go w życiu codziennym to byłoby to dosyć interesujące. Chyba nikogo bardziej bym nie wkurzała jak niego. ///
-Zgadzasz się?- zapytał po chwili.
-A mam inny wybór?- odpowiedziałam pytaniem.
-Nie .- odpowiedział zgodnie z prawdą.
-To czemu się pytasz.- odpowiedziałam.
-Bo chce wiedzieć...
-Czynie musisz mnie znowu uderzać.- przerałam mu. Doskonale zdawałam sobie sprawę ztego że siłą rzeczy muszę tam być i lepiej dla mnie abym była przekonująca.Seth patrzył na mnie z miną której nie potrafiłam odgadnąć. Może jest zdziwionymoim spokojem, albo smutny z powodu mojego połozenia. Choć w sumie to drugieraczej nie... Wróciliśmy na motorzze do pałacu gdzie chłopak bez słowa poszedłw swoją stronę a mnie strażnicy zaprowadzili do pokoju. Jakbym nie potrafiłasama chodzić ugh... W pokoju nie zawracając sobie głowy umyciem sie położyłamsię na łóżko i usnęłam. Nic mi się nie śniło.
***
Witajcie moi drodzy!
Tak oto po dłuższej przerwie wracam z dwoma następnymi rodziałami ^^
Pamiętajcie że ocena mile widziana :)
Byłaś/eś? Zostaw po sobie ślad :D
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro