Rozdział 1
-Diana spakowałaś wszystko?- Zapytał mnie mój starszy brat Jonathan.
-Tak, daj chwile niech zamknę torbę.- Odkrzyknęłam siadając na walizce podróżnej, aby łatwiej ją zapiąć.
-Pomóc ci?- Zapytał wchodząc do mojego pokoju.
-Nie dzięki, już skończyłam.- Odpowiedziałam zapinając torbę.
-Na pewno masz wszystko?
-Spokojnie to tylko 10 dni.- Powiedziałam do niego.- Będziesz miał chwilę dla siebie i Charlotte. Odpoczniesz sobie ode mnie.- Uśmiechnęłam się.
-No tak, kto teraz będzie zajmował mi łazienkę.- Zaśmiał się.- Tylko uważaj tam na siebie.- Spoważniał.
-Już mówiłeś mi to z dziesięć razy w ciągu jednego dnia.- Westchnęłam z politowaniem.- Będę na siebie uważać, obiecuję.
-Grzeczna dziewczynka, chodź pora już zawieść cię na lotnisko.
-No to chodźmy.- Powiedziałam biorąc torebkę, a John wziął moją walizkę. Wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy na lotnisko. Dziś wylatywałam na szkolną wycieczkę do Hiszpanii. Jedziemy tam na 10 dni i będziemy wykorzystywać nabyte umiejętności z języka hiszpańskiego w praktyce. Miałam, 4 ale chyba dam sobie radę, bo niestety angielski odpada... Wysiedliśmy z samochodu i czekaliśmy przed lotniskiem. Było tam już mnóstwo rodziców i ich dzieci. Nagle w tłumie zobaczyłam moje koleżanki: Paulinę, Patrycję i Kingę stały obok swoich rodziców koło wejścia.
-John, możemy podejść do dziewczyn?- Zapytałam brata.
-No dobra.- Odpowiedział i wziął moją walizkę i poszliśmy do dziewczyn.
-Hej, wszystkim. Dzień dobry.- Przywitałam się z dziewczynami i ich rodzicami. John stał za mną dalej trzymając walizkę i także przywitał się z resztą.
-Co tam?- Zapytałam dziewczyny, widząc, że nie bardzo dociera do nich to, co mówię.- Widzę, że wszystkie tryskacie energią.- Powiedziałam z ledwo wyczuwalną odrobiną sarkazmu.
-Spałam godzinę.- Powiedziała Paulina.
-Dlaczego?- Zapytałam ją.
-Bo musiałam się spakować.
-Aa to wszystko wyjaśnia.- Powiedziałam a dziewczyny się zaśmiały.
-Proszę wszystkich, aby podeszli na główne lotnisko za 10 minut będziemy wsiadać do samolotu.- Usłyszeliśmy głos głównej organizatorki wyjazdu pani Florence. Po czym wszyscy skierowali się we wskazanym kierunku. My z dziewczynami stałyśmy niedaleko wejścia do samolotu a John z innymi rodzicami poszedł dać nasze bagaże na wyznaczone miejsce. Chwilę porozmawiałyśmy i zaczął się czas pożegnań. Ludzie przecież nie żegnamy się na zawsze, już nie mówiąc o fakcie, że jesteśmy w pierwszej klasie liceum. John doskonale zdawał sobie z tego sprawę, więc podszedł nie lamentując ani zalewając się łzami.
-Tylko uważaj tam na siebie.- Powiedział a ja przytuliłam się do niego.
-Jak zawsze.- Powiedziałam i pożegnaliśmy się. Pomachałam mu jeszcze przed samym wejściem do samolotu, po czym weszłam do samolotu. Miałam na swoim bilecie numer wyznaczonego mi miejsca. Szybko znalazłam je i usiadłam pomiędzy Kingą a Patrycją. Paulina siedziała z przodu. Zaczęłyśmy się śmiać i rozmawiać. Wyjątkowo szybko zleciał nam ten lot.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro