Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 3

Uciekłam. 

Jak tchórz. 

I do tego zostawiłam z nim mój zeszyt - mój lek na wszystkie moje zmartwienia. Jeśli w niego zajrzy, to tak jakby zajrzał w głąb mnie. 

*- Ja, ee.. przepraszam profesorze, spieszę się na kolejne zajęcia. - powiedziałam pospiesznie i nie czekając na jego reakcję, zbiegłam po schodach do wyjścia. 

Tchórz. *

- No to nieźle się odjebało. - powiedziała Wera, wciskając mi w dłoń butelkę piwa, gdy po zajęciach siedziałyśmy na balkonie w jej mieszkaniu.  

Nie pijałam z reguły w tygodniu, zwłaszcza w trakcie semestru, ale dzisiaj musiałam się napić, aby chociaż na chwilę zagłuszyć nerwy. Oparłam głowę o ścianę. 

- To jest jakaś katastrofa. Raz w życiu mi się zdarzył taki wyskok. Kurwa, raz. I co? Ze wszystkich facetów na świecie, to właśnie ten musiał się okazać moim profesorem. Wisi nade mną jakieś fatum, czy co do chuja. - powiedziałam i było to zdecydowanie stwierdzenie, nie pytanie. Pociągnęłam łyk piwa i kontynuowałam. 

- Muszę poprosić o zmianę grupy. Wykłady jakoś z nim zniosę, ale nie dam rady mieć z nim ćwiczeń. 

Spojrzałam na przyjaciółkę, a ona lekko pokiwała głową z niepewną miną. Wiedziałam o czym pomyślała - w każdej grupie jest komplet i jakakolwiek zmiana graniczyła z cudem. 

No i do zmiany grupy potrzebuje zgody Wolańskiego. Chyba nie powinien mi w tej sytuacji robić problemów?

***

Dwie godziny ćwiczeń z Wolańskim były ostatnimi w dzisiejszym planie zajęć. Prośbę o przeniesienie do innej grupy miałam przygotowaną od samego rana. Tuż po zajęciach poczekałam, aż wszyscy opuszczą salę i podeszłam niepewnie do biurka Wolańskiego. Pochylony był nad jakimiś pracami i wydawał się zaskoczony, kiedy odchrząknęłam, aby zwrócić jego uwagę. Uniósł głowę i spojrzał na mnie, a z mojej głowy momentalnie wyparowała cała przemowa, którą miałam przygotowaną od rana. Przetarłam dla pewności brudne od farb, która się nie domyła, dłonie o swoje jeansy i sięgnęłam do swojej torby. Wyciągnęłam z niej pojedynczą kartkę papieru i położyłam na biurku Wolańskiego. 

- Potrzebuję Pana podpisu pod moją prośbą o przeniesienie do innej grupy ćwiczeniowej. - powiedziałam na jednym wydechu, czując jak z nerwów zaciska mi się żołądek. 

Wolański wpatrywał się przez chwilę w moją twarz, a potem wstał i zaczął pakować do swojej torby rzeczy z biurka. Na moją prośbę nawet nie raczył spojrzeć. 

- Nie wyrażam zgody. - rzucił krótko, zapinając torbę. 

Zaskoczona zamrugałam powiekami. Jak to do cholery nie wyraża zgody? To jemu najbardziej powinno tutaj zależeć, abym nie miała z nim zajęć. Spanie ze swoją studentką raczej nie wpłynęłoby dobrze na jego reputację. 

- Jak... musi się Pan zgodzić. - powiedziałam, czując jak na końcu łamie mi się głos. 

Nie wyobrażam sobie ostatniego roku swoich studiów w takiej atmosferze. 

- Izabelo. - odezwał się, a ja poczułam jak włoski stają mi na karku na sam dźwięk mojego imienia w jego ustach. 

Obszedł swoje biurko i oparł się o nie, stając tuż obok mnie. Wsunęłam zdenerwowana dłonie w kieszenie swojego swetra, nie wiedząc co mam z nimi zrobić. 

- Widziałem jak dzisiaj pracujesz. Jesteś dobra. Chcę Cię mieć w swojej grupie. - sięgnął po kartkę z moją prośbą o przeniesienie i złożył ją równo w pół. Wyciągnął dłoń z kartką w moją stronę. Zmrużyłam powieki, wyrywając kartkę z jego ręki. 

- Świetnie. - mruknęłam, obracając się napięcie, aby wyjść z sali. Nie zdążyłam zrobić nawet kroku, czując na nadgarstku uścisk jego dłoni. 

Spojrzałam na niego zaskoczona, ale on tylko wyciągnął z torby mój zeszyt i mi go podał.

- Wiem, że czujesz się niekomfortowo w całej tej sytuacji. Spróbuj to przekuć w coś produktywnego. - powiedział, a ja obserwowałam jego plecy, gdy opuszczał salę. 

*** 

Pochyliłam się nad płótnem. Pokrytym farbą pędzlem, delikatnie przejechałam po powierzchni. Każdy ruch był przemyślany, niemal rytmiczny. Kiedy maluję mam wrażenie jakby czas się zatrzymywał, a wszystko dookoła mnie przestaje istnieć. Spojrzałam zza sztalugi na niewielki stolik, na którym leżało kilka jabłek i świeże kwiaty w wazonie. Wpatrywałam się dłuższą chwilę w martwą naturę, zapamiętując każdy szczegół, aby jak najlepiej odwzorować każdy niuans.  

- Spróbuj lepiej uchwycić ten cień. - usłyszałam cichy głos tuż nad uchem. 

Zamarłam z pędzlem w ręku w powietrzu. 

- Popatrz. - dłoń Wolańskiego delikatnie objęła moją. 

Zanurzył końcówkę pędzla w ciemnej farbie, a potem, nie puszczając mojej ręki, przesunął pędzlem po płótnie. Jego ruchy były delikatne, niemal nieśmiałe. Stał tak blisko mnie, że czułam ciepło jego ciała i delikatny oddech tuż przy karku.  Było coś niezwykłego w tym wspólnym malowaniu, niemal intymnego. I przez chwilę nie chciałam tego przerywać. Odchrząknęłam cicho, a Wolański powoli puścił moją dłoń. Uniosłam niepewnie głowę w stronę mężczyzny, a on wpatrywał się we mnie z nieodgadnioną miną. Miałam wrażenie, że w kącikach jego ust błąka się delikatny uśmiech.

Dzięki Ci boże, że wybrałam ostatnie miejsce na końcu sali. Ta scena dla postronnego obserwatora mogłaby wyglądać co najmniej dziwnie. 

- Dobrze Ci idzie. - powiedział na tyle cicho, abym tylko ja to słyszała. 

Myślałam, że mnie już zostawi i pozwoli dokończyć swoją pracę, ale on uniósł dłoń do mojej twarzy i dotknął kciukiem mojego policzka. A kiedy zabrał dłoń, na jego palcu widniała odrobina czerwonej farby. 

Ten człowiek mnie zrujnuje. 

Czułam to. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro