Rozdział 2
* 3 miesiące później *
Ziewnęłam przeciągle, naciągając rękawy swetra na dłonie. Kto do cholery wymyślił wczesne wstawanie? Spojrzałam na ludzi, którzy zaczęli się zbierać na pierwsze wykłady w nowym roku akademickim i na szczęście nie tylko ja wyglądałam na niewyspaną i niezadowoloną. Upiłam łyk kawy ze swojego termosu, pochylając się nad swoim starym zeszytem. Podparłam głowę na ręku, bazgrając z wyobraźni portret mężczyzny. Jego zarost odcinał się wyraźnie od łagodnych rysów twarzy, a oczy zdawały się głębokie, jakby skrywały jakąś tajemnice. Poderwałam się nagle, czując mocne klepnięcie w ramię, a zaraz potem na siedzenie obok mnie klapnęła Wera.
- Boże, co za poranek. Najpierw nie zadzwonił mi budzik i nie zdążyłam umyć włosów, potem kot mi, kurwa, narzygał do buta i nim znalazłam kolejne to... - Wera paplała, ale ja się wyłączyłam, obserwując mężczyznę, który właśnie wszedł do auli.
Powolnym krokiem zbliżył się do wielkiej tablicy i wyciągając marker, napisał na niej swoje imię i nazwisko. Gabriel Wolański. Miał na sobie ciemną koszulę, na którą ubrał sweterkowy bezrękawnik, a na nosie okulary. Był przystojny i to cholernie, a ja czułam jak na jego widok robi mi się niedobrze, a do gardła podchodzi wczorajsza kolacja. Osunęłam się niżej na krześle, akurat w momencie, gdy mężczyzna obrócił się w stronę krzeseł. Chwyciłam swój zeszyt, zasłaniając nim swoją twarz. Czułam jak z zażenowania zaczynają mnie palić policzki, a serce szybciej bije.
- Witam Was wszystkich w nowym roku akademickim. Nazywam się Gabriel Wolański i będę miał w tym roku przyjemność poprowadzić z Wami wykłady oraz ćwiczenia z Malarstwa. Przed nami..
Jego wywód przerwał mi oburzony głos przyjaciółki.
- W ogóle mnie nie słuchasz.
Chwyciłam ją za rękaw bluzy i pociągnęłam w swoją stronę, aby zniżyła się na krześle do mojego poziomu.
- Wera, kurwa, to ten facet z klubu. - mruknęłam w jej stronę.
Wera spojrzała w stronę Wolańskiego, a potem na mnie i widziałam, że nie wie o co mi chodzi. Naprawdę była aż tak wtedy pijana, że nie wie o czym mówię? Przewróciłam oczami, pochylając się w jej stronę.
- Ten z którym, no wiesz, przed wakacjami. - wyszeptałam, starając się aby nikt wokół nas tego nie usłyszał. Obserwowałam jej minę, widząc jak pracują trybiki w jej głowie. Rozszerzyła na mnie swoje oczy.
- O kurwa, stara, bzyknęłaś profesora?! - powiedziała cicho, ale kilka osób zerknęło niepewnie w naszą stronę.
Czułam, że w tym momencie zaczynają mnie też palić uszy.
- Ciszej świrusko. Nie wszyscy musz.. - urwałam, kiedy usłyszałam nad sobą głos.
- Czy ja Paniom nie przeszkadzam?
Przymknęłam powieki. No to po mnie. Czy mogę się zapaść pod ziemię? To chyba jedyne co mogło mnie teraz uratować. Albo nie. Wyskoczę przez okno. Obróciłam powoli głowę, mierząc się twarzą w twarz z nowym profesorem. Z mężczyzną, z którym spędziłam jedną noc, z przytupem rozpoczynając wakacje. Jego oczy rozszerzyły się na mój widok i wiedziałam, że mnie poznał. Zapanowała niezręczna cisza i wiedziałam, że jak ktoś czegoś zaraz nie powie, to mu się zbełtam ze stresu na buty.
- Koleżanka źle się poczuła, Profesorze. Odprowadzę ją do łazienki, wie Pan, babskie sprawy. - odezwała się Wera, pociągając mnie za rękaw, a ja nie wiedziałam, czy być jej wdzięczną, czy ją udusić za ten tekst. Chwyciłam swoją torbę i niemal rzuciłam się po schodach do wyjścia z auli.
- Jestem skończona. Nie wrócę tam. Rzucam studia. - powiedziałam od razu, kiedy tylko zamknęły się za nami drzwi.
Spojrzałam na Werę, która wyglądała na rozbawioną tą sytuacją.
- To nie jest, kurwa, śmieszne. - wycedziłam przez zęby, idąc w kierunku wyjścia z budynku. Potrzebowałam papierosa.
Oparłam się o ścianę i wyciągnęłam paczkę papierosów, odpalając od razu jednego.
- Stara, wyluzuj. Przespałaś się z naszym nowym profesorem, no i co? To nie koniec świata.
To dlaczego czułam się, jakby to był koniec świata? Zaciągnęłam się papierosem, próbując uspokoić szybkie bicie serca. To wszystko, to musiał być jakiś głupi żart. A może to wszystko mi się śni i zaraz obudzę się w swoim ciepłym łóżku? Wera złapała mnie za ramię i ścisnęła je pocieszająco.
- Musicie po prostu udawać, że nigdy się nie spotkaliście. On pewnie też tak zrobi, w końcu musi być profesjonalny.
Przydeptałam niedopałek, kiwając lekko głową.
- Tak. Pewnie masz rację. - mruknęłam, chociaż wcale tak nie czułam. Jak miałam tam wrócić i tak po prostu udawać, że nigdy go nie widziałam? Chciałam wierzyć, że oboje będziemy profesjonalni, ale gdzieś w głębi poczułam, że nasze wcześniejsze spotkanie będzie miało swoje konsekwencje.
- Wracajmy. Głupio przegapić pierwsze zajęcia. - uśmiechnęłam się niemrawo w stronę przyjaciółki, wracając do budynku.
Wślizgnęłyśmy się po cichu do auli, ale i tak oczy wszystkich skierowały się na nas. Opuściłam głowę, pozwalając kaskadzie włosów zasłonić moją twarz. Wolański mówił coś akurat o programie zajęć, kiedy zajmowałyśmy swoje poprzednie miejsca.
Przez resztę wykładu nie byłam w stanie spojrzeć w jego stronę. Jego głos brzmiał tak spokojnie i profesjonalnie, że niemal czułam się głupio ze wszystkimi obawami, które nachodziły moją głowę.
- Jeeeeeść. - wyjęczała Wera, kiedy opuszczałyśmy po zajęciach salę.
- Ja ani myślę jeść. Za to kolejną dawką kawy nie pogardzę. - powiedziałam, grzebiąc w swojej torbie i przekopując się przez sterty kartek, ołówków, kredek.
- Cholera. Nie mam swojego zeszytu. Musiałam go upuścić. Idź do sklepu, dogonię Cię. - powiedziałam, przeciskając się z powrotem do auli między ludźmi, którzy ją opuszczali. Dotarłam na miejsce, na którym siedziałam, pochylając się pod ławką w poszukiwaniu swojego zeszytu. Uklęknęłam, zaglądając pod pobliskie siedzenia.
- Tego szukasz?
Na dźwięk głosu Wolańskiego poderwałam się do góry, a moja głowa odbyła bliskie spotkanie z brzegiem krzesełka.
- Kurwa. - mruknęłam i uniosłam głowę, rozmasowując obolałe czoło.
Wolański stał nade mną z moim zeszytem w ręku.
- Ostatnim razem widziałem Cię w podobnej pozycji.
To jest ten profesjonalizm, ta?
Podniosłam się pospiesznie do góry, otrzepując swoje jeansy na kolanach. Odchrząknęłam, wyciągając rękę po swój zeszyt.
- Tak, tego szukam, dziękuję.
Mierzyliśmy się przez chwilę spojrzeniami, ale zamiast odzyskać swój zeszyt, patrzyłam jak Wolański zwija go w rulon i wsuwa w tylną kieszeń swoich spodni.
- Pogadajmy.
-
-
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro