Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 15

*3 lata później*


Rozejrzałam się po sali, obserwując tłum. Dobra, nie był to tłum, bo kręciło się tu zaledwie z dwadzieścia osób, ale i tak uważałam to za wielki sukces. 

Dzisiaj otworzyłam swoją własną galerię sztuki. Maleńką. Ale moją własną. Taką, o jakiej marzyłam od zawsze. 

Uniosłam do ust kieliszek z szampanem i pociągnęłam łyk, opijając swój własny sukces. 

- Uśmiech! 

Obróciłam głowę w stronę głosu i zaraz potem błysnął flesz, lekko rażąc mnie w oczy. Wygięłam wargi w szerokim uśmiechu. Przepełniało mnie szczęście. Tak mocne, że sama nie mogłam w nie uwierzyć. Miałam wrażenie, że moje serce roztapia się z radości jak tabliczka czekolady pod promieniami słońca. 

- Jestem z Ciebie bardzo dumny. 

Mój narzeczony pochylił się, żeby złożyć na moich wargach pocałunek. 

Mój narzeczony. 

Wciąż nie mogłam się przyzwyczaić do tych słów, które brzmiały trochę jak sen. Uniosłam dłoń do policzka Filipa i pogładziłam go delikatnie kciukiem. 

Czułam, że jest facetem, na którego czekałam całe życie od momentu, gdy go zobaczyłam. 

Zamówił u mnie obraz dwa lata temu i co nie zdarzało się często, odebrał go osobiście. Wiedziałam, że to ten, kiedy tylko zobaczyłam go w progu mojego mieszkania, bo oprócz tego, że odbierał obraz, przywiózł ze sobą bukiet kwiatów. Słoneczników. Moich ulubionych. 

Usłyszałam pisk i od razu wiedziałam kto to, nie musząc się nawet odwracać.

- Stara, jak zajebiście! Kurwa, jestem w chuj dumna z Ciebie!

Oczy większości ludzi spojrzały w stronę Wery, ale kompletnie się tym nie przejmowałam. Uścisnęłam mocno przyjaciółkę, która rzuciła mi się na szyję. 

- Dziękuję, że przyszłaś. 

- No coś Ty, nie mogłabym tego przegapić za żadne skarby. Pięknie się tu urządziłaś. - powiedziała, rozglądając się dookoła. 

Wera przywitała się z Filipem, a potem poszła po kieliszek szampana. 

Cieszyłam się, że tak szybko zaakceptowała jego obecność w moim życiu. Co nie zdarzało się często - raczej nie przepadała za żadnym z moich byłych chłopaków. 

- Dobrze Cię widzieć taką szczęśliwą. - Filip objął mnie w pasie i pogładził palcem mój bok. 

- To też Twoja zasługa. 

Dobra, czułam się jak zakochana nastolatka. I byłam w tym trochę świrnięta, przyznaję. Ale dawno nie czułam tak szczęśliwa. 

Otwarcie galerii skończyło się jak dla mnie zdecydowanie za szybko, ale byłam wykończona jak nigdy. Emocje ciągle trzymały mnie w napięciu, kiedy wróciliśmy z Filipem do mojego mieszkania. Wciąż mieszkaliśmy osobno, ale niedługo miało się to zmienić. 

Zdjęłam ze stóp szpilki, czując ogromną ulgę, gdy moje stopy dotknęły miękkiego dywanu. 

- Naleję Ci wina. - powiedział Filip, kierując się do kuchni. 

Rozsiadłam się wygodnie na kanapie i już chwilę potem trzymałam w dłoni kieliszek zimnego wina. Upiłam spory łyk i odstawiłam kieliszek na stolik. 

- Zmęczona? - Filip położył dłoń na moim kolanie i pogładził je kciukiem. 

Uśmiechnęłam się i zarzuciłam nogi na jego uda.

- Troszeczkę. Zmęczona, ale szczęśliwa. 

Jego dłonie zaczęły delikatnie masować moje stopy, a potem kostki i łydki. Oparłam się wygodnie o oparcie kanapy i przymknęłam powieki, rozkoszując się jego delikatnym dotykiem. 

Jego palce powoli przesunęły się na moje udo i zaczęły je delikatnie masować. Moje wargi mimowolnie wygięły się w uśmiechu, czując jak moje ciało pokrywa gęsia skórka, a podbrzusze zaciska się przyjemnie od napływającego podniecenia. 

Filip jakby to wyczuł, bo jego dłoń powoli wsunęła się pod krawędź mojej sukienki. Otworzyłam oczy, by popatrzeć na niego, ale jego wzrok skupiony był w tym momencie na moich nagich udach. 

- A Ty? Zmęczony jesteś? 

Zapytałam, o wiele bardziej kokieteryjnie niż zamierzałam. Uniosłam dłoń, przesuwając palcami po jego ramieniu. Musiał wyczytać moje podniecenie, bo wyciągnął ręce w moja stronę i chwilę potem siedziałam już na jego kolanach. 

Wiedziałam już, że ta noc szybko się nie skończy. 

... 

Kończyłam rozstawiać na sztalugach ostatnie obrazy, zanim otworzę galerię. Było tu sporo moich obrazów, ale też masę obrazów innych artystów, które gotowe były, aby ozdobić czyjś dom, gabinet, pomieszczenie. 

Walczyłam właśnie z zawieszeniem jednego obrazu na ścianie, kiedy usłyszałam zgrzyt otwieranych drzwi. 

- Jeszcze zamknięte. Otwieramy za godzinę. 

Powiedziałam, nie ustając próbom zawieszenia obrazu. 

- Cześć, Izabelo. 

Obraz spadł z cichym brzękiem na podłogę i wiedziałam, że na pewno na tym ucierpiał. 

Serce mi tak przyspieszyło, że niemal mnie to zabolało, a żółć podeszła do gardła. Myślałam, że zwymiotuję, czując niebezpieczny uścisk w żołądku. 

- Dowiedziałem się, że otworzyłaś własną galerię i pomyślałem, że..

- Wynoś się. 

Nie odwróciłam się. Nie byłam w stanie na niego spojrzeć. Nie po takim czasie. Nie po tym co się wydarzyło. 

- Iza, porozmawiaj ze mną. 

Zacisnęłam dłonie w pięści, czując jak paznokcie ranią moją skórę. Naprawdę walczyłam w tym momencie sama ze sobą, żeby nie wybuchnąć. 

Licz do dziesięciu. Iza, licz do..

- Iza.. - poczułam dłoń na ramieniu, które momentalnie wyszarpnęłam. 

Obróciłam się, widząc przed sobą twarz Gabriela. Zmienił się. Jego twarz zdobił teraz okazały zarost, natomiast swoje dłuższe włosy obciął bardzo krótko. Na nosie luźno leżały okulary, które wcześniej nosił tylko, gdy pisał na tablicy, lub oceniał prace na uczelni. 

Objęłam się ramionami, czując jak zaczyna mnie przytłaczać jego obecność w tym miejscu. 

- Czego chcesz? 

- Usłyszałem o tym miejscu i pomyślałem, że może..

- Gabriel. - powiedziałam na tyle ostro, że jego brwi powędrowały lekko ku górze. - Powiedz mi, czego chcesz. 

Wsunął dłonie w kieszenie spodni i widziałam po nim, że się denerwuje, bo zaczął błądzić nerwowo wzrokiem. W końcu spojrzał na mnie, a ja poczułam jak robi mi się gorąco pod naciskiem jego wzroku. 

- Myślę o Tobie. Właściwie, nie przestałem myśleć o Tobie od ponad trzech lat. O tym jak Cię potraktowałem, jak Cię zostawiłem bez słowa. Wiem, że zachowałem się jak ostatni kutas i że mi tego nie wybaczysz. Ale musiałem Cię zobaczyć. 

Patrzył na mnie, a ja czułam jak zaczyna mi brakować tchu. Miałam wrażenie, że moje ciało oblewa nerwowy pot. 

Gabriel otwierał usta, żeby dodać coś jeszcze, ale mój mózg w tym czasie jakby przestał funkcjonować i nim zdążyłam pomyśleć co robię, moje ręce objęły jego szyję, a wargi wpiły się zachłannie w jego usta. 

Jego język szybko odnalazł mój. Dłonie objęły mocno biodra, a swoim ciałem przygwoździł mnie do ściany. 

Dyszeliśmy ciężko, zachłannie dłońmi przesuwając po swoich ciałach. 

Czułam jednak, że nie mogę się posunąć dalej. Nie mogłam tego zrobić Filipowi. Położyłam dłonie na piersi Gabriela i odepchnęłam lekko od siebie, a ten spojrzał na mnie zamglonym spojrzeniem. 

- Gabriel ja.. ja jestem zaręczona.. - wychrypiałam dyszącym z wciąż  podnieconym głosem. 

Gabriel patrzył na mnie dłuższą chwilę, a potem po prostu odwrócił się i wyszedł. 

Uciekł. Jak zwykle. 

...

- Nie żartuj sobie nawet tak. 

Ukryłam twarz w dłoniach, słysząc wyrzut w głosie przyjaciółki. Czułam jak zbiera mi się na płacz. Czułam się jak ostatnia szmata po tym, co wydarzyło się w galerii. 

- Serio Iza. Błagam Cię, powiedz mi, że sobie ze mnie żartujesz. 

Pokręciłam przecząco głową, nawet na moment nie odrywając twarzy od dłoni. 

- Kurwa, kobieto. Wykończysz mnie kiedyś. Filip Cię zabije. 

Powiedziała Wera, a ja czułam, jak łzy zaczynają pokrywać moją twarz. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro