Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 1

Zaciągnęłam się papierosem, czując jak pogarsza to już i tak mój wskazujący stan. Głośne śmiechy i rozmowy dobiegające z wnętrza mieszkania mieszały się w jeden szum. 

- Twoi sąsiedzi nas chyba dzisiaj znienawidzą. - odezwałam się do Wery, mojej przyjaciółki, która akurat wyszła na balkon, wciskając mi kolejną butelkę piwa. 

- Jebać. Należy nam się mała impreza na zakończenie kolejnego roku tego gówna. - odpowiedziała z uśmiechem, unosząc swoją butelkę do góry w ramach toastu - I to bez żadnej poprawki u smoczycy Zielińskiej - wyszczerzyła zęby w szerokim uśmiechu, biorąc zaraz potem potężny łyk piwa. 

- Fakt, myślałam, że znowu będzie chciała mnie uwalić. Całe szczęście, że idzie na emeryturę. Nie przeżyłabym z nią kolejnego roku. - mruknęłam, biorąc łyk piwa. 

Profesor Zielińska uczyła Malarstwa i zdecydowanie nie było od niej innej osoby, która bardziej potrafiła uprzykrzyć studentowi życie. Każdy najmniejszy błąd był dla niej idealnym powodem do upokorzeń. 

- Może tym razem trafi nam się Jakubowska. Słyszałam, że lubi sobie strzelić małpkę przed zajęciami. - roześmiała się Wera, klepiąc mnie lekko w ramię. - Zbieraj się. Idziemy wszyscy do klubu. Czas się naprawdę zabawić. 

Dopiłam szybko swoje piwo, dołączając do reszty. 

...

Klub przesiąknięty był studentami. Każdy świętował rozpoczęcie wakacji i chwilowe oderwanie od obowiązków. Głośna muzyka dudniła mi uszach i ledwo mogłam zrozumieć przekrzykujących się ludzi. 

- Chodźmy tańczyć! - wykrzyknęła Wera, niemal od samego wejścia ciągnąc mnie w stronę parkietu. 

- Najpierw alkohol! - odkrzyknęłam, ciągnąc ją za rękę w stronę baru. Jęknęła na moje słowa, ale posłusznie podreptała za mną. Dałam znać barmanowi, aby zrobił nam dwa słodkie drinki. Dzisiaj był ten dzień, kiedy miałam ochotę poluzować wszystkie hamulce i dobrze się zabawić. 

Ostatnie miesiące na uczelni były cholernie ciężkie, do tego dorywcza praca w kawiarni. Spanie po 4 godziny na dobę i litry kawy i energetyków, których miałam wrażenie, że było w moim ciele więcej niż krwi. 

Wera pochyliła się w moją stronę. 

- Nie obracaj się, jakiś typ Cię obczaja. - powiedziała z tak wielkim uśmiechem, że wyglądała niemal jak pięcioletnie dziecko na widok cukierka. 

Przewróciłam oczami i policzyłam powoli w głowie do pięciu, powoli obracając głowę w kierunku jednej z loży. Siedziało w niej parę roześmianych osób. Jeden facet zerkał ukradkiem znad swojego drinka w naszą stronę. 

- Nie gapi się na mnie, tylko na Ciebie. Twoja nowa fryzura przyciąga uwagę każdego.  - odpowiedziałam, zerkając na burzę jej krwistoczerwonych włosów, które gdzieniegdzie skrywały zielone pasemka. 

Prychnęła, poprawiając teatralnie włosy. 

- Bo zazdroszczą. Ale jestem pewna , że gapi się na Ciebie. Poza tym wygląda jak seksowny informatyk. - odebrała od barmana swojego drinka i upiła łyk przez słomkę. 

Seksowny i informatyk w jednym zdaniu zdecydowanie się nie łączy. Zerknęłam ukradkiem w stronę loży, ale nie było w niej już mężczyzny. 

- Nie próbuj mnie swatać. Wiesz, że spotykam się z Kubą. 

Na moje słowa Wera od razu przewróciła oczami. Nie musiała nic mówić, bo wiedziałam, że nie przepadają za sobą z Kubą i Wera od samego początku mi wmawiała, że to palant. 

- To gdzie teraz jest ten Twój amant, hm? - zapytała niemal oskarżycielsko. 

Upiłam łyk swojego drinka. 

- Mówiłam Ci, że musiał pojechać do rodziców. Wróci dopiero po weekendzie. 

Machnęła ręką, dopijając swojego drinka. 

- Zeruj. Chcę taaańczyć. - przeciągnęła, niemal przestępując z nogi na nogi. 

Roześmiałam się, wypijając drinka do dna.

... 

Czułam, jak lepię się od potu, a bluzka przykleja się do mojej mokrej skóry. Przez dobrą godzinę nie zeszłyśmy nawet z parkietu.

- Muszę zapalić! - krzyknęłam do ucha Wery, która na moje słowa machnęła ręką, nie mając nawet zamiaru przerywać tańca. Jej czerwone włosy podrygiwały z każdym jej ruchem. Była wulkanem energii w czystej postaci. 

Przecisnęłam się przez tłum ludzi do wyjścia z klubu. Przyjemny letni wiatr od razu owiał moją zgrzaną od tańca skórę. Odpaliłam pośpiesznie papierosa, wolną ręką wyciągając z kieszeni spodni swój telefon. Nic. Zero wiadomości od Kuby. Wiedziałam, że pojechał do rodziców, których dawno nie odwiedzał, ale liczyłam chociaż na jedną wiadomość. Zaciągnęłam się, odpalając Instagrama. Przewijałam pośpiesznie Instastories znajomych, dopóki jedna nie przykuła mojej uwagi. Na zdjęciu nie było nic szczególnego, parę butelek piwa i drinki, ale to co zwróciło moją uwagę to jedno z oznaczeń. Konto Kuby zostało oznaczone. Zmrużyłam pijane oczy, patrząc na czas dodania zdjęcia. Godzinę temu. Pospiesznie wybrałam numer Kuby, ale połączenie po kilku sygnałach zostało odrzucone. 

Co do ch.. 

Wróciłam do Instagrama i weszłam na konto koleżanki ze studiów Kuby, która wrzuciła zdjęcie i go oznaczyła. Szybko wystukałam do niej wiadomość prywatną. 

"Kuba jest z Tobą?"

Zdążyłam spalić całego papierosa, zanim wiadomość zmieniła status na odczytaną. Gapiłam się w ekran, dopóki nie zaczęły na nim podskakiwać trzy kropki. Trwało to z minutę, ale miałam wrażenie jakby trwało z pół godziny. W końcu kropki przestały podskakiwać. 

No dawaj kurwa, pomyślałam, czując jak łapią mnie nerwy. 

Po kolejnej długiej minucie w wiadomości pojawiło się do otwarcia zdjęcie. Nie czekając nawet sekundy, kliknęłam wyświetl. 

Czułam, jak zbiera mi się na rzygi i to bynajmniej nie od ilości wypitego dzisiejszego wieczoru alkoholu. Przetarłam wierzchem dłoni powieki, pod którymi zaczęły mi się zbierać palące łzy. Dogasiłam niedopałek, wciskając się z powrotem w tłum w klubie, aby odnaleźć Werę. Jej czerwona czupryna wyróżniała się w gąszczu ludzi, więc szybko udało mi się ją odnaleźć przy barze, gdy akurat przechylała szota. 

- Wracam do domu! - krzyknęłam w jej stronę. 

Spojrzała w moją stronę, robiąc wielkie oczy. 

- Chyba osza.. Co Ty płakałaś?! - odkrzyknęła, przyglądając mi się badawczo.

Odetchnęłam cicho, próbując uspokoić swoje nerwy i nie rozryczeć się na widoku wszystkich ludzi. Nie zdążyłam się nawet odezwać, kiedy Wera wysunęła w moją stronę dwa szoty. 

- Pij. A jak trzeba zakopać czyjeś ciało, to pamiętaj, że wystarczy Twoje słowo. 

Przyglądałam się chwilę jej twarzy, a potem przechyliłam dwa szoty, jeden za drugim. Nie chciałam jej psuć teraz wieczoru swoimi problemami, więc postanowiłam pozostawić ten temat na jutro. Zwłaszcza, że wiedziałam, że zaraz się nakręci. 

Wera podsunęła mi kolejne dwa szoty. 

- Na strzała. I parkiet jest nasz do rana. 

Wyszczerzyła zęby w szerokim uśmiechu, a ja jedyne co, to mogłam przystać na jej słowa. Nie było sensu się użalać. 

Dzisiejszy wieczór miał być zwieńczeniem i świętowaniem ciężkich miesięcy mojej pracy. Nie mogłam dać sobie tego odebrać. Wychyliłam szoty i dałam się porwać muzyce na parkiecie. 

https://youtu.be/sGdyQY0cV3c

Zamknęłam oczy, czując jak wypełnia mnie muzyka. I alkohol. Po takiej dawce już dawno przekroczyłam stan "pijanej" i niebezpiecznie zbliżałam się do stanu "nawalonej'. Poczułam się na tyle dobrze, że nie zwracałam uwagi na nic dookoła, dopóki nie poczułam, jak ktoś mnie popycha, a ja aby zachować i tak już rozchwianą równowagę, cofnęłam się do tyłu. I nadepnęłam komuś na stopę. 

Cholera. 

Obróciłam się pospiesznie. 

- Cholera, przepraszam, nie z.. - urwałam, widząc przed sobą mężczyznę, który obserwował nas wcześniej z loży. Był ode mnie wyższy, więc aby spojrzeć na jego twarz musiałam zadrzeć głowę do góry. 

Patrzył na mnie, ale jego mina nie wyrażała kompletnie niczego. 

- Nic się nie stało. - powiedział tak cicho, że ledwo go słyszałam przez głośną muzykę. Poprawił okulary na swoim nosie, nawet na moment nie spuszczając wzroku z mojej twarzy. 

Tak. To na tyle. 

Obróciłam się z zamiarem odszukania Wery, która zniknęła mi gdzieś w tłumie, ale wtedy poczułam na nadgarstku dłoń nieznajomego. Spojrzałam na niego zaskoczona tym odruchem. 

- Może mogę Ci postawić drinka? - zapytał, nie puszczając mojej ręki. Przyglądał mi się tak, jakby analizował to, co mogę odpowiedzieć. 

Mogłam odmówić i wrócić do Wery, ale mogłam też dać się w końcu ponieść i pozwolić sobie zapomnieć o tym co się stało z Kubą. Chociaż na ten wieczór. Skoro on bawił się świetnie, nie chciałam być gorsza. 

- Wolę zatańczyć. - odpowiedziałam, zarzucając ręce na jego ramiona. 

...

Jęknęłam, czując pulsujący ból głowy. Czego mogłam się spodziewać po takiej ilości wypitego alkoholu. Po omacku spróbowałam wymacać swoją komórkę, ale zamiast tego trafiłam na czyjąś dłoń. Kiedy ten fakt dostał do mojego skacowanego mózgu, poderwałam się, omiatając wzrokiem otoczenie. 

W moim łóżku leżał facet. 

Cholera. To nie moje łóżko. Rozejrzałam się pospiesznie zdając sobie sprawę, że jestem w obcym mieszkaniu, a na sobie nie mam... Nic. 

Spojrzałam na mężczyznę, który spał nieświadomy niczego. Z urywek wspomnień pamiętam, że to ten, który mi się przyglądał. Później tańczyliśmy. A potem.. Czarna dziura. 

Miał ciemne, nieco dłuższe włosy, które teraz w totalnym nieładzie okalały jego twarz. Przez ciemne światło w klubie nie mogłam mu się za dobrze przyjrzeć. Wyglądał na starszego ode mnie, na pewno był sporo po trzydziestce. 

- Brawo Iza - mruknęłam cicho sama do siebie. 

Najciszej jak umiałam zsunęłam się z łóżka. Odszukałam w pośpiechu swoje ubrania porozrzucane po podłodze. Moja torba leżała w przedpokoju i na szczęście mój telefon w niej był. Ponad trzydzieści nieodebranych połączeń i prawie tyle samo wiadomości. Od Wery. I Kuby. Prawie wszystkie o tej samej treści. 

"Iza, gdzie jesteś?!"

"Czemu nie odbierasz??"

"Pogadajmy."

Tą ostatnią od Kuby od razu usunęłam. 

Najciszej jak mogłam wyszłam z mieszkania nieznajomego, od razu wybierając numer przyjaciółki. 

- Żyję. Jadę do Ciebie. Cholera, odwaliłam. 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro