Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4


Podparłam opadającą ze zmęczenia głowę na ręku. Potrzebowałam kawy i to już. Ziewnęłam przeciągle znad swojego zeszytu, którego wcześniej czysta kartka, pokryta była teraz bazgrołami. 

- Zaraz tu padniesz. Co robiłaś w nocy?

Usłyszałam szept Wery tuż nad uchem. Nie odrywając wzroku od swojego zeszytu i rysowania w nim, odpowiedziałam. 

- Kończyłam ten rysunek na zaliczenie. Za bardzo się wczułam i nim się obejrzałam była piąta. - odpowiedziałam cicho. 

Niewielkie linie i kształty rysowane na kartce przybierały coraz bardziej zorganizowaną formę. Rysunki w moim zeszycie nie były dziełami sztuki i nie było to nigdy coś, czym chciałam się dzielić z kimkolwiek. To był wyraz mojego wewnętrznego świata. Zeszyt był taką przestrzenią, gdzie mogłam być sobą. Moja mała forma wolności. 

- Czy ja Panią nudzę, Pani Izabelo? - usłyszałam tuż nad swoją głową. 

Zamknęłam gwałtownie strony zeszytu i uniosłam głowę na Wolańskiego, który stał przed moją ławką. Poczułam się jak pięcioletnie dziecko przyłapane przez matkę na pisaniu po ścianie. Już otwierałam usta, żeby odpowiedzieć, kiedy znowu usłyszałam słowa Wolańskiego. 

- Proszę zostać po zajęciach. - powiedział, obracając się i schodząc po schodach do tablicy. 

Świetnie. Jeszcze tego mi było potrzeba. 

Specjalnie ociągałam się na koniec zajęć, pakując swoje rzeczy do torby. Miałam teraz godzinną przerwę przed kolejnymi zajęciami i byłam zła, że Wolański zabiera mi wolny czas. 

- Zamówię Ci jakieś żarcie, tylko się pospiesz. - usłyszałam głos Wery, która zaraz potem zbiegła po schodach do wyjścia. 

Poczekałam, aż drzwi auli zamkną się za ostatnim studentem i zeszłam powoli do biurka Wolańskiego, który w tym czasie zmazywał popisaną tablicę. 

- Przepraszam, jestem dzisiaj tr.. - zaczęłam, ale urwałam, kiedy uniósł rękę, abym przestała mówić. 

Oparł się plecami o tablicę, krzyżując ręce na klatce piersiowej. Jego wysoka sylwetka, zawsze nienagannie ubrana, od razu przyciągała wzrok. Nie był typowym akademickim profesorem, który znikał w tłumie niezauważony i doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że wiele studentek było nim zainteresowanych. Lekki zarost zdawał się dodawać mu męskiego uroku, do tego te głębokie, ciemne oczy - czasem miało się wrażenie, że widzą więcej, niż powinny. Jakby przedzierały spojrzeniem Twoje wnętrze na wylot. 

Ale to nie jego wygląd sprawiał, że dostawałam gęsiej skórki. Jego sposób mówienia - lekko szorstki, głęboki głos, pełny pewności siebie. 

- Mój dobry przyjaciel organizuje niewielką wystawę. Chciałbym, aby kilka Twoich prac zostało u niego wystawionych. - powiedział, nie zmieniając nawet na chwilę swojej pozycji. Wpatrywał się w moją twarz, jakby czekając na moją reakcję. 

- O. - wyrwało mi się. 

Zaskoczył mnie i byłam pewna, że było to widać po mojej minie, bo zmarszczył lekko swoje brwi. Kilka razy moje prace były już wystawiane, ale nie spodziewałam się takiej propozycji od Wolańskiego. 

- Jest Pan pewien, że na pew.. - ruszył w moją stronę, przerywając moje zdanie.

Co on do cholery miał z tym przerywaniem mi?

- Jesteś dobra, Izabelo. Niech inni też to zobaczą. 

Objęłam się ramionami, czując jak twarz zaczyna mnie palić. 

- Czy Pan mnie faworyzuje, profesorze?

Patrzył na mnie dłuższą chwilę bez słowa, a kąciki jego warg zadrgały delikatnie, jakby chciał się uśmiechnąć. Nie zrobił tego jednak. 

- Przynieś na piątkowe zajęcia swoje najlepsze prace. Wybierzemy coś na wystawę. 

Powiedział, zabierając swoją torbę i opuszczając aulę. 

***

- O stara. Widzę, że zajęcia u Wolańskiego masz już zaliczone na piątkę. - powiedziała Wera, kiedy po zajęciach stałyśmy na przystanku, czekając na autobus i opowiedziałam jej moje krótkie spotkanie po wykładzie. 

Wiedziałam, że mówi to w formie żartu, ale czułam się głupio, że to mnie Wolański wybrał do pokazania swoich prac na wystawie. Wiedziałam, że moje prace są dobre. Ale czy są wybitne? Lepsze od innych? 

Czułam, że mnie faworyzuje. Tylko dlaczego?

***

Piątkowe ćwiczenia z Wolańskim były ostatnimi i kończyły się o dwudziestej. Ostatni student opuścił salę, a ja powolnym krokiem podeszłam do biurka profesora, który akurat pozbierał wszystko co na nim leżało i odłożył na jedną stertę. 

- Pokaż wszystko co tam masz. - powiedział, a ja niemal skarciłam się na samą myśl o tym, jak dwuznacznie w mojej głowie to zabrzmiało. 

Ogarnij się, Iza. 

Wyciągnęłam kilka swoich prac i rozłożyłam je na biurku Wolańskiego. Przysunął jedno krzesełko do biurka i ustawił je obok swojego krzesła. Usiadłam na jego skraju. 

- Lubisz portrety, co? 

Usiadł na drugim krześle tuż obok mnie. Przesunął powoli dłonią po jednym z rysunków. W jego oczach było widać napięcie, gdy analizował każdy rysunek po kolei. Nic nie mówił przez dłuższą chwilę i zdałam sobie sprawę, że nie mogę się doczekać jego opinii na temat moich prac. Na wiele z nich poświęciłam tygodnie, eksplorując różne techniki i style, zanim znalazłam swój własny. 

- Masz dobrą kreskę. Interesująca paleta barw. - uniósł jeden z rysunków do góry, aby bardziej mu się przyjrzeć. 

Obraz przedstawiał portret młodej kobiety, a jego barwy były utrzymane w kolorach czerwieni, czerni i złota. 

- Jakie emocje chciałaś przekazać tym obrazem? - zapytał, obracając głowę w moją stronę. 

Siedział tak blisko mnie, że wystarczyłoby, abym podniosła rękę, by dotknąć jego twarzy. Prawie czułam na swojej jego ciepły oddech. 

Spojrzałam na rysunek, który trzymał w swojej dłoni. Doskonale pamiętałam każdy moment malowania  i każdy swój rysunek. 

- Chciałam uchwycić uczucie niepokoju, które mi wtedy towarzyszyło. Może.. może trochę tęsknoty. - powiedziałam cicho. 

Nie spuszczałam wzroku z rysunku, ale kątem oka widziałam, że Wolański mi się przygląda, jakby chłonął to co mówię i wczuwał się w moją wizję artystyczną. 

- W takim razie musimy go wystawić. 

Powiedział, odkładając moją pracę na bok. Przyglądał się jeszcze przez chwilę kilku innym i dołożył trzy do tej pierwszej. 

- Przekażę je mojemu przyjacielowi. Wystawa odbędzie się za dwa tygodnie. Oczywiście dostaniesz zaproszenie. 

Pokiwałam lekko głową i sięgnęłam po resztę swoich prac, aby je zebrać - a on, jakby myśląc o tym samym, wyciągnął po nie swoją rękę. Jego palce zetknęły się z moimi, a to momentalnie przyspieszyło bicie mojego serca. 

Chciałam cofnąć rękę, ale jego palce delikatnie objęły moje. Wpatrywał się we mnie jakby chciał coś powiedzieć, ale z jego ust nie wydobyło się żadne słowo. 

Odchrząknęłam cicho. 

- Powinnam już iść, robi się późno. - powiedziałam cicho, powoli cofając swoją dłoń. 

Czułam, że jestem cała czerwona, bo twarz paliła mnie aż po uszy. Byłam zażenowana całą tą sytuacją, a jednocześnie czułam się trochę jakbym była na pierwszej randce z facetem i nie wiedziała co mam zrobić. 

- Tak, zdecydowanie powinnaś już iść, Izabelo. - odezwał się, a ja miałam jakieś dziwne poczucie, że za tymi słowami kryje się jakieś drugie dno. 

***

Dzisiaj były urodziny Wery i mimo, że miałam do nadrobienia kilka prac, które robiłam na zamówienie, aby sobie dorobić, nie mogłam odpuścić wyjścia. 

Pociągnęłam w dół czarną sukienkę, która co chwilę niebezpiecznie podwijała mi się do góry. Spojrzałam na przyjaciółkę, która od kilkudziesięciu minut nie schodziła z parkietu i tańczyła razem z resztą znajomych. Jej, tym razem niebieskie, włosy podrygiwały, gdy podskakiwała w rytm muzyki. 

- Może mogę postawić Ci drinka? 

Usłyszałam nad uchem. Moja skóra momentalnie pokryła się gęsią skórką, a przed oczami stanęła scena sprzed trzech miesięcy, w tym samym klubie. 



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro