Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

MILCZENIE Bajka

tłumaczenie: Juliusz W. Gomulicki

"Posłuchaj m n i e - rzekł Demon,

Położywszy mi rękę na głowie. -
Kraina, o której mówię, to posępna kraina Libii,
Nad brzegami rzeki Zairy.
I nie ma w niej ani spokoju, ani milczenia.

Wody owej rzeki maja chorobliwą barwę szafranu
I nie plyna prosto do morza,
Ale ciągle pulsują i pulsują pod czerwoną źrenicą słońca,
Drganiem burzliwym i konwulsyjnym.
Na wiele mil po obu stronach zamulonego koryta rzeki
Rozciąga się blada pustynia olbrzymich nenufarów.
Wzdychają do się, jeden do drugiego, w swym osamotnieniu
I wyciągają ku niebu długie, upiorne szyje,
I chwieją na różne strony nieśmiertelnymi głowami,
I rozlega się jakiś niewyraźny szmer,
Co wydobywa się spomiędzy nich
Niby szum podziemnego źródła.
I wzdychają, jeden do drugiego.
Jest wszelako granica położona ich królestwu -
Granica ciemnej, okropnej, wyniosłej puszczy.
Tam, niby fale wokoło Hebrydów,
Bezustannie poruszają się drobne krzewiny,
Żaden wiatr nie wieje wszakże po niebiosach.
I wiecznie się kołyszą wysokie prastare drzewa,
Napełniając powietrze potężnym łoskotem,
A z ich wyniosłych wierzchołków, kropla po kropli,
Kapie nieśmiertelna rosa;
A u ich korzeni
Leżą dziwne trujące kwiaty, powykręcane w niespokojnej drzemce;
A górą, z donośnym szumem i szelestem,
Pędzą wiecznie na zachód szare chmurzyska,
Póki nie przewiną się, niby katarakta, poprzez ognistą ścianę widnokręgu.
Żaden wiatr nie wieje wszakże po niebiosach,
A nad brzegami rzeki Zairy
Nie ma spokojności, ani milczenia.

Noc była i padał deszcz;
A gdy spadał, był deszczem,
A gdy już spadł, stawał się krwią.
I stałem w bagnie pomiędzy wysokimi nenufarami,
I deszcz mi padał na głowę,
I nenufary wzdychały, jeden do drugiego,
W solenności swojego opuszczenia.
I nagle poprzez cienką upiorną mgłę przedarł się księżyc,
A był o barwie szkarłatnej.
I mój wzrok upadł na potężną szarą skałę,
Która wznosiła się nad brzegiem rzeki
I była oświetlona blaskiem księżyca.
A była to skała szara i upiorna, i wysoka,
I była szara,
A na jej czole były wyryte w kamieniu litery.
I póty kroczyłem poprzez bagnisko nenufarów,
Póki się nie przybliżyłem do brzegu,
Tak że mogłem odczytać litery wyryte na kamieniu.
Nie zdołałem ich jednakowoż odczytać
I odchodziłem już z powrotem do bagniska,
Gdy wtem księżyc zajaśniał pełniejszą czerwienią,
I odwróciłem się, i ponownie spojrzałem na skałę,
I na owe litery;
A te litery głosiły: OPUSZCZENIE.

I spojrzałem do góry,
A na szczycie skały stał człowiek;
I ukryłem się pomiędzy nenufary,
Abym mógł wyśledzić, co ów człowiek uczyni.
A był ów człowiek wysoki i okazały,
I był odziany
Od stóp do ramion w togę starożytnych Rzymian,
I nie można było rozróżnić jego kształtów,
Ale rysy jego oblicza były zaprawdę rysami bóstwa,
Ani bowiem opończa nocy,
Ani mgła, ani księżyc, ani rosa
Nie zasłoniły rysów jego oblicza.
A jego czoło było dumne od myśli,
A jego oko dzikie od troski,
A z niewielu zmarszczek na obliczu
Wyczytałem opowieść o smutku i o znużeniu, i o wstręcie do rodzaju ludzkiego,
I o tęsknocie za samotnością.

I siadł ów człowiek na skale, i oparł głowę na dłoni,
I poglądał na owo pustkowie.
Patrzył w dół, na niespokojne krzewiny,
I w górę, na wysokie prastare drzewa,
I jeszce wyżej, na rozszumiałe niebiosa,
I na szkarłatny krąg księżyca.
Ja zaś leżałem utajony pod osłoną nenufarów
I uważałem jeno, co czyni,
A ów człowiek drżał w samotności -
Noc powoli mijała, a on ciągle siedział na skale.

I odwrócił ów człowiek swoją uwagę od niebios,
I poglądał na posępną rzekę Zairę,
I na jej żółte upiorne wody,
I na blade legiony nenufarów.
I przysłuchiwał się westchnieniom nenufarów,
I szmerowi, co spośród nich się wydobywał,
A ja leżałem utajony w moim ukryciu,
I uważałem jeno, co czyni,
A ów człowiek drżał w samotności -
Noc powoli mijała, a on ciągle siedział na skale.

Opuściłem się przeto w najskrytsze zakątki bagniska
I pobrnąłem głęboko w samą dzicz nenufarów,
I przywołałem hipopotamy,
Które mieszkały w żuławach,
W najgłębszych zakątkach bagniska.
I hipopotamy usłyszały moje wołanie,
I przyszły, wraz z behemotami, do samego podnóża skały,
I ryczały donośnie a przeraźliwie pod księżycem,
A ja leżałem utajony w moim ukryciu
I uważałem, co czyni człowiek.
A ów człowiek drżał w samotności -
Noc powoli mijała, a on ciągle siedział na skale.

Zakląłem przeto żywioły zaklęciem niepokoju;
I straszliwa burza zebrała się na niebie,
Gdzie przedtem nie było ani wietrzyka.
I niebo posiniało od gwałtowności burzy -
I deszcz począł smagać człowieka po głowie -
I wody rzeczne wystąpiły z brzegów -
I umęczona rzeka pokryła się pianą -
I nenufary zawodziły na swoich kępach -
I puszcza poczęła się kruszyć pod ciosami wichru -
I grom huczał -
I błyskawica migotała -
I skała trzęsła się w posadach.
A ja leżałem utajony w moim ukryciu
I uważałem jeno, co czyni człowiek.
A ów człowiek drżał w samotności -
Noc powoli mijała, a on ciągle siedział na skale.

Zawrzałem przeto gniewem i przekląłem klątwą m i l c z e n i a -
I rzekę, i nenufary, i wicher ów, i puszczę,
I niebo, i grom ów, i westchnienia nenufarów.
I zostały przeklęte, i z a m i l k ł y.
I księżyc przestał wtedy wydeptywać swoją ścieżkę na niebie -
I grom skonał w milczeniu -
I błyskawica przestała migotać -
I chmury nieruchomo zawisły -
I wody spłynęły do dawnego poziomu i zastygły -
I drzewa przestały się kołysać -
I nenufary przestały wzdychać -
I nie słyszało się już wychodzącego spomiędzy nich szmeru
Ani też najlżejszego dźwięku pośród owej bezkresnej pustyni.
I spojrzałem na litery wyryte na skale,
A były już zmienione -
I te litery głosiły: MILCZENIE.

I zwróciłem oczy na oblicze człowieka,
A oblicze jego pobladło z przerażenia.
I uniósł gwałtownie głowę z oparcia dłoni,
I stanął wyprostowany na skale, i nasłuchiwał.
Żaden dźwięk jednak nie rozlegał się pośród owej bezkresnej pustyni,
A litery na skale głosiły: MILCZENIE.
I człowiek cały zadrżał,
I odwrócił oblicze,
I uciekł hen w dal, w wielkim pośpiechu,
Tak żem go już więcej nie oglądał."

* * *

Owóż wiele jest doskonałych opowieści w księgach Magów,
W tchnących melancholią, zamkniętych na żelazne klamry księgach Magów.
I są tam - powiadam wam - wspaniałe historie o Niebie
I o ziemi, i o potężnym morzu,
A także o Dżinach,
Co panowały nad morzem, nad ziemią i nad wyniosłym Niebem.
Wiele głębokiej mądrości było również w przypowieściach opowiadanych przez Sybille
I o wielu, wielu świętych rzeczach dowiadywano się ongi
Z szelestu ciemnych liści, co drżały wokoło Dodony.
Wszelako, na Allaha,
Tę bajkę, którą opowiedział mi Demon,
Gdy siedział obok mnie w cieniu grobowca,
Uważam za najbardziej zadziwiającą spośród wszystkich!
A gdy Demon ukończył swoją opowieść,
Przewrócił się w wydrążenie grobowca
I począł się śmiać.
Ale ja nie mogłem się śmiać razem z Demonem,
I przeklął mnie za to, że się nie mogłem śmiać.
A ryś, który wiecznie mieszka w grobowcu,
Wyszedł z niego na zewnątrz
I położył się u stóp Demona,
I uporczywie patrzył w jego oblicze.

20.01.18

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro