Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

6

Z: Dziękuję że jesteś przy mnie. - przytuliłem go.
S: Teraz będę przy tobie zawsze jak będziesz tego potrzebował.

Pers. Ziemia

Z: Nie musisz być taki nadopiekuńczy
S: Wiem... Ale po prostu tak jest że jak się kogoś kocha to można dla niego skoczyć w ogień.
Z: O-ogień.... - przed oczami pojawiły mi się obrazy palącej się Australii... Ten ból... Tyle strat... Tyle śmierci... To cierpienie i niepokój...

Zacząłem dusić się dymem wychodzącym z moich ust. To przeze mnie czy przez nich..?

S: Ziemia?! C-co się dzieje?!
Z: O-odsuń s-się... - gestem pokazałem mu żeby się nie zbliżał.

Pers. Słońce

Odszedłem kawałek ale czuje strach i nie chcę go zostawiać. Nad chyba ona się nazywała Australia, pojawiła się ognista poświata, a potem bardzo dużo czarnego dymu..

Czyżbym go palił swoim dotykiem..lub sobą...?

Po kilku minutach jego wygląd się nie zmienił ale już nie dręczyły go napady kaszlu.

Z: J-już mi lepiej...
S: Co było tego przyczyną?
Z: Ogień...
S: C-czy to przeze m-mnie..?
Z: N-nie wiem... T-ty nie zrobiłeś tego specjalnie.. Oni są tego głównym powodem...
S: Czemu ci tak na nich zależy? - usiadłem koło niego i wziąłem jego dłoń - Oni przecież cię tylko trują.. A ty jeszcze w dodatku ich chronisz..
Z: Po prostu.. Uważam że nikt nie zasługuje na zagładę..
S: A-ale - przerwał mi. Przycisnął swoje wargi do moich tak żabym nie mógł niczego powiedzieć.
Z: Ze mną wszystko będzie w porządku... I tak chyba nie możesz niczego zrobić..
S: J-ja.. Mogę ich spalić.. - wyciągnąłem rękę przed siebie pokazując że mogę wytworzyć swój własny ogień.
Z: T-to twoja zdolność?
S: Każda gwiazda tak potrafi. Żeby ochraniać planety w swoim układzie. Jesteście dla mnie jak rodzina.. No oprócz ciebie.. - posmutniał - Gdybyś był moją rodziną to nie mógłbym zrobić tego. Czy chcesz zostać moim chłopakiem? - rozpromienił się na wieść o nagłym obrocie spraw.
Z: Oczywiście że tak, bo cię kocham! - rzucił się na mnie i pocałował, odwzajemniłem pocałunek.

Z: J-ja.. Czy mogę iść spać? Jestem trochę zmęczony.
S: Oczywiście że możesz. Dasz radę sam pójść czy cię zanieść?
Z: Chyba dam radę - wstał ale od razu spadł na mnie bo nie mógł się utrzymać na nogach.

Wziąłem go na ręce przez co słodko pisnął.

Z: C-co ty robisz?!
S: Trzymaj się mnie księżniczko.
Z: Nie nazywaj mnie tak!
S: Dobrze dobrze kochanie ty moje ~~ - pocałowałem go w czoło.

Zaniosłem go do pokoju do którego mnie poprowadził. Była to jego sypialnia, wszystko o dziwo było pięknie posprzątane tak jakby ktoś przez cały czas o niego dbał.

Położyłem go na łóżku i przykryłem kołdrą. Sam zasłoniłem rolety i już miałem wychodzić ale poczułem że ktoś złapał moją rękę.

Z: S-słońce... Czy możesz się ze mną położyć? - widziałem że był czerwony jak burak.
S: Dobrze, a nie chcesz się przebrać? Widzę że te ubrania są trochę brudne.
Z: A wyjdziesz?
S: Tak, zawołaj mnie jak już skończysz.

Wyszłem z jego pokoju a sam poszłem do mojej walizki po moje rzeczy do przebrania. Weszłem do łazienki i się rozebrałem. Niestety spojrzałem w lustro i zobaczyłem wszystkie moje blizny po moich nieudanych eksperymentach. Nadal w niektórych miejscach muszę nosić bandaże żeby ta gorąca substancja się nie wydostała. Spali prawie wszystko na swojej drodze.

Wkońcu się ubrałem. Od razu po wyjściu z łazienki usłyszałem głos Ziemi.

Wszedłem do pokoju i zobaczyłem że on już leży w łóżku.
Przesunął się w stronę ściany żebym mógł się położyć koło niego. Oplotłem ręce wokół jego ciała żeby było nam wygodniej.

S: Dobranoc~
Z: Dobranoc Słoneczko moje

4/7

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro