Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

9. Nie spodziewałem się takiej informacji od Lottie.

Obiecany jeszcze jeden rozdział 💙💚

Harry z ciężkim oddechem skończył całą przemowę, jego oczy były pełne żalu i wstydu, za to co jego syn zrobił. Co robił odkąd Louis tutaj był.

- Naprawdę nie zasłużyłem na szczęście Mais? Po tym wszystkim, nie chcesz mnie szczęśliwego? - jego omega była smutna.

- Chcę, ale on pojawił się tu nagle mamo, nagle - przypomniał rodzicowi - Jakoś nie chce mi się wierzyć, że tak po prostu rzucił wszystko i się tu przeprowadził.

- Ale zrobił to Maison, zrobił i traktuje mnie dobrze, ciebie też pomimo tego co robisz - przypomniał - Pierwszy raz czuję się kochany synku, zakochany.

- A potem znudzi mu się wieś, a ty zostaniesz tu ze złamanym sercem, a ja tego nie chce - zmarszczył nos - Albo uciekł z tego swojego miasta przez jakieś kłopoty, które dopiero wyjdą.

- Maison - powiedział z sapnięciem - Przestań go oceniać i spróbuj go poznać za to - powiedział poważniej - On mnie nie zostawi, a jeśli z jakiegoś powodu... By się to stało, to jesteśmy dorośli. Dużo rozmawiamy, analizujemy każdy ruch.

- Ja będę obserwował każdy jego ruch - był poważny w swoich słowach - Martwię się o ciebie, tym bardziej że nie ma mnie tu na co dzień normalnie.

- Obserwuj go do woli, ale przestań z dodawaniem soli do kawy i innymi krzywymi akcjami - poprosił, albo raczej nakazał - To akcje godne małego szczeniaka. A ja mam tu prawie dorosłego syna. Nie pięciolatka.

- To źle, że się o ciebie martwię? On jest dla mnie obcy, dla ciebie w dużej mierze też - zacisnął usta w wąską linię.

- Możesz się martwić, to normalne, ale nie w taki sposób - złapał dłonie syna w te swoje - On nawet przez chwilę nie przestał mnie wspierać, widziałeś jak dbał o mnie po wypadku. Wszystko wziął na siebie, całe te obowiązki, mimo że dopiero zaczynał tu życie.

- Tworzy pozory idealnego alfy - prychnął dalej nie przekonany do słów własnej mamy - Niech lepiej uważa na to co robi. A ja postaram się nie robić głupich żartów, ale robię to dla ciebie, a nie dla niego.

- Dziękuję kochanie, mam nadzieję że z czasem zobaczysz w nim to co ja - przysunął się i zagarnął syna w ramiona - Może i cię nie urodziłem, ale jesteś moim synem i bardzo zależy mi, abyś akceptował mojego alfę.

- Raczej ja nie zobaczę w nim tego co ty - jęknął - Nie gustuję w alfach - trochę zażartował, czując uspokajający zapach swojej mamy.

- Uszczypliwy szczeniak - uszczypnął lekko bok syna, nim z premedytacją zaczął całować całą jego twarz, jak za dzieciństwa.

- Mamo nie - próbował się zasłonić jak tylko mógł, jednak było to typowo żartobliwe - Kocham cię - objął ciasno Harry'ego.

- Kocham cię Maison, mój szczeniak - pozwolił aby chłopak schował nos w jego karku - Mam nadzieję, że twoi rodzice są szczęśliwi tam na górze, widząc jaki jesteś, że nie żałują powierzenia mi ciebie.

- Na pewno są ci wdzięczni mamo - specjalnie podkreślił to jak nazywa omegę - Nie mogłem trafić lepiej, nie chciałbym nikogo innego.

Brunet uśmiechnął się jedynie, całując czoło nastolatka i mocniej przyciągając go do swojej piersi. Maison się temu całkowicie poddał. Nie zawsze byli zgodni, ale to nie oznaczało, że nie kochają się i nie szanują. Nastolatek był pełen hormonów i Harry starał się to rozumieć, ale musiał to korygować jakkolwiek.

- Masz wymarzonego konia, mam na myśli rasę? - szepnął cicho, do ucha szczeniaka - Wciąż czeka na ciebie prezent urodzinowy.

- Chyba nie zależy mi już na konkretnej rasie mamo, raczej na wyczuciu i umiejętnościach - odpowiedział równie cicho - Ale chciałbym jeśli będzie taka możliwość, żeby był oryginalny w wyglądzie.

- W takim razie będziemy takiego szukać skarbie, wiem jak kochasz jazdę - potarł plecy syna - Wciąż stoisz przy swoim, że będziesz chciał tu pracować po szkole? Wiesz, że będę szczęśliwy nawet jeśli wyfruniesz daleko.

- Na razie nie zmieniły mi się plany na przyszłość, ale kto wie? - nie chciał zapewniać o niczym, bo w życiu mogły wydarzyć się różne rzeczy.

- I tak cię kocham szczeniaku, zawsze będę, nawet jeśli ci się odwidzi - potrzebował zapewnić o tym nastolatka.

🐾🐾🐾🐾

- Bylibyśmy w stanie wyrwać się stąd na jeden dzień? No może dwa - spytał Louis, kiedy sprzątali pokoje dla nowych gości i ścielili łóżka.

- Jeśli się dogadamy z Zaynem i Liamem, to myślę że tak - spojrzał na starszego, odkładając poduszkę na miejsce - A co masz w swojej głowie?

- Moja siostra ma urodziny i o dziwo zwołuje bliskich do rodzinnego miasteczka. I pomyślałem, że mógłbyś pojechać ze mną. Tak w ramach poznania ich, wiesz trochę krótszy czas niż oni przyjeżdżający tutaj - starał się dobrze to wyjaśnić.

- Och, bardzo chętnie - zielone oczy rozbłysły, przez ekscytację - To czas poznać ważne osoby z życia mojego alfy - złapał za kolejną poszewkę - Tylko powiedz mi kiedy i załatwimy to.

- Sobota za tydzień, zostalibyśmy na noc i w niedziele wrócimy tutaj - wyjawił swój mały plan - Chyba, że będziesz chciał to wrócimy w nocy.

- Nie, nie jest dobrze. Idealnie wręcz - powiedział po chwili namysłu - Akurat na ten tydzień mamy największe rzeczy do zrobienia, więc bez problemu.

Louis uśmiechnął się zadowolony z odpowiedzi. Czuł, że to moment w którym Harry powinien poznać jego rodzinę. Szczególnie kiedy Lottie zadzwoniła do niego na komunikatorze i bardzo nalegała, aby pojawił się na przygotowywanej imprezie. Nie wyobrażał sobie pojechać samemu, chciał żeby Harry poznał jego najbliższych, żeby oni poznali jego, aby omega uczestniczyła w rodzinnych uroczystościach. On już bruneta traktował jak część rodziny.

- Kochanie? Wczoraj dostałem ciekawą wiadomość i propozycję dla mieszkańców naszej wsi - Harry po przygotowaniu kolejnych dwóch pokoi powiedział.

- Tak? Jaką? - zainteresował się Louis, przeciągając się po tym jak jego plecy lekko bolały.

- Z sieci, chcą zabrać trochę... Ziemi, w zamian za dobry zasięg i sieć, wszyscy sąsiedzi z dużą ziemią dostali propozycje - powiedział powoli.

- Myślisz, że to dobry pomysł? Chcą ziemię od każdego mieszkańca? - Louis zmarszczył czoło na to - To dość niespodziewana propozycja.

- Bo chcą wybudować drogę szybkiego ruchu - otworzył kolejne drzwi - Niall jest na nie, ja też... Pod tym względem, że to miejsce straciłoby kompletnie swój urok.

- O tym samym pomyślałem. Tak długo jak jest tu internet to mi nie przeszkadza brak zasięgu od telefonu - wzruszył ramionami - Rodzina nauczyła się kontaktować przez komunikator internetowy. A jak jestem poza domem to znaczy, że nie mam czasu i tyle.

- Tylko nasz sąsiad się zgodził, a on ma większość terenu, co chcą do budowy - to było ciężkie dla wszystkich - Ja i Niall musieliśmy od odkupieniu od niego tej ziemi, ale muszę z innymi sąsiadami porozmawiać bo to będzie sporo kosztować, a nie chcę brać kredytu.

- Może uda się coś z nim ponegocjować - zastanawiał się alfa - To miejsce straci urok jeśli będzie tu pełny zasięg i jeszcze droga ekspresowa. Uwielbiam ciszę, która tu panuje.

- Nie będę spokojny Liam! Ten stary dziad chce zniszczyć to co przez lata budowaliśmy, pieniędzy mu się cholera zachciało - Harry podskoczył w miejscu, słysząc wściekły głos Zayna.

- Krzyk i nerwy nie zmienią tej sytuacji, trzeba znaleźć rozwiązanie - głos Liama wybrzmiał chwile potem, wyraźnie podążał za swoim mężem.

- Pewnie czujesz się pominięty - Harry poczuł się głupio - Zapomniałem, muszę cię dodać do naszej grupy, tam są najszybciej informacje. Zayn mocno to przeżywa, chyba ma w sobie jeszcze hormony - Harry wziął głęboki oddech.

- Słychać po nim, bałbym się do niego podejść patrząc na jego humor aktualnie - przyznał się Louis - Liam brzmiał bardzo spokojnie mimo wszystko.

- Liam to wyrośnięty misiek, który w ostateczności pozwoliłby wyjść swojemu alfie na wierzch - zmarszczył nos, widząc papierki i śmieci na całej podłodze. Cóż, zdarzali się w hotelu ludzie i parapety.

- Brzmi jak przeciwieństwa - skomentował Louis - Jak widać rzeczywiście się przyciągają, na co dzień są bardzo zgrani.

- To prawda - potwierdził, powoli biorąc się za sprzątanie.

W głowie obaj mieli zmartwienia na temat przyszłości ich małego raju na ziemi. Nie mogli pozwolić na zniszczenie tego wszystkiego.

🐾🐾🐾🐾

Louis całą drogę do rodzinnego domu, opowiadał Harry'emu jaka jest jego rodzina oraz sama miejscowość. Dzień zapowiadał się odpowiednio ciepło, tym bardziej kiedy planowana była impreza na ogrodzie z grillem.

Zayn i Liam na szczęście nie mieli problemu z ich małym wyjazdem, a jedynie Maison coś kręcił nosem, jednak pod czujnym wzrokiem matki spotulniał. Ten mały wyjazd pozwolił im też wyłączyć głowę od nowych rewelacji, ponieważ pan Jefferson ciągle się wahał co do sprzedaży swojej ziemi. Raz mówił, że jest pewien co do sprzedaży, a za kolejnym razem się wahał.

- I jesteśmy w Doncaster. Jak się czujesz? - spojrzał przez moment na omegę, po czym wrócił wzrokiem na drogę.

- Podekscytowany, nigdy nie miałem zaszczytu poznać rodziców i bliskich swojego partnera - powiedział dość nieśmiało, ale nie wyglądał na przestraszonego.

- Wiem, że rodzinna impreza to trochę wrzucenie na głęboką wodę, ale przynajmniej będziesz miał wszystkich w jednym miejscu - skręcił już w dużo mniejszą uliczkę niż jechali do tej pory.

- Mam tylko nadzieję, że mnie polubią - powiedział całkowicie szczerze, dłońmi lekko błądząc po swoich udach.

- Nie widzę powodu żeby było inaczej - uśmiechnął się Louis - Oni są szczęśliwi, kiedy ja jestem.

I tak właśnie było. Mimo małego strachu, o którym Harry nie chciał wspominać alfie, poznając rodziców i rodzeństwo Louisa, poczuł się chciany i nie oceniany. Każdy się szczerze uśmiechał i brunet dosłownie poczuł, iż ci ludzie zebrani w ogrodzie mieli wrodzone ciepło.

Momentami nawet było naprawdę głośno, przez ich dyskusje czy śmiechy. Jednak ramię Louisa ciągle owinięte wokół niego, dodawało mu pewności siebie i sam wtrącał się czasem do dyskusji.

- Och, nie, nie. Nie jesteśmy na tym etapie - Harry nieśmiało powiedział, czując czerwone policzki, kiedy mocniej wtulił się w Tomlinsona.

- Mamo... - Louis mógł się spodziewać, że jego mama będzie dopytywała, jednocześnie sugerując niektóre rzeczy.

- No co mamo, chciałabym zostać babcią od mojego najstarszego dziecka - Jay stała uparcie przy swoim - A do tego najpierw ślub kochani!

- Zawsze możesz zostać babcią od młodszego dziecka - alfa spojrzał na Lottie, która tylko spoglądała na niego bez jakiejś większej reakcji.

- Zawsze musisz krakać, co braciszku? - powiedziała powoli, ale wyraźnie, jej obrączka błyszczała, kiedy powoli przyłożyła dłoń do brzucha i przejechała nią po swojej koszulce, zaraz ukazując tym wypukłość.

- Przysięgam, że nie miałem pojęcia - Louis od razu zaznaczył, widząc zaskoczenie w oczach swojej mamy - Już wiemy, czemu tak zależało jej żeby wszyscy zebrali się w jednym miejscu.

- Och nie marudź, bo twój siostrzeniec przestanie cię lubić - blondynka przewróciła oczami.

Wtedy nagle wszyscy zaczęli obejmować Lottie, a Harry z chrząknięciem odsunął się od szatyna.

- Zaraz wrócę - powiedział cicho, nie patrząc nawet na szatyna i odchodząc z ogrodu, mijając po drodze kilka osób.

- Idź za nim Lou, nikt nie będzie miał tego za złe. Są zajęci Lottie - Jay momentalnie pojawiła się, sugerując to swojemu szczeniakowi - A on tego potrzebuje i widzę twój wzrok.

- Harry, um, był w ciąży mamo - powiedział powoli cicho, samemu odnajdując się w sytuacji, a jego ciało zadrżało - Chyba jeszcze nie do końca to wypracowaliśmy obaj.

- Przykro mi Lou - sięgnęła do jego ramienia - Tym bardziej cię potrzebuje, Lottie wie że się cieszysz.

Szatyn pokiwał głową i wziął głęboki oddech, nim ruszył za młodszym, używając przy tym swojego węchu aby wyczuć gdzie ten się schował.

Zaprowadziło go to do łazienki na piętrze, omega wiedziała gdzie ona jest, ze względu na to, że pokój Louisa był tuż obok. Szatyn zapukał lekko do drzwi, chcąc dostać się do niego.

- Wejdź Lou - usłyszał lekko złamany ton głosu Stylesa, przez co jego alfa zawył.

- Chodź tu do mnie - odparł kiedy najpierw wszedł do środka, a potem zamknął drzwi za sobą i rozłożył ramiona w kierunku omegi.

Brunetowi nie trzeba było powtarzać, prędko przeszedł do szatyna, mocno wciskając się w jego ciało I chowając nos w jego karku, a jego oddech stał się przy tym cięższy i bardziej urywany, mówiąc o jego panice.

Alfa trzymał go mocno, czasem słowa były zbędne. Nie miał zamiaru pytać młodszego czy wszystko jest w porządku, bo wiedział że nie jest. Chciał być dla niego zarówno w tych dobrych chwilach, jak i cięższych jak ta.

- Przepraszam - brunet powiedział jedynie, po może kilkunastu minutach w takiej pozycji.

- Nie przepraszaj, nie masz za co - od razu zareagował Louis - To w porządku, że nie jest w porządku. Nie musisz udawać, że jest świetnie. Nie spodziewałem się takiej informacji od Lottie.

- Byłbym tak samo wysoko w ciąży, albo wyżej - pociągnął lekko nosem i wziął głęboki oddech - To zabolało, choć już na co dzień o tym nie myślę.

- Miało prawo Harry - pocałował czoło bruneta - Chcesz zostać już w pokoju? Odetchnąć?

- Jeśli to w porządku - potwierdził, spoglądając w niebieskie oczy - Nie czuję się za dobrze psychicznie.

- Pójdę tylko na dół dać znać, żeby nikt nas nie szukał i przyniosę wodę. Zostaniemy u mnie w pokoju i będziemy się przytulać - obiecał.

- A przyniósłbyś jeszcze te kawałki piersi z grilla? - napomknął z ogromną nadzieją w głosie.

- Tak, przyniosę - uniósł kącik ust - I warzywa z grilla też, widziałem że ci smakowały.

- Najlepszy na świecie - wydostali się z łazienki.

Louis nie musiał odprowadzać Harry'ego do swojego pokoju, ponieważ ten doskonale wiedział gdzie ten się znajdował. Mógł sam zejść na dół.

Podszedł do miejsca imprezy, gdzie każdy już wrócił na swoje miejsca, a całe zamieszanie się rozproszyło.

- Harry poczuł się gorzej - od razu zaczął od usprawiedliwienia - Wezmę tylko coś do jedzenia i pójdę do niego, bawcie się dalej dobrze. Jeszcze raz wszystkiego najlepszego Lots - podszedł do siostry od tyłu i objął ją.

- Dziękuję Lou - oddała uścisk, nie mając kompletnie za złe całej sytuacji - Leć do niego, jak coś wołajcie, któryś z nas chętnie wam coś przyniesie, czy coś.

- Dzięki wielkie, chyba damy sobie radę - sięgnął po dwa talerze i podszedł do grilla, skąd wziął to co było mu potrzebne.

Wracając już do pokoju przeszedł jeszcze do kuchni, gdzie złapał butelkę wody i chwile później był już na górze. Omega na szczęście zostawiła uchylone drzwi, aby mógł swobodnie wejść.

Rozczulił się chwilę potem, widząc Stylesa jedynie w jego przydużej bluzie z Adidasa. Harry najzwyczajniej w świecie potrzebował otoczyć się zapachem partnera.

- Mam jedzenie, sytuacja opanowana, nawet Lottie dała znać, że gdybyśmy coś chcieli to wystarczy zadzwonić albo napisać - chciał, by Harry był spokojniejszy o ich wyjście z imprezy.

- Twoja rodzina jest naprawdę kochana alfa - Styles powiedział urzeczony, poprawiając swoją pozycję na łóżku - Jemy i obiecane tulenie?

- Dokładnie tak skarbie, mamy własną imprezę tutaj - podał brunetowi talerz, zapełniony tym co najbardziej mu smakowało.

- Dziękuję - malutki uśmiech wrócił na twarz Stylesa, który w tym momencie poczuł się kochany jak jeszcze nigdy.

🐾🐾🐾🐾

Kola💙💚💙💚

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro