8. Maison potrafi zawsze zaskoczyć
Wesołych świąt!
Co powiecie na jeszcze jeden jutro?
- To mamy - Louis podskoczył i przyłożył dłoń do serca, słysząc głos Maisona - Czemu nosisz koszulę mamy?
- Cześć Maison, ciebie też miło widzieć - alfa wziął głęboki oddech - Twoja mama mi pożyczyła koszulę.
- Nosisz jej rzeczy - zmarszczył brwi, wyraźnie niezadowolony tą odpowiedzią - Pojawiłeś się bardzo nagle w jej życiu, wiesz? Byliśmy zawsze tylko my. Ja i mama. A nagle nie było mnie kilka tygodni w domu i ty już tu byłeś.
- Wiem, że ja pojawiłem się nagle w waszym życiu, ale wy w moim również. Czasem tak jest, że całkowicie przepadasz dla osoby, którą ledwie poznałeś - Tomlinson zachowywał anielski spokój.
- Tylko niech ci się nie odwidzi miłość do mojej mamy - luźna groźba była słyszalna w głosie nastolatka, nim ten z szklanką soku wyszedł z ich prywatnej, domowej kuchni.
- Cóż, konkretnie - mruknął pod nosem, po czym sięgnął po szklanki, aby nalać wody dla siebie i Harry'ego.
Nastolatek był wyraźnie na niego cięty, ale on nie zamierzał się zmieniać. Chłopak musiał sobie uświadomić, że jego mama też miała prawo do szczęścia. Wrócił zaraz do sypialni, gdzie podał omedze wodę i sam zaczął pić ze swojej szklanki. Opróżnił ją do połowy.
- Maison ma mocny charakter - skomentował.
- Co mój syn znowu zrobił? - odłożył książkę na bok i spojrzał na alfę z zaciekawieniem w oczach - Jest w tym podobny do swojego ojca.
- Zauważył, że mam na sobie twoją koszulę - spojrzał sam na materiał - I ogólnie postawa ochronna wobec ciebie. To zrozumiałe spokojnie. Nie zrobił niczego złego.
- Mam nadzieję, nie chcę abyście walczyli - podsunął się do zagłówka - I seksownie wyglądasz w moich rzeczach, ja za to w twoich słodko.
- I tak właśnie powinno być - skinął, kładąc się do łóżka, blisko Harry'ego - Nie chce z nim walczyć, dopóki nie będzie chamski to możesz być spokojny o mnie.
- Staram się i wciąż mam nadzieję, że z czasem dogadacie się - sięgnął po wodę, którą Louis wciąż trzymał w dłoniach - Pilnujesz naszego nawodnienia?
- Tak, ostatnie dni są coraz to cieplejsze - zauważył - Wody nigdy za mało, trzeba pamiętać. Moja siostra kiedyś tak mnie pilnowała.
- Kochana i kochany alfa teraz dla mnie - pochylił się aby ucałować jego policzek - Widziałem też, że spędzasz coraz więcej czasu z tym koniem...
- Patrzy na mnie intensywnie jak wchodzę do stajni i zaczepia, ale łagodnie - wyjaśnił - Wydaje się przyjazny mimo wszystko.
- Dam mu jutro szansę - postanowił - Lepiej ja, niż Maison czy chłopaki - był tego świadom.
- Nie ma opcji, że cię wpuszczę na niego - pokręcił głową Louis - Przysięgam, że dostanę zawału, a podobno jestem potrzebny tu.
- To co mam zrobić Lou? Jedynie ja mogę go ponownie sprawdzić - wypuścił oddech i odłożył pustą szklankę na szafkę nocną.
- A jeśli ja bym wsiadł? Mógłbyś trzymać go na lonży w razie czego - podjął ryzyko - Spróbujemy i zobaczymy.
- Skarbie, nie - otworzył szeroko oczy na samą myśl - Nie masz tak dużego doświadczenia...
- Nie mam, ale on mi ufa - śmiało powiedział - Tylko spróbuję, najpierw powoli.
- Dobrze, ale jeden niewłaściwy ruch i ja wsiadam - sam nałożył warunek, wpatrzony na starszego niczym obrazek.
- Czy jak będzie niewłaściwy to obaj nie powinniśmy odpuścić? - to był ciężki do przemyślenia warunek dla Louisa.
- Chyba że po prostu go sprzedam - zmarszczył nos - Jutro podejmiemy decyzję, to wiem na pewno.
- Ciężkie decyzje - westchnął rozbity Louis - Jednocześnie wydaje się świetnym koniem, jak i dość przerażającym.
- Przez tego konia nie mam mojego szczeniaka - burknął, w sercu cały czas mając uraz do tego zwierzęcia.
- Może rzeczywiście lepiej będzie go sprzedać - Louis wziął głęboki oddech - Przywołuje te niezbyt dobre wspomnienia. Nie mówię tu o pójściu na łatwiznę.
- Jutro zdecydujemy, razem - postanowił, nie mogąc pozwolić sobie przez swoje własne emocje przekreślić być albo nie być zwierzaka.
- W porządku, dajmy sobie noc na to - zgodził się lekko, to nawet nie była tak naprawdę jego decyzja, ale chciał pomóc omedze.
Kiedy odłożył szklankę, Harry po prostu wtulił się w jego ciało i jakiś czas później obaj spokojnie spali, otuleni swoimi zapachami.
Następny dzień nadszedł bardzo szybko, wykonali wspólnie wszystkie obowiązki z rana. Harry już miewał sporadyczne bóle w swojej nodze, ale ogólnie czuł się naprawdę dobrze.
- Jakieś przemyślenia co do karego diabła? - Louis próbował choć trochę rozluźnić atmosferę.
- Tylko to, że cię bez kasku nawet na niego nie wpuszczę - spoglądał na odpowiedni boks.
- Nie miałbym odwagi wsiąść bez - od razu pokręcił głową - Życie mi jeszcze miłe.
- Cieszę się, że obaj tak samo myślimy, pójdę do kantorka i zaraz dam ci kask oraz przyszykuję tego diabła - wypuścił oddech przez nos.
- Okej - mruknął Louis, kierując się lekkim krokiem do fryza, który już na niego spoglądał - Dogadamy się kolego? Czy mnie też zrównasz z ziemią?
Koń zarżał, stąpając w swoim boksie, nim podszedł do Louisa i wystawił głowę do pieszczot, wypuszczając oddech przez nos.
- Jesteś przyjazny, nigdzie nie będziesz miał lepiej niż tu - położył dłoń na chrapach konia - nie wiem czy przekonuje bardziej ciebie czy siebie.
Harry za jakiś czas wrócił. Kask włożył w rękę Louisa, a siodło położył na bok, aby zaraz z głębokim oddechem, dostać się do boksu. Na pewno nie spodziewał się tego, że koń od razu stanie na niego dębem i zacznie rżeć głośno.
- Nie, nie, nie Harry. On chyba wyczuwa twój strach, ja czuję że się boisz - złapał ramię omegi - Ja do niego wejdę.
- Nie wiem czy jest to dobry pomysł - brunet lekko się zatrząsł, cofając się i wpadając tym na plecy alfy.
- Zobaczymy, ty spróbowałeś - przesunął omegę na bok i sam wypuścił powietrze, by zaraz wejść do boksu, wyciągając jednocześnie dłoń do konia.
Czuł na sobie dociekliwe spojrzenie omegi, a jej emocje dochodziły do niego poprzez emocjonalne przywiązanie między nimi. Koń otrzepał się co spowodowało lekkie wzdrygnięcie u Louisa, jednak zaraz ponownie wyciągnął głowę do dotyku alfy. Tomlinson nie potrafił tego wyjaśnić.
Delikatnie położył dłoń na pysku konia i zaczął cicho nucić, dłonią poruszając delikatnie w górę i dół, cały czas patrząc w ciemne oczy.
- Spróbujemy cię wyczyścić, co? - mruknął, jakby chcąc mówić zwierzęcia co będzie po kolei robił.
Wyszedł z boksu i sięgnął po szczotki, które wracając dał najpierw powąchać fryzowi. Następnie od szyi dalej zaczął przejeżdżać szczotką, czyszcząc zwierzę. Naprawdę wiele zdążył się nauczyć od omegi, czy też samego internetu. Już prawie wcale nie bał się koni, żył z nimi w zgodzie, potrafił o nie dbać, to dawało mu wiele ukojenia i radości.
Alfa nawet w spokoju wyczyścił kopyta konia i sięgnął po ogłowie.
- Skoro tyle się udało, to próbuje założyć mu sprzęt - zdecydował.
- Będę ci słownie pomagał, choć kilka dobrych razy widziałeś jak szykowałem nam konie, nie powinieneś mieć z tym problemu - Harry był tego pewien, przyglądając się z lekkim podziwem jak szatynowi wszystko wychodziło.
- Sporo czytałem, obejrzałem parę filmików na YouTube. Na szczęście internet działa w hotelu - uśmiechnął się, starając się wszystko robić delikatnie.
- Sprawiasz, że jestem cholernie z ciebie dumny - brunet nie mógł się powstrzymać przed pochwaleniem alfy.
- W końcu chce pokazać, że nie jestem typowym mieszczuchem - puścił oczko do bruneta - A konie to moje nowe hobby.
- Masz tu swoje miejsce, jest to najważniejsze skarbie, znalazłeś siebie i nie masz tego stresu co wcześniej - koń zaraz był gotowy na wyjście - Przejdź z nim na ten malutki wybieg.
Louis zdjął wodze z szyi konia i wyprowadził go ze spokojem z boksu, a potem z samej stajni, znajdując się na okrągłym wybiegu, który ograniczał w pewien sposób przestrzeń.
- Kochanie kask - Harry powstrzymał alfę przed wsiadaniem na zwierzę - Mam też linę, podepnij ją, będę miał choć minimalną kontrolę.
- No tak, za dużo emocji - założył kask i przypiął konia do lonży, by zaraz wsiąść ostrożnie, jakby sprawdzając czy jego ciężar nie przeszkadza zwierzęciu.
Ku ich zaskoczeniu, Piorun jedynie stał i czekał aż Louis na niego usiądzie. Wtedy szatyn dostał kolejne wskazówki omegi, a zwierzę nie wyglądało na zdenerwowane w żadnym kroku.
Szatyn jechał stępem przed siebie po kole, był lekko spięty, ale to nie było już to co przed dostaniem się na grzbiet zwierzęcia.
- Chyba jest nieźle - skomentował i spojrzał na Harry'ego, który stał na środku koła.
- Jak na razie. Myślisz, że moglibyśmy przyspieszyć? - jego wypadek nie stał się przy stępie, ale i tak widział ogromną różnicę w zachowaniu Pioruna.
- Dajmy mu jeszcze chwilę na rozgrzewkę - zasugerował - Jeszcze dwa albo trzy kółka i możemy spróbować ruszyć kłusem.
- Myślę, że dziesięć minut rozgrzewki to był dobry czas kochanie, ale rozumiem że chcesz się poczuć pewniej - Harry czule się uśmiechnął - Masz już też nazewnictwo w małym palcu. Niedługo będziesz tutaj trenerem, uh, może nie tak za niedługo. Wciąż trzeba cię podszkolić w jeździe, ale już robisz dla oka ogromne postępy. Twoja postawa? Złoto. Nie muszę cię poprawiać co chwilę.
- Do trenera mi daleko - zaśmiał się, czując rozluźnienie na wymianę zdań z omegą - Będąc w Leeds już sporo czytałem. Nie miałem co robić wieczorami, a to mi się naprawdę spodobało.
- Urocze - nie mógł tego nie skomentować - Szczerze, po pierwszym naszym spędzonym dniu, nie sądziłem że się tu odnajdziesz, a jednak. Cicha woda brzegi rwie.
- Szczerze po pierwszym dniu tutaj, sam nie spodziewałem się, że będę w stanie się przeprowadzić do tego miejsca na stałe - pokręcił głową - Ale jestem i to naprawdę szczęśliwy.
- Dalej Lou, wskakuj na kłus - przypomniał lekko partnerowi, poprawiając lonże.
- Okej, spróbujmy - alfa wciągnął powietrze i delikatnie łydkami dał znać zwierzęciu o zmianie chodu i udało mu się.
- Brawo skarbie, unoś ten tyłek - przypomniał, widząc jak alfa przez chwilę stracił rachubę - Wiem, że fryzy są ogromne i ich kłus jest mocny, ale dasz radę. Pracuj łydkami.
- Próbuje, ale to co innego niż wcześniej - starał się wyczuć rytm konia, na szczęście po chwili turbulencji udało mu się w końcu.
- Tu jest mój alfa - Harry był niezwykle dumny z szatyna - Damy ci jeszcze kilka minut i koniec jazdy.
Brunet spojrzał na bok i zauważył Maisona, który siedział na bujawce ogrodowej i na nich spoglądał z ciekawością.
- Okej, bo dłużej chyba nie wytrzymam - przyznał się, starając się oddychać głęboko i regularnie.
- Nie będziemy was obu męczyć - to mógł obiecać mężczyźnie i faktycznie, niecałe pięć minut później kończyli zajęcia z Piorunem.
Zdjęli z niego sprzęt i puścili na łąkę, aby mógł odpocząć porządnie i poskubać trawę. Louis był dumny z siebie i z tego konia, nie spodziewał się takiego końca sytuacji.
- On widocznie za mną nie przepada, zdarza się - brunet stanął obok alfy - Ale nie ufam mu co do dzieci, czy gości. Nie w tym momencie, chyba podjąłem decyzję Lou.
- I co zamierzasz? - spojrzał z ciekawością na omegę, kiedy jeszcze stali przy pastwisku.
- Piorun początkowo miał być dla mojego syna, ale nie jest on kompletnie odpowiednim koniem dla mojego szczeniaka - ponownie spojrzał na Maisona, który dalej ich obserwował - Dlatego to będzie twój koń Lou. Będziesz się nim zajmował i każdego dnia, z większą wiedzą będziesz się nim zajmował, dbał o niego, jeździł. On cię wybrał jako swojego przyjaciela.
- To jest duża decyzja Harry, ten koń na pewno nie był tani - spojrzał na fryza, który właśnie tarzał się w piachu - Maison nie będzie zły? Nie chce być brany za jeszcze gorszego.
- Na kolejne targi zabiorę go i wybierze sobie spokojnego konia - pokręcił lekko głową - Piorun potrzebuje szkolenia, ale mnie nie lubi. Będę ci podpowiadać i dasz sobie radę. Jesteś częścią rodziny Lou i każdy ma tu swojego konia, przyjmijmy że to prezent na powitanie, którym musisz się zajmować.
- Jesteś szaleńcem - pokręcił głową i pocałował go w podziękowaniu - Będę z nim pracował i słuchał się ciebie na treningach.
- Nie chcę go mimo wszystko sprzedawać - wczepił się chętnie w bok partnera - Nie jest aż taki zły.
- Będę o niego dbał - obiecywał - Jeszcze będzie z niego dobry koń. A ja się porządnie podszkolę.
- Wierzę ci, widzę w tobie ogromny postęp - uniósł wzrok na mężczyznę i cmoknął go w policzek - Pasujesz tu jak nikt inny.
- Jestem szczęśliwy mogąc tu być - wziął głęboki oddech - Nie denerwuję się na pracę i obowiązki, nie mam wkurzających współpracowników, jest spokojnie, bez presji.
Powoli ruszyli w stronę pałacyku, a Harry zatrzymał ich przed Maisonem.
- Kochanie, chcesz ze mną pojechać za kilka dni na targ koni? Poszukamy ci jakiegoś fajnego, hm? - brunet powiedział ciepło, cały czas wtulając się w bok Louisa.
- O ile będę na miejscu to czemu nie - wzruszył ramionami lekko, rzucając spojrzenie Louisowi.
- Och, przecież wiem do kiedy tu jesteś szczeniaku - brunet pokręcił lekko głową - Zrobisz nam po kawie? Ja i Louis musimy się zająć praniem.
- Jasne - chłopak powiedział z dziwną uprzejmością w głosie - Ile słodzisz Louis? Z mlekiem?
- Z mlekiem i łyżeczką cukru - odpowiedział zaskoczony - Dzięki wielkie, my się uwiniemy z obowiązkami.
- Chodźmy, przynieś tutaj wszystko - brunet odsunął się na chwilę od Louisa, aby móc delikatnie poprawić włosy syna, nim odeszli w odpowiednią stronę.
- Spodziewałem się raczej, że odmówi albo odejdzie bez słowa i zrobi tylko tobie - mruknął do omegi, kiedy szli ścieżką już we dwoje.
- Maison potrafi zawsze zaskoczyć - sięgnął do dłoni alfy i splątał ich palce.
Sprawnie przeszli do pralni, gdzie zaczęli robić zaplanowane rzeczy, szło im sprawnie, jednak mieli trochę do zrobienia. Byli zgraną parą i lubili rozmawiać o wszystkim i niczym w takim czasie.
- Jutro trzeba pojechać do hurtowni, wchodzisz w to ze mną? - Styles zaproponował nagle, kiedy udało im się wszystko pochować po szafach.
- Jasne, chętnie zobaczę nowe miejsca - skinął alfa - Pewnie jest sporo do kupienia, co? Zapasy na kolejne dni.
- Oj tak, ostatnio było naprawdę dużo gości, Zayn zaczyna marudzić na braki na zapleczu - potwierdził, kiwając głową i zaraz zgarniając swoje loczki ponownie w kok.
- W takim razie jutro ci pomogę z zakupami. Może kiedyś na tyle to ogarnę, żeby pojechać samemu - zaśmiał się - Ewentualnie z kartką.
- Daj sobie czas i tak sobie perfekcyjnie radzisz - podnosił starszego na duchu - Chodźmy, mam naprawdę ochotę na kawę.
- Ja też, nawet bardzo - zgodził się z brunetem i wyszli z pralni.
Louis miał nadzieję, że to będzie pierwszy z wielu kroków do dobrych relacji z Maisonem. Może chłopak w końcu zobaczył, że on nie chce źle dla jego mamy.
- Zostawił nam napoje - Harry rozczulony zauważył, że Maison użył jego ulubionego kubka dla niego - To mój. Dostałem od Maisona ten kubek na dzień mamy.
- Jest chyba dość uczuciowy mimo wszystko, co? - uniósł kącik ust, sięgając po kubek który stał tuż obok.
- Tak, muszę przyznać że tak - przyłożył wargi do naczynia i chętnie napił się kilka łyków.
- Chyba każdemu alfie się zdarza - odparł i sam przyłożył kubek do swoich ust i przechylił go lekko.
Za chwile rozszerzył oczy i wstał, wypluwając napój na trawę niedaleko nich.
- Kochanie? - brunet otworzył szeroko oczy i odłożył swój kubek na stolik.
- Jednak jest bardziej przebiegły niż się spodziewałem - wzdrygnął się na posmak w ustach - Dosypał soli zamiast cukru. Słona kawa to nic dobrego.
Brunet spojrzał na swój kubek, potem na ten Louisa i z powrotem. Zacisnął usta w cienką linię i wystawił swój kubek w stronę alfy.
- Napij się mojej skarbie, ja już sobie porozmawiam z Maisonem - wypuścił oddech przez nos.
- Nie trzeba - pokręcił głową na kawę - Chyba na razie nie będę miał na nią ochoty, przeszło mi.
- Musisz się pozbyć obrzydliwego smaku, dalej, dzieliliśmy się pocałunkami, to co to dzielenie się piciem - zielone spojrzenie było pełne troski i przeprosin.
- Nie brzydzę się pić po tobie - pokręcił głową - Nie mam ochoty na kawę słońce. Potem złapię coś innego do picia.
- No dobrze, przepraszam cię za Maisona, kompletnie nie wiem skąd bierze te pomysły - odstawił z powrotem kubek.
- Nie przepraszaj za niego - machnął dłonią - Jest na tyle duży, że myśli i sam podejmuje decyzje, ale jednocześnie jest nastolatkiem z hormonami - wziął głęboki oddech - Nie powiem, żeby to było super przyjemne, ale nie ma tragedii.
- Wciąż to mój syn, a ty jesteś moim partnerem - był z lekka zawiedziony zachowaniem chłopaka.
- Nie wiem już czym mogę go przekonać do siebie. Nie musi mnie lubić, ale chociaż znosić. Wolałbym obojętność niż tą walkę. Możliwe, że próbuje mnie. Wiesz, jak czy zerwę z tobą przez jego zachowanie - starał się znaleźć wytłumaczenie.
- I tak go to nie tłumaczy, pójdę go poszukać - postanowił momentalnie, ściskając krótko dłoń Louisa - Maison musi się zacząć zachowywać jak dorosły, nie tylko w tych przypadkach gdzie mu pasuje.
🐾🐾🐾🐾🐾
Kola 💙💚💙💚
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro