Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

6. Chyba powinienem ci coś powiedzieć...


A kogo my tu mamy?

- Mamo, nie było mnie kilka tygodni, a ty mi mówisz że jakiś tam alfa sobie z nami mieszka? - Louis zatrzymał się momentalnie, słysząc obcy, młody głos w salonie - Próbuję nie być zły, patrząc jak źle wyglądasz w tym momencie, wypadek na koniu, przecież zawsze jesteś ostrożna mamo... Boję się znowu wyjechać do internatu.

- Maison - mimo wszystko Louis powoli pokierował się do pomieszczenia, musząc być alfą, a nie bojącym się szczeniakiem - Zaufaj swojej starej matce kochanie, Louis jest wszystkim czego od zawsze pragnąłem. Jestem szczęśliwy. On daje mi szczęście synku, tak jak i ty - kiedy stanął w drzwiach, doskonale spostrzegł dwie postacie siedzące na kanapie - A co do konia, miał być to prezent na Twoje szesnaste urodziny, tak bardzo chciałeś fryza - wypuścił ciężko oddech - Nie spodziewałem się, że ta nagle się tak mocno spłoszy.

- Cześć - Louis wtrącił się w ich wymianę zdań - Maison, prawda? Harry dużo o tobie mówił, jest bardzo dumny z ciebie - wyciągnął dłoń do młodego alfy, chcąc się poprawnie z nim przywitać.

- Maison - Harry powiedział bardziej srogim tonem głosu, widząc jak nastolatek się przyglada oceniająco Louisowi.

- Tak, cześć - mimo wszystko nie wyciągnął ręki w kierunku starszego alfy - Mama zawsze okazuje mi wystarczająco dużo wsparcia.

- Maison - Harry pokręcił na niego głową - Zapomniałeś nagle manier synku?

- To nic Harry, czasy się zmieniają - szatyn zabrał dłoń i usiadł obok omegi, aby lekko ją pocałować w usta - Wiesz, że nie powinieneś wstawać z tą kostką?

- Wiem, ale Maison przyjechał. Musiałem go wpuścić i sprawdzić co u niego. Nie widziałem go od tygodni - tłumaczył się.

- Dał bym radę wejść sam do domu mamo, nie jestem już małym szczeniaczkiem - szare oczy chłopaka mierzyły wzrokiem Louisa i to jak dotykał jego rodzica.

- Dla mnie zawsze nim będziesz. Czy skończysz już te szesnaście lat czy osiemnaście czy więcej. Zawsze będziesz moim szczeniaczkiem - rozczulał się nad Maisonem. 

- Mamo - jęknął w głos, wyraźnie niezadowolony, a jego policzki przybrały różowy kolor - Pójdę się rozpakować i później do wujka Zayna i Liama.

- W porządku, tylko bez hałasu. Pamiętaj, że Oliver jest malutki i może mieć drzemkę - Harry zawsze starał się wyprzedzić fakty.

Mimo wszystko sam był po latach doświadczenia jako rodzic i wiedział, co potrafiło bardzo przeszkodzić rodzicom przy małym szczeniaku.

Po tym zostali sami, jednak do końca Maison uważnie obserwował Louisa. Ale starszy alfa wiedział, że będą mieli sporo pracy razem, żeby się dotrzeć.

- Czuję spięcie między dwoma alfami - Harry był tym lekko zaskoczony - Maison chyba cię trochę potrzyma w niepewności, a to takie kochane dziecko jak kogoś pozna, obiecuję.

- Cóż kolejne tygodnie mogą być dość ciekawe, szczególnie jeśli on wróci z internatu na wakacje - wypuścił powietrze - Mam nadzieję, że zrozumie, że chcę dla ciebie dobrze.

- Zrozumie, tylko potrzebuje czasu - przejechał dłonią po udzie Louisa - Pomożesz przedostać mi się do łóżka?

- Jasne Harry - wstał ze swojego miejsca - Owiń ręce wokół mojej szyi, podniosę cię. Będzie nam łatwiej.

Brunet uśmiechnął się lekko, zaraz wykonując polecenie starszego. Lekko jęknął na ucisk siniaka oraz ruch nogi.

- Przepraszam jeśli cię ranię - starał się być najdelikatniejszy jak tylko był w stanie, jednak obrażenia bruneta były zbyt szerokie.

- Nic nie robisz alfa - obiecał, po wzięciu oddechu - Bardziej by bolało pójście samemu.

- Nie chcę sobie nawet wyobrażać jak mocno upadłeś - za każdym razem wzdrygał się na tę myśl.

- Za mocno, a mam delikatną skórę - trzymał się Louisa, czując jak ten powoli go niesie w stronę sypialni.

Alfa odłożył go ostrożnie na odpowiedniej stronie łóżka, upewniając się, aby leżał wygodnie, a uszkodzona noga była uniesiona na poduszce.

Zaraz położył się obok młodszego i delikatnie zagarnął go w swoje ramiona, całując kilka razy w czoło. Był gotowy na wszystko, nawet na walkę z upartym nastolatkiem. Sam pamiętał swoje wybryki, musiał pokazać, że chłopak może mu zaufać co do dobra Harry'ego.

Bo to o to tu chodziło. O ich obopólne dobro. Mieli razem żyć i dzielić prawie, że wszystko. Czuł jednak, że Styles był tego wart bardziej niż niejedna omega.

- Jestem tu dla ciebie Harry, cokolwiek będziesz potrzebował - chciał zapewnić komfort, nie tylko ten fizyczny, dlatego powtarzał to.

- Czuję to Lou - Harry obiecał, zaciskając dłoń na ciele mężczyzny - Poznanie ciebie dało mi wiele dobrego, nawet przy tej stracie...

- Będzie ciężko się z tym pogodzić, ale damy radę Harry, razem damy - szepnął - Najpierw zajmiemy się sobą mocniej, poznamy się mocniej.

- Wiem, wiem Lou... Ale serce mówi co innego. Zawsze byłem rodzinną omegą - schował nos w karku mężczyzny.

- Uwierz, mi też dziwnie i źle z tą informacją, a domyślam się że ty mocniej to przeżywasz - gładził ramię bruneta.

- Też ci źle? - upewnił się, jakby nie spodziewając się tej odpowiedzi. Tych słów.

- Oczywiście, że tak. Mimo wszystko dotyczyło to nas obu - mówił dość powoli - Takie straty zawsze bolą.

- To prawda - wypuścił lekko oddech - Chyba powinienem ci coś powiedzieć...

- Możesz mi powiedzieć wszystko słońce - zapewnił, nie puszczając omegi nawet na sekundę.

- Ta ciąża...

- Mamo! Idę do wujków! Nie martw się! - Maison przerwał słowa omegi, przez co ta pokręciła jedynie lekko głową.

- Tylko bądź grzeczny! - sam krzyknął, nim po prostu pocałował Louisa, mieli czas.

🐾🐾🐾🐾

Louis nie pozwalał nawet zejść Harry'emu na posiłki. Przynosił mu wszystko do łóżka, upewniając się że nie potrzebuje nic więcej. Nawet wziął całkowicie na siebie karmienie koni oraz sprzątanie w stajni, nie obyło się bez licznego dopytywania się o szczegóły, jednak szło mu całkiem nieźle, a przynajmniej tak mu się wydawało.

Przez całą sytuację, łapał w sobie większą pewność siebie. Do tego Maison jak szybko przyjechał, tak szybko musiał wrócić do szkoły. Louis lekko na to odetchnął, mimo że były to tylko dwa dni, ten dzieciak dosłownie zabijał go wzrokiem.

Na szczęście nie doszło do żadnych słownych przepychanek, ale jeszcze wszystko było przed nimi. Tym bardziej kiedy chłopak wróci na dłuższy czas.

- Tak mi szkoda Harry'ego - usłyszał pewnego dnia, kiedy właśnie wracał ze stajni po daniu kolacji koniom - Jego pierwsza ciąża skończyła się poronieniem, to musi być ogromna trauma - Zayn westchnął - Zawsze marzył o swoim maluszku. Stanie ciąży.

Zatrzymał się momentalnie słysząc to. Przecież Harry był w ciąży wcześniej, Maison pojawił się w jego życiu bardzo wcześnie. Przecież Harry mówił, że ten jest jego synem, z resztą nastolatek mówił do niego mamo.

- To prawda, jako młody dorosły został postawiony w ciężkiej sytuacji, biorąc chrześniaka na siebie - Tutaj się wtrącił z westchnieniem Liam - Przecież on przed Louisem nie miał czasu na alfy, zabawę, pierwszą miłość. A mimo to wszystko dzielnie wziął na pierś. A teraz utrata własnego szczeniaka.

Czyli Maison był chrześniakiem Harry'ego... Louis czuł się skołowany tą informacją, nie wiedział czemu brunet mu wcześniej o tym nie powiedział. Tym mocniej musiał przeżywać to poronienie, patrząc że była to jego pierwsza w życiu ciąża.

- Dlatego się cieszę, że Louis pojawił się w jego życiu. Szczerze? Dla mnie wyglądają na przeznaczonych, ale jeszcze tego nie zrozumieli - Zayn westchnął w głos - Kolację zrobiłem dla wszystkich, ale Louisa wciąż nie ma, pójdziesz po niego? Harry nie lubi zimnej herbaty na noc.

Louis prędko cofnął się i słysząc kroki Liama niemal na niego nie wpadł ruszając ponownie do przodu.

- Zdążyłem na kolację? Zayn mnie nie wyrzuci? - starał się zażartować, widząc drugiego alfę.

- Idealnie w czas - Liam z uśmiechem poklepał jego ramię - Już powoli zaczynał marudzić, ale znasz mojego męża.

- Trochę zdążyłem poznać, ale już biorę jedzenie i znikam do Harry'ego - zapowiedział, kierując się prosto do kuchni.

- No w końcu - omega niemalże sapnęła, na widok Tomlinsona - Chyba ci trzeba wbić ten zegar do głowy, co?

- Musiałem nakarmić konie, tak? Zwierzaki pierwsze muszą dostać jeść i sprawdzałem czy ze źrebakiem jest okej - tłumaczył się.

- Niech ci będzie - machnął dłonią na Tomlinsona - Bierz to jedzenie i idź do naszego Bambi.

- Bambi? - spytał rozbawiony, sięgając po tacę, która była pełna jedzenia i miała do tego kubki z napojami.

- No tak, jest jak ten jelonek na tych swoich długich nogach, które są same w sobie zagrożeniem - ułożył dłonie na swoich biodrach.

- Muszę zapamiętać tę ksywkę - uniósł kącik ust - Dzięki Zayn, zwrócę tacę jak przyjdę po śniadanie jutro.

- Oczywiście, i tak byś zrobił po swojemu, gdybym się nie zgodził - zdążył już poznać szatyna.

Tomlinson tylko wzruszył ramionami i ostrożnie zaczął kierować się do Harry'ego. Musiał mocno uważać na tacę, a po jego głowie dalej chodziły słowa Liama i Zayna. Nie wiedział czy sam powinien zapytać omegi czy czekać, aż sama postanowi mu powiedzieć.

Bił się ze swoimi myślami, ale czy Harry nie chciał mu już o tym powiedzieć? Kiedy Maison jeszcze był? Przypomniały mu się słowa omegi, która jakby po tym krzyku zrezygnowała z tego co miała zamiar powiedzieć.

Może właśnie do tego powinien nawiązać. Nie chciał też wkopać Paynów, że obgadywali go, a on sam podsłuchiwał. Zbyt wiele opcji było w jego głowie.

- Lou, jak mają się konie? Źrebak? - brunet zagadał starszego, kiedy tylko ten wszedł do ich sypialni.

Harry mu nawet nie pozwolił myśleć, aby zajął jakiś pokój hotelowy. Oni byli dorośli i mogli dzielić razem przestrzeń. Tak to tłumaczył.

- Konie nakarmione i sprawdziłem ich poidła - odpowiedział, stawiając tacę na szafce koło połowy Harry'ego - Źrebak pełen energii. Wykorzystał, że mama jadła i sam zajął się jedzeniem.

- Coraz więcej potrafi - powiedział zadowolony, siadając powoli, w bardziej wygodną pozycję dla siebie do jedzenia - Co nam dziś Zayn upichcił.

- Zapiekanki - odpowiedział - Do tego trochę warzyw i herbata - sięgnął po jeden z talerzy i podał omedze.

- Zayn nas rozpieszcza - momentalnie zwilżył wargi - Chciałbym już wrócić do pracy, spędzać z wami więcej czasu.

- Najpierw wydobrzej do końca - sięgnął po swój talerz i usiadł blisko bruneta - Smacznego.

- Smacznego - skradł pocałunek z wąskich warg, nim zabrał się za jedzenie, omega była bardzo szczęśliwa tym, że Louis zawsze wybierał jedzenie z nim w sypialni, niż na dole z nowymi znajomymi.

Zjedli w spokoju, który był tylko względy dla Louisa. Rzeczywiście patrząc na wiek Harry'ego i Maisona, brunet musiałby go urodzić mając piętnaście lat, czyli zajść w ciąże w wieku czternastu. Jasne, było to na swój sposób możliwe, jednak raczej rzadkie.

- Twój zapach stał się bardziej intensywny. Nad czym myślisz? - Harry zagadał, powoli przesuwając się na łóżku, aby odłożyć pusty talerz na tacę.

- Ostatnio chciałeś mi coś powiedzieć, ale Maison ci przerwał - spojrzał w zielone oczy, po czym sam odłożył pusty już talerz.

- To tak zaprząta twoją głowę? - zielonooki nie miał nawet chwili zawahania, od razu zrozumiał o co chodzi.

- Przypomniało mi się akurat - skinął - Wyglądałeś wtedy, jakby to było coś ważnego.

- Tak, dla mnie bardzo - powiedział powolnie - Ale zabrakło mi odwagi wtedy - zagryzł wnętrze policzka - A chcę abyś wiedział, skoro mamy stworzyć prawdziwy związek. Rodzinę w przyszłości - przypomniał słowa Tomlinsona.

- Bardzo chcę mieć rodzinę z tobą, w bliższej lub lekko dalszej przyszłości. Ale nie za dalekiej - od razu zaznaczył.

- Ja... - złapał dłoń Louisa w swoją, aby poczuć się bardziej pewnym siebie - Ja... To poronienie było dla mnie wyjątkowo ciężkie, ponieważ to była moja pierwsza ciąża. Nie jestem mamą Maisona, nie biologicznie.

- Jak on się w takim razie u ciebie znalazł? - nie wyrywał dłoni z uścisku omegi i starał się być naprawdę mocno spokojny.

- Maison jest moim chrześniakiem, jego rodzice byli moimi bliskimi znajomymi - wspominał lekko - Byłem bardzo młody, kiedy zostałem chrzestnym tego szkraba - zaśmiał się lekko - Nikt się nie spodziewał, że po kilku latach cała trójka będzie miała wypadek samochodowy i tylko Maison przeżyje.

- Więc jego biologiczni rodzice nie żyją, a on wie? Bo mówi do ciebie mamo i w ogóle - dopytywał.

- Wie, wie - nagle się lekko rozchmurzył - Ale po kilku latach, jego uczucia względem mnie były takie jak do biologicznej mamy. Ja też go kocham jak swojego szczeniaka, popłakałem się kiedy jako ośmiolatek zaprosił mnie na spektakl do szkoły, mówiąc "mamo, przyjdziesz?".

- To musiało być cudowne - Louis nie wiedział nawet kiedy zaszkliły mu się oczy, mógł być zły na Harry'ego, przez to zatajenie prawdy, ale nie potrafił, rozczulił się nad tą historią.

- Jeden z najbardziej wyjątkowych momentów mojego życia - potwierdził, palcem delikatnie przejeżdżając po ciepłej skórze dłoni alfy - Przez stratę swoich biologicznych rodziców, myślę że Maison może być bardziej projekcyjny względem mnie...

- Dziękuję, że mi powiedziałeś. Myślę, że będzie mi łatwiej zrozumieć jego zachowania, chociaż trochę - pociągnął nosem.

- Lou, nie ma co płakać - przesunął się w stronę starszego i go objął - Teraz wiesz wszystko, czemu tak wtedy było mi smutno, wciąż jest po wypadku.

- To po prostu wzruszenie, czy coś w tym stylu - chrząknął - Miałeś i masz tyle uczuć oraz ciepła do szczeniaka, który biologicznie nie jest twój. Jesteś cudowną omegą i wspaniałą mamą dla niego.

- Dziękuję, że tak myślisz - potarł dłonią lekko plecy alfy - To dla dobra Maisona się tu przeprowadziłem, wiesz? W podstawówce pojawiły mu się koszmary, związane z wypadkiem. Mieszkaliśmy wtedy w... W domu moich przyjaciół.

- Za dużo wspomnień związanych z tamtym miejscem - odsunął się lekko, dalej będąc skupionym na omedze - Przeprowadzka pomogła mu na koszmary?

- Tak, był kompletnie innym szczeniakiem, wracał do pełni życia - zielone oczy rozbłysły - Nawet nie marudził na dojeżdżanie do szkoły. Był w końcu beztroski.

- To najważniejsze - skinął, zasypany informacjami - Twoje oczy błyszczą jak o nim mówisz. Jesteś z niego dumny.

- Oczywiście, że jestem - wrócił powolnie na swoją pozycję - Ale jak wiemy, każde dziecko nie jest idealne i mój syn jest czasem bardzo uparty.

- To już zdążyłem zauważyć - zaśmiał się - Ale nie dziwię się, martwi się o ciebie, a ja jestem obcy. Nie było go tutaj, kiedy my się poznawaliśmy.

- Minus szkoły w Anglii, ale chcę dla niego jak najlepiej. Dla przyszłych szczeniaków też, ale wtedy nie będę sam do planowania i szukania dobrych rozwiązań - zacisnął dłoń na udzie Louisa.

- Nie będziesz sam - uśmiechnął się ciepło w kierunku omegi, wiedząc dokładnie że chodziło o niego i lubił tę myśl.

A słowa o przeznaczeniu wypowiedziane przez Payne'a, sprawiły że naprawdę zaczął się nad ich sensownością zastanawiać.

🐾🐾🐾

Kola 💙💚💙💚

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro