25. Czekaliśmy na ciebie z mamą, bardzo długo.
Ostatni! Przeczytajcie koniecznie to co a końcu ;)
Louis i Harry koniec końców podjęli decyzję o przeniesieniu się na końcówkę ciąży do Doncaster. To wydawało się najbardziej odpowiednie, szczególnie że Louis musiał być skupiony na rodzinie, a nie martwić się sprawami hotelu, a ciężko to było rozdzielić będąc blisko. J
Harry zabrał się dość szybko wtedy za pakowanie, nie zapominając o oddzielnej torbie na porodówkę, która będzie bardzo ważna, w momencie kiedy zostanie zabrany do szpitala.
Louis pomagał mu ile był w stanie, przekazywał też przyszłym teściom to na co powinni zwracać uwagę w czasie ich nieobecności. Chciał mieć wszystko pod kontrolą ile mógł.
Z lżejszym o wiele sercem, mogli ruszyć w podróż, która miała im trochę zająć. Plusem było to, że Maison będzie mógł ich częściej odwiedzać. Ich auto było mocno zapakowane, ale musieli mieć pewność, że mają niezbędne rzeczy do przebywania tyle czasu poza hotelem. Jednocześnie byli podekscytowani na coraz krótszy czas do poznania własnego szczeniaka.
- Jay, dobrze cię widzieć - Harry chętnie przyjął uścisk od swojej przyszłej teściowej - Jestem dość... Spory.
- Wyglądasz cudownie Harry, okrągły brzuszek jak na twój czas przystało - skomentowała kobieta, a jej słowa były pokrzepiające.
- Jeszcze chwila i mój synek, a twój wnuk będzie z nami - Harry czuł ciepło na swoich policzkach - I dziękuję, że nas przyjęłaś, przyjęliście.
- To dla nas przyjemność mieć was blisko siebie - zapewniła - Lottie jest dziś z małym, więc dobrze wyszło.
- Poznam mojego chrześniaka - Louis wyszczerzył się, całując policzek kobiety na powitanie.
- Tak, Lottie też na tym zależało jak dowiedziała się, że dziś przyjedziecie - odparła Jay - Wchodźcie dalej, śmiało. Rzeczy zdążycie jeszcze przenieść.
Narzeczeństwo dostało się do salonu, gdzie jak mama Louisa mówiła, Lottie sobie spokojnie siedziała ze szczenięciem w ramionach, które kołysała lekko nucąc.
- Przyjechaliście - od razu się rozpromieniła na widok Harry'ego i Louisa - Andy, wujkowie przyjechali.
- To takie maleństwo - brunet wymamrotał, czując się z jakiegoś powodu mocno wzruszony.
- Jest malutki, ale potrafi walczyć o swoje - potwierdziła Lottie - Omega, ale czuje że będzie sprytny.
- To bardzo dobrze dla niego - Louis usiadł obok siostry - Hej Andy, jestem twoim chrzestnym kochanie.
- Dam ci go na chwilę - zapowiedziała Lottie - Ale nie na zbyt długo, moja omega jeszcze średnio znosi rozstania. Postaram się tobie Harry też dać.
- Nie przejmuj się mną Lotts, moje oczy się nacieszą widokiem - Harry zapewnił spokojnie, sam zajmując miejsce na fotelu i układając dłoń na dole brzucha.
- Mały musi poznawać nowe zapachy od początku, żeby nie bał się potem - zapowiedziała Lottie - A ja nie mogę być przewrażliwiona.
- Na samym początku nikt ci nie zabroni - Harry pokręcił głową - Nie będę po prostu obrażony, jeśli się nie uda.
- Będziemy trochę w Donny, jak nie dziś to innym razem po prostu - wtrącił się Louis, widocznie nie mogąc doczekać się, aby dostać siostrzeńca na ręce.
- Louis ma z tym rację - Harry uśmiechnął się wdzięcznie w stronę swojego narzeczonego.
- Okej Lou, ułóż ręce, dam ci go - postanowiła i szczenię za chwilę było u swojego wujka.
Szatyn momentalnie złagodniał na twarzy, lekko pochylając się w stronę syna swojej siostry. Ten spokojnie przyjął jego ramiona, przez co się uśmiechnął delikatnie.
- Wujek jest fajny, lepsza reakcja niż na tatę - zaśmiała się Lottie ze spokojem.
- Co masz tym na myśl? - Louis zapytał zaciekawiony, nie unosząc na milimetr wzroku.
- Kiedy tata dostał Andy'ego na ręce, mały zmarszczył mocno czoło i potem się rozpłakał, ale to okropnie - wspomniała - Potrzebowali kilku podejść.
- Nie lubisz swojego dziadka, mały rozrabiako? Potrzebowałeś chwili tak? Czasem mali chłopcy tego potrzebują - jego głos przybrał czuły ton.
- Jeszcze się dotrą, dlatego chcę żeby poznawał jak najwięcej zapachów. Mój dzielny synek - Lottie nie spuszczała szczeniaka z oczu.
- Jest strasznie za rodziną Tomlinson wyglądowo - Louis musiał się podzielić swoim wrażeniem.
- Tak, nie wyparłby się naszej rodziny - sama to wiedziała - Będzie łamał w przyszłości serca, to jest pewne.
- Oby on je łamał, niż sam skończył ze złamanym - Harry potwierdził, wpatrzony w narzeczonego - Do twarzy ci ze szczeniakiem w ramionach, kochanie. Wyglądasz tak... Łagodnie.
- Jeszcze trochę i będę tak trzymał naszego syna - spojrzał prosto w zielone oczy - Będziesz mógł patrzeć ile chcesz - droczył się lekko.
- Będę miał galerię zapełnioną tym widokiem - podjął grę starszego.
- A ja już mam kolejne zdjęcie do kolekcji - Jay zwróciła na sobie uwagę, trzymając telefon w pozycji, która mówiła że wykonała zdjęcie synowi i wnukowi.
- Mama jak zwykle na posterunku z telefonem i zdjęciami - zaśmiał się Louis ciepło, bo nie miał nic przeciwko, aby łapać takie chwile.
- To jest najlepsze, co może być - zmieniła swoją pozycję, aby widzieć Harry'ego - Uśmiech kochanie.
W tym samym momencie Andy jęknął, na co Lottie od razu się wyprostowała i spojrzała na brata, co wyraźnie oznaczało, że zamierza odebrać od niego swojego szczeniaka. Louis nie miał zamiaru się temu sprzeciwiać i podał malucha swojej siostrze.
Nikt nie mógł się sprzeciwiać instynktom, one były bardzo ważne w ich życiach i pomagały w odnalezieniu się przy różnych sytuacjach.
Jay przyniosła potem kanapki, które mogli przegryźć oraz herbatę, a Louis postanowił przenieść do pokoju najważniejsze rzeczy, zostawiając narzeczonego w salonie z resztą rodziny. Wieczorem dopiero odpoczęli w jego starym pokoju, na tyle ile mogli tak naprawdę, ponieważ Harry cierpiał już na skurcze przepowiadające.
- Dziwnie być ponownie w domu rodzinnym, wiesz? - zagadał Louis, kiedy leżeli na łóżku razem - Tutaj się działo całe moje dzieciństwo i okres nastoletni.
- Wspomnienia przechodzą przez twoją głowę, prawda? - poprawił poduszkę pod swoim brzuchem, tylko dzięki temu mógł leżeć na boku.
- Wiele różnych wspomnień - potwierdził przypuszczenia narzeczonego - Tych dobrych i tych gorszych też.
- Chcesz o czymś konkretnym porozmawiać kochanie? - odnalazł jego dłoń i splątał ich palce.
- Nie, chyba nie - pokręcił lekko głową - To po prostu nostalgia czy coś w tym stylu. Szczególnie, że czekamy teraz na własnego szczeniaka.
- Na małego Lou - potwierdził - Mały Lou Junior, Lou Harry? - próbował całkowicie poważnie na swoim języku.
- Chciałbyś, żeby nasz syn miał imiona po nas? - zmarszczył czoło w rozmyślaniu - Sam nie wiem...
- Raczej chcę, aby był małym Louisem - poprawił go - Louis Harry brzmi dziwnie razem. Ale córeczka Harriet?
- Louis Junior i Harriet... - sam powiedział to na głos - W zasadzie czemu nie? Brzmi dobrze.
- Czyż nie? - przełożył ich dłonie na swój ciążowy brzuch - Mały Lou rozwija się we mnie?
- Lou Junior - nacisnął lekko palcami na wypukłość, a zaraz dostał na to odpowiedź poprzez kopniaka.
- Podoba mu się, nazwany po tacie - przymknął powieki - Może jest to tandetne, ale kocham taką tandetność.
- Nie uważam to za tandetne - zaprzeczył Louis - Podoba mi się, zobaczymy co będzie potem jak będziesz wolał Lou w domu - zaśmiał się.
- Hm - wypuścił ciężko powietrze z warg - Raczej będę go wołać "wilczku" i "szczeniaku" - uniósł kącik ust - A Louis Junior jak coś przeskrobie.
- Będzie przerażony słysząc swoje właściwe imię - zaśmiał się alfa - Ale zwracanie się do niego Junior po prostu też będzie w porządku.
- Tak, to też. Albo Loubear - wszystkie te wyobrażenia, sprawiały że jego serce mocniej biło.
- Z jednej strony wiem, że powinien tam jeszcze odsiedzieć, ale z drugiej chciałbym go już mieć w ramionach - przyznał się alfa.
- Mam tak samo, zwłaszcza po widoku ciebie z chrześniakiem - obrócił głowę i lekko połączył ich wargi.
- Tak ci się spodobał widok mnie ze szczeniakiem? - powiedział zadowolony z siebie, przerywając na chwile pocałunek.
- Bardzo, jesteś gorący... A z maluchem to zapiera dosłownie dech w piersi - zarzucił ramiona na kark Louisa.
- Gorący? - uniósł brew zaskoczony alfa - Jak bardzo? Hmm?
- Tak, że nie potrafię tego opisać w słowach, ale w czynach już tak... Jednak jesteśmy w twoim rodzinnym domu - potarł ich nosy o siebie.
- I to jest teraz akurat najgorsze, bo mamy wokół siebie zapełnione pokoje - wypuścił powietrze niezadowolony na tę informację.
- A później będzie przerwa, będę wracał do sprawności i Loulou będzie z nami - nie mógł pocieszyć starszego.
- Wszystko przeciwko nam - wydął dolną wargę - Damy radę jak to my, dla dobra sprawy oczywiście.
- Bezpieczeństwo Loulou teraz najważniejsze - Harry potwierdził, czując jak ich syn jest ruchliwy przez cały czas. Było mu zwyczajnie ciasno tam.
- Nasz szczeniaczek - sięgnął do brzuszka i sam poczuł kopniaki oraz rozpychanie się.
Chwilę później Louis pomógł Harry'emu przebrać się do snu, omega miała coraz większe problemy z różnymi podstawowymi rzeczami, męcząc się czasem przeokropnie w prostych czynnościach.
Alfa jednak był cierpliwy przy omedze, wiedział że Harry tego potrzebuje i nie narzekał ani trochę. Wręcz lubił troskę o swoją rodzinkę.
Przez kolejne dni odpoczywali w Doncaster, Harry na tyle ile mógł, zmagając się z objawami, które przypominały jak blisko porodu się znajdował. Skurcze przepowiadające były coraz bardziej intensywne, a plecy dawały się już mocno we znaki. Do tego omega czuła się opuchnięta i po prostu zmęczona.
- Jay - Harry wypuścił z dłoni widelec i wypuścił ciężko oddech, w tym samym czasie co sztuciec się odbił o talerz - Wołaj Louisa, mam regularne i częste skurcze.
- To już! - sapnęła, odkładając kubek i zrywając się ze swojego miejsca - Louis!!
- Już - potwierdził lekko zduszonym tonem głosu, podążając wzrokiem za plecami swojej przyszłej teściowej.
Nie musiał czekać długo, aż Louis pojawił się w pomieszczeniu i niebieskie oczy wylądowały na narzeczonym.
- Torba jest w samochodzie, tak samo nosidełko do wyjścia ze szpitala - zachowywał zimną krew - Potrzebujesz czegoś jeszcze z domu?
- Nie... Tak, nie - zmieszał się lekko i wziął głęboki oddech, aby jakkolwiek oczyścić swoje myśli - Twoja bluza, ta co nosiłeś ciągle po domu przez ostatnie tygodnie - to był celowy zabieg, aby do nosidełka, czy łóżeczka ją później wsadzić, a szczenię miało zapach ojca przy sobie.
- Dobrze, już po nią idę i przejdziemy do auta. Kluczyki i dokumenty mam na przedpokoju - mówił jakby sam siebie upewnił, że jest zorganizowany.
Szatyn mimo wszystko ucałował czoło partnera, nim popędził po rzeczy, które były mu potrzebne. Nie chciał zwlekać z wyjazdem do szpitala. Ufał placówce, którą wybrali, ponieważ jego mama tam pracowała. Louis wrócił zaraz z bluzą i pomógł omedze wstać z miejsca, a po drodze zabrał dokumenty i kluczyki.
- Mamo!? - przypomniał sobie jeszcze Louis - Napiszesz wiadomość do Maisona? Bo nie wiem ile to wszystko potrwa i jak będzie przebiegało.
- Nie ma problemu, zaraz do niego napiszę jak tylko wyjdziecie - szatynka obiecała, odprowadzając ich do drzwi - Pisz do mnie Lou, będę się martwić.
- Postaram się, zobaczymy jak bardzo spieszy się naszemu synkowi na świat - uśmiechnął się alfa i opuścili dom, zostawiając Jay zamknięcie drzwi za nimi.
Droga do szpitala im obu się dłużyła, Harry miał coraz częściej skurcze, przez co obawiał się że będzie już za późno na przeciwbólowy. Louis naprawdę się starał dojechać najszybciej jak był w stanie, jednocześnie zachowując bezpieczeństwo. Na szczęście Jay dała znać na położnictwie, że mogą przyjechać w każdym momencie. Tam już się działa największa akcja, Harry został podpięty do specjalnych maszyn, dostał nawet specjalną opaskę na brzuch, która łapała tętno ich syna.
- Ostatni moment na znieczulenie - podsumowała położna, która odbierała poród - Z tętnem malucha wszystko jest wszystko w porządku i waży koło trzy i pół kilo.
- Całe szczęście, od początku chciałem znieczulenie - brunet powiedział szczęśliwe, dłonią co jakiś czas dotykając swojego odkrytego brzucha.
- Zaraz pielęgniarka poda zastrzyk i będziemy dalej monitorować ciebie i szczeniaka. Zobaczymy jak będzie z właściwą akcją porodową - uśmiechnęła się lekko.
Harry mógł się jedynie uśmiechnąć wdzięcznie i mocniej ścisnąć dłoń swojego alfy, czując z jego strony ogromne wsparcie emocjonalne.
- Nasz synek jest silny - skomentował Louis - Jego serduszko mocno bije, a niedługo będzie tutaj z nami.
- Jeszcze nie wie, ile sprawi bólu swojej mamie - Harry wypuścił oddech i spojrzał w niebieskie oczy.
- Ale jest warty tego cierpienia, a ja będę tuż obok cały czas. Mam nadzieję, że nie stracę przytomności - zażartował sobie.
- Oj lepiej nie, Tomlinson. Masz najlżejszą pracę tutaj - zagroził poważnie.
- Ale emocjonalnie nie jest lekko - zaznaczył - Ale staram się trzymać, choć serce co raz mi wali jak szalone.
- Mój alfa - młodszy wypuścił oddech dość ciężko, na kolejny mocny skurcz.
- Ściskaj moją rękę ile potrzebujesz - zachęcał omegę, chcąc dać jej choć trochę ulgi - Zaraz dostaniesz znieczulenie.
- Potrzebuję tego - przymknął mocno powieki.
Kolejne godziny były mieszaniną wszystkiego. Bólu, płaczu, emocji. Mały alfa pchał się bezlitośnie na świat. Szczeniak pojawił się na świecie po trzeciej w nocy, przez co pojawiły się łzy w oczach alfy, był dumny ze swojego narzeczonego i syna. Mieli go w końcu ze sobą.
Louis przeciął pępowinę i poszedł za pielęgniarką na podstawowe badania szczeniaka. To było dość naturalne i powszechne zachowanie u alf po porodzie partnera. Chcieli mieć pewność, że nic się nie stanie niewinnym szczeniakom.
Tomlinson nie mógł oderwać wzroku od Lou, chciał już go dostać w ramiona, tyle czasu czekali na niego, a teraz był na wyciągnięcie ręki. Pielęgniarka potwierdziła mu, że szczeniak jest zdrowy i dostał maksymalną ilość punktów.
- Lou, synku - Louis powiedział z lekkością w głosie, kiedy w końcu poczuł na swoich ramionach ciężkość malucha - Czekaliśmy na ciebie z mamą, bardzo długo.
- Gratulacje zdrowego malucha i zachęcam do pójścia do mamy, bo synek potrzebuje zapachu obu rodziców - zasugerowała pielęgniarka.
- Dziękujemy, oczywiście... Harry powinien być już na sali, prawda? - upewnił się, po wzięciu oddechu, a zapach szczeniaka przypominał mu idealną mieszankę ich obu.
- Tak, położna się nim zaopiekowała do końca i powinien być na sali poporodowej - potwierdziła - Dosłownie dwa pomieszczenia w prawo stąd.
- Tak, tak. Pamiętam chyba, zostawiliśmy tam rzeczy - Louis potwierdził, wychodząc ostrożnie z gabinetu, pewnie trzymając w ramionach swoje dziecko.
Sala w której był Harry miała uchylone drzwi, dzięki czemu Louis bez problemu wszedł do środka, od razu kierując wzrok na narzeczonego, po którym było widać zmęczenie jednak był wyraźnie odświeżony.
- Lou, nasz synek - Harry momentalnie ich spostrzegł i lekko się poruszył na łóżku - Daj mi go, proszę, chcę go poczuć...
- Już idziemy mamusiu. Jestem zdrowy i silny - alfa zbliżył się do narzeczonego i ostrożnie podał mu maluszka.
Chłopiec wylądował pod koszulą omegi, aby wtulić się w jego ciepłe, nagie ciało. Najważniejszy możliwy kontakt dla noworodka.
- Loulou, mamusia cię kocha szczeniaku - Harry szepnął wzruszony.
- Tata też go kocha - szatyn usiadł na brzegu łóżka, patrząc na swoją rodzinkę.
- Napiszesz do naszych mam? Albo zadzwonisz? - zielone oczy skierowały się na te niebieskie.
- Napisze do naszych mam i zadzwonię do Maisona, co ty na to? - spojrzał na bruneta - On wyczekiwał brata najbardziej. Na pewno nie śpi.
- Proszę - pokiwał głową - Bardzo chc...
- Mamo - do sali wszedł zdyszany nastolatek - Mamo, mamo... Nie zdążyłem - zmarszczył nos, zauważając szczenię pod koszulką omegi - Mam brata? Jestem starszym bratem?
- Jesteś Maison, właśnie mieliśmy do ciebie dzwonić, ale uprzedziłeś nas - skomentował z uśmiechem Louis - Poznaj swojego brata, jest u mamy.
Nastolatek od razu przeniósł wzrok na łóżko i zauważył, że maluch jest pod koszulą jego mamy. Jego oczy błyszczały z podekscytowania i wielu emocji, które kumulowały się przez stanie godziny.
- Od razu ruszyłem po telefonie babci - odpowiedział, powoli kierując się w stronę łóżka niczym zaczarowany.
- Nie bój się kochanie, jestem pewien że on pozna w tobie brata - Harry czuł wzruszenie, mając tutaj swojego starszego syna.
- Jest malutki - wyciągnął dłoń, aby dotknąć plecków szczeniaka - To szalone, że dopiero co był w brzuchu mamy i jest tutaj.
- Och, bywają i mniejsze szczeniaki kochanie, zwłaszcza przy omegach - brunet odpowiedział spokojnie - Chcesz go wziąć na chwilę na ręce?
- Mogę? Pokażesz mi jak? - Maison spojrzał na Louisa z prośbą, ponieważ nie chciał przepuścić takiej okazji.
- Nic prostszego, już ci pokazuję - szatyn się uśmiechnął i pochylił się w stronę narzeczonego, aby delikatnie odebrać od niego Lou - To twój brat Mais. Louis Junior Tomlinson.
- Louis? - zaśmiał się lekko - Hej Junior, czekaliśmy wszyscy na ciebie, ale w końcu jesteś. Będę cię uczył fajnych rzeczy i bronił.
- To był mój pomysł - Harry powiedział dumny z siebie, przyglądając się temu, jak jego narzeczony ostrożnie podał szczeniaka Maisowi, instruując go, jak ma trzymać ręce.
- Jest lekki - skomentował - Cieszę się, że przyjechałem od razu. Mam nawet prezent dla Juniora. Na przywitanie.
- Później porozmawiamy o nocnej jeździe w pojedynkę, teraz nie mam na to siły - Harry delikatnie pogroził palcem nastolatkowi.
- Jestem alfą i nic mi się nie stało - szybko dodał od siebie, już nie wchodząc w mocniejszą dyskusję.
Junior poruszył się leniwie w ramionach brata i westchnął cichutko, śpiąc sobie dalej spokojnie.
- Jak widać brat jest zaakceptowany - Louis zmienił temat, spoglądając na szczeniaka - Bardzo dobrze się zapowiada.
- Skarbie? Nasi rodzice - Harry przypomniał ciepło, zakopując się mocniej pod kołdrą.
- Już piszę do nich wiadomości. Zrobię zdjęcie Maisonowi i Juniorowi - nakierował telefon na nich i szybko ujął cudowną chwilę, by zaraz wysłać ją do najbliższych.
🐾🐾🐾🐾🐾
(lekko ponad pół roku później)
Harry chodził z Juniorem na swoim biodrze, kiedy wszyscy najbliżsi otwierali prezenty świąteczne. Ponownie, Tomlinsonowie przyjechali do hotelu na ten magiczny czas, a pogoda ich nie zawiodła, dając białego puchu pod dostatkiem.
Zielone oczy coraz uciekały w stronę Maisona i Louisa. Nastolatek wyraźnie się denerwował, spoglądając na pakunek, który wcześniej starannie zapakował, potem przenosząc wzrok na partnera mamy.
- Um, tato? Możesz... Uch, możesz otworzyć prezent ode mnie? - nieśmiały ton głosu sprawił, że uwaga Louisa całkowicie skupiła się na nastolatku.
- Jasne, mogę otworzyć od razu - zgodził się Louis - Co tam masz dla starego ojca - przejął paczkę, spoglądając na nią z ciekawością.
- Coś bardzo dla mnie ważnego - odparł, patrząc przez chwilę na mamę, która doskonale wiedziała o jego zamiarze, a czuły uśmiech go uspokoił.
- No dobrze - rozwiązał wstążkę, po czym zerwał papier.
Jego oczom ukazało się pudełko, które już bez problemu otworzył. Zaśmiał się lekko na ulubioną czekoladę i zaraz odłożył ją na bok, by wyjść plik papierów. Odłożył na bok pudełko i spojrzał dokładniej na kartki. Jego oczy rozszerzyły się na gotowe dokumenty do adopcji Maisona.
- Czy to jest to co rozumiem? - chrząknął szatyn, czując jak od wzruszenia łamie mu się głos.
- Bardzo, ja... Jesteś moim tatą, mimo początków, gdzie ci dokuczałem, naprawdę cię teraz kocham - bawił się lekko swoimi palcami - I chciałbym być oficjalnie twoim synem, nosić to samo nazwisko co ty, mama i Junior.
- Jesteś moim synkiem Maison, kocham cię szczeniaku i oczywiście, że dam ci moje nazwisko. To będzie dla mnie zaszczyt - wyciągnął ramiona, aby nastolatek się do niego przytulił.
Maison prędko znalazł się w ramionach Louisa i pociągnął dość głośno nosem, mówiąc o tym, że sam zaczął płakać ze wzruszenia. Oczy Tomlinsona były całkowicie szklane, kiedy trzymał młodszego alfę przy swojej klatce piersiowej. Nie sądził, że te święta mogły być lepsze, a jednak takie były.
- Tak bardzo się cieszę - Harry podszedł do nich ze szczeniakiem w ramionach - Moje serce się raduje widząc to, jak wasza relacja się rozwinęła.
- Musieliśmy to przepracować po prostu - pociągnął nosem Louis i odsunął się lekko, aby spojrzeć na Harry'ego oraz Juniora.
- Będę miał oficjalnie tatę mamo - Maison lekko drżał z emocji.
- Chyba zaraz sama się popłaczę, mój kochany, prawie dorosły wnuk będzie oficjalnie synem mojego dziecka - Jay zaczęła wachlować sobie dłonią przed twarzą.
- Widzisz Mais, wszystkich wprawiłeś we wzruszenie - Louis otarł policzki - Od razu po nowym roku weźmiemy się za procedurę.
- Ta - Junior zawołał, unosząc lekko w górę rączki, nim wsadził sobie piąstkę do buzi.
- Za mało uwagi na najmłodszym? - niebieskooki spojrzał na Juniora - Nie zawsze to ty musisz być w centrum uwagi wilczku.
- On lubi być gwiazdą wieczoru - Harry ucałował czoło synka.
Jego wzrok mimowolnie złapał Zayna i Liama, oprócz Olivera jego przyjaciel właśnie był w dość wysokiej ciąży. Nie ukrywali, że była to wpadka, jednak byli szczęśliwi. Zayn mimo że ciągle bronił się przed kolejnym szczeniakiem, fakt kolejnej ciąży przyjął naprawdę dobrze. Jakby od pstryknięcia palcami włączyły mu się wszystkie instynkty rodzicielskie.
- Daj mi mojego kochanego wnuczka - Samuel pojawił się przy Harrym - Dziadek mu da trochę uwagi.
- Dziś ma dobry humor, ale potrzebuje ciągle zainteresowania - brunet podał szczeniaka swojej mamie - Atencyjny chłopiec.
- Ma to po swojej mamie - Tony doskonale pamiętał stare czasy, z małym Harrym, który ciągle łaknął uwagi swoich rodziców.
- Na pewno nie po Lou, od małego był bardzo samodzielny i niezależny - zaśmiała się Jay - Sam kombinował, a zwracanie na siebie uwagi to była ostateczność.
- Przynajmniej to po mnie ma, bo wyglądowo jest mini Lou - Harry usiadł obok męża i ułożył dłoń na jego udzie.
- No nie wyparłby się mnie, nie ma opcji - powiedział zadowolony z siebie szatyn - Ma geny Tomlinsonów, tak samo jak Andy.
- Nic dodać, nic ująć - Lottie potwierdziła, nie mając zamiaru się sprzeczać w tym temacie.
- To są najlepsze święta jakie miałem - podsumował Louis - Mam was wszystkich wokół siebie i do tego te cudowne prezenty. Niczego więcej do szczęścia mi nie potrzeba.
🐾🐾🐾🐾🐾
Dziękujemy za komentarze i gwiazdki. Mamy nadzieję że podobało wam się to ff!
Zapraszamy na nowe ff! Dostępne już Ba moim profilu —-> Endless Love || Larry 💙💚💙💚
🐾🐾🐾🐾
Kola 💙💚💙💚
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro