23. Nie powiedzieliście mi...
Jesteśmy już blisko końca 👀
Louis wstał rano i wyszedł nakarmić konie, a później zabrał Pioruna na kolejną lekcję, skoro wcześniej niż zwykle wstał, mógł wykorzystać pożytecznie ten czas.
Dalej uwielbiał pracę z końmi, choć miewał ostatnio więcej obowiązków, przejmując po części to co cięższe od Harry'ego. Nie chcieli też wysługiwać się jego rodzicami, którzy w końcu przyjechali tutaj odpoczywać już.
- Tato! - usłyszał nagle głos Maisona, na co podskoczył, kompletnie nie spodziewając się nastolatka na wsi.
- Mais! Co ty tutaj robisz? - mimo szoku, na jego ustach momentalnie pojawił się uśmiech.
- Zalało nam szkołę i puścili nas wcześniej na święta do domu - młody alfa wcisnął się w ramiona tego drugiego - Mała niespodzianka dla was. Mama też nie wie.
- Cudowna niespodzianka, tęskniliśmy bardzo - wyznał szatyn - Mama będzie zachwycona, coraz mocniej przeżywa takie ckliwe chwile. Z
- Jest w końcu... W którym miesiącu ciąży? - zmarszczył brwi, nie do końca pewien.
- Kończymy piąty miesiąc niedługo - wyjaśnił nastolatkowi - Zobaczysz jak duży ma brzuszek, od ostatniego spotkania jest spora różnica.
- Piąty miesiąc? Woah, jak... To czas ruchów, prawda? - odsunął się od Tomlinsona z małym uśmiechem na wargach.
- Dokładnie tak, mama już coś czuję, ale mi jeszcze nie było to dane - zmarszczył nos Louis - Ale to może się stać w każdym momencie.
- Może w święta - przejechał dłonią po karku Pioruna - Trening? Momentalnie was zobaczyłem, a miałem iść wprost do domu.
- Tak, nakarmiłem resztę koni i wykorzystałem godzinę i to, że mama ostatnio śpi co najmniej do dziewiątej - Louis sam spojrzał na konia - Masz ochotę pojeździć?
- Nawet nie wiesz jak bardzo - wypuścił ciężko oddech spomiędzy warg.
- To ogarniaj się i pojeździmy razem, będzie raźniej o takiej godzinie - Louis uniósł kącik ust.
- Nie musisz dwa razy powtarzać tato! - zawołał, zaraz chętnie kierując się do stajni, pod czujnym wzrokiem Louisa.
Tomlinson za każdym razem kiedy Maison go nazywał w ten sposób czuł ciepło w klatce piersiowej. Spędzanie wspólnie czasu sprawiało im obu przyjemność.
Nastolatek wrócił piętnaście minut później z kaskiem na głowie i drugim w dłoni, kiedy obok niego szedł przygotowany do jazdy, jego koń.
- Dla ciebie tato, bezpieczeństwo to podstawa - wyciągnął dłoń w stronę szatyna.
- Miałem się po niego wrócić, ale za mocno zaaferowałem się twoim powrotem - tłumaczył się - Dziękuję, masz rację. Bezpieczeństwo to podstawa.
- Zwłaszcza po wypadku mamy - wzdrygnął się na samo wspomnienie stanu Stylesa sprzed ładnych paru miesięcy.
- Zwłaszcza po tym wypadku - wypuścił powietrze na nieprzyjemne wspomnienie, które wróciło.
- Gdzie jedziemy? - zmienił temat na bardziej przyjemny, uśmiechając się z lekkim wymuszeniem.
- Pokręcimy się po okolicy po prostu - wzruszył lekko ramionami - Nie musimy mieć konkretnego planu.
- Racja - pokiwał głową.
Zaraz obaj wsiedli na swoje wierzchowce i mogli ruszyć, śnieg się wciąż dobrze trzymał, co cieszyło wzrok. Nie mieli zamiaru też jeździć zbyt długo, wiedząc że zeszło im już trochę czasu, a Harry nie lubił siedzieć sam zbyt długo, jeśli ewentualnie obudził się w tym czasie.
Mimo to, pozwolili sobie na mały wyścig, gdzie oczywiście młodszy wygrał mając większe doświadczenie, ale to nie zraziło Louisa. Jednocześnie musieli być ostrożni przy tej pogodzie, aby konie nie poślizgnęły się na śniegu. Wrócili do stajni w jeszcze lepszych humorach, po porannym wysiłku.
- Louis, jak ja cię... Gdzieś ty zniknął - Samuel dorwał dwie alfy, wychodząc z hotelu - Maison, co ty robisz kochanie tutaj? Mama się ucieszy, może przestanie wariować...
- Byłem nakarmić konie, a potem postanowiłem wsiąść i Maison wrócił, więc zabrałem go ze sobą - odpowiedział - Czyli Harry wstał?
- Tak i szukał cię oraz twojego zapachu - pokręcił lekko głową na wspomnienie syna - Zaczął się denerwować, hormony nad nim biorą górę. Idźcie szybko do mieszkania.
- Idziemy, ostatnio wstawał raczej później. Może Maison trochę złagodzi jego emocje - spojrzał na nastolatka i ruszyli do mieszkania.
Zostali odprowadzeni wzrokiem Samuela, który nawet nie miał zamiaru mocniej się wtrącać, kiedy znalazł to co potrzebował. Bez słowa dostali się do mieszkania, a Louis wyczuł bruneta w kuchni, gdzie się dostali, a ten pił wodę ze szklanki.
- Mamo - Maison powiedział dość głośno - Wyglądasz... Mocno w ciąży - zamrugał kilkakrotnie, lekko zaskoczony.
- Bo twoja mama jest mocno w ciąży - Louis lekko się zaśmiał na komentarz nastolatka i wrócił wzrokiem do narzeczonego.
- Mais - Harry odłożył szklankę i z szeroko otworzonymi oczyma podszedł do dwóch alf, zaraz zagarniając swojego szczeniaka w swoje ramiona.
- Też tęskniłem mamo, niespodzianka dla was. Wróciłem już na święta - pochwalił się - Zostaję aż do nowego roku.
- Ale jak to? Przecież został jeszcze dobry tydzień szkoły... - odsunął się od nastolatka i ucałował jeszcze jego czoło.
- Awaria w internacie i raczej szybko tego nie ogarną. Kwestia wody, więc i ogrzewanie w nocy padło - wyjaśnił.
- Moje biedne dziecko, nie czujesz się źle? - wierzchem dłoni dotknął czoła Maisona.
- Jest w porządku, dopiero nad ranem zrobiło się chłodno - uśmiechnął się na troskę mamy - Udało mi się na szczęście szybko wrócić.
- Dobrze cię mieć w domu, kochanie - przeniósł wzrok na narzeczonego i jego mina spoważniała, a brew uniosła się - Louis...
- Byłem w stajni - od razu zaczął się tłumaczyć - Chciałem tam wszystko ogarnąć i potem przyjechał Maison... A ty wstawałeś później - tłumaczył się chaotycznie.
- Twoja strata, bo maluch obudził mnie prawidłowymi kopniakami i przez dłuższą chwilę był aktywny - powiedział po wypuszczeniu uspokajającego oddechu.
- Co? No nie - jęknął - Akurat dziś? Nie mógł poczekać? To nie fair - wydął dolną wargę niezadowolony.
- Nie mógł, jak widać - czułość wybiła się na twarzy Stylesa, widząc smutek narzeczonego.
- Będę musiał szybciej wracać po obowiązkach, nie chce przegapić kolejny raz tego - postanowił sobie.
- Mam brata? - Maison zapytał po chwili, wyraźnie zamyślony - Mam brata, prawda?
- Wydaliśmy się - zrozumiał Louis, po pytaniu nastolatka - Tak, będziesz miał brata.
- Jak fajnie! - oczy chłopaka zabłyszczały - Mogę? - dopytał, wskazując na brzuch Harry'ego, a widząc lekkie skinienie, położył dłoń na wypukłości - Woah, nie jest miękki jak normalnie.
- Dziecko musi być tam bezpieczne - skomentował Louis - I do tego się rozpycha coraz mocniej.
- To dziwnie... Fajne - zamrugał kilkakrotnie i zaraz podskoczył - Czy ono... On? Kopnął?
- Kopnął? - Louis spojrzał z nadzieją na narzeczonego i sam położył dłoń koło tej należącej do Maisona.
- Kopnął, wciąż to robi - powiedział cicho Harry, możliwe że dość mocno wzruszony tą chwilą.
- Mam - niebieskie oczy zabłyszczały - Rozbrykał się na bliskość taty i brata, cudownie to czuć.
- On z czasem dopiero zacznie brykać - Harry był tego pewien, po tym co przeczytał i sam Zayn mówił.
- Już przestał - odparł Maison - Ale dziwne uczucie, że w twoim brzuchu rusza się dziecko.
- Tak matka natura nas stworzyła - Harry nie mógł narzekać, naprawdę to wszystko lubił - Schodzimy na śniadanie? Wujek Zayn się jeszcze obrazi.
- Tak, jestem głodny i to bardzo - od razu zareagował Maison - Podróż i jazda konna to dużo wysiłku z rana.
Całą trójką, ruszyli na dół. Tam już reszta na nich czekała, przez co musieli ich przeprosić i zacząć jeść śniadanie.
🐾🐾🐾🐾
Maison dopiero po kilku dniach zauważył pierścionek na palcu swojej mamy. Akurat spędzali razem czas, a omega potrzebowała zapachu swojego szczeniaka.
- No nie przytulisz się do swojej mamy? - Harry wyciągnął na przód dolną wargę.
- Nie powiedzieliście mi... - upomniał się - Jak długo jesteście zaręczeni?
- Och? - Harry dopiero teraz zrozumiał o co szczeniakowi chodzi - To było kilka dobrych dni przed twoim przyjazdem, Louis mi się oświadczył w pierwszy dzień śniegu. Zabrał mnie na przejażdżkę, wiesz że wytresował Pioruna co do jazdy pod saniami?
- To nie jest odpowiedź na moje pytanie - westchnął i w końcu przytulił się do Harry'ego - Przecież lubię Louisa i to jest naprawdę dobra wiadomość.
- Szczerze kochanie? Dla mnie to tak naturalne, że zapomniałem o tym, że nie wiesz - ciężarny musiał się przyznać - Celowo tego nie zrobiłem, przyrzekam.
- W porządku, ale o ślubie powiedzcie wcześniej - zażartował, będąc wyraźnie spokojniejszy już.
- Oczywiście, że tak. W końcu pomożesz nam wszystko zorganizować - ścisnął bok Maisona - Kocham cię szczeniaku.
- Kocham cię mamo, brata też kocham, nawet jeśli między nami będzie siedemnaście lat różnicy - wziął głęboki oddech.
- I tak będziesz dla niego autorytetem, będzie ciebie wyczekiwał, zabawy z tobą - mówił, z wyobrażeniem w głowie tych wszystkich momentów - Później będzie narzekał do ciebie na młodsze rodzeństwo.
- Więc będzie więcej rodzeństwa? - wyłapał ze słów Harry'ego - Będziemy dużą rodziną? Jak rodzina Louisa?
- Możliwe, że tak kochanie - powiedział po chwili, wpatrzony w ścianę - Ja chciałbym czwóreczkę, Louis trójkę. A jeszcze u niego są możliwe bliźnięta.
- To serio dużo dzieci - mruknął pod nosem - Zmieścimy się w mieszkaniu? Brzmi dość ciasno.
- Na razie tak, z przyszłością mamy kilka pomysłów z Louisem - nie chciał aby szczeniak się tym martwił - Chcesz zobaczyć pokoik swojego brata? Dziadek z tatą go przygotowali, kiedy byłem przeziębiony.
- Jest gotowy? Jasne, że chcę - zgodził się natychmiast - Jak tata i dziadek go przygotowali, to pewnie jest świetny.
- Nie mylisz się - ociężale wstał ze swojego miejsca - To pokój koło głównej sypialni, więc płacz nie będzie do ciebie w nocy dochodził.
- Całe szczęście - zażartował, choć pewnie w innym przypadku nie byłoby mu do śmiechu - Będziecie mieli go blisko siebie.
- Przez pierwsze tygodnie i tak będzie ze mną i Louisem w sypialni - złapał za klamkę, wpuszczając pierwszego nastolatka do pokoju.
- Żółty - od razu zauważył Maison - Jest naprawdę ładnie i wydaje się na większy niż jak był tu składzik z rzeczami.
- Tak, jest całkiem spory. Idealna przestrzeń dla małego dziecka - przejechał czule dłonią po wózku.
- To praktycznie jesteście gotowi, żeby pojawił się na świecie. Wybraliście imię? - przypomniał sobie o tak ważnej rzeczy.
- Kompletnie nie - zaśmiał się lekko - Plus nie mamy jeszcze ciuszków i takich mniejszych rzeczy.
- Och, no tak. Nie pomyślałem o tym - przyznał Maison - Zadzwonicie do mnie jak zaczniesz rodzić? Od razu przyjadę do domu.
- Nie ma problemu, ale musisz bardziej z tatą o tym porozmawiać - wyszli z pokoju, a Harry zamknął za nimi drzwi.
- Zrobię to - skinął nastolatek - Nie mogę się doczekać, żeby go poznać, akurat będę na wakacje w domu. Będę mógł spędzić z nim sporo czasu.
Harry wyszczerzył się, słysząc tyle ekscytacji w głosie syna. To było cudowne, widząc go tak zaangażowanego we wszystko.
- Mogę wziąć Bruce'a i Clifforda i wyjść z nimi na spacer? - spytał - Będę ich pilnował.
- Nie musisz o to pytać - brunet przypomniał - Oni się nie zgubią, z resztą sam się przekonasz jakie to mądre psiaki.
- A potrzebujesz czegoś? Przynieść ci coś? - upewnił się, spoglądając w zielone oczy.
- Mam się dobrze synku - potarł ramię nastolatka - Może nawet się położę, coś mnie bierze senność.
- Dobrze - objął lekko bruneta, po czym sięgnął do smyczy, co od razu dało znał psiakom, że czeka ich spacer i zabawa.
Harry odprowadził wzrokiem syna, nim przeszedł do głównej sypialni, trzymając dłoń na dole pleców. Może nie do końca pójdzie spać, ale mógł zaplanować i kupić część prezentów na święta.
🐾🐾🐾🐾🐾
Rodzina Louisa zjechała się do hotelu w pełnym składzie, jak tylko dzieciaki zaczęły przerwę w szkole. Lottie z mężem miała dojechać w swoim czasie, tak samo Felicite która studiowała. Nie zawsze łatwo było złapać wszystkich Tomlinsonów w jednym miejscu. Na szczęście udało się odpowiednio przydzielić im pokoje, tak aby byli koło siebie. Jednak było wiadomym, że będą tam tylko spać, a czas spędzać wszyscy razem.
Po długiej rozmowę z Payne'ami, hotel został zamknięty na czas świąt i dopiero miał zostać otwarty dwa dni przed nowym rokiem. Mimo wszystko ludzie uwielbiali przyjeżdżać w takie spokojne miejsce na nowy rok, przeważnie ze swoimi pupilami, z dala od hałasu dużych miast.
To pozwoliło im zaaranżować przestrzeń wspólną dla ich komfortu i ilości osób jaka była na tych świętach. Louis nawet postarał się z Liamem o naprawdę pokaźną choinkę, która stanęła w centralnym miejscu hotelowego holu.
Najmłodsi mieli wiele zabawy, przy dekorowaniu jej. Do tego rodzina Louisa ciepło przyjęła ich przyjaciół, którzy na te święta też zostali w hotelu. Zayn się nie chciał poruszać po tak mocno zasypanych drogach dla ich bezpieczeństwa.
- Wiem, że masz wyjątkowo dużo energii przez ilość osób jaka jest w hotelu, ale powinieneś troszkę zwolnić - Louis złapał Harry'ego w kuchni, gdzie omega przelewała ciasto na babeczki do papilotek.
- Hm? - Styles uniósł wzrok na starszego, lekko się uśmiechnął, kładąc miskę na blat i oblizując palec z surowego ciasta - Mam się dobrze Lou, nie musisz się martwić.
- Muszę się martwić, bo bierzesz dużo na siebie - zauważył - Od rana siedzisz w kuchni, nawet moja mama wyszła się przewietrzyć i rozprostować.
- Skończę te babeczki i pójdziemy sami się przewietrzyć, trochę czasu razem spędzić - zaproponował, kapitulując przy tym trochę.
- Będę na pewno spokojniejszy kochanie - sam ustąpił, dając omedze dokończyć to co aktualnie robiła.
- A jak się mają wszyscy? Są zadowoleni z pobytu tutaj? - zagadał szatyna.
- Tak, spokojnie. Jest tyle rzeczy tutaj do robienia, że każdy znalazł coś dla siebie. Maison znalazł wspólny język z bliźniaczkami, a rodzice z Doris i Ernestem dużo spacerują - chciał, aby Harry trochę się odprężył, nawet jeśli chodziło o jego myśli.
- Cudownie - spojrzał na pełną blachę - Wsadzisz ją do piekarnika, jest rozgrzany - dodał, aby Louis się przypadkiem nie oparzył.
- Jasne, nie ma problemu - sięgnął po nią i sprawnie wstawił słodkości na odpowiednią wysokość i zamknął sprzęt.
- Piętnaście minut i koniec pracy w kuchni... Na dziś - zaznaczył, możliwe że czując powoli na własnej skórze jak wiele się dziś narobił.
- Całe szczęście - uśmiechnął się lekko Louis - Ale mam nadzieję, że ogólnie koniec pracy na dziś.
- Tylko spacer z tobą, później ciepłe picie, jedzenie i czas z rodziną - wymienił, wchodząc pod ramię Louisa - Nasz mały chłopiec jest ruchliwy - dodał sugestywnie.
- Sam jest podekscytowany świętami w rodzinnym gronie - dłoń alfy od razu powędrowała do brzuszka narzeczonego - Silny chłopak.
- Bardzo silny - potwierdził.
W uścisku przetrwali te kilkanaście minut i po tym Louis wyciągnął bezpiecznie babeczki, nim zebrali się do wyjścia z domu, informując przy tym chociaż jedną osobę z bliskich, aby się nie martwili w razie czego.
Zapowiadały się białe święta, co było cudowną informacją dla wszystkich. Louis nie zapomniał o psach, które od razu idąc z nimi na spacer miały okazję się wybiegać.
- Fizzy jest uparta, kolejny dzień z rzędu bierze lekcje jazdy od Maisona - Harry wskazał na odpowiednią stronę.
- Jest bardzo zawzięta, jak sobie coś postanowi - Louis spojrzał na plac koło stajni, gdzie jego siostra wyraźnie dawała z siebie wszystko.
- To chyba krew Tomlinsonów - powiedział nieskromnie, unosząc kącik ust.
- Nasz szczeniak też taki będzie - powiedział z pewnym siebie głosem alfa - Będzie miał moje i twoje geny, to wiele.
- Bardzo dobra mieszanka Lou - potwierdził i zadrżał lekko - Wracamy? Zimno mi się zrobiło.
- Jasne, koniecznie jeśli ci zimno - od razu zareagował - Nie może być zimno mojej rodzince. Do tego gorąca czekolada.
- Bardzo chętnie - złapał się mocno ramienia narzeczonego - Jak kocham zimę, tak ostatnio bardzo marznę. Jak nie ja. Dobrze, że twoje ciało mnie ogrzewa nocą.
- Kwestia ciąży pewnie, ale zobaczymy może przy kolejnej zimie - zaśmiał się lekko alfa i skierowali się do pałacyku.
- Oby nasz synek kochał zimę, jak jego mama - pomasował napiętą skórę - Jestem taki duży, to musi być alfa.
- Też tak mi się wydaje. Będzie wiosenny chłopiec, więc kto wie jak będzie z tą zimą - zastanawiał się szatyn.
Louis musiał bardzo pomóc omedze ze wspinaniem się po schodach, ponieważ ciężar brzucha i ból pleców w niczym mu nie pomagał, nie wspominając o stopach, które zaczynały mu puchnąć. Alfa starał się dać tyle ulgi ile się dało narzeczonemu, nie potrafił patrzeć bez ruchu, jak czasem objawy mu doskwierały, ale czasem miał też przesyt energii. To były skrajne zachowania i stany, ale Louis kochał omegę w każdym z nich.
- Jesteście! Ledwo powstrzymałam najmłodsze bliźnięta, aby nie zjadły wszystkich babeczek - Jay ich złapała - Schowałam wam trochę do szafki nad mikrofalówką.
- Całe szczęście, ale chyba wyszły całkiem nieźle w takim razie - stwierdził Harry z zadowoleniem.
- Przepyszne - Jay potwierdziła, uśmiechając się w stronę przyszłego zięcia.
- Harry zawsze pysznie piecze i gotuje, na to nie można narzekać jak już się dorwie do kuchni - chwalił Louis - Zayn też smacznie, ale Harry to Harry, jest lepszy w tym, choć nie chce się przyznać.
- Lou - Harry sapnął, rumieniąc się mocno na takie pochwały - Jeszcze Zayn się obrazi, kiedy to usłyszy.
- Nie musi usłyszeć - droczył się i pocałował policzek narzeczonego, aby jeszcze mocniej się zaczerwienił.
- Uroczy - Jay ze wszystkowiedzącym uśmiechem zostawiła parę samą.
🐾🐾🐾
Kola 💙💚💙💚
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro