21. A myślałem, że się bardziej nie wzruszę
Czas leciał nieubłaganie, ale nawet w tym znaleźli chwilę na spotkanie rodzinne, gdzie obie rodziny Tomlinson i Styles poznały się w końcu. Było przy tym jeszcze więcej hałasu niż zawsze, ale jednocześnie to było cudowne doświadczenie dla Harry'ego i Louisa.
Maison naprawdę się przed tym stresował, bo w końcu był dzieckiem niespokrewnionym z Louisem, a on się związał z jego mamą. Na szczęście nie miał czego się bać, bo rodzice oraz rodzeństwo Louisa ciepło go przyjęli.
To były dwa dni czystego szaleństwa, a kiedy każdy miał rozjechać się w swoim kierunku, tylko upewniali się, że święta spędzą razem w hotelu.
- Będę tęsknić słoneczko - Harry ponownie ucałował czoło swojego szczeniaka - Robię się za mocno emocjonalny z każdym kolejnym rozstaniem.
- Naprawdę nie jestem na drugim końcu świata mamo - nastolatek już się nawet nie wyrywał - Też będę tęsknił, ale wrócę na całą przerwę świąteczno-noworoczną.
- Jesteś w innym kraju, to już mu wystarcza do bycia nadopiekuńczą mamą - potarł jego policzek, niechętnie odsuwając się, przyszła kolej na pożegnanie Louisa z nastolatkiem.
- Jest dużym chłopakiem i radzi sobie jak widać - starszy alfa zaśmiał się i objął Maisona ciepło - Dobrze było spędzić weekend rodzinnie.
- Dzięki tato, chociaż ty we mnie wierzysz - powiedział lekko żartobliwie.
- Tato? - Harry zdziwiony powiedział, pierwszy raz słysząc aby chłopak powiedział to tak na poważnie.
- Dla mnie to w porządku, a Maison czuje się z tym dobrze, więc jest czasem tato czasem Louis - powiedział Tomlinson, biorąc odpowiedź na siebie.
- A myślałem, że się bardziej nie wzruszę - Harry mocno zaczął wachlować swoją dłonią przed twarzą.
- Lepiej leć Maison dopóki nie mamy tu wodospadu łez - Louis powiedział to pół żartem, ale widział szklane oczy partnera.
- Nie naśmiewajcie się ze mnie - Harry powiedział cięższym tonem głosu - To hormony, plus jeszcze informacja że mój synek kocha cię jak ojca...
- Nie naśmiewamy się kochanie, wiemy jak to jest z twoimi hormonami - skinął Louis - My jeszcze mamy z resztą drogę przed sobą, dlatego musimy się powoli zbierać.
- Będziemy tęsknić skarbie - Harry powtórzył, tym razem naciskając na liczbę mnogą, po zarejestrowaniu w głowie słów Louisa.
- Ja też będę, niedługo się zobaczymy! - nastolatek ruszył do internatu z torbą na ramieniu i zaraz zniknął z ich pola widzenia.
Harry po chwili spojrzał na Louisa i złapał jego dłoń w swoją.
- Po tym jak na początku wyglądała wasza relacja, nie sądziłem że tak szybko... Że kiedykolwiek nazwie cię tatą, wiesz? A jednak - pociągnął lekko nosem.
- Co jakiś czas droczył się nazywając mnie w taki sposób, ale pamiętasz jak przywieźliśmy psy do domu? Jak złapałeś nas przed drzwiami przytulonych? - wspomniał.
- Tak, nie wiedziałem dlaczego tak długo stoicie przed mieszkaniem i się lekko zmartwiłem - z pomocą Louisa wsiadł do samochodu.
- Wtedy pierwszy raz powiedział tak na mnie poważnie i sam byłem cholernie przejęty, bo nie spodziewałem się, że kiedykolwiek mnie tak nazwie - przyznał Tomlinson - A on powiedział, że ma ojca, którego nigdy nie miał.
Po zajęciu miejsca kierowcy, Louis bardzo chętnie mocniej wytłumaczył tę sytuację partnerowi, czując wciąż miłego rodzaju ciepło na swoim sercu na to wspomnienie. Było one bardzo miłe, przełomowe.
- Raz mówi tato, raz Louis. Chyba przy bardziej emocjonalnych momentach zdarza się tata - zastanowił się alfa.
- Cały Mais, czyli już nieoficjalnie jesteś tatą - otarł swój policzek z jednej, pojedynczej łzy.
- Na to wychodzi, ale to całkowicie w porządku, Maison jest naprawdę świetnym dzieciakiem, chociaż bardzo obronnym - stwierdził szatyn.
- Oj tak, to się nic nie zmieniło - omega potwierdziła, wiedząc wewnętrznie że przyszła omega syna będzie miała z nim ciekawie.
- Pamiętaj, nie wahaj się jak będziesz potrzebował się zatrzymać czy coś - przypomniał Louis, wiedząc jak uparty potrafi być jego partner.
- Jak będzie mi niedobrze, słabo, czy chciało się coś. Wiem alfa - odpowiedział cieplejszym tonem głosu - Staram się zawsze pamiętać.
- Wolę przypomnieć - ostrożnie poruszał się po drodze, kiedy już ruszyli w kierunku Walii.
- Moi rodzice już są w środku drogi - Harry mruknął, po spojrzeniu w telefon i zauważeniu wiadomości od mamy.
- Sprawnie im idzie - skomentował Louis - Mam nadzieję, że my też będziemy mieli w miarę pustą drogę.
- Mam tak samo, ciekawe jak Clifford i Bruce dali w kość Payne'om - tego obaj się chyba najmocniej obawiali.
- Mam nadzieję, że nie nabałaganili zbyt mocno. To jeszcze maluchy pełne energii - odparł alfa - Pierwszy raz zostali bez nas na tyle czasu.
- Bez twojego autorytetu, chciałeś powiedzieć. Mają do ciebie respekt - poprawił na swoim ciele pas.
- Fajnie widzieć jak się słuchają, ale są po prostu inteligentne. Do tego za jedzenie zrobią wszystko - zaśmiał się szatyn i jak tylko wyjechali na trasę, jego dłoń wylądowała na udzie partnera.
- Właściwie, powinniśmy może zainwestować w samochód z automatyczną skrzynią biegów - omega powiedziała, przez to, że Louis co jakiś czas musiał zdejmować dłoń z jego uda.
- Możemy coś o tym pomyśleć - zgodził się szatyn - Na pewno byłoby wygodniej, ale zobaczymy jak będzie z naszymi wydatkami w najbliższym czasie.
- Zawsze mogę sprzedać swój samochód. I tak ostatnio stoi, a moi rodzice mają terenówkę, którą na pewno będą nam pożyczać - przejechał swoją dłonią po tej Louisa.
- To też prawda, a Maison nie będzie robił prawa jazdy? - od razu pomyślał również o nastolatku.
- Za kilka lat i tak mu się teraz nie opłaca - pokręcił głową - Musiałby czekać półtora roku, aby móc samemu jeździć.
- No tak, to bez sensu - zgodził się z Harrym - Już zapomniałem jak to jest z tym prawem jazdy w tak młodym wieku.
- Już trochę to za nami Lou, młodsi nie będziemy - brunet się lekko roześmiał.
- Niestety nie, czasem jak tak myślę to żałuję, że nie poznaliśmy się wcześniej - westchnął - Ale najwyraźniej tak miało być.
- No szkoda że wcześniej cię nie przywiało do Walii - tym razem to on pocieszająco zacisnął dłoń na udzie partnera.
- Byłem tu wcześniej, ale w innej części - wyjaśnił - Bardziej na północ.
- Ważne, że teraz jesteśmy tu i teraz. Rodzina, tym jesteśmy, rodziną Lou - przyjemna ciężkość tych słów doszła do ich dwójki.
- Jesteśmy nią - uśmiechnął się, patrząc cały czas przed siebie na drogę, jednak przyjemne ciepło rozeszło się po jego klatce piersiowej.
W czasie drogi musieli się aż trzy razy zatrzymać. Raz Harry'emu zrobiło się duszno, za drugim razem był głodny, a za trzecim szczeniak mocno naciskał na jego pęcherz. Właściwie, byłby nawet czwarty postój, gdyby nie to że byli już całkiem blisko pałacyku i brunet obiecał że wytrzyma ze swoim pęcherzem.
- Leć, ja wezmę sam nasze bagaże - polecił Louis - Nie chcemy powodzi w samochodzie.
- Aż tak źle ze mną nie jest - Harry rzucił oburzone spojrzenie alfie, kiedy rozpinał pasy, aby zaraz serio uciec z pojazdu.
Louis doskonale widział, jak omega lekko podskakiwała na każdym jednym schodku. Pokręcił tylko głową i sam wysiadł, biorąc z bagażnika ich wspólną torbę oraz inne konieczne rzeczy. Zdał też sobie sprawę, jak mocno traktował tem pałacyk jak dom, czuł ulgę wracając tam po tych dwóch dniach.
Momentalnie na tą myśl na jego ustach pojawił się uśmiech, jeszcze rok pracował w tamtej firmie, która jedynie żądała od niego wiele, a mało dawała w zamian. A teraz... Teraz żył w spokoju, jak w bajcie.
🐾🐾🐾🐾
Louis rozszerzył oczy widząc śnieg za oknami. To było to na co czekał tyle czasu. Zdążył nawet kupić już pierścionek i naprawdę porządnie nauczyć się powodzić wozem, aby nikomu nie zrobić przy tym krzywdy.
To nie było jak w jego starym mieście, tylko namiastka śniegu w nogach, czasem śnieg uciekał wraz z podeszwą buta. Tutaj jak zaczęło sypać, tak nie chciało przestać dodając jeszcze większy klimat wszystkiemu.
Wiedział też, że Harry będzie wniebowzięty kiedy się obudzi. Alfa czuł, że to ich dzień i musieli wykorzystać go jak tylko będą mogli.
- Cześć słoneczko, chcesz naleśników? Pozwoliłem Zaynowi trochę pospać i Tony zajął się kuchnią, a ja robię nam śniadanie w domu - Samuel zaskoczył alfę, który przyszedł do kuchni się napić.
- Och tak, myślę że i ja i Harry skorzystamy. Dzień dobry - posłał uśmiech do omegi - Harry też jeszcze śpi, nie budziłem go dziś.
- Całą noc sypało i wciąż to robi, mój synek kocha śnieg - mężczyzna uniósł kącik ust - Bierz ile potrzebujesz Lou, jestem w trakcie smażenia tak czy siak. Mój mąż ma duży żołądek, czasem nie wiem gdzie to wszystko mieści.
- Dziękujemy, od razu je posmaruje dodatkami, żeby się w to nie bawić już potem - alfa wziął nóż do nadziewania naleśników różnymi, dobrymi rzeczami tak, żeby obaj mogli się porządnie z Harrym najeść.
Samuel już go nie zagadywał, zaczynając nucić pod nosem i skupiając się mocniej na swojej pracy. Alfa widział, że nowe miejsce dobrze oddziaływało na rodziców omegi.
Zaraz z talerzem pełnym jedzenia wyszedł z kuchni dziękując jeszcze raz Samuelowi za śniadanie. Skierował się czym prędzej do sypialni, a tam Harry leżał na jego połowie łóżka i przytulał jego poduszkę, co było uroczym widokiem.
- Alfa? - Harry powiedział zaspanym głosem, nie poruszając się nawet o milimetr, jedynie jego nos mocno pracował - Naleśniki? Mamy Naleśniki?
- To dopiero wyczucie - zaśmiał się Louis - Tak, twoja mama zrobiła naleśniki na śniadanie i przyniosłem je tutaj dla nas.
- Zawsze poznam naleśniki mamy - uchylił lekko powieki - Jesteśmy bardzo głodni z szczeniakiem, umieramy z głodu.
- W takim razie mam ich bardzo dużo i z różnymi dodatkami, każdy z nas znajdzie coś dla siebie - usiadł na łóżku i postawił talerz na stabilnym miejscu.
- Kocham cię - wypuścił oddech i zaraz usiadł obok swojego partnera, pocierając delikatnie dłonią wypukłość, która z dnia na dzień pod ich czujnymi oczami się powiększała.
- Kocham was - Louis nie mógł odwrócić wzroku od omegi i oczekiwał aż ona zacznie jeść, zanim on sam miał zamiar zacząć.
Wspólne śniadanie w łóżku było bardzo miłą odmianą dla ich dwójki, a Louis nie mógł się wewnętrznie doczekać, aby pokazać partnerowi co się dzieje za oknami.
Zima przywitała ich o wiele szybciej, niż myślał że to może być możliwe.
Cały talerz opustoszał koniec końców, a Louis sięgnął po dłoń omegi i poprosił ją o zamknięcie oczu, czego brunet na początku nie rozumiał. Alfa zaprowadził go ostrożnie prosto do okna, które rozpościerało się na tył hotelu.
- Trzymaj mnie mocno Lou - brunet lekko panikował, z każdym kolejnym krokiem na ślepo.
- Już spokojnie, stoisz przy oknie - jego dłonie położył na parapecie, aby ten czuł sie stabilnie.
- Oknie? Dlaczego - był wyraźnie zdziwiony słowami alfy.
- Otwórz oczy kochanie - stanął obok, by widzieć twarz bruneta, chciał zobaczyć jego reakcje.
- Okej? - powiedział ostrożnie i po wzięciu lekkiego oddechu, uchylił powoli powieki i spojrzał na to, co chciał mu pokazać Tomlinson tak mocno.
- Twoja mama mówiła, że zaczęło sypać w nocy i cały czas to się dzieje - sam był podekscytowany.
- Jest pięknie - powiedział z zachwytem w głosie, wypuszczając ciężko oddech, a jego oczy błyszczały.
- Prawda? Sam nie mogę się nadziwić, jak pięknie tutaj wygląda zima - wyznał - Możemy spędzić dziś trochę czasu na zewnątrz.
- Bardzo chętnie - w końcu spojrzał na Louisa - Zaczyna się mój ulubiony sezon w roku!
- Zobaczymy też reakcje naszych szczeniaczków na śnieg. I mam dziś dla ciebie niespodziankę, ale to po obiedzie - od razu zaznaczył.
- Nie mogę się doczekać, w takim razie - przyciągnął Louisa do pocałunku, nim ze skrzywieniem się odsunął - Uch, szczenię naciska na pęcherz.
- Jak zawsze dobry moment - nie krył rozbawienia - Leć, ja odniosę talerz do kuchni.
- Mhm - pokiwał głową i prędko uciekł w swoją stronę nie zważając na nic.
Louis przeszedł do kuchni, gdzie od razu pozmywał wszystko co było w zlewie. Miał naprawdę dobry humor i nic nie mogło mu go zepsuć.
Clifford z Bruce prędko się przy nim znaleźli, wesoło merdając ogonami i wyraźnie oczekując wyjścia na zewnątrz. To była ich pora.
Alfa wrócił do sypialni, gdzie zmienił ubrania i zaraz dołączył do niego Harry, który musiał zrobić to samo, nim będą mogli wyjść na zewnątrz. Szatyn nie zawahał się sprawdzić czy omega jest ubrana wystarczająco ciepło.
- Przecież się dobrze zawiązałem - Harry był rozbawiony, widząc jak Louis z wystawionym czubkiem języka zaczął poprawiać jego szalik.
- Tu z przodu dziwnie odstawał - w końcu odsunął się od bruneta - Teraz powinno być w porządku, cały czas sypie, a lepiej żeby nie dostał ci się śnieg pod niego.
- Lepiej żeby nie - potwierdził, zamyślając się na chwilę, nim nachylił się i ucałował nieogolony policzek alfy.
Louis uśmiechnął się tylko na ten mały gest i mogli w końcu opuścić hotel, by naprawdę poczuć zimę. Clifford i Bruce jakby wyczuwali, że czeka ich coś nowego, byli jeszcze bardziej energiczni niż zawsze.
Ich pierwsze spotkanie ze śniegiem... Było zabawne, naprawdę zabawne. Na początku jak oparzeni odskoczyli od białego puchu, ale po chwili, zaczynali na nim skakać i próbowali zjeść go jak najwięcej.
- To jest prawdziwe szczęście - skomentował Louis, a z jego ust leciała para - Ty też masz oczy jak dwa błyszczące kamienie.
- I to nie zniknie, póki sam puch nie stopnieje do końca - zacisnął pewniej dłoń na smyczy Clifforda.
- W takim razie oby trzymał się jak najdłużej - stwierdził Louis - Idziemy się przejść do stajni i sprawdzić czy wszystko jest w porządku?
- Dziś Liam karmił konie? - upewnił się, lekko kiwając głową na słowa alfy.
- Tak, miał nakarmić i sprzątnąć w boksach - potwierdził - Za to ja będę musiał ogarnąć rezerwacje dzisiaj te internetowe przed obiadem.
- A ja Zaynowi pomóc z obiadem i zrobieniem listy zakupów, też trochę ogarnąć w pokojach - przypomniał sobie swoje obowiązki na ten dzień.
- No to mamy co robić jeszcze - wziął głęboki oddech, kiedy szli ścieżką do stajni - Tylko nie przemęczaj się...
- Przecież ja doskonale wiem, że jeśli znajdziesz chwilę czasu to do mnie przyjdziesz i będziesz mi pomagał - przerabiali już to wiele razy od ciąży omegi.
- Dokładnie tak będzie - skinął z potwierdzeniem - Wszystko zależy od tego ile będziemy mieli rezerwacji i jak prędko się z tym uwinę.
- Lou? A ile ty byś chciał szczeniąt? - Harry zapytał delikatnie, kiedy szli po coraz to większych zaspach śniegu.
- W sumie? Dwójka to takie minimum, trójka byłaby fajna - nie myślał zbyt długo - Maisona w to nie wliczaj - zażartował - A jak z tobą?
- Czwórka to było moje marzenie - spojrzał kątem oka na Louisa - Wydaje się fajną liczbą.
- Okej, widzę że dążymy w podobnym kierunku. Wychowałem się w dużej rodzinie i to było najlepsze co mogło mnie spotkać - odparł - Chciałbym tego dla moich, a raczej naszych szczeniaków. Więc jeśli będzie nam dane mieć czwórkę to świetnie.
- Będziemy musieli wtedy pomyśleć nad remontem w domu - omega się wyszczerzyla na to, jak byli zgodni razem.
- Można byłoby znaleźć może miejsce gdzieś tutaj dla Maisona osobno? Jest prawie dorosły w zasadzie, a przynajmniej tak będzie jak wróci ze szkoły, a my dorobimy się tej czwórki - głośno myślał Louis.
- Coś można z tym zrobić - podłapał słowa szatyna, w głowie powoli szukając idealnego miejsca na to - Właściwe... Nad nami jest jeszcze strych, który można wykorzystać na kolejne piętro.
- Pomyślimy nad tym jeszcze na spokojnie - zapewnił Louis - Ale wtedy mamy ten pokój koło nas, pokój Maisona i ten koło Maisona - wyliczał - Gdyby trafiły się bliźnięta...
- Wtedy dzieliłyby pokój - dokończył myśl partnera - Ale masz rację, nie ma co myśleć o przyszłości, niech najpierw to maleństwo przyjdzie na świat.
- Tak, najpierw zobaczmy jak nam pójdzie z małym dzieckiem - uśmiechnął się - To będzie zupełnie nowe doświadczenie.
- Nawet dla mnie - potwierdził.
W końcu dostali się do stajni, gdzie przywitali się ze zwierzakami. Aura na szczęście dobrze przyjęła przejście do innego boksu. Bez mamy. Była już wystarczająco duża na to.
Clifford i Bruce otrzepali sie ze śniegu, a ich języki były na wierzchu od ciągłego ruchu nawet na śniegu. Na szczęście w stajni było wszystko w porządku, dzięki czemu mogli być spokojni.
Dlatego też chwilę później wracali do budynku, gdzie musieli się zmierzyć z pracą, obowiązkami, które nie uciekną, nie wiadomo jak bardzo by tego chcieli.
🐾🐾🐾🐾
Kola 💙💚💙💚
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro