Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

18. A co ze ślubem?


- Moi rodzice przyjadą w czwartek - Louis wrócił do Harry'ego po odebranym telefonie - Lottie z mężem też chcą dołączyć w piątek, jeśli nie masz nic przeciwko.

- Oczywiście, że nie mam. Przygotujemy najlepsze pokoje do tego, a co z resztą twojego rodzeństwa? - upewnił się, za plecami chowając tabliczkę czekolady.

Wszystko byłoby w porządku, gdyby to nie była druga czekolada omegi tego dnia.

- Moja babcia z nimi zostanie, jest rok szkolny i mimo wszystko, nie mogą sobie pozwolić na wolne już na początku - odpowiedział prosto.

- Okej, dobrze. Zayn i Liam wrócili już do nas, więc nie będzie problemu z niczym - niewinnie się uśmiechnął.

- Masz minę jakbyś coś kombinował - zmrużył oczy Louis - O co chodzi? Znam cię, nie uwierzę w „o nic".

- Jesteś nadwrażliwy - powiedział za to - Wydaje ci się, że coś się dzieje. Właściwie, mieliśmy pójść do stajni, pamiętasz?

- Tak? Jakoś mi to wypadło z głowy - mruknął - To chodźmy w takim razie - wyciągnął rękę w kierunku partnera.

Harry nim zdążył opanować swój odruch, wyciągnął dłoń do przodu, sprawiając tym że otwarta tabliczka czekolady wylądowała na płytkach.

- To chyba jest ta moja nadwrażliwość - alfa spojrzał na słodycz, a potem niebieskie oczy skrzyżowały się z zielonymi.

- Um, szczeniak chciał? - zwykle to omega kontrolowała słodkie w domu, ale ciąża kompletnie zmieniła jego nastawienie oraz kubki smakowe.

- Już dziś jedną chciał - zauważył szatyn - To nie zbyt zdrowe, nie ograniczam ci słodkiego ani nic, ale cukier też nie jest dobry.

- Ja wiem - wyciągnął na przód dolną wargę, pochylając się aby zebrać słodycz z ziemi - Ale nie daje rady się kontrolować.

- Może trzeba zrobić jakieś dodatkowe badania i powiedzieć lekarzowi? - zastanowił się Louis - Może to jest powiązane z czymś.

- To tylko słodkie kochanie - odłożył wszystko na blat kuchenny i podszedł do partnera, łapiąc jego dłoń - Ale dla bezpieczeństwa mogę się przebadać.

- Na pewno nie zaszkodzi - uniósł lekko kącik ust - Muszę mieć na ciebie oko, co?

- A już nie masz? Myślałem, że jesteśmy dawno na tym etapie - omega zaczęła wyraźnie flirtować z Louisem.

- Jak widać powinienem jeszcze mocniej cię obserwować - alfa przyjął to i kontynuował chętnie.

- Szczęściarz ze mnie - ścisnął mocniej dłoń Louisa, a szatyn mimo wszystko pokierował ich do obowiązków, które na nich czekały i nie uciekną, jeśli będą zwlekać.

Przeszli do stajni, gdzie sprawdzili sprzęt oraz nakarmili przy okazji konie. Przy żywych zwierzętach nie było wymówek czy chorób, one były zdane na nich.

Czas do przyjazdu rodziców Louisa bardzo szybko przeszedł. Harry naszykował im pokój do wypoczynku, tak samo dla Lottie i jej męża. To były jedne z lepszych pokoi, ale czego nie robiło się dla najbliższych. Louis chciał pokazać to miejsce z jak najlepiej strony. A Harry nie miał problemu z daniem ich bliskim swojego partnera, i tak nie mieli w tych dniach ogromnego ruchu.

- Udało wam się dotrzeć - Louis wyszedł przed hotel, przywitać rodziców - Jak pierwsze wrażenie?

- Macie tu własny, mały, no nie taki mały, raj na ziemi - Jay powiedziała zachwycona, podchodząc do syna i całując jego policzek na powitanie, nim zagarnęła go w ramiona.

- Ale dojechanie tutaj, nie jest zbyt proste - skomentował ojciec szatyna - Nawigacja na ostatniej prostej całkowicie straciła sygnał.

- Wiem coś o tym - szatyn zaśmiał się lekko, nim przyciągnął drugiego rodzica do uścisku - Ale jesteście tutaj, to najważniejsze. Podołaliście.

- Myślałam, że byłeś szczęśliwy już przy ostatniej wizycie u nas, ale teraz bije od ciebie to jeszcze mocniej. To miejsce służy ci i to bardzo - skomentowała Jay.

- Miejsce i ludzie - potwierdził, zabierając z dłoni matki torbę - Chodźcie, Harry dziś specjalnie całe południe gotował w naszym mieszkaniu.

- Chętnie napełnimy żołądki - skinęła Jay, kierując się za swoim synem - Cisza wokół i brak szumu jest niesamowity. Generalnie ładna okolica, dużo zieleni.

- To właśnie urok tego wszystkiego - szatyn tylko szerzej się uśmiechnął.

We trójkę wspięli się po schodach i zaraz dostali się do głównego holu, Liam powitał ich z recepcji, kiedy szatyn zaczął prowadzić ich do schodów.

Najpierw doprowadził ich do pokoju, gdzie mogli zostawić rzeczy, a potem przeszli do ich mieszkania, gdzie od samego progu powitał ich cudowny zapach obiadu.

- Niestety nie poznacie dziś Maisona, wrócił do szkoły w Anglii i na razie wciąż się aklimatyzuje tam - szatyn powiedział, kiedy kierowali się do kuchni.

- Wielka szkoda, chociaż rozumiemy, wiemy czemu nasza zgraja została na miejscu - Jay wzięła głęboki oddech.

- Jesteście - Harry z małym uśmiechem stanął w wejściu kuchni, słysząc głosy.

Jego loczki spoczywały na jego ramionach, a fartuszek wciąż miał swoje miejsce na jego biodrach.

- Witaj Harry, dziękujemy za gościnę i już czuć cudowne zapachy - pochwalił Dan.

- Starałem się, dawno nie gotowałem bo raczej robi to Zayn, nasz przyjaciel, w głównej kuchni na dole - zdjął z siebie fartuch, nim podszedł uścisnąć rodziców partnera - Dobrze was widzieć. Mam nadzieje, że znajdziecie tu trochę spokoju i wypoczynku.

- Od samego wejścia jest bardzo ładnie - Jay od razu się wtrąciła - Lubimy takie miejsca z mężem, nie musisz się o to martwić kochanie.

- Siadajcie w takim razie, Lottie z Maxem dopiero jutro przyjeżdżają, tak? - upewnił się u najlepszego źródła informacji.

- Tak, kwestia pracy Maxa - potwierdził Dan - Ale powinni być już przed południem z tego co wspominała Lotts.

- Dobrze, to dobrze. Kochanie? - brunet wskazał partnerowi na ciężkie talerze - Poustawiasz na stole, możemy już jeść. Jeśli chcecie umyć ręce, to wam pokażę gdzie jest łazienka - dodał, w stronę rodziców Louisa.

- Już zanoszę i śmiało, po podróży dobrze oczyścić ręce. Rodzice mnie tego nauczyli - zaśmiał się specjalnie, sięgając po ciężkie naczynie.

- Co racja to racja - Jay pokiwała głową z drobnym uśmiechem.

Zaraz małżeństwo przeszło z omegą, a Louis mógł się naprawdę skupić na swoim małym zadaniu, ciesząc się że Harry sam wołał o pomoc.

Poustawiał na stole co trzeba i nie zapomniał o przelaniu soku do karafki, Harry zawsze wolał w ten sposób podawać napoje, a alfa już zdążył się tego nauczyć.

- Maison bardzo chciał was poznać, ale zaczęły się diagnozy z ostatnich lat szkolnych i to obowiązkowe - brunet jako pierwszy wrócił do kuchni, a za nim Jay i Mark.

- Na pewno jeszcze będzie ku temu okazja. Sami chcieliśmy go poznać bardzo - wspomniała Jay - Ale może to wy z nim do nas podjedziecie skoro ma szkołę w Anglii.

- W sumie to dobry pomysł - Harry spojrzał na Louisa, z lekkim uniesieniem brwi, kiedy wszyscy zasiedli do stołu.

- Możemy tak zrobić, zabrać go w sobotę, przyjechać i w niedziele wieczorem odwieźć go do internatu - Louis widział w tym niezły plan.

- W takim razie zgadamy się jeszcze co do da... - przerwała i nagle wstała od stołu, podeszła do lodówki skąd zdjęła z magnesu jedno zdjęcie.

- Zdjęcie USG - Harry sapnął cicho do partnera, widząc o czym zapomnieli.

- Wyprzedziłaś mamo niespodziankę - Louis jako pierwszy zareagował, czując lekki ścisk w żołądku, nie będąc pewny reakcji kobiety.

- O co chodzi? - Dan zaskoczony ruchem żony, spojrzał na całą trójkę oczekując wyraźnie wyjaśnień.

- Jestem w ciąży - powiedział Harry - Chcieliśmy wam o tym od dawna powiedzieć.

- Ale chcieliśmy to zrobić osobiście - dodał od razu Louis - Ale już wiecie w tym momencie, będziecie dziadkami po raz drugi przy naszym szczeniaku.

- Najpierw szczeniak Lottie i Maxa, teraz wasz. Najlepszy czas! - Dan wesoło się zaśmiał - Gratulacje synu, Harry.

- A co ze ślubem? - Louis tylko czekał na to pytanie z ust swojej mamy.

- Mamo... Co ślub w tym momencie zmieni? Jesteśmy połączeni, a ślub weźmiemy w odpowiednim dla nas czasie - wziął głęboki oddech.

- Możesz być o to spokojna Jay, jak Louis nie wyjdzie z inicjatywą w odpowiednim czasie, to ja to zrobię - brunet powiedział pewien siebie - Ale na razie musimy skupić się na ciąży i pracy w hotelu.

- Na razie mnie ta odpowiedź satysfakcjonuje, ale na razie - podkreśliła to - Tak się cieszę na kolejnego szczeniaka w rodzinie. Cudowna informacja!

- Ulga dla mnie - Louis zaśmiał się ciężko, po krótkim analizowaniu słów swojego partnera - Teraz jedzmy, bo będzie zimne i Harry'emu zrobi się smutno.

Jay odłożyła zdjęcie na swoje miejsce i wróciła na swoje krzesełko, gdzie wszyscy zaczęli zajadać to co przygotował Styles. Nie obyło się bez chwalenia posiłku. Styles przez to siedział uroczo zaczerwieniony na twarzy i lekko się jąkał przy niektórych pytaniach. Jakby stracił pewność siebie przez wszystkie komplementy.

Louis nie przepuścił okazji do droczenia się z nim przy tym, szczególnie kiedy odprowadził rodziców do pokoju i wrócił, aby pomóc omedze w sprzątaniu.

- Przestań, jestem wystarczająco buraczkiem Lou - brunet zasłonił dłońmi swoją twarz.

- To jest przeurocze, te różowe poliki i to jak uciekasz wzrokiem - zaśmiał się ciepło alfa - Aż takiego cię nie widziałem.

- To wina hormonów - tłumaczył się dość niewyraźnie przez swoje dłonie.

- No dalej, spójrz na mnie - zbliżył się do bruneta i chwycił jego dłonie, chcąc je odciągnąć od twarzy.

- Uch, uch - po wzięciu oddechu, wysłuchał polecenia swojego alfy i zielone spojrzenie napotkało te niebieskie.

- Już nie będę się droczył, okej? - uśmiechnął się do bruneta, a następnie połączył na chwilę ich usta.

Omega zarzuciła dłonie na ramiona alfy, wierząc mocno w jego słowa. Wiedział, że ten miał je na myśli.

🐾🐾🐾🐾

Lottie była zdecydowanie w widocznej już ciąży, jednak biła od niej masa energii i dobrego nastawienia. Nie jedna omega mogła jej pozazdrościć tego stanu, ale każdy reagował inaczej.

Mieli co robić przez te kilka krótkich dni. Harry z chęcią, przy pomocy Louisa pokazywał im wszystkie najelsze aspekty, atuty tego miejsca.

Dobry czas szybko mijał i nim się obejrzeli przyszła niedziela i żegnali się z rodziną Louisa, która była zachwycona miejscem i zapewniali, że chętnie wrócą tam.

- Louis chyba zapomniał wspomnieć, ale wszyscy macie zaproszenie na spędzenie tutaj świąt, powinno być jeszcze dobrze dla ciebie, prawda Lottie? - Harry upewnił się, kiedy stali przy samochodach i się żegnali.

- Tak, święta powinny być spokojne. Lekarz przewiduje poród już w nowym roku - pogłaskała swój brzuch - Koniec stycznia albo początek lutego.

- Może się urodzi w wujka urodziny - brunet się wyszczerzył - Ale lepiej nie, nikt nie lubi dzielić się urodzinami.

- Urodziny dobrze mieć samemu - zgodziła się Lottie - Ale święta tutaj mogą być naprawdę magiczne. Chętnie przyjedziemy.

- Bardzo mnie to cieszy - Louis objął swojego partnera - Sam nie mogę się doczekać świąt tutaj.

- Będzie pełno ludzi, chętnie też poznamy twoją rodzinę Harry - odparła Jay - Dużo przestrzeni dla wszystkich. Dogadamy się i chętnie przyjedziemy wcześniej, żeby pomóc.

Brunet się zgodził, wszystko zorganizują w swoim czasie, ale już czuł że te święta będą naprawdę magiczne i pełne szczęścia. Nie mogło być inaczej.

Cała czwórka odjechała praktycznie jednocześnie, zostawiając Harry'ego i Louisa na parkingu. Poczekali tam, aż ci nie zniknęli z zasięgu ich wzroku i postanowili od razu nakarmić konie, aby mieć z głowy ich kolację, a było blisko do tej pory.

- Te wejście nie przestaje mnie zachwycać, dobrze wydane pieniądze - Harry był tego bardzo pewien.

- Jest naprawdę porządna i bezpieczna - potwierdził Louis - Inwestycja na lata, to najważniejsze.

- W końcu mamy gwarancję w razie rozwalenia - potwierdził, przechodząc do miejsca gdzie mieli jedzenie, jak i witaminy dla koni.

Konie jak zawsze przywitały ich rżeniem i wieloma innymi dźwiękami, które były dla nich normalne. Harry wsypywał jedzenie do wiaderek, a Louis sprawnie roznosił je do boksów. Działali jak sprawna drużyna.

- Tutaj dla naszej mamy i smaczek dla źrebaczka - Harry wcisnął w dłonie partnera ostatnią partię.

- Dobrze, że już kończymy - odetchnął Louis, odbierając porcje - Kocham konie, ale po całym dniu już jestem zmęczony.

- Wierzę słońce, ale jak bardzo chce ci pomóc, tak bardzo bym dostał od ciebie opierdol - doskonale sobie zdawał z tego sprawę.

- Uważaj na słowa - od razu upomniał młodszego - Ale masz rację, nie pozwoliłbym ci dźwigać albo choćby przemęczać.

- Uważaj na słowa? A to dlaczego? - upewnił się ze wszystkim dobrze zamknął i ruszył za Louisem do odpowiedniego boksu.

- Za brzydkie słowa, ty już dobrze wiesz - rzucił za sobą i dostał się do boksu, gdzie wsypał do żłoba jedzenie dla klaczy, a źrebakowi dał smakołyk i pomiział go.

- Jestem dorosły, mogę czasem powiedzieć brzydkie słowo - uśmiechnął się lekko buntowniczo.

- I tak będę reagował - powiedział pewny siebie i zaraz zamknął boks, a wszystkie konie dostały już swoją kolację.

- Typowy alfa - szturchnął lekko szatyna - Ale kocham cię takiego, Boo Bear.

- Też cię kocham - uniósł ramię, aby omega pod nie weszła i kiedy to się stało, ucałował chętnie jej skroń.

🐾🐾🐾🐾🐾

Kola 💙💚💙💚

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro