Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

16. Przepraszam, że byliście tego świadkami...



Louis i Tony stali przed stajnią, kiedy zatrudniona firma zmieniała im drzwi oraz miała ulepszyć zabezpieczenia. Alfa doglądał uważnie wszystkiego, dopytując o rozwiązania oraz ryzyka z nimi związane. Chciał, by Harry nie denerwował się tak mocno więcej w czasie ciąży, on sam tego nie chciał.

- Wyglądają na porządne, a jednocześnie nie tak ciężkie. Nie chcę żeby Harry musiał się siłować z nimi - skomentował Louis.

- Będzie w porządku, są dobrze przystosowane, jednocześnie mały szczeniak nie zdoła otworzyć ich - Tony zauważył ogromny plus - Jutro z Samuelem wjeżdżamy...

- Przyzwyczaiłem się, że jesteście na miejscu. Do tego Maison wyjeżdża w niedziele. Będzie tu dziwnie pusto - podsumował szatyn.

- Ale planujemy wrócić do dwóch tygodni. Zamkniemy sprawy w mieście, wynajmiemy komuś dom... - spoglądał wciąż na konie, to na nowy gadżet - Samuel mnie przekonał, że to ważne aby być przy rodzinie. A do tego nasz jedyny szczeniak nas mocno potrzebuje, choć na głos tego nie przyzna.

- Jest zbyt dumny i samodzielny na to - zaśmiał się Tomlinson - Czasem ode mnie nie chce pomocy i muszę udawać, że nie wiem kto zrobił coś za niego.

- Po porodzie nauczy się przyjmować pomoc, wtedy poczuje co to zmęczenie - Tony był tego pewien po własnych doświadczeniach.

- Do tego mamy jeszcze sporo czasu, ale mam go na szczęście na oku przy sobie - wziął głęboki oddech - Mam nadzieję, że konie już będą bezpieczne, skończyli montować - skinął na stajnie.

- Może pomyślcie jeszcze o psach obronnych, czy coś - Tony zaproponował, wiedząc że miło wyglądające zwierzę wie jak ma zareagować kiedy coś się dzieje.

- Porozmawiam o tym z Harrym - zgodził się - Zawsze to byłoby szczekanie, które by mogło nas obudzić.

- I nie mów mu o naszej przeprowadzce tutaj, to może chwilę potrwać, a wiesz jaki on jest - przeszedł się lekko, aby móc pogłaskać jednego z koni.

- Nie będę mówił, on nastawia się mocno, a potem szaleje jak przyjdzie co do czego - zaśmiał się Louis - Już wariuje na wyjazd Maisona.

- Kocha go całym swoim sercem, ciekawe jak odczuje swoje własne szczenię, które mimo wszystko nosi przez dziewięć miesięcy...

Przerwali rozmowę, aby porozmawiać z pracownikami, którzy skończyli właśnie swoją pracę i musieli im wszystko wyjaśnić dla bezpieczeństwa. Kilkanaście minut później, wszystko było jasne i pracownicy firmy opuścili teren hotelu, a Louis mógł wypróbować drzwi, tak samo i Tony. Mając pewność, że wszystko jest w porządku, mogli wrócić do hotelu na posiłek.

- A idź mi stąd Payne - pierwsze słowa jakie usłyszeli po wejściu do kuchni, były te wściekłe Zayna - Mówiłem ci, że Oliver pobrudzi całą kuchnię, ale nie, zachciało ci się dawać mu papkę bez przygotowania.

- To tylko dziecko, co z tego że się ubrudził? I trochę kuchnie - Liam wyraźnie nie brał za mocno nastawienia Zayna do siebie.

- To że ja to muszę sprzątać, mam wię... Och, widzisz! Już przychodzą na obiad, a tu taki bałagan, pierwszy raz żałuję że szanujecie nie spóźnianie się - ciemnooki otworzył szeroko oczy, widząc dwie alfy i zaczął mocniej wycierać ścierką, kiedy Oliver brudnymi rączkami dotknął policzków taty, brudząc je przy okazji ze śmiechem.

- Chodź Olivier, pójdziemy się trochę umyć co? Będziemy czyści jedli obiad, nie brudaski - Liam skierował się do wyjścia z pomieszczenia, usuwając się z pola widzenia męża.

- Pomóc ci jakoś Zayn? - spytał Louis - Może zastawimy stół w takim razie, to akurat umiem zrobić, a ty będziesz miał przestrzeń.

- Przepraszam, że byliście tego świadkami... Jestem przed gorączką i wszystko dosłownie mnie denerwuje, jak nie idzie po mojej myśli - omega zwiesiła ramiona - Byłbym wdzięczny Lou za pomoc...

- Przecież to tylko szczeniak, spokojnie. Trochę bałaganu nikomu nie zaszkodziło jeszcze - machnął dłonią - Bierzemy się za stół.

- Pogadamy jak będziesz blisko rui i cię wszystko będzie drażnić - Zayn zmarszczył nos i wziął głęboki oddech.

- Już nie dyskutuje - Louis odpuścił i zabrał ze sobą Tony'ego, widząc że ta wymiana zdań może się źle skończyć.

Omega przed gorączką jednak potrafiła być straszna, a on nie potrzebował się denerwować, czy znosić humorków.

- Louis, przyniesiesz mamie obiad na górę? - szatyn podskoczył, słysząc głos Maisona - Kręci jej się w głowie i poprosiła mnie, aby ci to przekazać.

- Nie żartuj tak nawet Maison... Poważnie? - poczuł lekki uścisk w brzuchu, bo Zayn dalej nie wiedział o ciąży, a jego humor dziś był przerażający, aby debatować o obiedzie Harry'ego na górze.

- Wiesz, ja nie chcę złości wujka na sobie... - potarł swój kark - Więc lepiej abyś ty to zrobił.

- Boicie się Zayna jak nie wiem - Tony prychnął lekkim śmiechem - Załatwię to, a wy dzieciaki się uczcie.

I zrobił to. Tony dosłownie urobił sobie omegę i tak dobrze ją zagadał, że ta bez problemu pozwoliła Louisowi na zaniesienie obiadu Harry'emu.

- Jak? Bez krzyku? Bez złości? - trzymał w dłoniach tacę z gorącym obiadem - Przecież to Zayn...

- Lata praktyki przy moim mężu, jeszcze się nauczysz - Tony roześmiał się.

- Może i tak - wypuścił ciężko powietrze - Idę dopóki jest gorące. Dziękuję jeszcze raz za pomoc.

- W końcu chodzi o mojego syna, ja za to muszę poszukać mojej omegi, bo znowu gdzieś mi się schowała - westchnął pod nosem - Na starość się mi zgrywa.

- Powodzenia - rzucił tylko szatyn i skierował się z jedzeniem na górę, z tyłu głowy martwił się o Harry'ego i jego objawy, które ostatnimi dniami były dość męczące.

Może jednak ich szczeniak nie był grzeczną omegą? Tak bardzo chciałby się dopytać mamy, jednak ta wciąż o niczym nie wiedziała.

Musieli z Harrym zaprosić jego rodziców do hotelu na chociaż kilka dni. Ostatni raz widział ich na urodzinach Lottie i to też nie był długi czas.

Cholera, przecież jego siostra też była w ciąży i to dość wysokiej w tym momencie, ten czas mu naprawdę uciekał między palcami.

W końcu dostał się na górę i udało mu się wejść do mieszkania, bez utraty posiłku. Od razu pokierował się do sypialni, by uśmiechnąć się na widok partnera. Harry z małym uśmiechem przyjął posiłek od alfy, całując kilka razy lekko jego wargi w podziękowaniu za cały trud.

- Dalej średnio się czujesz? - dopytał - Maison mówił coś o zawrotach głowy.

- Och tak, jak wstaję, czy robię mocniejsze ruchy - Harry powiedział z pełną buzią - Maluszek chyba powiedział stop, czas pokazać mamie że nie jestem tylko od dobrych momentów.

- Uparty, po mamie czy po tacie? - spytał Louis z rozbawieniem w oczach - Będziemy mieli z nim lub nią sporo zabawy.

- Oj tak, myślę że weźmie po nas to co najlepsze z charakteru - nabił więcej potrawy na widelec - Nie idziesz na dół zjeść, kochanie? Zee się wkurzy.

- Nie chcę żebyś jadł sam. A twój tata wynegocjował porcję tylko dla ciebie. Do Zayna strach dziś podchodzić - skrzywił się - Nie oszczędza prawie nikogo.

- Tata? - uniósł lekko brew i zaraz podstawił widelec pod twarz alfy - Dalej, nie zjem wszystkiego, mam delikatny żołądek wciąż.
- Ja i Maison baliśmy się poprosić Zayna o jedzenie dla ciebie na górę - przyznał się, pochylając się do jedzenia na widelcu - Twój tata załatwił to w kilka sekund.

- Ma ten dar - potwierdził, zadowolony że Louis przyjmuje od niego jedzenie. To dodawało mu motylków do brzucha.

- Powiedział tylko, że ma swoje sposoby. Cokolwiek to znaczy - dodał, biorąc zaraz kolejną porcję jedzenia do ust.

- Tata jest bardzo sprytnym wilkiem - nie mógł mu tego odjąć - I mama często nie zgadzała się, aby szedł do pubu ze znajomymi, więc zaczął ją oczarowywać i magicznie w każdy piątek po tym, jak przywoził mnie z dodatkowych zajęć, mógł iść się bawić ze znajomymi. Nawet jeśli tylko do dwudziestej drugiej.

- Spryciarz - zaśmiał się Louis - Właśnie, drzwi od stajni są wymienione i sprawdziliśmy je dokładnie. Są bezpieczne i funkcjonalne. Bardziej niż poprzednie.

Harry wyszczerzył się na to, w końcu na coś szły pieniądze z ich ogólnej puli, puli która była właśnie do różnych wypadków w hotelu.

- Można w końcu odetchnąć - zamrugał - Nikt nie ukradnie nam koni więcej.

- Nie ma takiej opcji. Twój tata mówił coś o psach na teren w razie co, żeby alarmowały i odstraszały jeśli ktoś spróbuje wejść na posesje - wspomniał.

- Trzeba będzie mocniej nad tym pomyśleć - wspólnymi siłami bardzo szybko zjedli obiad, a Harry mógł się ponownie położyć.

- Na pewno wystarczy ci to co zjadłeś? - alfa chciał się upewnić, mając zamiar odnieść naczynia do kuchni na dole - W razie czego przyniosę co trzeba jak będę wracał.

- Zjadłbym banana, nawet kilka - powiedział po chwili - Będzie to możliwe? Nie mam ochoty na nic innego - dodał z pewnością w głosie.

- Zobaczę co da się zrobić - skinął - Kocham cię i wracam za kilka minut.

Harry odpowiedział mu tym samym, kiedy już odchodził aby wszystko odnieść.

🐾🐾🐾🐾

Kola💚💙💚💙

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro