16. Przepraszam, że byliście tego świadkami...
Louis i Tony stali przed stajnią, kiedy zatrudniona firma zmieniała im drzwi oraz miała ulepszyć zabezpieczenia. Alfa doglądał uważnie wszystkiego, dopytując o rozwiązania oraz ryzyka z nimi związane. Chciał, by Harry nie denerwował się tak mocno więcej w czasie ciąży, on sam tego nie chciał.
- Wyglądają na porządne, a jednocześnie nie tak ciężkie. Nie chcę żeby Harry musiał się siłować z nimi - skomentował Louis.
- Będzie w porządku, są dobrze przystosowane, jednocześnie mały szczeniak nie zdoła otworzyć ich - Tony zauważył ogromny plus - Jutro z Samuelem wjeżdżamy...
- Przyzwyczaiłem się, że jesteście na miejscu. Do tego Maison wyjeżdża w niedziele. Będzie tu dziwnie pusto - podsumował szatyn.
- Ale planujemy wrócić do dwóch tygodni. Zamkniemy sprawy w mieście, wynajmiemy komuś dom... - spoglądał wciąż na konie, to na nowy gadżet - Samuel mnie przekonał, że to ważne aby być przy rodzinie. A do tego nasz jedyny szczeniak nas mocno potrzebuje, choć na głos tego nie przyzna.
- Jest zbyt dumny i samodzielny na to - zaśmiał się Tomlinson - Czasem ode mnie nie chce pomocy i muszę udawać, że nie wiem kto zrobił coś za niego.
- Po porodzie nauczy się przyjmować pomoc, wtedy poczuje co to zmęczenie - Tony był tego pewien po własnych doświadczeniach.
- Do tego mamy jeszcze sporo czasu, ale mam go na szczęście na oku przy sobie - wziął głęboki oddech - Mam nadzieję, że konie już będą bezpieczne, skończyli montować - skinął na stajnie.
- Może pomyślcie jeszcze o psach obronnych, czy coś - Tony zaproponował, wiedząc że miło wyglądające zwierzę wie jak ma zareagować kiedy coś się dzieje.
- Porozmawiam o tym z Harrym - zgodził się - Zawsze to byłoby szczekanie, które by mogło nas obudzić.
- I nie mów mu o naszej przeprowadzce tutaj, to może chwilę potrwać, a wiesz jaki on jest - przeszedł się lekko, aby móc pogłaskać jednego z koni.
- Nie będę mówił, on nastawia się mocno, a potem szaleje jak przyjdzie co do czego - zaśmiał się Louis - Już wariuje na wyjazd Maisona.
- Kocha go całym swoim sercem, ciekawe jak odczuje swoje własne szczenię, które mimo wszystko nosi przez dziewięć miesięcy...
Przerwali rozmowę, aby porozmawiać z pracownikami, którzy skończyli właśnie swoją pracę i musieli im wszystko wyjaśnić dla bezpieczeństwa. Kilkanaście minut później, wszystko było jasne i pracownicy firmy opuścili teren hotelu, a Louis mógł wypróbować drzwi, tak samo i Tony. Mając pewność, że wszystko jest w porządku, mogli wrócić do hotelu na posiłek.
- A idź mi stąd Payne - pierwsze słowa jakie usłyszeli po wejściu do kuchni, były te wściekłe Zayna - Mówiłem ci, że Oliver pobrudzi całą kuchnię, ale nie, zachciało ci się dawać mu papkę bez przygotowania.
- To tylko dziecko, co z tego że się ubrudził? I trochę kuchnie - Liam wyraźnie nie brał za mocno nastawienia Zayna do siebie.
- To że ja to muszę sprzątać, mam wię... Och, widzisz! Już przychodzą na obiad, a tu taki bałagan, pierwszy raz żałuję że szanujecie nie spóźnianie się - ciemnooki otworzył szeroko oczy, widząc dwie alfy i zaczął mocniej wycierać ścierką, kiedy Oliver brudnymi rączkami dotknął policzków taty, brudząc je przy okazji ze śmiechem.
- Chodź Olivier, pójdziemy się trochę umyć co? Będziemy czyści jedli obiad, nie brudaski - Liam skierował się do wyjścia z pomieszczenia, usuwając się z pola widzenia męża.
- Pomóc ci jakoś Zayn? - spytał Louis - Może zastawimy stół w takim razie, to akurat umiem zrobić, a ty będziesz miał przestrzeń.
- Przepraszam, że byliście tego świadkami... Jestem przed gorączką i wszystko dosłownie mnie denerwuje, jak nie idzie po mojej myśli - omega zwiesiła ramiona - Byłbym wdzięczny Lou za pomoc...
- Przecież to tylko szczeniak, spokojnie. Trochę bałaganu nikomu nie zaszkodziło jeszcze - machnął dłonią - Bierzemy się za stół.
- Pogadamy jak będziesz blisko rui i cię wszystko będzie drażnić - Zayn zmarszczył nos i wziął głęboki oddech.
- Już nie dyskutuje - Louis odpuścił i zabrał ze sobą Tony'ego, widząc że ta wymiana zdań może się źle skończyć.
Omega przed gorączką jednak potrafiła być straszna, a on nie potrzebował się denerwować, czy znosić humorków.
- Louis, przyniesiesz mamie obiad na górę? - szatyn podskoczył, słysząc głos Maisona - Kręci jej się w głowie i poprosiła mnie, aby ci to przekazać.
- Nie żartuj tak nawet Maison... Poważnie? - poczuł lekki uścisk w brzuchu, bo Zayn dalej nie wiedział o ciąży, a jego humor dziś był przerażający, aby debatować o obiedzie Harry'ego na górze.
- Wiesz, ja nie chcę złości wujka na sobie... - potarł swój kark - Więc lepiej abyś ty to zrobił.
- Boicie się Zayna jak nie wiem - Tony prychnął lekkim śmiechem - Załatwię to, a wy dzieciaki się uczcie.
I zrobił to. Tony dosłownie urobił sobie omegę i tak dobrze ją zagadał, że ta bez problemu pozwoliła Louisowi na zaniesienie obiadu Harry'emu.
- Jak? Bez krzyku? Bez złości? - trzymał w dłoniach tacę z gorącym obiadem - Przecież to Zayn...
- Lata praktyki przy moim mężu, jeszcze się nauczysz - Tony roześmiał się.
- Może i tak - wypuścił ciężko powietrze - Idę dopóki jest gorące. Dziękuję jeszcze raz za pomoc.
- W końcu chodzi o mojego syna, ja za to muszę poszukać mojej omegi, bo znowu gdzieś mi się schowała - westchnął pod nosem - Na starość się mi zgrywa.
- Powodzenia - rzucił tylko szatyn i skierował się z jedzeniem na górę, z tyłu głowy martwił się o Harry'ego i jego objawy, które ostatnimi dniami były dość męczące.
Może jednak ich szczeniak nie był grzeczną omegą? Tak bardzo chciałby się dopytać mamy, jednak ta wciąż o niczym nie wiedziała.
Musieli z Harrym zaprosić jego rodziców do hotelu na chociaż kilka dni. Ostatni raz widział ich na urodzinach Lottie i to też nie był długi czas.
Cholera, przecież jego siostra też była w ciąży i to dość wysokiej w tym momencie, ten czas mu naprawdę uciekał między palcami.
W końcu dostał się na górę i udało mu się wejść do mieszkania, bez utraty posiłku. Od razu pokierował się do sypialni, by uśmiechnąć się na widok partnera. Harry z małym uśmiechem przyjął posiłek od alfy, całując kilka razy lekko jego wargi w podziękowaniu za cały trud.
- Dalej średnio się czujesz? - dopytał - Maison mówił coś o zawrotach głowy.
- Och tak, jak wstaję, czy robię mocniejsze ruchy - Harry powiedział z pełną buzią - Maluszek chyba powiedział stop, czas pokazać mamie że nie jestem tylko od dobrych momentów.
- Uparty, po mamie czy po tacie? - spytał Louis z rozbawieniem w oczach - Będziemy mieli z nim lub nią sporo zabawy.
- Oj tak, myślę że weźmie po nas to co najlepsze z charakteru - nabił więcej potrawy na widelec - Nie idziesz na dół zjeść, kochanie? Zee się wkurzy.
- Nie chcę żebyś jadł sam. A twój tata wynegocjował porcję tylko dla ciebie. Do Zayna strach dziś podchodzić - skrzywił się - Nie oszczędza prawie nikogo.
- Tata? - uniósł lekko brew i zaraz podstawił widelec pod twarz alfy - Dalej, nie zjem wszystkiego, mam delikatny żołądek wciąż.
- Ja i Maison baliśmy się poprosić Zayna o jedzenie dla ciebie na górę - przyznał się, pochylając się do jedzenia na widelcu - Twój tata załatwił to w kilka sekund.
- Ma ten dar - potwierdził, zadowolony że Louis przyjmuje od niego jedzenie. To dodawało mu motylków do brzucha.
- Powiedział tylko, że ma swoje sposoby. Cokolwiek to znaczy - dodał, biorąc zaraz kolejną porcję jedzenia do ust.
- Tata jest bardzo sprytnym wilkiem - nie mógł mu tego odjąć - I mama często nie zgadzała się, aby szedł do pubu ze znajomymi, więc zaczął ją oczarowywać i magicznie w każdy piątek po tym, jak przywoził mnie z dodatkowych zajęć, mógł iść się bawić ze znajomymi. Nawet jeśli tylko do dwudziestej drugiej.
- Spryciarz - zaśmiał się Louis - Właśnie, drzwi od stajni są wymienione i sprawdziliśmy je dokładnie. Są bezpieczne i funkcjonalne. Bardziej niż poprzednie.
Harry wyszczerzył się na to, w końcu na coś szły pieniądze z ich ogólnej puli, puli która była właśnie do różnych wypadków w hotelu.
- Można w końcu odetchnąć - zamrugał - Nikt nie ukradnie nam koni więcej.
- Nie ma takiej opcji. Twój tata mówił coś o psach na teren w razie co, żeby alarmowały i odstraszały jeśli ktoś spróbuje wejść na posesje - wspomniał.
- Trzeba będzie mocniej nad tym pomyśleć - wspólnymi siłami bardzo szybko zjedli obiad, a Harry mógł się ponownie położyć.
- Na pewno wystarczy ci to co zjadłeś? - alfa chciał się upewnić, mając zamiar odnieść naczynia do kuchni na dole - W razie czego przyniosę co trzeba jak będę wracał.
- Zjadłbym banana, nawet kilka - powiedział po chwili - Będzie to możliwe? Nie mam ochoty na nic innego - dodał z pewnością w głosie.
- Zobaczę co da się zrobić - skinął - Kocham cię i wracam za kilka minut.
Harry odpowiedział mu tym samym, kiedy już odchodził aby wszystko odnieść.
🐾🐾🐾🐾
Kola💚💙💚💙
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro