15. Będę uważać tato...
- Louis, Louis! Liam wrócił z końmi - Maison wbiegł jak poparzony do pralni, a jego oddech był bardzo szybki i płytki od biegu - Mama już poszła, kazała cię zawołać!
- Lecę! - alfa rzucił wszystko co trzymał i jak oparzony wybiegł z pomieszczenia, słysząc jak Maison za nim biegnie.
Te dwa dni dla wszystkich były niczym dwa tygodnie, czekali z niecierpliwością na swoje ukochane konie, które w tak brutalny sposób zostały im zabrane.
Serce Louisa mocniej zabiło, kiedy spostrzegł wóz, a zaraz wchodzącego z naczepy Liama, trzymającego Annabelle, a obok niej zaraz zeszła Aura. Wyglądały na przestraszone, widać było to po ich oczach. Alfie się krajało serce na ten widok i miał zamiar zrobić wszystko, aby do takiej sytuacji więcej nie doszło.
- Wprowadź je do boksu - usłyszał głos swojej omegi - Znają to miejsce najlepiej i tam będą mogły odpocząć, moje biedne kruszynki.
- Muszą się porządnie napić, widać że są odwodnione - skomentował Payne - Z karmieniem poczekamy, żeby nie zrobiły sobie krzywdy.
- To prawda - Harry wypuścił ciężko oddech - Ile muszę ci oddać? Na jak wiele wycenili moje kruszyny w podziemiach? - brunet zaczepił się o Louisa, gdy tylko go spostrzegł przy sobie.
- Śmieszne pieniądze, małą chciał sprzedać za dziesięć tysięcy - prychnął Liam - Chciał cokolwiek, byle się ich szybko pozbyć.
- Czyli za ile sprzedał obie Robinowi? - jego dłonie zadrżały, a Louis spiął się mocno.
- Robin go zna, to okropny oszust i miał jakiś dług u niego, oddał je po dobroci, żeby nie mieć problemów - wyjaśnił Liam - Trzeba mu się jakoś odwdzięczyć za to.
- Jeśli chce może tu przyjechać z rodziną na kilka dni, na nasz koszt z pełnymi atrakcjami - brunet od razu wpadł na pomysł, kiedy Liam zamykał konie w boksie, a oni całą grupą stanęli w środku.
- Wszystkie konie rżą, witają z powrotem swoją rodzinę - Maison nie mógł ulec takiemu wrażeniu.
- Aż mi ciepło na klatce piersiowej - skomentował Louis - Ale Harry ma dobry pomysł, możemy zorganizować małe wakacje dla niego i jego rodziny.
- Powiem mu o tym, jak tylko do niego zadzwonię - Liam się wyszczerzył na taką propozycję - Spokojnie mama, nikt ci nie zabierze picia - powiedział kojąco do Annabelle.
- Najważniejsze, że są na miejscu i bezpieczne - Louis podszedł do boksu, a Aura jak na zawołanie go wyczuła i podeszła bliżej.
To dodawało otuchy na sercu Tomlinsona.
- Skoro zaoszczędziliśmy pieniądze, musimy naprawdę zainwestować w bezpieczeństwo naszych koni - Harry poczochrał lekko włosy swojego syna.
- Ludzie są okropni kradnąc, a zwierzęta to już w ogóle - powiedział niezadowolony Maison - Oby więcej już się nie stało coś takiego. Nie chcę, żeby ktoś ukradł mojego konia, ani żadnego innego.
- Dlatego to już stoi na naszych barkach, aby te były bezpieczne. A nie zostawimy tego tak jak jest - Harry ucałował czoło Maisona - Prawda Li, Lou? Nie pozwolimy na kolejną taką przygodę.
- Nie ma opcji, wszystko zostanie porządnie zabezpieczone - Louis wyrwał się z odpowiedzią, kiedy miział źrebaka.
- Widzisz, musisz nam zaufać w tym kochanie - objął syna ramieniem - Leć do dziadków, co? Pewnie nie wiedzą że są konie, a pytali przy śniadaniu. Są w swoim pokoju.
Maison przytulił się ostrożnie do bruneta i zaraz wyszedł ze stajni, kierując się do hotelu z dobrymi wiadomościami.
- Jestem ci dozgonnie wdzięczny Liam, wiesz? Za to wszystko co robisz wielki misiu - zagarnął Payne'a w swoje ramiona - Bardzo dziękuję.
- Nie ma problemu, to miejsce jest domem dla mnie i mojej rodziny. Wy też nią jesteście - objął omegę - Zayn z resztą też to mocno przeżywał.
- Jedna, duża kochająca się rodzina - Harry potwierdził, zaraz cofając się do swojego partnera i łapiąc jego dłoń w swoją.
- Już Louis nie zabijaj mnie wzrokiem, mam swojego męża - zaśmiał się Liam - Nie zabiorę ci go, nie musisz się martwić.
- Po prostu ściskasz mojego ciężarnego partnera Payne - wypuścił oddech przez nos i ucałował znak przynależności omegi.
- Lou, mieliśmy lepiej im powiedzieć - Harry sapnął oburzony, jednocześnie się czerwieniąc na tak intymny ruch ze strony partnera.
- Przepraszam - przyłożył dłoń do ust - Zrobiłem to całkowicie niechcący, to był odruch obronny. Wiem, że miało być lepiej.
- Harry? Spodziewacie się szczeniaka? - Liam poszedł upewnieniu się, że boks jest zamknięty, stanął przy parze - Będzie mały lub mała Styles? - pozwolił sobie na droczenie się, względem drugiego alfy.
- Tomlinson - chrząknął - Ale tak, spodziewamy się razem szczeniaka i bardzo się z tego powodu cieszymy.
- Tomlinson, Tomlinson - powtórzył powoli, zaraz klepiąc szatyna po ramieniu - Gratulacje! Zasłużyliście na swoje prywatne szczęście. Nie powiem Zaynowi - obiecał, chcąc aby Harry mógł to zrobić choć w części po swojemu.
- Muszę mocniej uważać na słowa, bo kiedyś serio wygadam za wiele - pokręcił głową Louis.
- Masz szczęście, że cię kocham - Harry ścisnął bok Louisa - Wracajmy do domu, dajmy koniom odpocząć - poprosił, widząc że wszystko jak najbardziej jest na swoim miejscu.
Nie byli już tu potrzebni, musieli dać naturze działać samej sobie. Klacze potrzebowały czasu na oswojenie się ze wszystkim.
🐾🐾🐾🐾
Louisa obudził hałas, kiedy drugie ciało podrywało się z łóżka i pokierowało do łazienki. Harry musiał dostać porannych mdłości, patrząc że był raptem siódma rano, a Louis wstał, aby podążyć za nim i sprawdzić czy wszystko jest w porządku.
Zastał młodszego klęczącego przed muszlą toaletową i zwracającego wszystko to, co zjedli wieczorem na kolację. Skrzywił się lekko i palcami zagarnął loczki swojej omegi na tył, aby jej nie przeszkadzały.
- Spokojnie słońce, to całkowicie normalne - mówił do omegi, czując jak ta lekko się spięła na początku, ale zaraz dotarł do niej zapach alfy.
Otrzymał w odpowiedzi krótkie westchnienie, przepełnione emocjami. Harry dopiero po upewnieniu się, że jest dobrze, spuścił wodę w toalecie i z pomocą alfy podniósł się z klęczek.
- Nie - pokręcił głową, widząc że Louis chce go zaprowadzić do sypialni - Muszę... Zęby.
- Okej, okej. Po prostu jesteś okropnie blady - przeszedł z brunetem do umywalki, gdzie stały ich szczoteczki w kubku oraz pasta.
- Nikt nie lubi zwracać treści swojego żołądka - zażartował lekko, sięgając po swoją różową szczoteczkę, a później po namoczeniu jej włosów wodą, złapał za tubkę pasy i wycisnął odrobinę.
Louis cierpliwie czekał, aż omega skończy, po czym trzymając ją pod ramię zaprowadził prosto do łóżka, aby mogła odpocząć po nieprzyjemnej pobudce.
- Poproś Maisona aby poszedł do koni, je nakarmić. Potrzebuję cię - Harry złapał mocno dłoń swojego partnera, nie chcąc aby ten odchodził w tym momencie.
- Okej, dobrze że jeszcze go mamy na miejscu - pochylił się i pocałował czoło bruneta, po czym niechętnie odsunął się - Trzy minutki i wracam.
- Będę odliczać - obiecał, spoglądając spod powiek na partnera, kiedy ułożył się wygodniej w łóżku, nosem zahaczając o poduszkę Tomlinsona.
Louis przeszedł do pokoju nastolatka, pukając lekko do drzwi, jednak nie czekał na pozwolenie na wejście, będąc przekonanym że ten smacznie śpi.
- Proszę - zdziwiony usłyszał głos Maisona, kiedy zdążył złapać już za klamkę i za nią pociągnął.
- Nie śpisz? - zmarszczył czoło Louis, nie spodziewając się przytomnego chłopaka.
- Miałem pójść na przejażdżkę, to moje ostatnie dni tutaj - Maison był już ubrany w typowo jeździecki strój - Coś chciałeś?
- Nakarmisz konie? - dopytał - Jedziesz do lasu czy będziesz na placu przy stajni?
- A to nie twoja kolej? - lekko uniósł brew - Mogę to zrobić, po prostu dziwne że nie chcesz zobaczyć źrebaka.. A co do pytania, będę jeździć po polanie, może też nad rzekę.
- Moja kolej, ale twoja mama wymiotowała rano i potrzebuje, żebym został z nią - odpowiedział - Pamiętaj o telefonie, szczególnie kiedy jedziesz sam w takie przejażdżki.
- Och, okej. Zajmij się mamą - poprosił, łapiąc jeszcze za swój kask - Nakarmię konie, a telefon jest dawno w plecaku.
- Dzięki wielkie - uniósł kącik ust - Miłej przejażdżki i ostrożnie w lesie Maison. Mamie wystarczy stresu i nerwów.
- Będę uważać tato - powiedział dość żartobliwe, przechodząc obok Louisa.
Alfa za dobrze znał ten ton u nastolatka i tylko pokręcił głową, odpuszczając sobie wszelkie komentarze. Zamknął drzwi od jego pokoju i wrócił do sypialni, gdzie omega wyraźnie na niego czekała.
- Dałeś sobie radę? - Harry zagadał do partnera, robiąc mu miejsce obok siebie na łóżku.
- Nie spał, akurat zbierał się na przejażdżkę, więc nie ma problemu z nakarmieniem koni - zapewnił Louis - Mamy wolny poranek.
- Jeszcze gdybyś załatwił śniadanie do łóżka - brunet powiedział z wyraźną nadzieją w głosie - Ale musiałbyś skonfrontować się z Zaynem, a to nie jest zawsze proste.
- Mogę spróbować, ale boję się, że pod presją się mu wygadam, a chciałeś sam mu powiedzieć - przypomniał.
- Podarowałbym ci to, za bardzo mam ochotę zostać w łóżku, przy naszych zapachach - gniazdo jak Harry obiecał, zniknęło kiedy konie bezpiecznie wróciły do stajni.
- W takim razie spróbuję, jak tylko będzie czas na śniadanie - obiecał Louis - Wszystko dla mojej rodzinki.
- Jesteśmy nią, nawet jeśli nie prawnie, to jesteśmy nią - Harry spojrzał z błyskiem w oku na swojego alfę - Kocham cię, nasze szczenię tak samo.
- Ja też was kocham - powiedział z czułością - Do wszystkiego dojdziemy jeszcze razem i po kolei. Wszystko w swoim czasie.
Harry w odpowiedzi po prostu wtulił się mocniej w Louisa i ucałował go w miejsce, gdzie wiedział, że zaczynał się tatuaż Louisa. It is what it is.
Obaj dobrze czuli się w swoim towarzystwie, dzięki temu mogli uciąć sobie spokojnie drzemkę do czasu śniadania.
Wtedy Louis jak prawdziwa głowa rodziny ubrał się i zszedł na dół, aby ubłagać Zayna o jedzenie na wynos. Życzenie Harry'ego było dla niego rozkazem.
Zayn patrzył na niego poważnie i dopytywał czemu nie mogą zejść jak wszyscy na dole, a Louis starał się zrobić wszystko, aby nie powiedzieć dokładnie o co chodzi.
- Zayn, daj spokój temu alfie. Wciąż żyją w swojej bańce - Samuel ścisnął ramię omegi - Możesz im podarować jedno śniadanie.
- Zawsze jedliśmy razem, a oni mi sabotują rutynę - prychnął - Ale proszę bardzo, zabieraj Tomlinson te śniadanie, ale nie będę ulegał tak często.
- Jesteś najlepszy - Louis rozluźnił się i uśmiechnął się wdzięcznie w stronę rodzica swojej omegi.
- Śmiało kochani, to jest wasz czas - Samuel uśmiechnął się - Nie ma co tak sztywno trzymać się zasad.
Louis zaraz z tacą pełną jedzenia ruszył do mieszkania, w głowie po drodze pojawiło mu się kilka myśli. Powinni powoli z Harrym ogarniać sprawę pokoiku, wyprawki, a do tego te zabezpieczenia w stadninie...
Do tego Louis mocno myślał o oświadczynach, wszystko zrzuciło się na ich głowę na raz, ale najwyraźniej tak miało być. Od samego początku żyli chwilą i mieli zamiar to kontynuować.
Nie mogli też zapomnieć o zobowiązaniach hotelu, ślubach, wycieczkach i wszystkim innym. Cieszył się naprawdę, że rodzice omegi zostali na wsi.
- Zwycięstwo - Louis wszedł do sypialni z tacą - Twoja mama nas uratowała przed Zaynem, bo nie było łatwo.
- Kochana mama - Harry odłożył telefon na bok - Co dla nas masz skarbie?
- Jajecznicę, sok pomarańczowy, pieczywo i rogale - postawił ostrożnie tace na łóżku i usiadł tak, aby było im wygodnie.
- Mmm, wszystko na co szczeniaczek ma ochotę - pomasował swój brzuch.
- Całe szczęście - odetchnął i sięgnął po jeden talerzyk z jajecznicą - A jak się czujesz po poranku?
- Nie wiem? - powiedział jakby pytająco - Przez chwilę jest dobrze, a później ponownie lekko mnie mdli.
- Okej. W razie czego jestem i chętnie pomogę w czym trzeba - zapewnił Louis - Martwię się cały czas.
Harry pokiwał głową i z tym zaczęli wspólne śniadanie. Po posiłku Harry nagle miał ochotę na seks z Louisem i wszystko byłby dobrze, gdyby szatyn nie zachaczył o jego sutki dłonią, przez co omega syknęła i odsunęła się.
- Zrobiłem coś źle? - Louis rozszerzył oczy, nie do końca wiedząc co mógł zrobić dokładnie źle, ale jego wzrok wyrażał zmartwienie.
- Nie, um - zsunął dłonie szatyna ze swojej klatki piersiowej i położył je na swoich biodrach - Moje ciało już się zmienia dla szczeniaka i um, mam wrażliwą skórę tam.
- Och, okej. Muszę nauczyć się tego i pamiętać - powiedział ze zrozumieniem - Będę starał się uważać i w razie czego mów jeśli będę dotykał gdzieś, gdzie nie powinienem.
- Mhm - zabrał się za zsuwanie spodni swojego partnera, nie zniechęcony przez chwilę dyskomfortu.
- Jesteś napalony, nie spodziewałem się kompletnie takiego obrotu spraw - nie narzekał na to.
- Hormony? - mruknął, skupiony kompletnie nw swoim zdaniu, a zbędny materiał zaraz wylądował na ziemi.
- No tak, ale podoba mi się to - pomógł brunetowi, po czym sam zsunął swoją koszulkę.
Harry zaraz leżał pod ciałem swojego alfy, a ich usta były połączone w mocnym pocałunku. Mogli na chwilę zapomnieć o wszystkich obowiązkach i zmartwieniach.
🐾🐾🐾🐾
Kola 💚💙💚💙
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro