Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

15. Będę uważać tato...




- Louis, Louis! Liam wrócił z końmi - Maison wbiegł jak poparzony do pralni, a jego oddech był bardzo szybki i płytki od biegu - Mama już poszła, kazała cię zawołać!

- Lecę! - alfa rzucił wszystko co trzymał i jak oparzony wybiegł z pomieszczenia, słysząc jak Maison za nim biegnie.

Te dwa dni dla wszystkich były niczym dwa tygodnie, czekali z niecierpliwością na swoje ukochane konie, które w tak brutalny sposób zostały im zabrane.

Serce Louisa mocniej zabiło, kiedy spostrzegł wóz, a zaraz wchodzącego z naczepy Liama, trzymającego Annabelle, a obok niej zaraz zeszła Aura. Wyglądały na przestraszone, widać było to po ich oczach. Alfie się krajało serce na ten widok i miał zamiar zrobić wszystko, aby do takiej sytuacji więcej nie doszło.

- Wprowadź je do boksu - usłyszał głos swojej omegi - Znają to miejsce najlepiej i tam będą mogły odpocząć, moje biedne kruszynki.

- Muszą się porządnie napić, widać że są odwodnione - skomentował Payne - Z karmieniem poczekamy, żeby nie zrobiły sobie krzywdy.

- To prawda - Harry wypuścił ciężko oddech - Ile muszę ci oddać? Na jak wiele wycenili moje kruszyny w podziemiach? - brunet zaczepił się o Louisa, gdy tylko go spostrzegł przy sobie.

- Śmieszne pieniądze, małą chciał sprzedać za dziesięć tysięcy - prychnął Liam - Chciał cokolwiek, byle się ich szybko pozbyć.

- Czyli za ile sprzedał obie Robinowi? - jego dłonie zadrżały, a Louis spiął się mocno.

- Robin go zna, to okropny oszust i miał jakiś dług u niego, oddał je po dobroci, żeby nie mieć problemów - wyjaśnił Liam - Trzeba mu się jakoś odwdzięczyć za to.

- Jeśli chce może tu przyjechać z rodziną na kilka dni, na nasz koszt z pełnymi atrakcjami - brunet od razu wpadł na pomysł, kiedy Liam zamykał konie w boksie, a oni całą grupą stanęli w środku.

- Wszystkie konie rżą, witają z powrotem swoją rodzinę - Maison nie mógł ulec takiemu wrażeniu.

- Aż mi ciepło na klatce piersiowej - skomentował Louis - Ale Harry ma dobry pomysł, możemy zorganizować małe wakacje dla niego i jego rodziny.

- Powiem mu o tym, jak tylko do niego zadzwonię - Liam się wyszczerzył na taką propozycję - Spokojnie mama, nikt ci nie zabierze picia - powiedział kojąco do Annabelle.

- Najważniejsze, że są na miejscu i bezpieczne - Louis podszedł do boksu, a Aura jak na zawołanie go wyczuła i podeszła bliżej.

To dodawało otuchy na sercu Tomlinsona.

- Skoro zaoszczędziliśmy pieniądze, musimy naprawdę zainwestować w bezpieczeństwo naszych koni - Harry poczochrał lekko włosy swojego syna.

- Ludzie są okropni kradnąc, a zwierzęta to już w ogóle - powiedział niezadowolony Maison - Oby więcej już się nie stało coś takiego. Nie chcę, żeby ktoś ukradł mojego konia, ani żadnego innego.

- Dlatego to już stoi na naszych barkach, aby te były bezpieczne. A nie zostawimy tego tak jak jest - Harry ucałował czoło Maisona - Prawda Li, Lou? Nie pozwolimy na kolejną taką przygodę.

- Nie ma opcji, wszystko zostanie porządnie zabezpieczone - Louis wyrwał się z odpowiedzią, kiedy miział źrebaka.

- Widzisz, musisz nam zaufać w tym kochanie - objął syna ramieniem - Leć do dziadków, co? Pewnie nie wiedzą że są konie, a pytali przy śniadaniu. Są w swoim pokoju.

Maison przytulił się ostrożnie do bruneta i zaraz wyszedł ze stajni, kierując się do hotelu z dobrymi wiadomościami.

- Jestem ci dozgonnie wdzięczny Liam, wiesz? Za to wszystko co robisz wielki misiu - zagarnął Payne'a w swoje ramiona - Bardzo dziękuję.

- Nie ma problemu, to miejsce jest domem dla mnie i mojej rodziny. Wy też nią jesteście - objął omegę - Zayn z resztą też to mocno przeżywał.

- Jedna, duża kochająca się rodzina - Harry potwierdził, zaraz cofając się do swojego partnera i łapiąc jego dłoń w swoją.

- Już Louis nie zabijaj mnie wzrokiem, mam swojego męża - zaśmiał się Liam - Nie zabiorę ci go, nie musisz się martwić.

- Po prostu ściskasz mojego ciężarnego partnera Payne - wypuścił oddech przez nos i ucałował znak przynależności omegi.

- Lou, mieliśmy lepiej im powiedzieć - Harry sapnął oburzony, jednocześnie się czerwieniąc na tak intymny ruch ze strony partnera.

- Przepraszam - przyłożył dłoń do ust - Zrobiłem to całkowicie niechcący, to był odruch obronny. Wiem, że miało być lepiej.

- Harry? Spodziewacie się szczeniaka? - Liam poszedł upewnieniu się, że boks jest zamknięty, stanął przy parze - Będzie mały lub mała Styles? - pozwolił sobie na droczenie się, względem drugiego alfy.

- Tomlinson - chrząknął - Ale tak, spodziewamy się razem szczeniaka i bardzo się z tego powodu cieszymy.

- Tomlinson, Tomlinson - powtórzył powoli, zaraz klepiąc szatyna po ramieniu - Gratulacje! Zasłużyliście na swoje prywatne szczęście. Nie powiem Zaynowi - obiecał, chcąc aby Harry mógł to zrobić choć w części po swojemu.

- Muszę mocniej uważać na słowa, bo kiedyś serio wygadam za wiele - pokręcił głową Louis.

- Masz szczęście, że cię kocham - Harry ścisnął bok Louisa - Wracajmy do domu, dajmy koniom odpocząć - poprosił, widząc że wszystko jak najbardziej jest na swoim miejscu.

Nie byli już tu potrzebni, musieli dać naturze działać samej sobie. Klacze potrzebowały czasu na oswojenie się ze wszystkim.

🐾🐾🐾🐾

Louisa obudził hałas, kiedy drugie ciało podrywało się z łóżka i pokierowało do łazienki. Harry musiał dostać porannych mdłości, patrząc że był raptem siódma rano, a Louis wstał, aby podążyć za nim i sprawdzić czy wszystko jest w porządku.

Zastał młodszego klęczącego przed muszlą toaletową i zwracającego wszystko to, co zjedli wieczorem na kolację. Skrzywił się lekko i palcami zagarnął loczki swojej omegi na tył, aby jej nie przeszkadzały.

- Spokojnie słońce, to całkowicie normalne - mówił do omegi, czując jak ta lekko się spięła na początku, ale zaraz dotarł do niej zapach alfy.

Otrzymał w odpowiedzi krótkie westchnienie, przepełnione emocjami. Harry dopiero po upewnieniu się, że jest dobrze, spuścił wodę w toalecie i z pomocą alfy podniósł się z klęczek.

- Nie - pokręcił głową, widząc że Louis chce go zaprowadzić do sypialni - Muszę... Zęby.

- Okej, okej. Po prostu jesteś okropnie blady - przeszedł z brunetem do umywalki, gdzie stały ich szczoteczki w kubku oraz pasta.

- Nikt nie lubi zwracać treści swojego żołądka - zażartował lekko, sięgając po swoją różową szczoteczkę, a później po namoczeniu jej włosów wodą, złapał za tubkę pasy i wycisnął odrobinę.

Louis cierpliwie czekał, aż omega skończy, po czym trzymając ją pod ramię zaprowadził prosto do łóżka, aby mogła odpocząć po nieprzyjemnej pobudce.

- Poproś Maisona aby poszedł do koni, je nakarmić. Potrzebuję cię - Harry złapał mocno dłoń swojego partnera, nie chcąc aby ten odchodził w tym momencie.

- Okej, dobrze że jeszcze go mamy na miejscu - pochylił się i pocałował czoło bruneta, po czym niechętnie odsunął się - Trzy minutki i wracam.

- Będę odliczać - obiecał, spoglądając spod powiek na partnera, kiedy ułożył się wygodniej w łóżku, nosem zahaczając o poduszkę Tomlinsona.

Louis przeszedł do pokoju nastolatka, pukając lekko do drzwi, jednak nie czekał na pozwolenie na wejście, będąc przekonanym że ten smacznie śpi.

- Proszę - zdziwiony usłyszał głos Maisona, kiedy zdążył złapać już za klamkę i za nią pociągnął.

- Nie śpisz? - zmarszczył czoło Louis, nie spodziewając się przytomnego chłopaka.

- Miałem pójść na przejażdżkę, to moje ostatnie dni tutaj - Maison był już ubrany w typowo jeździecki strój - Coś chciałeś?

- Nakarmisz konie? - dopytał - Jedziesz do lasu czy będziesz na placu przy stajni?

- A to nie twoja kolej? - lekko uniósł brew - Mogę to zrobić, po prostu dziwne że nie chcesz zobaczyć źrebaka.. A co do pytania, będę jeździć po polanie, może też nad rzekę.

- Moja kolej, ale twoja mama wymiotowała rano i potrzebuje, żebym został z nią - odpowiedział - Pamiętaj o telefonie, szczególnie kiedy jedziesz sam w takie przejażdżki.

- Och, okej. Zajmij się mamą - poprosił, łapiąc jeszcze za swój kask - Nakarmię konie, a telefon jest dawno w plecaku.

- Dzięki wielkie - uniósł kącik ust - Miłej przejażdżki i ostrożnie w lesie Maison. Mamie wystarczy stresu i nerwów.

- Będę uważać tato - powiedział dość żartobliwe, przechodząc obok Louisa.

Alfa za dobrze znał ten ton u nastolatka i tylko pokręcił głową, odpuszczając sobie wszelkie komentarze. Zamknął drzwi od jego pokoju i wrócił do sypialni, gdzie omega wyraźnie na niego czekała.

- Dałeś sobie radę? - Harry zagadał do partnera, robiąc mu miejsce obok siebie na łóżku.

- Nie spał, akurat zbierał się na przejażdżkę, więc nie ma problemu z nakarmieniem koni - zapewnił Louis - Mamy wolny poranek.

- Jeszcze gdybyś załatwił śniadanie do łóżka - brunet powiedział z wyraźną nadzieją w głosie - Ale musiałbyś skonfrontować się z Zaynem, a to nie jest zawsze proste.

- Mogę spróbować, ale boję się, że pod presją się mu wygadam, a chciałeś sam mu powiedzieć - przypomniał.

- Podarowałbym ci to, za bardzo mam ochotę zostać w łóżku, przy naszych zapachach - gniazdo jak Harry obiecał, zniknęło kiedy konie bezpiecznie wróciły do stajni.

- W takim razie spróbuję, jak tylko będzie czas na śniadanie - obiecał Louis - Wszystko dla mojej rodzinki.

- Jesteśmy nią, nawet jeśli nie prawnie, to jesteśmy nią - Harry spojrzał z błyskiem w oku na swojego alfę - Kocham cię, nasze szczenię tak samo.

- Ja też was kocham - powiedział z czułością - Do wszystkiego dojdziemy jeszcze razem i po kolei. Wszystko w swoim czasie.

Harry w odpowiedzi po prostu wtulił się mocniej w Louisa i ucałował go w miejsce, gdzie wiedział, że zaczynał się tatuaż Louisa. It is what it is.

Obaj dobrze czuli się w swoim towarzystwie, dzięki temu mogli uciąć sobie spokojnie drzemkę do czasu śniadania.

Wtedy Louis jak prawdziwa głowa rodziny ubrał się i zszedł na dół, aby ubłagać Zayna o jedzenie na wynos. Życzenie Harry'ego było dla niego rozkazem.

Zayn patrzył na niego poważnie i dopytywał czemu nie mogą zejść jak wszyscy na dole, a Louis starał się zrobić wszystko, aby nie powiedzieć dokładnie o co chodzi.

- Zayn, daj spokój temu alfie. Wciąż żyją w swojej bańce - Samuel ścisnął ramię omegi - Możesz im podarować jedno śniadanie.

- Zawsze jedliśmy razem, a oni mi sabotują rutynę - prychnął - Ale proszę bardzo, zabieraj Tomlinson te śniadanie, ale nie będę ulegał tak często.

- Jesteś najlepszy - Louis rozluźnił się i uśmiechnął się wdzięcznie w stronę rodzica swojej omegi.

- Śmiało kochani, to jest wasz czas - Samuel uśmiechnął się - Nie ma co tak sztywno trzymać się zasad.

Louis zaraz z tacą pełną jedzenia ruszył do mieszkania, w głowie po drodze pojawiło mu się kilka myśli. Powinni powoli z Harrym ogarniać sprawę pokoiku, wyprawki, a do tego te zabezpieczenia w stadninie...

Do tego Louis mocno myślał o oświadczynach, wszystko zrzuciło się na ich głowę na raz, ale najwyraźniej tak miało być. Od samego początku żyli chwilą i mieli zamiar to kontynuować.

Nie mogli też zapomnieć o zobowiązaniach hotelu, ślubach, wycieczkach i wszystkim innym. Cieszył się naprawdę, że rodzice omegi zostali na wsi.

- Zwycięstwo - Louis wszedł do sypialni z tacą - Twoja mama nas uratowała przed Zaynem, bo nie było łatwo.

- Kochana mama - Harry odłożył telefon na bok - Co dla nas masz skarbie?

- Jajecznicę, sok pomarańczowy, pieczywo i rogale - postawił ostrożnie tace na łóżku i usiadł tak, aby było im wygodnie.

- Mmm, wszystko na co szczeniaczek ma ochotę - pomasował swój brzuch.

- Całe szczęście - odetchnął i sięgnął po jeden talerzyk z jajecznicą - A jak się czujesz po poranku?

- Nie wiem? - powiedział jakby pytająco - Przez chwilę jest dobrze, a później ponownie lekko mnie mdli.

- Okej. W razie czego jestem i chętnie pomogę w czym trzeba - zapewnił Louis - Martwię się cały czas.

Harry pokiwał głową i z tym zaczęli wspólne śniadanie. Po posiłku Harry nagle miał ochotę na seks z Louisem i wszystko byłby dobrze, gdyby szatyn nie zachaczył o jego sutki dłonią, przez co omega syknęła i odsunęła się.

- Zrobiłem coś źle? - Louis rozszerzył oczy, nie do końca wiedząc co mógł zrobić dokładnie źle, ale jego wzrok wyrażał zmartwienie.

- Nie, um - zsunął dłonie szatyna ze swojej klatki piersiowej i położył je na swoich biodrach - Moje ciało już się zmienia dla szczeniaka i um, mam wrażliwą skórę tam.

- Och, okej. Muszę nauczyć się tego i pamiętać - powiedział ze zrozumieniem - Będę starał się uważać i w razie czego mów jeśli będę dotykał gdzieś, gdzie nie powinienem.

- Mhm - zabrał się za zsuwanie spodni swojego partnera, nie zniechęcony przez chwilę dyskomfortu.

- Jesteś napalony, nie spodziewałem się kompletnie takiego obrotu spraw - nie narzekał na to.

- Hormony? - mruknął, skupiony kompletnie nw swoim zdaniu, a zbędny materiał zaraz wylądował na ziemi.

- No tak, ale podoba mi się to - pomógł brunetowi, po czym sam zsunął swoją koszulkę.

Harry zaraz leżał pod ciałem swojego alfy, a ich usta były połączone w mocnym pocałunku. Mogli na chwilę zapomnieć o wszystkich obowiązkach i zmartwieniach.

🐾🐾🐾🐾

Kola 💚💙💚💙

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro