Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

14. Brzmisz poważnie...


Siedzę cała zasmarkana na zwolnieniu. Ktoś też chory?

Harry wzrokiem ciągle wracał do Louisa, czując przyjemne ciepło w dole swojego brzucha. Mimo, że minęło kilka godzin u wizyty u ginekologa, ten wciąż jak zaczarowany spoglądał na zdjęcie USG.

- Wygląda jak fasolka, aż ciężko uwierzyć że to szczeniak - wyczuł wzrok omegi na sobie i uniósł głowę - Ale jest, twoja mama miała świetne przeczucie.

- Lepszy niż wykrywacz metalu przy tym minerale - zagryzł wnętrze policzka - Jesteś szczęśliwy, prawda?

- Cholernie bardzo, a ty nie? To nasz szczeniaczek, będziemy rodzicami, czeka nas wiele dobrych i ciężkich chwil - patrzył jak zaczarowany.

- Będę mamą, oczywiście że jestem cholernie szczęśliwy - przesunął się do Louisa - Ale ty jak zaczarowany patrzysz na fotografię, tak długo...

- Bo nie wierzyłem jeszcze kilka miesięcy temu, że zostanę ojcem tak szybko - uśmiechnął się - Moja mama oszaleje, ze szczęścia i jednocześnie będzie zawiedziona...

- Zawiedziona? - zmarszczył lekko brwi na słowa swojego alfy - Dlaczego tak myślisz?

- Bo nie mamy ślubu - przypomniał lekko słowa kobiety z rodzinnej imprezy - A ona zawsze powtarzała najpierw ślub, potem dzieci.

- Ślub, Harry Tomlinson - wypróbował to na swoim języku - Harry i Louis Tomlinson.

- Brzmi dobrze - przygryzł lekko wargę - Ale nie czuj presji, nie będzie zawiedziona. Po prostu skomentuje to lekko, ale będzie się cieszyła z kolejnego wnuka.

- Nie czuję - odparł ze spokojem - Ale powiem, że przyjąłbym oświadczyny od ciebie nawet dziś, jutro - musnął policzek alfy - Idę się napić wody.

- Dobrze wiedzieć - uśmiechnął się i tu nie chodziło tylko o szczeniaka, ale chciał by Harry miał jego nazwisko.

Postanowił zająć się mailami, skoro omega poszła, a on powinien swoich się na obowiązkach, a nie patrzeć ciągle na zdjęcie, które po prostu go zachwycało. Było jak zwykle kilka zapytań o organizacje większych czy mniejszych imprez oraz wycenę. Trochę zwykłych pobytów oraz o lekcje jazdy konnej. Alfa czasem lubił taką pozornie spokojną pracę.

Liczby znał już mniej więcej w głowie, zajmując się mocniej sprawami finansowymi w hotelu. Harry mu w tym zaufał, mówiąc że sam się potrafi mylić przy wycenach i później jest problem.

Sprawnie poradził sobie z całą korespondencją, dopiero kiedy się oderwał zorientował się, że Harry poszedł się napić, ale nie wrócił do niego. Zamknął laptopa i postanowił go znaleźć.

- Zaraz Maison znowu wracasz do szkoły - usłyszał niezadowolony głos omegi - Przyzwyczaiłeś mamę do swojego pobytu tutaj, wiesz wilczku?

- Wiem, sam się przyzwyczaiłem do tego - przyznał nastolatek - Z jednej strony fajnie wrócić do znajomych, a z drugiej tutaj też jest dobrze i jesteś ty i Lou i wujkowie.

- Chciałbym ci coś powiedzieć synku, nim wyjedziesz - Louis po tonie głosu partnera wiedział, jaki temat ten chce poruszyć.

- Brzmisz poważnie... Może nawet trochę zbyt - Maison wyraźnie był podejrzliwy i łatwo wyłapywał zachowania swojej mamy.

- Poczekaj, obaj powiemy mu - Louis wszedł do kuchni, lekko zdradzając tym że coś słyszał.

- Och, no tak - Harry przyjął ciepłe ramię partnera, lekko jedynie unosząc brew - Będziesz... Starszym bratem.

- Jesteś w ciąży? - nastolatek uchylił usta i spojrzał na starszego alfę, jakby szukał potwierdzenia.

- Tak, Harry jest w ciąży i na wiosnę spodziewamy się szczeniaka. Twojego brata lub może twojej siostry, kto wie? - szatyn był rozbawiony reakcją Maisona.

- Troszkę wykrakałeś to szczeniaku, ale jesteśmy naprawdę szczęśliwi. Będę miał swoje drugie maleństwo - brunet z każdą chwilą się mocniej uśmiechał.

- Ale super! Będę miał rodzeństwo, chciałem rodzeństwo - Maison był wyraźnie podekscytowany i dobrze przyjął informację - Teraz jeszcze mocniej nie chce mi się wyjeżdżać do Anglii.

- Ale jednak trzeba dla twojej przyszłości kochanie - Harry potarł policzek chłopaka - Tak, nawet jeśli będziesz tutaj pracować - dodał, widząc jak ten otwiera buzię.

- Wiem mamo, może mi się jeszcze odwidzieć - powtórzył słowa, które nieraz już usłyszał od swojej mamy.

- Mądry chłopak - zacisnął dłoń na boku Louisa - Co, martwiłeś się bo długo nie wracałem? - zawrócił się do Tomlinsona.

- Zdążyłem odpisać na wszystkie maile, a ty poszedłeś tylko się napić - wzruszył ramionami - Chyba dobrze, że się zmartwiłem.

- Oczywiście, że tak - musnął wargami nieogolony policzek - Mais, pójdziemy się położyć już, trochę nas zmęczyła podróż do miasta.

- Jasne, ja jeszcze pogram - wskazał na komputer na swoim biurku - Muszę korzystać z ostatnich dni wolności.

Brunet uniósł kącik ust, zaraz czując pociągnięcie od strony partnera. Obaj potrzebowali na cito odpoczynku po tak długim dniu pracy, a do tego wizyta w mieście.

🐾🐾🐾

Louis przechodził przez stajnie jak co rano sprawdzając ją i przygotowując jedzenie dla koni. Przywitał się jak zawsze z Piorunem i postał koło niego trochę dłużej. Po tym zawsze szedł do Aury, jednak zmarszczył brwi widząc otwarty boks, a kiedy podszedł do niego, był kompletnie pusty. Nie było ani Anabelle, ani jej źrebaka.

Alfa nigdy nie zapominał o zamknięciu boksu, to nie mogła być zwykła ucieczka. Jednak panika opanowywała powoli całe jego ciało. Z jakiegoś powodu zaczął sprawdzać resztę boksów, ale wszystkie inne konie były na swoim miejscu.

Jego głowa podpowiadała mu co się stało, ale nie chciał w to kompletnie uwierzyć. To nie mogła być przecież prawda, żyli w spokojnej wsi, z mocno oddalonymi sąsiadami, przecież... Przecież usłyszeliby coś. Ktokolwiek.

Postanowił przejść się jeszcze w okolicach pastwiska, ale nigdzie nie było śladu ani klaczy ani źrebaka. Musiał poinformować Harry'ego, to brunet był prawnie właścicielem obu koni, a tu mogła wchodzić w grę kradzież.

Cholera jasna, wiedział że młodszy się zdenerwuje, nawet mocno się zdenerwuje a on nic z tym nie będzie mógł zrobić.

Mimo to, musiał podjąć to ryzyko i być mężczyzną, może Harry będzie wiedział co zrobić, może będzie miał jakieś podejrzenia.

Odłożył karmienie reszty koni na później i dosłownie wpadł do hotelu, na schodach mijając Zayna, który najwyraźniej schodził już przygotowywać śniadanie. Jednak alfa nie odezwał się nawet słowem, będąc zbyt mocno przejęty sytuacją. Wszedł do mieszania i skierował się do sypialni, gdzie omega jeszcze drzemała.

- Harry? - Louis łapał oddech, jednocześnie mówiąc naprawdę cicho, nie chciał zrywać bruneta na równe nogi.

- Jeszcze pięć minut, dobry sen alfa... - brunet jęknął w poduszkę, zaraz mocniej się zakrywając kołdrą - Bardzo... Dobry.

- Naprawdę nie budziłbym cię bez powodu, mamy sytuację... - nie wiedział jakie słowo mogłoby być odpowiednie - Kryzysową.

- Co się stało? - uchylił leniwie powiekę i spojrzał na starszego - Skarbie? - zamrugał kilka razy - Czy to łzy w twoich oczach?

- A-Anabelle i Aura... Zniknęły z boksu. Nie ma ich w stajni, ani na padokach. Nigdzie Harry. Boks otwarty i ani śladu koni - powiedział dość szybko.

- Znowu? - Harry momentalnie usiadł i przeciągnął dłonią przez swoją twarz, kończąc na ustach, przez chwilę pobladł, ale wziął dwa wdechy i mógł spokojniej spojrzeć w niebieskie oczy partnera - N-Nigdzie ich nie ma, tak?

- Znowu? - uniósł brew Louis - Nigdzie, sprawdziłem okolice. Ani śladu. Reszta koni na swoich miejscach.

- W przeszłości mieliśmy kradzież i raz ucieczkę konia - przesunął się na łóżku i złapał prędko za swój szlafrok - Tylko nie moja Annabell i Aura.

- I co teraz zrobimy? - spytał - Będziemy ich szukać? Zgłaszały to gdzieś? Kompletnie nie wiem co się robi w takich sytuacjach.

- Nie ma co szukać, jeśli by uciekała, to zaraz któryś z sąsiadów by z nią i małą przyszedł - pokierował się do wyjścia z sypialni, zaplątując szlafrok na swoim ciele - Musimy jechać na aukcje koni.

- Jest coś takiego w okolicy tu? Jakby nielegalni handlarze? - wzdrygnął się na samą myśl.

- Nie tu, a trzydzieści kilometrów stąd - czuł za sobą kroki Louisa, kiedy kierował się do mieszkania Payne'ów.

- Okej - obserwował ruchy omegi, nie do końca mogąc znaleźć sobie miejsce w tym co się działo, był bezradny.

Harry bez pukania wszedł do mieszkania małżeństwa, a szatyn za nim. Liam dość prędko ich wyczuł i wyszedł z kuchni, mając na sobie tylko spodnie.

- Podziemia znowu porywały nasze konie, Aura i Annabell - powiedział szybko - Masz wciąż kontakty z Robinem? - kompletnie nie zwracał uwagi na ubiór alfy.

- Mam, nawet rozmawialiśmy tydzień temu, bo z wsi obok zniknął koń - sięgnął po kieszeni i wyszukał odpowiedni kontakt - Klacz ze źrebakiem? Ile ma ten źrebak? Chyba nie ma pół roku?

- Nie ma - jedyne co zdradzało nerwy omegi, to to jak jej dłonie drżały - Liam, one nie mogą zostać sprzedanie. Nie mogą. Aura ma jeszcze tam szansę na normalny dom, ale Annabelle... Zabiją ją.

- Znam realia, źrebak cenny, a reszta ich nie obchodzi - przyłożył telefon do ucha i oczekiwał na połączenie - Robin? Jesteś na targach? Świetnie, ukradli nam z hotelu klacz ze źrebakiem. Obie kasztanowate, dziś w nocy. Źrebak nie ma pół roku i nie powinien być odstawiony od matki.

Harry chodził w miejscu, dlatego Louis zaraz zagarnął partnera w swoje ramiona i ucałował jego czoło, samemu ledwo trzymając się. Był silny, aby móc zapachem uspokoić ciężarnego.

Podziemie, targi koni cholera jasna. On już coś wymyśli, aby ich stajnia była bezpieczna. Nikt więcej nie odważy się ukraść ich koni, niech tylko Annabell i Aura wrócą bezpiecznie do nich.

- Robin będzie miał targi na oku, jak tylko wyłapie je to będzie do mnie dzwonił. Popracuje dziś na recepcji, żeby mieć telefon przy sobie i usłyszeć - obiecał Liam, uśmiechając się lekko pocieszająco.

- Dzięki Liam, zapłacę ile będzie trzeba - brunet złapał się za nos, odsuwając się od Louisa, aby objąć przyjaciela - Recepcja jest cała twoja, nie zważaj na nic. Annabell i Aura muszą do nas wrócić.

- Dogadamy się co do zapłaty Robinowi - odpowiedział - Idę się ubrać i jesteśmy w kontakcie. Będzie dobrze Harry, sprawiedliwość będzie po naszej stronie.

- Żeby to jeszcze szło legalnie - puścił Liama i spojrzał na szatyna - Nie obwiniaj się Lou, tu nikt nie mógł na to poradzić. Dlatego mamy kontakty, to nie pierwsza taka sytuacja na wsi - złapał dłoń Tomlinsona, a alfa zmarszczył nos na zapach Liama na ciele ciężarnego.

- Po prostu czuje się odpowiedzialny za konie - jego wilk wariował, ale starał się trzymać w ryzach, szczególnie przy Liamie - Ale wyjdziemy już, ja muszę jeszcze nakarmić resztę koni.

- Oczywiście - oczy omegi wyrażały tysiąc emocji, kiedy wyszli z mieszkania przyjaciół.

- Nie przytulaj go, kiedy on nie ma chociażby koszulki na sobie - przyciągnął omegę, dając jej swój zapach.

- Dziękowałem mu, to on lata temu dostał się na podziemne targi i złapał kilka dobrych kontaktów - mówił z nosem wciśniętym w kark alfy - Boję się Lou.

- Też się boję, uwierz mi - wypuścił powietrze drżąco - Te konie naprawdę wiele dla mnie znaczą. Wszystkie ze stajni, a te dwa szczególnie.

- Postawię cholerne dwumetrowe ogrodzenie z kamerami, nikt nie dostanie się na posesję, tylko goście - zmarszczył nos - Będziemy mieli wszystko udokumentowane.

- Kamery to dobra rzecz i zamykanie stajni na noc na porządną kłódkę lub porządniejsze drzwi. Pomyślimy o tym w najbliższym czasie - próbował być spokojny, ale to były tylko pozory.

- Nasze konie - Styles zacisnął dłoń na koszulce partnera.

- Mamo? Louis? - Maison zatrzymał się i dziadków przy okazji, widząc w bardzo złej kondycji parę - Mamo? Co się dzieje?

- Synku? - Tony złapał mocniej dłoń swojego męża.

- Ukradli dwa konie ze stajni, klacz i źrebaka - Louis postanowił się odezwać, widząc że Harry nie ma siły na tłumaczenia - Ciężki poranek.

- Znowu złodziejaszki zrobiły się odważne tutaj, chyba zapomnieli o lekcji Tony'ego - Samuel zmarszczył nos i spojrzał z troską na parę - Mój szczeniaku, wiesz że nie możesz stresować. Może położysz się, ja, tata, Louis i Maison się wszystkim zajmiemy, twoi przyjaciele też.

- To dobry pomysł, ja muszę nakarmić konie - obowiązki, były obowiązkami i Louis musiał je dopełnić.

- Mamo, to prawda. Nie chcesz chyba aby brat czy siostra się źle poczuli? - Maison zmarszczył brwi.

- Brat, siostra? - Tony nie rozumiał - Zaraz, zaraz. Czy ja jedynie o czymś nie wiem?

Wszyscy spojrzeli na starszego alfę, orientując się że on rzeczywiście nie ma pojęcia jak wiele się stało.

- Cóż, Harry jest w ciąży? To dość świeża sprawa - uśmiechnął się niezręcznie Louis.

- Och, och - alfa otworzył szeroko oczy i spojrzał na brzuch syna - To może jednak przemyślę sprawę przeprowadzki tutaj bardziej - zawrócił się tym razem do swojego męża.

- Widzisz, mówiłem że mamy dobry powód - powiedział zadowolony z siebie Samuel - Musimy być bliżej naszej rodziny.

- Chyba naprawdę pójdę się położyć i liczę tato, że twoja decyzja nasz wszystkich uszczęśliwi - Harry ścisnął ramię Louisa, ale oczy miał skierowane na rodzica.

- Przekonamy się za jakiś czas - Tony uśmiechnął się tylko, może nie okazywał tego mocno, ale był podekscytowany na wnuka.

- Odprowadzę cię, a potem skoczę do koni - Louis ułożył dłoń na biodrze Harry'ego - Wybaczcie nam, szykuje się naprawdę długi dzień.

- Jasne, my zorientujemy się co tutaj jest do zrobienia, a Maison nam pomoże - Samuel spojrzał na wnuka.

- Okej, nie ma problemu - nastolatek przyjął to na swoją pierś, nie marudząc nawet przez chwilę.

Louis zaprowadził Harry'ego prosto do sypialni i przypilnował, aby położył się wygodnie. Obiecał też, że wróci najszybciej jak będzie tylko w stanie. Za bardzo martwił się o partnera.

Jak się okazało, Zayn już wiercił się w kuchni przez spóźnienie wszystkich domowników, a dopiero wyjaśnienie całej sytuacji uspokoiło go. Młodszy Payne był oburzony tym co się stało, zawsze reagował bardzo emocjonalnie. Jednak nie opuścił swoich obowiązków, jednak nie był uśmiechnięty jak zawsze dl innych.

Liam nie potrafił go nawet uspokoić co było bardzo dziwne, patrząc na to na jakim etapie związku byli. Alfa i omega, połączeni.

Najgorszy dla Harry'ego i Louisa był brak informacji, alfa co godzinę przychodził do Liama pytając się o jakiekolwiek informacje, jednak nadaremnie. Szatyn jednak nie zaczynał nawet tematu z Harrym, nie chcąc denerwować.

- Mam ich! Mamy ich! - doszedł do niego krzyk Liama z recepcji, a po tym głośny śmiech.

- Udało się? Znaleźli się? Obie są całe? - upewnił się, pokazując się koło Payne.

- Całe i zdrowe - uniósł wzrok na Louisa i zaraz pokazał mu zdjęcie, które miał na swoim telefonie.

- Całe szczęście, już bałem się po takim czasie, że już po wszystkim - wypuścił powietrze - Trzeba załatwić transport, czy ten facet pomoże?

- Muszę ja pojechać - Liam schował telefon do kieszeni spodni - Ale dopiero za dwa dni, Robin teraz musi załatwić sprawę że złodziejami.

- Okej, powiem Harry'emu w takim razie. Będzie mu lepiej z tą wiadomością - uniósł w końcu kącik ust.

- Ja pójdę do reszty, też się martwią - Liam zszedł ze swojego stanowiska i pokierował się przed siebie.

Tomlinson od razu wszedł na górę i znalazł Harry'ego w kuchni, gdzie robił sobie herbatę.

- Harry? Zrobisz mi też? - poprosił młodszego - Mam dobre informacje.

- Jasne - sięgnął momentalnie po ulubiony kubek Louisa - Powiedz proszę, że Liam coś ma?

- Ma obie klacze - skinął - Liam wszystko koordynuje z tym facetem, ale są całe i zdrowie.

Naczynie niemal nie wypadło z dłoni omegi, kiedy ta krzyknęła głośno, wesoło na tą informację i rzuciła się do uścisku do Louisa. To uspokoiło mocno alfę, szczęście Harry'ego było dla niego priorytetem. Chociaż do końca obaj uspokoją się, kiedy klacze będą bezpieczne w swoim boksie.

- Chyba się popłaczę - omega powiedziała już cięższym tonem głosu, kiedy odsunęła się od swojego partnera - Mamy je, jeszcze nie tu, ale będą.

- Tak, już się bałem - wypuścił powietrze - Ale Liam ma dalej kontakt i będzie koordynował sprawę. Poszedł poinformować resztę, bo też się zdenerwowali.

- Każdy kocha tutaj te konie - starł z policzka pojedynczą łzę i wrócił do przygotowywania im napoi.

- Ja się martwiłem o nie, ale przede wszystkim też o ciebie, a raczej o was - poprawił się.

- Um, jakby... Stworzyłem małe gniazdo na naszym łóżku - powiedział nieśmiałym głosem - Z twoich rzeczy bardziej, najwięcej ich jest. Tych co dałeś do prania, czy nosiłeś - omega się zarumieniła. Gniazdo było czymś intymnym, bardzo prywatnym i pomagającym w ciężkich sytuacjach omegom.

- Och, to w porządku, tak długo jak czujesz się z nimi dobrze - zapewnił młodszego - Będziemy je podmieniać w razie czego, żeby było więcej zapachu.

- Myślę, że jak konie wrócą to oddam ci wszystko i będzie normalne łóżko - obiecał, zalewając wrzątkiem herbaty.

- W porządku, ale czuj się z tym swobodnie - potrzebował, aby omega to wiedziała - Jak będziesz wyżej w ciąży to też.

- Dziękuję - podał kubek zaraz w dłoń Louisowi i uśmiechnął się nieśmiało - To ważne dla mnie, mam nadzieję też że polubisz nasze gniazdo.

- O to się nie martw, dziękuję - mruknął, czując w dłoniach przyjemne ciepło - Tego potrzebowałem po całym dniu stresu.

- Najważniejsze, że Robin nam pomógł. Będę musiał się mu solidnie odwdzięczyć - kiwał głową, wprawiając tym loki w ruch.

- Będziemy musieli - poprawił go - Dalej czuję się odpowiedzialny, zarówno za konie, jak i za całe miejsce.

- Już się zachowujesz jak typowy mąż, wiesz? - Harry nie mógł nie skomentować - Nie ma twoje, jest nasze. I lubię tą myśl.

- Lubię dzielić z tobą wszystko, jakby wiem że trochę się tu wprosiłem - zaśmiał się - Ale chce dawać jak najwięcej od siebie.

Harry wyszczerzył się mocniej i lekko ucałował policzek Louisa nim ruszył w stronę ich sypialni ze swoim napojem. Wciąż był w szlafroku, którego od rana nie ściągnął z siebie.

Tomlinson ruszył za nim, był też ciekawy gniada, które omega skonstruowała. W zasadzie nie miał bezpośrednio do czynienia z czymś takim.

Wiedział z podręczników i artykułów, że omegi robiły je aby otaczać się zapachem bezpieczeństwa oraz żeby zakryć się tym przed niebezpieczeństwem i złymi emocjami, które moglby oddziaływać na nie, czy na szczenię jeśli były te brzemienne.

Na łóżku było naprawdę sporo rzeczy należących do Louisa, wszystko było do tego tak ułożone, aby Harry miał tam najwygodniej jak to tylko było możliwe. Alfa tylko uśmiechnął się lekko na to, wiedząc że jakoś będą musieli sobie z tym poradzić.

Brunet niczym prawdziwa królowa zajął miejsce w najwygodniejszym dla niego miejscu i dodatkowo okrył swoje ciało ich kołdrą, nim zaczął popijać swoją herbatę.

- Taki to ma dobrze, czegoś jeszcze potrzebujesz? - zaśmiał się z uniesioną brwią.

- Ciebie, twojego dotyku, zapachu i miłości - wyliczał powoli, lekko zadziornym tonem głosu.

- To akurat jestem w stanie załatwić - upił herbatę ze swojego kubka i postawił na szafce nocnej, po swojej stronie łóżka.

Zaraz dostał się gniazda, uważając aby niczego nie przestawić młodszemu, ten mógłby na to różnie zareagować. Zabrał z dłoni Stylesa jego kubek, który też odłożył i po tym spokojnie mógł przyciągnąć ciężarną omegę do uścisku.

Ich zapachy były już całkowicie wymieszane, ale to było naprawdę dobre w tamtym momencie. Mogli w spokoju spędzić razem trochę czasu, nawet bez rozmów.

Każdy potrzebował takiego momentu, relaksu po stresie. Inaczej ciało mógłby wszystko z czasem wypuścić w mniej miły sposób w postaci różnych nerwobóli.

Takim sposobem skończyli mając małą drzemkę, która im się należała. Nie zawsze w życiu było kolorowo, ale ważne było by mieć kogoś kto na każdym kroku będzie cię wspierał.

🐾🐾🐾

Kola 💚💙💚💙

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro