Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1. Masz szczęście, że przejeżdżałem obok...

Witamy w nowej pracy! Przewidujemy jak przy każdym ff dwa rozdziały w tygodniu. Jakie dni byłyby dla was najlepsze? Postaram się mocniej tego trzymać w czasie publikacji tej pracy 💙💚

🐾🐾🐾🐾

Powiedzieć, że Louis był wściekły to było mało. Stał na środku pustej drogi, a jego samochód od tak stwierdził, że przestanie działać. Oczywiście służbowy samochód, na który uparła się jego firma. Chciał jechać swoim, jednak zagrozili mu brakiem zwrotu za benzynę.

Do tego wszystkiego nikt nie odbierał od niego telefonów, aby zorganizować pomoc. Był pośrodku niczego a w dodatku jego zasięg też nie był najlepszy. Cudem co jakiś czas łapał cokolwiek, co pozwoliło mu wykonać telefon.

- Durny stary grat. Durna firma i pieprzona delegacja - kopnął w oponę, jednak jedyne co mu to dało to ból palców u nogi.

Był w Walii której kompletnie nie znał, miał tylko załatwić sprawy służbowe w Neath i wrócić bezpiecznie do Anglii, gdzie miał swoje mieszkanko i tą przeklętą pracę, która co prawda dawała mu dość porządne wynagrodzenie.

Wzdrygnął się, słysząc beczenie owcy zza zagrody, gdzie jak się okazało było ich całe stado. Alfa fuknął do siebie i zdjął z nosa okulary przeciwsłoneczne, kiedy postanowił usiąść na masce pojazdu, nie widząc innego wyboru.

Nie był stąd, nie wiedział gdzie ma iść. Musiał poczekać aż w końcu ktoś do niego od dzwoni z firmy, albo stanie się jakiś pieprzony cud.

Słońce ogrzewało jego twarz, kiedy próbował się skupić na oddechu. Zgubił się tak przy swoim zadaniu, że nawet nie usłyszał, kiedy jakiś pojazd zatrzymał się obok tego jego.

- Potrzebujesz pomocy? - ochrypły ton głosu doszedł do jego uszu, tak samo jak po chwili słodki zapach, kiedy jak się okazało, omega, wysiadła z pojazdu i spojrzała zmartwiona na zepsuty pojazd, a zaraz jej wzrok napotkał niebieskie spojrzenie Tomlinsona.

- W zasadzie chyba tak - potrzebował chwili, by wydusić z siebie cokolwiek - Padło mi auto, nie jestem stąd, a moja firma nie odbiera. Wracam właśnie z delegacji i kompletnie nie znam okolicy. Jest gdzieś tu warsztat? Albo jakaś pomoc drogowa? Zasięg tutaj... Nie będę komentował.

- Przez następne kilka dni wszystko jest zamknięte, jutro zaczynają się tutejsze święta - zbliżył się do alfy, chowając dłonie do kieszeni jeansowej kurtki - Ludzie już dziś biorą wolne, wątpię aby udało ci się coś załatwić w sprawie samochodu...

- Nie żartuj nawet - uchylił usta zaskoczony tym co usłyszał - Nie macie takich punktów czynnych niezależnie od dnia czy godziny? - dla alfy było to całkowicie normalne, żył w jednym z większych miast Anglii.

- Przykro mi ale nie, firma nieźle cię załatwiła, nawet autobusy nie jeżdżą. To dobre dla ekologii - uniósł lekko kącik ust i wyciągnął dłoń do przodu - Harry Styles.

- Louis Tomlinson - ujął dłoń bruneta - Jesteś miejscowy? - nie wiedział czy bardziej jest wkurzony sprawą auta czy zaintrygowany omegą przed nim.

- Można tak powiedzieć, jestem Anglikiem ale kilka dobrych lat temu się tu przeprowadziłem - spojrzał na swój samochód i zagryzł policzek od wewnątrz - Myślę, że za to mogę ci pomóc w inny sposób.

- W jaki sposób? Jestem gotowy przyjąć wszystko i odpowiednio to wynagrodzić - zaznaczył, nie chcąc nikogo wykorzystywać.

- Niestety, tylko mogę zaproponować ci nocleg, bo prowadzę hotel wcale nie tak daleko - ostudził lekko jego zapał - Nie ma szans, że naprawią ci samochód teraz, mogę jedynie załatwić lawetę i przeniesiemy tak ten samochód pod hotel.

- Laweta w bezpieczne miejsce też będzie wielką pomocą, może tam będzie porządny zasięg - wypuścił ciężko powietrze - Dziękuję Harry, za chęci.

- Zawsze służę pomocą. Możesz przenieść swoje rzeczy do mojego samochodu i po drodze złapię Nialla, mojego przyjaciela, który ma lawetę, sam zauważyłeś jaki okropny jest tu zasięg - wypuścił powietrze przez nos - Długo nie mogłem do tego przywyknąć, ale w moim hotelu jest wifi i zasięg ma całe trzy kreski!

- Może w takim razie uda się dodzwonić do firmy - otworzył samochód i zaczął zabierać najważniejsze rzeczy, szczególnie te osobiste i firmowe.

- Kto wie - wolał nie potwierdzać, za to otworzył swój bagażnik dla alfy, chwilę ogarniając swoje rzeczy tam.

Louis chwilę potem przeniósł swoje rzeczy do auta omegi, po czym zamknął dokładnie służbowy samochód. Na szczęście pojazd stał na poboczu, dzięki czemu mógł na chwile go tam zostawić, aż do przekazania kluczyków osobie od lawety.

- Masz szczęście, że przejeżdżałem obok, bo moje sąsiedztwo raczej już odpoczywa - brunet zadowolony mógł ruszyć, w dobrze sobie znanym kierunku.

- Już traciłem nadzieję na cokolwiek. Stałem przy aucie ponad godzinę i nawet jedno auto nie przejechało tą drogą - spoglądał przez okno na rozległe pola.

- Tu tylko ruch jest rankiem i po południu. W dzień tylko tutejsi farmerzy zajmują się swoimi zwierzętami - Styles chętnie opowiadał.

- Te owce są cholernie głośne - skomentował, pamiętając zwierzęta które były niedaleko samochodu - Nie jestem przyzwyczajony do takich pustek.

- Uroki małych miejsc, żyłem przez chwilę w Londynie i nie mogłem znieść tego zgiełku - wzdrygnął się momentalnie - Może ciężko znaleźć drugą połówkę w tak pustym miejscu, ale przynajmniej duch jest spokojny i myśli. Ciało.

- Od studiów mieszkałem w Leeds - odparł - Wcześniej w mniejszej miejscowości, ale liczba plotek i to że każdy się znał wcale nie było kolorowe.

- Och. To tu nikt nie plotkuje, każdy jest na stopie koleżeńskiej - pokręcił głową - Mój syn kocha to miejsce, nawet jeśli w tygodniu zostaje w internacie i na weekendy wraca, chcę dla niego najlepiej. A niestety dobre szkoły są daleko.

- Masz syna? - spojrzał zaskoczony i może lekko zawiedziony tym, że prawdopodobnie omega ma swoją rodzinę.

- Tak, nastolatek i do tego alfa - pokręcił czule głową - Czasem sam nie daję z jego temperamentem rady, ale takie jest życie samotnego rodzica.

- Och, samotne rodzicielstwo to musi być coś ciężkiego - przyznał - Do tego nastoletni alfa, pamiętam jak ja nim byłem. Mam dwójkę rodziców i oni ledwie dawali sobie radę z moimi pomysłami oraz humorami - musiał ukrywać mały uśmiech, który wkradał się na jego wargi.

- Na szczęście w czasie internatu mogę odpocząć trochę, jeśli ma humorek - zaśmiał się pod nosem - Ale w tym samym czasie mocno za nim tęsknię. Chyba pępowina nie chce do końca odejść.

- Ja nie mam dzieci - podzielił się z omegą - Chyba trochę za mocno zatraciłem się w pracy i nagle wszyscy byli w szczęśliwych związkach, a ja sam.

- Nic straconego Louis. Jeszcze znajdziesz dla siebie partnerkę, partnera - Harry go uspokoił, skręcając na inną, piaszczystą drogę.

- Chciałbym - mruknął tylko, spoglądając po raz kolejny na omegę, która była naprawdę urocza, a jego alfa wariował.

Brunet nagle lekko skręcił na trawnik, a szatyn wtedy zauważył spory, drewniany domek i obok niego oborę oraz, tak, dobrze widział, tam była laweta.

- Tutaj mieszka Niall, możesz ze mną pójść jak chcesz, ale to będzie szybkie wyjaśnienie sytuacji - brunet spojrzał na alfę, na ślepo rozpinając swoje pasy.

- Dam ci kluczyki po prostu? Nie będę już tam chodził. Zapłacę mu jak już przewiezie samochód - od razu zapowiedział.
- Jasne - złapał za klamkę i wydostał się z pojazdu, pozostawiając Tomlinsona samego w towarzystwie mocnego zapachu omegi.

Alfa odchylił głowę, mocniej opierając się o fotel. Był setki kilometrów drogi od domu i nie wiedział na jak długo w zasadzie.

A do tego ta omega, cóż, na razie był pewien, że jest chyba najlepszą rzeczą jaka go spotkała tego dnia.

- Załatwione - Harry wrócił na miejsce i zaraz zapinał swoje pasy.

- Dzięki - uśmiechnął się lekko w stronę bruneta - Nie mam pojęcia co stało się z tym autem, że padło tak nagle. 

- Złośliwość rzeczy martwych. Niall powinien do dwóch godzin przywieźć samochód - przypomniał sobie o kolejnej informacji, ruszając.

- Świetnie, może w tym czasie sam coś ogarnę do dalszej podróży - był w pewnym stopniu pełny nadziei.

- Oby tak było, nie każdy lubi być długo w takim miejscu jak to - omega uniosła kącik ust, przyspieszając lekko.

Z każdą chwilą mijali jakieś kolejne budynki, każdy z nich miał sporą ziemię, stodołę, zwierzęta. A uroczy, kamienny mur rozchodzący się obok każdego z nich, dodawał uroku miejscu.

Dla Louisa wyglądało to jak miejsce z filmów, które pokazują sielskie życie rodzin w naturze. Nie był pewien, czy dałby radę żyć w taki sposób, mieszkając w mieście od praktycznie zawsze większym lub mniejszym.

- I to jest moja posiadłość, kiedyś był to pałac, ale poprzedni właściciele zmienili go w mieszkania, a kiedy ja go odkupiłem, to sprawiłem z niego hotel i swój dom - brunet zatrzymał się przy garażu, który musiał być tym jego prywatnym.

- Jest spory, nie spodziewałem się tego kiedy mówiłeś o hotelu - nie ukrywał podziwu - Pewnie miałeś z tym miejscem sporo pracy. A raczej masz cały czas.

- Nie jestem jedynym właścicielem - postanowił jeszcze zdradzić - Nie byłoby mnie stać. Zayn i Liam, moi przyjaciele i małżeństwo, zaryzykowali ze mną. Na szczęście pokochali to beztroskie życie - wysiadł z samochodu.

- Okej, jasne. To musi być sporo warte, jeśli kiedyś było pałacykiem - sięgnął do klamki od pojazdu i opuścił go, kierując się od razu do bagażnika.

Styles poczekał na niego, samemu wyciągając zakupy i finalnie blokując swój pojazd. Louis spojrzał na telefon mając już swoje rzeczy i jego zasięg wahał się między jedną, dwiema kreskami. Miał nadzieję, że to będzie wystarczające do połączenia się telefonicznie z kimkolwiek z firmy.

- Wejdź do środka, na holu mamy najlepszy zasięg - Styles spojrzał przez ramię na Tomlinsona, powoli wspinając się po schodach.
- Okej, mam nadzieję że cokolwiek się ruszy - podążał za omegą, aż dostali się do holu i Louis położył swoje rzeczy na podłodze.

Po raz kolejny spróbował się skontaktować się z kimś z firmy, jednak o ile tym razem miła normalnie dźwięk połączenia to nikt ponownie nie odbierał połączenia.

Kątem oka widział, jak Harry zniknął w korytarzu po lewej stronie. A jego zapach mimo wszystko pozostawał z nim.

Wykonał jeszcze dwie próby i wysłał dość rozbudowaną wiadomość, odnośnie tego gdzie jest i co się dokładnie stało. To było jedyne co mu zostało w tamtym momencie.

Nie pozostało mu nic innego, niż wynająć tutaj pokój na kolejne dni, a później będzie walczyć o zwrot kasy z firmy. Nie miał zamiaru sam wszystkiego opłacać. Nie taka była umowa.

Czekając na Harry'ego rozglądał się po sporym holu, gdzie mieściła też się recepcja. Wnętrze wyglądało przytulnie i nie czuć było sztywnego hotelu, co było bardzo dużym plusem.

- Tak, jest tam na dnie w reklamówce, obiecuję Zee - usłyszał ponownie głos omegi, która zaraz z małym uśmiechem pojawiła się w otwartym pomieszczeniu - I jak Louis? Kiedy przyjeżdżają po ciebie, albo cokolwiek?

- Zero odpowiedzi - uśmiechnął się bezsilnie - Wezmę pokój, nie mam siły na uparte dzwonienie do nich. Napisałem obszerną wiadomość.

- Nie ma problemu, damy ci jakiś fajny pokój - drugą część zdania jakby mruknął do siebie, kierując się do pustej recepcji.

- W razie czego podam dane firmy do faktury, ja już ich załatwię - skomentował alfa, stając po jej drugiej stronie i obserwując ruchy omegi.

- Oczywiście, nie mam z tym problemu - brunet usiadł na krześle - To chwilę potrwa, muszę włączyć komputer.

- Jasne, nie ma problemu i tak uratowałeś mi skórę - skomentował - Macie tu dużo gości ogólnie?

- Tak, ludzie kochają pałacyki i nie tak daleko stąd jest plaża i klif, piękne widoki, zapierające dech w piersi - mówił powoli - Mamy też sporą stajnie i wycieczki dla koniarzy, zdarzają się kolonie nawet.

- Ludzie biorą chyba ten klimat za swojego rodzaju rozrywkę - zastanowił się chwilę - Na dłuższą metę nigdy nie wyobrażałem sobie żyć na takim odludziu.

- Jak mówiłem, nie jest to dla wszystkich rozwiązanie - zielone oczy skierowały się lekko na Tomlinsona - Mam pokój z widokiem na całą infrastrukturę, powinno ci się spodobać - przesunął się na krześle i sięgnął po właściwy kluczyk z napisem dwadzieścia osiem.

- Świetnie, akurat dobre widoki to to, co naprawdę lubię - ich wzrok się skrzyżował - Zaprowadzisz mnie do pokoju? Albo chociaż dostanę jakieś wskazówki?

- Zaprowadzę, tylko powiedz mi, mam cię zapisać do końca świąt? - dopytał, musząc dopełnić formalności.

- A do końca to znaczy do kiedy? - musiał się jeszcze upewnić, kiedy dokładnie to miasto powinni się w końcu odblokować.

- Tydzień, jak... Tydzień roboczy i weekend - uśmiechnął się przepraszająco - Czyli osiem dni, licząc od dziś.

- Okej, zapisz mnie - postanowił zaryzykować i dać ponieść się chwili, skoro firma go traktowała w taki sposób to i on mógł zrobić coś po swojemu.

- W takim razie miłego pobytu, panie Tomlinson - zielone oczy rozbłysły psotą, kiedy ponownie wyłączył komputer i wydostał się z recepcji.

- Jak oficjalnie - zaśmiał się i przewrócił lekko oczami - Mam jednak nadzieję, że będzie milszy niż dzisiejszy dzień. A przynajmniej początek tego dnia.

- Jeśli będziesz się nudzić, zawsze możesz mnie znaleźć, mogę ci dotrzymać towarzystwa - omega zaproponowała - A zapłata dopiero przy wymeldowaniu.

- Możesz być niemal pewny, że skorzystam z tej propozycji - Louis sam nie był pewny czy flirtowali właśnie czy nie, ale czuł przyjemne ciepło na ich wymianę zdań. 

- Może powinienem w takim razie ci powiedzieć, gdzie możesz mnie łatwo złapać - przeszedł obok mężczyzny - Chociaż czuję, że poradziłbyś sobie z wytropieniem omegi, prawda? - zagryzł wnętrze policzka.

- Nie będę udawał, że twój zapach jest naprawdę przyjemny i intrygujący - wyznał - Pewnie chwile bym się pokręcił po hotelu, ale koniec końców dotarłbym do tego.

- Och, gdyby on tylko przyciągnął potencjalnego partnera - przekręcił lekko oczyma - Chodź na boczne schody, będzie szybciej pod twój pokój.

- Okej - wypuścił ciężko powietrze, ponieważ Harry najwyraźniej nie wziął tego jako zaczepki w jego kierunku.

Podążał za omegą, niosąc swoje bagaże oraz klucz. Po chwili stali przed pokojem z numerem dwadzieścia osiem na drzwiach, a Louis wsadził klucz i go przekręcił.

- To gdzie mogę cię szukać? - nie odpuścił tego pytania.

-  Patrząc, że jest przerwa, to stajnia albo część moja domowa - uniósł palec w górę - Na samej górze, drzwi po lewej, bo te po prawej są do Zayna i Liama.

- Góra i po lewej. Postaram się nie pomylić. W razie czego oczywiście - uniósł kącik ust - Dziękuję jeszcze raz za pomoc.

- Zawsze, jakbyś czegoś potrzebował to śmiało - powoli zaczął się cofać z widoku Louisa.

Louis miał ochotę zatrzymać go jeszcze, ale kompletnie nie przychodził mu pomysł na pytanie czy zaczepkę. Wszedł do pokoju i zamknął za sobą drzwi, był naprawdę spory i widział drzwi prowadzące na balkon skąd musiał być obiecany widok.

Odłożył swoje rzeczy obok łóżka i powoli podszedł do okien, złapał za klamkę i zaraz wyszedł na zewnątrz.

Miał doskonały podgląd na oddaloną stajnię oraz pastwisko, gdzie chodziły sobie wolno konie. To było naprawdę piękne i nie potrafił powstrzymać uśmiechu, który wkradł się na jego wargi. To był jeden z lepszych widoków z hotelowych pokoi, jakie miał w swoim życiu, a było tego niemało.

Zapierające dech w piersi. Tak mógł opisać to, co czuł w tym momencie. Nawet na chwilę nie pomyślał o tych nerwach, których nie tak dawno temu się najadł.

🐾🐾🐾🐾

Kola 💙💚💙💚

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro