Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Dziewięćdziesiąt sześć tygodni.

Oddycham ciężko, a z moich ust wydostają się obłoki pary. W celi jest przeraźliwie zimno, drżę. Otulam się niezdarnie kurtką, szczękając zębami. Opieram się mocniej o ścianę, starając ułożyć do snu. Jedynie on daje mi wytchnienie w całym tym piekle.

To więzienie jest nietypowe; moją celę od pozostałych oddziela jedynie metalowa krata, a nie ściany.

We wnętrzu jest ciemno, więzienie znajduje się jakby pod ziemią, nikłe światło dostaje się jedynie przez małe otwory położone kilka centymetrów pod sufitem.

Pocieram dłonie, by choć trochę się rozgrzać, lecz to nic nie daje. Wszechogarniający chłód przenika przeze mnie jak przez szmacianą lalkę. Podnoszę się z podłogi, unoszę kawałek jakiegoś patyka i robię na niej kolejną kreskę.

Dziewięćdziesiąt sześć.

Tyle właśnie tygodni tutaj tkwię.

Dziewięćdziesiąt sześć tygodni.

Dziewięćdziesiąt sześć kresek na podłodze. Kiedy stąd wyjdę? Nie mam pojęcia. Odliczam czas, który upłynął, by nie zwariować. A może właśnie to jest objawem wariactwa?

Nie powinnam tutaj być.

Nienawidzę tego miejsca.

-Wstawaj. Masz widzenie – rozlega się przede mną mocny głos, a ja unoszę głowę znad podłogi. Strażnik patrzy na mnie z obrzydzeniem zmieszanym z nienawiścią, ale jestem już do tego przyzwyczajona. Przestałam nawet zwracać na to uwagę. Bardziej zaskoczyły mnie jego słowa...

-Widzenie? Jak to? - pytam zachrypiałym głosem. Tak dawno go nie używałam.

-Nie będę tutaj na ciebie czekał. Idziesz czy nie? - odpowiada uparcie i wpatruje się we mnie swoimi zimnymi, jasnoniebieskimi oczami.

Podnoszę się powoli i idę chwiejnie w ślad za nim. Z innych celi spoglądają na mnie z zaciekawieniem inni więźniowie, a ja szukam w myślach, kiedy ostatni raz tędy przechodziłam.

Korytarz w końcu dobiega końca; mężczyzna wyciąga z kieszeni brzęczące klucze i otwiera metalowe, potężne drzwi.

Otulam się mocniej kurtką, a fala ciepłego powietrza uderza we mnie z niesamowitą siłą. Światło dnia oślepia mnie przeraźliwie, muszę osłonić oczy ręką, by cokolwiek zobaczyć. Oczy zaczynają mnie piec pod wpływem tak jasnego słońca.

-Masz dziesięć minut. - Krzywię się na kolejną suchą, bezuczuciową komendę, wydawaną tak, jakbym była jakimś bezużytecznym zwierzęciem, a nie człowiekiem.

Dziesięć minut? Po tylu dniach, nocach, tygodniach, miesiącach spędzonych w tej pustej celi bez możliwości rozmowy?

-Elizabeth. Dawno się nie widzieliśmy, prawda? Ile to już czasu minęło? - dobiega mnie jakiś wesoły głos, jakby czerpiący radość z tego, co mnie spotkało.

-Dziewięćdziesiąt sześć tygodni. Dokładnie dziewięćdziesiąt sześć tygodni – szepczę cicho, mrugając gwałtownie, by powstrzymać łzy. Światło przestaje mnie już tak drażnić i opuszczam dłoń na dół.

-To wiele czasu. Jesteś pewna, że chcesz tu tkwić dalej? - tajemnicza postać wypytuje dalej, a ja mrużę oczy, chcąc dostrzec rysy jej twarzy.

-Kim jesteś? - Krztuszę się dziwnym pyłem, unoszącym się w pomieszczeniu.

-Ja? Nie pamiętasz mnie? To ja pozwoliłem ci być wreszcie wolną. Prawdziwie wolną. To więzienie jest jedynie twoim wyborem – mówi zdecydowanie, przybliżając się do mnie. Teraz mogę dostrzec jego ostre rysy, zapadnięte policzki i gęstą, srebrną czuprynę. Jest młody, prawdopodobnie w moim wieku, ma hipnotyzujące, czarne oczy.

-Wyborem? Co masz na myśli? - pytam coraz bardziej zaskoczona i zaniepokojona tą sytuacją.

Dziewięćdziesiąt sześć tygodni.

Dziewięćdziesiąt sześć.

Dokładnie tyle czasu tu tkwię.

Dziewięćdziesiąt sześć tygodni.

-Gdybyś chciała mogłabyś być wszędzie. Mogłabyś być też każdym. Mogłabyś robić, co tylko zapragniesz. Wybrałaś jednak więzienie. Umyślnie czy przypadkiem? Elizabeth, czy naprawdę chcesz tutaj tkwić przez całą wieczność? - powtarza uparcie, zerkając na mnie z dziwnym uśmiechem i z lekką fascynacją.

-Chcesz mi powiedzieć, że tkwię tu dziewięćdziesiąt sześć tygodni, bo mam taką ochotę? Nie, nie mam. Próbowałam się stąd wydostać już setki razy. Nie udało mi się, a ty chcesz mi wmówić, że to jest mój wybór? - cedzę z wściekłością, nagle trzeźwiejąc.

-Wiesz, gdzie tkwi problem? W twojej głowie. To tam jest ta blokada, bez której mogłabyś żyć na wolności, wiecznie. Robić wszystko, na co tylko masz ochotę – odpowiada, nie zwracając uwagi na obelgi z mojej strony. - Pokażę ci coś. Podaj mi rękę – mówi z dziwnym uśmiechem. Przekrzywiam głowę, ale bez słowa sprzeciwu wykonuję jego polecenie.

Jego dłoń jest chłodna, szorstka. Zamykam oczy, czując dziwne uczucie spadania. Staram się nie krzyknąć z przestrachu; wszystko wkoło zaczyna wirować, a ja wyciągam ręce przed siebie, by nie upaść. Chłopak mnie podpiera delikatnie, chroniąc przed zderzeniem z ziemią.

-Możesz otworzyć oczy, Elizabeth. Jesteśmy na miejscu.

Powoli unoszę powieki, mrugając, by przyzwyczaić się do mroku. Stoimy na jakimś klifie, wokół panuje noc. Księżyc daje delikatne światło, które odbija się cudownie w poszarpanej tafli wody. Ogromne, spienione fale uderzają o nabrzeże.

-Dlaczego mnie tutaj zabrałeś? - pytam, nic nie rozumiejąc i tuląc do siebie mocniej cieniutką, starą kurtkę.

-Po prostu patrz. Obserwuj przebieg wydarzeń, a on dopuści cię do prawdy, którą zamknęłaś w więzieniu swojego umysłu, w celi obok ciebie – odpowiada tajemniczo i patrzy na jakieś postacie przed nami.

Dziewczyna wygląda na przerażoną, ciemne włosy rozwiewane na wszystkie strony przez wiatr zasłaniają jej pole widzenia. Srebrnowłosy chłopak podchodzi coraz bliżej, cały czas coś mówiąc, jakby starając się ją uspokoić. Ciemnowłosa nie słucha go jednak, mimo przerażenia zaczyna się na niego wydzierać. Napastnik wywraca jedynie swymi pięknymi oczami i popycha ją nagle, a ona spada, nawet nie starając się przed tym bronić.

Podbiegam do krawędzi klifu, starając się wyciągnąć rękę, by ją złapać. Dziewczyna mnie nie dostrzega. Krzyczy przeraźliwie i wpada wreszcie do ciemnej wody, która zabiera ją na samo dno, przenosząc duszę w odległe miejsce.

Opadam na kolana i ukrywam twarz w dłoniach, pozwalając wypłynąć łzom. Cała drżę, nie tylko na skutek przeraźliwego zimna, panującego na dworze.

-Dlaczego mnie tu zabrałeś? Dlaczego chciałeś mi to pokazać? - Krztuszę się łzami i spoglądam w toń wody.

-Jeszcze nie rozumiesz? Elizabeth, zamknij oczy. Wyobraź sobie jeszcze raz tamtą celę, tamto pomieszczenie,w którym przed chwilą staliśmy. Przypomnij sobie, jak dokładnie się wtedy czułaś. Myśl o tym, póki nie zaczniesz czuć się tak, jak wtedy i dopiero je otwórz – słyszę nad sobą i wypełniam jego polecenie, krzywiąc się nieznacznie i starając się opanować płacz.

Wdech.

Wydech.

Szarość.

Linie na podłodze.

Dokładnie dziewięćdziesiąt sześć linii, oznaczających tygodnie.

Dziewięćdziesiąt sześć tygodni.

Mijających bez nadziei, w uwięzieniu.

Każda łza, każda dodatkowa linia na podłodze, ta nieprzenikniona ciemność...

Wdech.

Wydech.

Jasność pomieszczenia, do którego weszłam.

-Ile to już czasu minęło?

-Dziewięćdziesiąt sześć tygodni. Dokładnie dziewięćdziesiąt sześć tygodni.

I ten pył, unoszący się w powietrzu...

Srebrnowłosy podający mi rękę, chcąc, bym mu zaufała.

Zaufała.

Czy potrafię jeszcze ufać?

Oślepiające światło.

Tak, to tutaj.

Na pewno.

Otwieram oczy i znajduję się w tej samej sali, w której byłam przed chwilą. I to samo ciepło. Dlaczego jest to jedyne miejsce, w którym nie jest mi tak przejmująco zimno?

-Oto jesteśmy. Elizabeth, czy teraz rozumiesz? Czy teraz rozumiesz, co tu się dzieje? - spytał srebrnowłosy, podnosząc się z podłogi i pomagając mi wstać.

-Niczego nie rozumiem – szepczę i patrzę z dziwnym wyrzutem w te cudownie czarne oczy, dające mi odpocząć od całego tego chaosu.

-Tak? Więc popatrz w lustro – mówi i odsuwa się sprzede mnie, wskazując na szklaną taflę.

Patrzę niezrozumiale na gładką powierzchnię i obserwuję czarnowłosą dziewczynę, tą samą, którą przed chwila widziałam na klifie, tą samą, której nie zdołałam uratować.

-Dlaczego mi to pokazujesz? Dlaczego znowu to robisz? - pytam i podchodzimy obie do lustra, patrząc na siebie z zaskoczeniem. Wyciągamy ku sobie ręce, chcąc połączyć się w całym tym bólu, chcąc go przerwać. Doskonale rozumiem jej uczucia; jej smutne oczy doskonale ukazują moje emocje.

-Kim ona jest? - Z fascynacją poruszam przed sobą dłonią i patrzę, jak dziewczyna powtarza moje ruchy. Czuję, że muszę ze wszystkich sił jej pomóc.

-Kim? Tobą, Elizabeth. To ty. Dokładniej rzecz biorąc jest twoim odbiciem.

-Czym więc była ta wizja, to miejsce, w które mnie zabrałeś? Tam na klifie... To byłeś ty, prawda? To ty zepchnąłeś mnie prosto w przepaść. Dlaczego? Zrobiłeś to czy dopiero zrobisz? - spytałam drżącym głosem, wpatrując się w jego czarne, bezuczuciowe oczy.

-Zrobiłem. Powinnaś być mi wdzięczna. To ja dałem ci całą wieczność. Nie rozumiem tylko jednego. Dlaczego chcesz je spędzić w tym więzieniu? - mówi powoli, chodząc po pustym, jasnym pomieszczeniu.

-Nie chcę – mówię pewnie, unosząc z dumą głowę.

-Nie? - zatrzymuje się nagle i wpatruje we mnie z lekkim uśmiechem. Po chwili podchodzi do mnie szybko i łapie za rękę.

-Nie – potwierdzam i odwzajemniam przyjazny gest.

-W takim razie zapraszam w ostatnią podróż, Elizabeth – szepcze mi do ucha i ściska mocniej moją dłoń, bym nie mogła już zmienić decyzji.

W tym momencie ściany wokół nas znikają, cały budynek skrzy się przez chwilę magicznym światłem, a potem znika.

Tak po prostu, bez żadnego śladu.

Spoglądam pod stopy, czując dziwne uczucie unoszenia.

Nagle zamieram i otwieram szeroko oczy, z krzykiem wpadając w przepaść.

Ciemną, niekończącą się.

Ostatnią rzeczą, jaką czuję jest mocny uścisk szorstkiej dłoni chłopaka.

Dziewięćdziesiąt sześć tygodni.

Tyle czasu spędziłam w więziennej celi, próbując udawać normalność, która nigdy nie istniała.

Dziewięćdziesiąt sześć tygodni...

___________________

Ewh, zgodnie z waszymi prośbami postanowiłam zrobić zbiór one shot'ów - wszystkie będą oparte jednak na tej samej liczbie: dziewięćdziesiąt sześć :) Nie pytajcie, dlaczego, po prostu wybrałam tę liczbę i niezwykle mi się spodobała haha :")

Przyznam, nie spodziewałam się, że spotkam się z tyloma miłymi słowami, jako że była to moja pierwsza próba zmagania się z taką krótką historią :)

Dajcie znać, co sądzicie o tym one shocie! :3

Miłej nocy, kochani! xx

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro