✗3
19.02.2016r.
Dzisiaj postanowiłam wziąć do szkoły mój ukochany różowy scyzoryk i malutką buteleczkę z eterem dietylowym. Chciałam coś spróbować. W szkole było normalnie. Poza tym, że po tamtej akcji wszystko się uspokoiło. Nikt mi nie dokuczał, wyzywał. Nawet grupka dziewczyn chciała się ze mną zapoznać. Co nie oznaczało, że im zaufam. Wśród nich byli moi wrogowie.
Po szkole zamierzałam zgarnąć Billy. Szedł powoli w stronę swojego domu. Wiedziałam gdzie i na jakim zaułku zaatakować. Wszystko se dokładnie rozpisałam. Szłam za nim oddalona o parę metrów, aby nie wzbudzić podejrzeń. Miałam na sobie kaptur i okulary. Gdy doszliśmy do wyznaczonego punktu, stanął. Obrócił się, ale mnie już nie było za nim. Stałam w cieniu i nakrapiałam szmatkę. Wzruszył ramionami i zaczął ruszać, lecz nie przewidział, że faktycznie ktoś może go zaatakować.
Rzuciłam się na niego. Przyciskałam z całej siły chustę nasiąkniętą cieczą. Nagle opadł na ziemię. Szybko go zgarnęłam i zaczęłam ciągnąć w stronę starego, zawalonego budynku. Musiałam zrobić to najszybciej, jak tylko mogłam, jeśli ktoś by mnie zauważył, byłoby po mnie.
Będąc już w budynku, zdyszana podreptałam do specjalnego pokoju, jeśli można było go tak nazwać. Tam już czekało krzesło, sznur i specjalna szafeczka na różne specjalne rzeczy. Przywiązałam Billiego do krzesła. Pozostało mi tylko czekanie, aż się ocuci.
Pół godziny potem obudził się zdezorientowany. Zaczął krzyczeć. Trzeba było się pokazać, aby zamknął mordę. Podeszłam i podniosłam jego głowę, aby spojrzał mi w oczy. Niczemu winien nie był, ale przysłużyć mógł mi się.
Rozmyślałam, co mogę zrobić. Miałam tylko scyzoryk, kij bejsbolowy i wsuwki. Po sekundzie wpadł mi świetny plan. Zapaliłam świeczkę. Zaczęłam rozgrzewać wsuwki. Pierwszą wbiłam w ucho. Rozległ się krzyk. Nie bałam się o to. O tak późnej godzinie nikt nie był w stanie go usłyszeć. Następną rozpaloną, aż do czerwoności wbiłam w pępek. Pomyślałam, że uszy są przereklamowane. Wyłupałam jedno oko. Odsunęłam się parę kroków, przyjrzałam się z uśmiechem. Ściągnęłam okulary, włożyłam oprawkę do ust dalej myślą.
Przemyślałam resztę. Złamałam szczękę, aby był ciszej. Obcięłam jedno ucho, tam gdzie nie było wsuwki. Z tego wszystkiego biedny zemdlał. Ocuciłam go wodą. Znudził mi się już po chwili. Skręciłam jednym porządnym ruchem głowę do tyłu. Po tym wszystkim cała ubrudzona krwią postanowiłam się ogarnąć. Ciało porzuciłam tam, gdzie wcześniej go dorwałam...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro