Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

4 | Choroba morska

Najlepszy sposób na chorobę morską?
Położyć się pod rozłożystym drzewem!
~ Kuk, dzień 1.

Uwaga, spoiler - ten sposób nie działa na środku morza.

~♡~

Niestety. Żeglarstwo ma też kilka ciemnych stron. A choroba morska zdecydowanie jest jedną z tych najciemniejszych. Słowa kuka, choć zabawne, były też bardzo prawdziwe i trafione.

~♡~

Choroba dopadła załogę już podczas pierwszego dnia spędzonego na morzu. Nagle cała radość i szerokie uśmiechy zniknęły i zostały zastąpione ogólnym otępieniem i sennością. W trakcie posiłków znikało jakoś mniej jedzenia, choć na pewno nie była to wina genialnego kucharza. Czasem były nawet wolne miejsca przy stołach. Jakby wszystkich dopadła jakaś straszna epidemia. Tylko załoga stała i stare wilki morskie przez cały rejs wydawały się odporne na jej działanie.

Ja - jakimś cudem - trzymałam się nadzwyczaj dobrze. Odczuwałam "bujanie", ale nie przeszkadzało ono mojemu błędnikowi. Mogłabym powiedzieć, że w pierwszych chwilach na pełnym morzu czułam mnóstwo pozytywnych emocji. Energia wręcz rozsadzała mnie od środka. Dzięki temu mogłam wymieniać moich kolegów na stanowiskach podczas naszych wacht. Wiele osób naprawdę cierpiało, więc każdy "zdrowy" był w tamtym momencie na wagę złota. Jaka to była duma, gdy na pytanie "a ty jak się czujesz?" mogłam odpowiedzieć "bardzo dobrze" 😊

Bo naprawdę wszystko było dobrze. Do nocy.

Gdy tylko późnym wieczorem skończyła się nasza wachta nawigacyjna, od razu ruszyłam się przebrać i wskoczyć do swojego śpiwora. Jednak kilka minut w pozycji leżącej sprawiło, że mój żołądek zaczął wariować, a nogi same poniosły mnie znów na pokład. Dodam tylko, że było okropnie zimno, a ja na piżamę (bluzkę i getry) narzuciłam tylko kurtkę. Wtedy to mnie jednak nie interesowało. Byłam pewna, że nie utrzymam już dłużej kolacji. O dziwo, tej nocy mi się to udało.

Spędziłam dobre kilkanaście minut, mecząc się z pierwszym napadem choroby, zmęczeniem, zimnem i narastającym zdenerwowaniem. I to na pewno nie jest moje najprzyjemniejsze wspomnienie, nad którym chciałabym się tu rozwodzić...


Ale siadząc tam w ciemnościach, z brzuchem skręcającym się we wszystkie możliwe kierunki, coś przyszło mi na myśl - przecież nie byłam w tym sama!

Obok mnie siedziała pani, która mówiła, że męczy się z tym od rana. Z ławeczek z przodu co chwila ktoś wstawał i wychylał się za burtę. Metr dalej na deskach pokładu leżał wymęczony chłopak. I rzeczywiście. KAŻDY miał problem z chorobą, ale NIKT nikogo przez to nie ganił. Wręcz przeciwnie. Czuło się wsparcie i zrozumienie w cierpieniu, a to niesamowicie ułatwiało sprawę. Z czasem wkradały się nawet delikatne żarty na temat choroby, które prędzej wywoływały uśmiech niż obrażoną minę.

Ja osobiście, nie czułam żadnego wstydu z tego powodu. Fakt, przez cały kolejny dzień musiałam biec na górę, jak tylko coś zjadłam. Było to bardzo męczące (szczególnie jak widziałam te pyszne potrawy, których mimo chęci nie mogłam przełknąć). Do tego na pewno pobiłam kilka rekordów na odcinku koja - burta...

~♡~

Ale dałam radę. Wszyscy daliśmy. Po tych dwóch dniach, załoga jakby odżyła i znów wróciły lepsze nastroje. Do końca rejsu choroba już nam nie dokuczała, nawet po zejściu na ląd i ponownym wypłynięciu. A te kilka pokłonów oddanych Neptunowi, zostało tylko wspomnieniem 😁


~♡~


Pod_zaglami_marzen

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro