Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 10 Nowy władca

 Sala balowa była pusta.

Wszystkie ciała zniknęły, a po mgle nie został nawet ślad. Echo krzyków, płaczu i śmierci ściany zapamiętają na zawsze, jednak w tamtym momencie wydawało się, jakby nic podobnego nigdy się nie wydarzyło. Zawile zdobiona podłoga była czysta i nie został na niej nawet najmniejszy ślad krwi. W korytarzach nie biegali przerażeni ludzie, a przy drzwiach nawet nie było straży. Wydawało się, jakby w zamku już nikt nie mieszkał. Jakby po tej całej katastrofie mag, który to zrobił, wyjechał, pozostawiając całą Yaalę bez władcy. Jakby wykonał przeznaczone mu zadanie i nawet nie obchodziło go to, co stanie się z resztą Orfanów i ludzi, zaproszonych na bal.

Jednak nagle dało się słyszeć echo kroków, które roznosiło mroczną aurę, przy tak opustoszałym zamku. Drobna sylwetka przemierzała żwawo przejścia pomiędzy salami, powoli zaczynając orientować się, gdzie się właściwie znajdowała. Była w zamku raptem kilka dni i nijak nie potrafiła się odnaleźć w tak wielkim miejscu. Marchewkowe rude włosy mignęły w przejściu do sali balowej i po chwili młody mag wszedł do majestatycznej sali tronowej.

Omisha rozejrzała się wokół, czując, jak podekscytowanie rośnie gwałtownie w jej wnętrzu. Wzdłuż ścian postawiono bogato zdobione kolumny, które biegły aż do wysokiego podestu. Gdy dziewczyna postawiła pierwszy krok, poczuła, jak serce zaczyna jej coraz bardziej łomotać w piersi. Nie mogła w to uwierzyć. Nadal, pomimo upływu kilku dni, nie mogła uwierzyć w powodzenie tego zadania. Jak na razie to stanowiło jej największe przedsięwzięcie. Podeszła kilka kroków, zbliżając się do dwóch masywnych krzeseł i ścisnęła machinalnie ręce z podekscytowania.

Jestem tu — pomyślała — to wszystko dzieje się naprawdę.

Wzięła głęboki wdech, napawając się czystym powietrzem, którego nie czuła w zatęchłych dziurach na terenach Ziem Niczyich. Wszystko było w stanie ją tak łatwo oczarować. Dopiero poznawała luksusy, w których żyli Orfanie. Piękne zdobienia, gdzie tylko spojrzała. Pełno złota, majestatyczne, miękkie tkaniny. Czysta i gorąca woda. Przecież tam było jak w raju! Motywem Yaali był biały marmur z jadeitowymi i złotymi zdobieniami. Dzięki temu wszystko wydawało się bogate, jednak jednocześnie lekkie w swojej prostocie. Dziewczyna nie mogła się nadziwić.

Zakręciła się na pięcie, oglądając podczas piruetu pomieszczenie. Wszystko praktycznie połyskiwało z czystości. Omisha nie mogła się nadziwić jak bardzo życie na Ziemiach Niczyich i w biedniejszych dzielnicach na wyspie Lao, różniło się od tego tutaj. Nigdy nie widziała tylu pięknych rzeczy naraz. Nigdy nie była w stanie mieszkać w podobych warunkach czy chociażby o tym marzyć. Jej szczęście i ekscytacja rosły z każdą chwilą spędzoną w zamku Yaali. Była z siebie dumna, że podołała i cieszyła się, wiedząc, że Orfanie znikną z całego Altoris. To nie oni powinni żyć w takim pięknym pałacu.

Kilkoma susami dostała się na wysoką platformę i usiadła na tronie Zemiry. Jej okrągła twarz wydłużyła się nieco, gdy wstąpił na nią szeroki uśmiech. Rozejrzała się po raz kolejny i pogładziła suknię, którą ukradła z szafy jednej z księżniczek.

— Jestem władczynią Yaali. — Podniosła nieco podbródek, czując dumę wzrastającą w jej ciele na samą myśl. — Jestem władczynią Yaali! — pisnęła głośno, prawie podskakując na wielkim tronie.

Zasłoniła usta dłonią, gdy do sali wszedł jeden z jej sług. Opanowała się szybko i zmusiła się, by włożyć poważną maskę. Poprawiła rękawiczkę na lewej dłoni, która odsłaniała jej palce i spojrzała wprost na Orfana, który jako jeden z nielicznych od razu postanowił jej służyć.

— O pani — pokłonił się nisko, wyraźnie próbując zapanować nad trzęsącym się głosem — przyszedłem, jak prosiłaś. — Podniósł się, nie mając wystarczającej odwagi, by spojrzeć Omishy w twarz. — Czy czegoś ci potrzeba?

Dziewczyna odchrząknęła, poprawiając krótkie loki, które znalazły się na jej twarzy. Zwróciła na niego zimne spojrzenie zielonych oczu i powiedziała:

— Chcę się dowiedzieć, jak mają się przeszukiwania ruin jednego ze skrzydeł zamku. — Zacisnęła dłoń na naramiennikach, starając się, by wypaść jak najbardziej władczo i poważnie. Nie mogła dopuścić do tego, by Orfanie nie traktowali jej z dostatecznym szacunkiem.

— Twój przyjaciel, Ino...

— Jest moim pomocnikiem! — warknęła, zmrużając oczy.

— Przepraszam — wymamrotał, kłaniając się ponownie — twój pomocnik, Ino, nie zgłosił nam jeszcze, kogo znalazł. — Orfan skrzywił się lekko, domyślając się, że ta informacja jedynie zirytuje Omishę.

Dziewczyna jedynie spojrzała na niego wrogo, dając mu do zrozumienia, że ma nawiązać z nim kontakt.

— Co z resztą? Ile ich tam wysłałeś?

— Poprosiłem o pomoc wszystkich, których napotkałem. — Przełknął głośno ślinę, zaciskając pięść na krańcu swojej koszuli. Błądził wzrokiem po sali. Nie chciał przekazać jej kolejnych złych wieści.

— No mów! — Omisha podniosła dłoń, ponaglając go.

— Chodzi o to... — Zgarbił się i skulił, bojąc się reakcji. Wziął głęboki wdech i powiedział po dłuższej chwili: — Nie wszyscy są jeszcze tobie posłuszni, pani. — Intensywnie wpatrywał się w podłogę, jakby dzięki temu mógł uniknąć jej gniewu.

Dziewczyna wściekła, podniosła wysoko nogę, ignorując fakt, że miała na sobie sukienkę i ściągnęła buta. Rzuciła go w stronę sługi, po czym wstała gwałtownie z tronu.

— Zrób wszystko, by byli posłuszni! — Cała poczerwieniała i za pomocą nikłej wiązki mocy uniosła się nieco nad ziemią. — Dzięki mnie jeszcze żyją te cholerne robale, więc niech to, do pieprzonej Pustki, docenią!

Uniosła się jeszcze wyżej, by po chwili łagodnie opaść na podłogę, przed podwyższeniem. Stanęła niebezpiecznie blisko sługi i chwyciła go brutalnie za kołnierz koszuli, tym samym podnosząc go nieco. Spojrzała wprost w jego szeroko otwarte oczy i skupiła się nieco, przywołując do siebie trochę mocy. W jednej chwili jego koszula stanęła w ogniu i biedny, przerażony Orfan, zaczął tarzać się po podłodze, próbując ją zgasić. Niestety ogień mógł być ugaszony dopiero w momencie, gdy Omisha na to pozwoliła. Poczekała jeszcze kilka sekund, by skóra na klatce piersiowej zaczęła się topić. Kiedy jego tors był pokryty w bąblach i cały poczerwieniał, dziewczyna przerwała zaklęcie. Sala wypełniła się jego przeraźliwymi krzykami, w powietrzu zawisł odór. Orfan leżał na ziemi, oddychając nierówno. Zaciskał powieki i marszczył brwi w grymasie bólu. Za sprawą kolejnego zaklęcia Omisha nakazała mu wstać. Koszula trzymała się na nim jedynie w strzępach. Chłopak chwiał się, ledwo mogąc ustać na nogach.

— Daj znać swoim idiotycznym kolegom, że albo będą mi posłuszni, albo skończą jak ty. — Machnęła na niego ręką, tym samym nakazując mu odejść. — Jednak niech wiedzą, że w ich przypadku nie okażę tyle łaski. — Skrzywiła się, gdy do jej nosa trafił nieprzyjemny zapach spalonej skóry i włosów. Odgoniła go do siebie szybkim ruchem nadgarstka.

Orfan przytaknął jedynie, z ledwością rozumiejąc, co właściwie jego nowa królowa powiedziała. Był cały blady i pot zaczął zbierać się przy jego skroniach i linii włosów. Z lekkim trudem odwrócił się na tyle delikatnie, by nie stracić równowagi i powoli zaczął zmierzać do wyjścia. Wątpiła, że w tym stanie cokolwiek do niego dotarło, jednak nie obchodziło jej to.

Omisha na ten widok nie mogła powstrzymać uśmiechu, który cisnął jej się na usta. Kochała widok cierpienia. Podobne sytuacje napawały ją jeszcze większym szczęściem, gdy ofiarami okazywali się Orfanie. Według niej wszyscy bez wyjątku zasługiwali na śmierć.

~ ☾ ~

Kroki drobnych stóp ponownie rozbrzmiewały wśród pustych korytarzy zamku. Omisha postanowiła się zapuścić w tereny, w których jeszcze nie była. Chciała oddalić się od miejsc, które zostały zagruzowane. Zniszczenie tamtego skrzydła było jej winą, choć przed nikim nie miała odwagi tego przyznać. W momencie, gdy przenosiła nieprzytomne ciała wszystkich z balu, użyła odrobinę za dużo mocy, co sprawiło potężne drgania wśród ścian. Na szczęście w ostatnim momencie udało jej się przenieść siłę na inne miejsce w zamku, dzięki czemu nie została przygnieciona przez tonę kamieni. I może dzięki temu zabiła kilka osób, które w tamtej chwili nie powinny być żywe? Kto wie.

Bezwiednie zacisnęła dłonie w pięści, przypominając sobie o całym zdarzeniu. Wytworzenie mgły i rozprowadzenie jej po całym zamku okazało się bardziej męczące i skomplikowane, niż wcześniej jej się wydawało. Później musiała nieświadomie przekierować za dużo mocy i wytworzyła za duże pole siły. Nie powinna popełniać takich głupich błędów. Była teraz w Yaali, bo okazała się najlepsza. Nie mogła o tym zapominać.

Jednak pomimo tego, że udało jej się ogłuszyć praktycznie wszystkich, nie wykonała zadania w całości. Zawiodła swojego władcę. Mgła nie dotarła do całej rodziny królewskiej. Wiedziała, że jeszcze kilka osób musiało panoszyć się na zamku, skrywając się po kątach jak myszy. Czuła frustrację na samą myśl. Wszystkie jej cele mogły znajdować się w tym samym budynku, co ona, jednak i tak ich znalezienie okazało się trudniejsze, niż przypuszczała. Wszyscy, wraz z Ino, szukali zagubionych osób od kilku dni. Nie mogła zrozumieć jakim cudem jeszcze nikogo nie znaleźli. Dziwiła się, że nawet magiczne właściwości jej przyjaciela nie okazały się wystarczające. Widocznie ci, którzy przetrwali, musieli bardzo dobrze znać zamek. Na pewno poruszali się w nim bardziej swobodnie niż ona.

Omisha westchnęła głośno, gdy sala, do której weszła, okazała się zwykłym, małym składzikiem. Szukała łazienki już od kilkunastu minut i nie potrafiła żadnej znaleźć. Nie mogła zrozumieć, dlaczego nie natrafiła na ani jedną łaźnię wśród tylu pomieszczeń, które zdążyła sprawdzić. Wszystko powoli coraz bardziej ją irytowało.

Trzasnęła kolejnymi drzwiami, gdy ponownie nie trafiła na odpowiednie pomieszczenie. Chciała się umyć. Naprawdę nie mogła tego zrobić, będąc w zamku?

Jednak zatrzymała się nagle, nie wychodząc z kolejnego pokoju, gdy pewien przedmiot przykuł jej uwagę. A właściwie jego aura, którą wokół siebie rozsiewał. Minęła powoli próg, rozglądając się wokół. Chciała rozszyfrować, w jakim pomieszczeniu się znalazła. Przy jednym kącie postawiono ciężkie, wielkie biurko, a przy nim krzesło, a właściwie fotel, obite drogą skórą. W załamania wydętych poduszek powsadzano piękne, błyszczące klejnoty. Przy ścianach porozstawiano różne komody i półki, na których znalazły się trofea i cenne rzeczy króla, jak Omisha przypuszczała.

Zacisnęła wąskie usta, ponownie się rozglądając. Tamto miejsce wytwarzało dziwną i intensywną aurę, której jeszcze nigdy nie czuła. Wkradała do jej nosa zapach kurzu i piasku. Wytwarzała zadziwiająco dużo ciepła. Dziewczyna była ciekawa, czy to wszystko pochodziło z jednego przedmiotu, zawieszonego w szklanej gablocie na ścianie, obok okna. Ominęła kolejne komody z wieloma dziwnymi rzeczami, których nawet nie potrafiła rozpoznać. Podekscytowanie przysłoniło nikły strach, który zrodził się w niej, gdy poczuła silną moc. Uśmiechnęła się szeroko, otwierając szklaną zasłonkę.

— Pokaż mi, co w sobie skrywasz.

Przedmiotem okazał się dziwny kawałek drewna. Był wyprofilowany, by wygodnie leżał w dłoni i jego wyszlifowane boki mieniły się lekko w świetle dnia. Omisha spoglądała na niego, zaciekawiona. Nie miała pojęcia, czym ten dziwny przedmiot mógł być. To, jak dobrze się go trzymało i jak po prostu pasował do jej dłoni, naprowadziło ją na przedmioty, które powinno się trzymać. Jednak co to mogło być? Przedmiot do zgniatania orzechów? Kołek do masażu? Skąd to dziwne pole energii?

Postanowiła to sprawdzić i pozwoliła nikłej cząstce siły dziwnego przedmiotu przeniknąć do jej umysłu. Wytężyła wszystkie zmysły, skupiając się. Z początku czuła się, jakby słońce świeciło wprost na jej twarz. Miała wrażenie, jakby stała na środku pustkowia, a na niebie wisiała jedna, wielka kula ognia, która chciała ją spalić na wiór. Po chwili zdołała zdusić w sobie to uczucie i pozwoliła fali mocy przejść dalej, przedrzeć się głębiej do jej umysłu, by mogła zobaczyć i poczuć nieco więcej.

Poczuła piasek w butach. Po chwili zaczęła domyślać się, że dziwny przedmiot pochodził z ziem Shonary. Jednak to nic nie zmieniało, jedynie pojawiło się więcej pytań. Skąd parze królewskiej dziwny, magiczny przedmiot od swoich sprzymierzeńców? Słoneczne Elfy rzadko darowały takie prezenty. Skrzywiła się, gdy dziwne zapachy ponownie zaatakowały jej nozdrza. Z początku znowu poczuła zapach kurzu i domyśliła się, że pochodził od nagrzanego piasku. Po chwili kilka intensywnych zapachów zmieszało się w jej głowie i dziewczyna nie miała możliwości, by rozpoznać jakiegokolwiek.

Miała ochotę oderwać rękę od tego czegoś, bała się, że przedmiot okazał się zbyt niebezpieczny i wpuszczenie go do głowy okazało się bardzo złym pomysłem. Jednak zmusiła się do kilku sekund wyczekiwania w napięciu. Wszystkie zapachy i uczucia zniknęły nagle, a w jej głowie zaczęły pojawiać się obrazy. To, czego tak bardzo wyczekiwała.

Z początku pojawiło się słońce, czego Omisha się spodziewała. Myślała, że po chwili zjawią się Dwie Pierwsze Góry, które stanowiły symbol stolicy Słonecznych Elfów, jednak zdziwiła się. Zobaczyła Elfa. Szybko domyśliła się, że pewnie był twórcą tego dziwnego przedmiotu. Po chwili przed jej oczami ponownie zawitała czerń, przez co dziewczyna miała ochotę rzucić to cholerstwo w kąt. Jednak powstrzymała się, gdy poczuła pewien smak w ustach. Był metaliczny i gorzki, bardzo intensywny.

Krew.

Kurczowo zacisnęła dłoń, chcąc dowiedzieć się jeszcze więcej. Analizowała wszystkie obrazy i próbowała wpuścić to coś jeszcze głębiej, by pokazało, czym tak właściwie było. Jednak natrafiła na granicę. Nie mogła poprowadzić tego dalej. Sama nie wiedziała, czy nie pozwalały jej na to umiejętności, czy może moc przedmiotu, który wciąż trzymała w dłoni. Jednak po chwili zrozumiała, że nie musiała pchać tego dalej. Dostała wszystkie odpowiedzi, wystarczyło połączyć fakty, wraz z pojawiającym się w jej umyśle widokiem ognia w piecu i charakterystycznym dźwiękiem uderzania żelaza o coś twardego.

Uśmiechnęła się szeroko, otwierając oczy. Jednak nie wypuściła przedmiotu z dłoni. Zamknęła umysł na jego moc, ale była pewna, że drewniana zbitka jeszcze nie raz jej się bardzo przyda. I dziwnym, szczęśliwym trafem znaleziony przedmiot okazał się jej ratunkiem w kwestii nieposłusznych Orfanów.

Roześmiała się głośno, jednocześnie ściągając rękawiczkę z lewej dłoni. Musiała jedynie skonsultować się ze swoim mistrzem, a później zabić wszystkich, którzy okażą się dla niej jedynie przeszkodą.

~ ☾ ~

Zamknęła się w pierwszym pokoju, w którym dostrzegła grube zasłony na oknach. Odgoniła od siebie wszystkie osoby, pozwoliła zapomnieć sobie o poszukiwaniach i ewentualnym niepowodzeniu reszty zadania. Straszliwie bała się, że nie podoła oczekiwaniom swojego mistrza, jednak musiała być dobrej myśli. Wiedziała, że musi zrobić wszystko, by go zadowolić. W grę wchodziło jej życie.

Przed każdą rozmową stresowała się tak bardzo, by odsuwać od siebie przywołanie do granic własnej cierpliwości. Bała się swojego władcy. Był najpotężniejszym i wszechmocnym magiem, jakiego znała. To on nauczył jej wszystkiego — przy pomocy swojego pośrednika, jednak Omisha lubiła myśleć o tym, jako o przemianie ciał. Szkoliła się na Ziemiach Niczyich na najlepszego maga, przez praktycznie całe swoje życie. Urodziła się do tego. Dlaczego więc bała się kogoś, kto sprawił, że jej życie miało sens?

Nie mogła zaprzeczyć, że jej władca był straszną osobą. Bała się go, choć ona widziała to jako respekt. Przynajmniej tak próbowała to sobie tłumaczyć. Miała z nim tak swobodny kontakt dopiero od momentu przydzielenia jej misji. Musiała pozwolić jego pomocnikom, jej nauczycielom przez ostatnie piętnaście lat, dokonać na dłoni jednego z najbardziej niebezpiecznych zaklęć. Wykonanie go było na tyle ryzykowne, że mogła umrzeć. Jednak zgodziła się bez wahania. Żyła dla niego, lubiła myśleć, że może równie łatwo dla niego umrzeć.

Zdawała sobie sprawę, że powaga całego tego zadania była ogromna i gdy tylko o tym myślała, ta świadomość momentalnie ją przytłaczała. Dlatego między innymi bała się swojego władcy. Często nad sobą nie panował i nie reagował dobrze na złe wieści, ponieważ jego zdaniem nie powinien takich usłyszeć. Nie od jego najlepszej uczennicy. Omisha nie lubiła go zawodzić. Nienawidziła czuć jego złości krążącej w jej żyłach za sprawą połączenia. Nie dlatego, że jej to przeszkadzało. Bardziej przez to, iż wiedziała, że jej władca złości się na nią.

Założyła rude loki za ucho i usiadła ciężko na kanapie, postawionej na środku pokoju. Przed nią stał mały stolik, na którym wcześniej położyła rękawiczkę i świecę, którą znalazła w jednej z szuflad. Na szczęście właśnie one były głównym źródłem światła w zamku, dlatego wszędzie było ich pełno. Wzięła głęboki wdech i przybliżyła dłoń do knotu. Jej ręce trzęsły się ze zdenerwowania, nie mogła opanować stresu.

— No dalej — ponagliła sama siebie, zaciskając mocno szczękę.

Skrzywiła się, gdy dłoń zaczęła ją pobolewać. Pewnie władca wyczuł jej zdenerwowanie albo domyślił się, że waha się nad rozmową z nim. Zaklęła w duchu na Pustkę, spoglądając na oko wymalowane na wewnętrznej części jej lewej dłoni.

Dlaczego to zaklęcie musi nas tak łączyć ze sobą?

Wiedziała, że teraz już nie było odwrotu. To była jej druga rozmowa z nim, od momentu przejęcia zamku. Zdawała sobie sprawę, że nie powinna go tak nachodzić, jednak w tamtym momencie było już za późno. Niestety teraz pozostało jej przekazać jedynie złe wieści. Zaczęła analizować wszystkie wydarzenia. Od momentu ostatniej rozmowy stało się coś, co zadowoliłoby jej władcę? Nie znaleźli nikogo z zaginionej rodziny królewskiej, ale nadal przeszukiwali gruzy, co dawało jej nadzieję. Ale wiedziała, że jej mistrz nie zareaguje na to pozytywnie. Musi mieć wyniki teraz, natychmiast. Z niczego innego nie będzie zadowolony.

Wzięła głęboki wdech i położyła z namaszczeniem rękę na szklanym blacie. Drugą dłonią dotknęła delikatnie świecy, zapalając ją. W tym samym momencie poczuła, jak zimne uczucie zaczęło panoszyć się w jej umyśle. Przemieszczało się szybko i ostro, jakby dokładnie wiedziało, gdzie chce się udać. Po chwili przebiło się przez barierę i dziewczyna mogła praktycznie poczuć obecność mistrza w pokoju.

Przełknęła głośno ślinę, siedząc cała spięta na kanapie. Wpatrywała się w płomień świecy, który w tamtej chwili zrobił się niebieski i wyczekiwała pierwszych słów mistrza. Nie chciała odzywać się bez pozwolenia. Choć chciała mieć już całą rozmowę za sobą, wiedziała, że każde bezpodstawne przyspieszanie, czy omijanie tematu jedynie dla zakończenia rozmowy, skończy się jego gniewem.

Mogła przysiąc, że jej serce przestało bić na krótką chwilę, gdy niski głos rozbrzmiał w pomieszczeniu:

— Witaj, Omisho — zrobił krótką przerwę, jakby rozmyślał nad tym, co takiego chciałby powiedzieć — co masz zamiar mi dzisiaj przekazać?

Wiedziała, że nie mógł jej zobaczyć, jednak i tak pokłoniła się nieco, zanim odpowiedziała:

— Dowiedziałam się kilku rzeczy, o panie. Przepraszam, że tak nagle i po krótkiej przerwie. Wiem, że powinnam się odzywać co kilka tygodni. — Skrzywiła się, uświadamiając sobie, jak bardzo nagięła zasady.

W pokoju nastała długa cisza, jakby mężczyzna myślał nad tym, czy ją za to ukarać. Najwidoczniej był w dobrym humorze, ponieważ powiedział jedynie:

— To nic. — Cmoknął cicho. Płomień poruszył się niespokojnie, gdy westchnął. — Zdradź mi, czego się dowiedziałaś.

Dziewczyna zastanawiała się, co takiego powinna powiedzieć mu najpierw. Postanowiła, że zacznie od stosunkowo neutralnego tematu, by nie rozzłościć go już na samym początku.

— Obwieściłam wszystkim Orfanom, że ich władcy nie żyją. — Podrapała się po karku, czując, jak serce obija się o jej żebra w nierównym, szybkim rytmie.

— Jak to przyjęli? — przerwał jej.

— Niektórzy już z początku postanowili mi służyć. Widocznie pogodzili się z nową wizją Yaali i władcy. Pewnie nie chcieli umrzeć za nieposłuszeństwo.

— Czy powiedziałaś cokolwiek, co mogłoby zasugerować śmierć za niesubordynację?

Omisha usłyszała w jego głosie nutkę irytacji. Zacisnęła mocno pięść, po czym powiedziała cicho, jednak na tyle głośno, by mógł ją usłyszeć:

— Możliwe. — Zacisnęła mocno usta, domyślając się, że popełniła błąd.

— Czy zapomniałaś, jaki był nasz początkowy zamysł? Panować nad Yaalą pokojowo. — Jego głos był ostry i stanowczy.

Omisha z każdym jego słowem kurczyła się w sobie.

— Dlaczego już przy pierwszym przemówieniu do tłumu, gdy jeszcze nie wiedziałaś, jaki będzie ich nastawienie, postanowiłaś nastraszyć całą stolicę?

Dziewczyna oparła się ciężko o kanapę, zasłaniając oczy dłonią. Ciężkie uczucie zawodu osiadło na jej klatce piersiowej.

— Omisho?

— Nie wiem. — Jęknęła cicho, ponownie przybliżając się do płomienia.

Tak naprawdę doskonale wiedziała, dlaczego postanowiła zgarnąć siłą całą Yaalę. Nie widziała sensu w innych metodach. Pokojowe przejęcie? Omisha wiedziała, że ludzie nigdy nie byliby posłuszni magowi, który przyszedł znikąd i zabił królów, którzy dotychczas rządzili Lathą. Według niej ten plan był idiotyczny, jednak nie mogła tego powiedzieć.

Oko, które od momentu połączenia się z jej władcą stało się Niewidzącym Okiem władcy, łypnęło na nią, jakby mężczyzna rzeczywiście mógł coś dojrzeć. Tak naprawdę stanowiło jedynie symbol. Dzięki niemu więź była jeszcze bardziej intensywna, jakby oboje znajdowali się w jednym miejscu. W jednym ciele.

— Prędzej czy później i tak musielibyśmy posunąć się do użycia siły.

Słysząc jego głos, Omisha podniosła spojrzenie na rękę, przyglądając się oku. Czuła ulgę, że władca myślał podobnie.

— W takim razie taktyka, którą niemądrze objęłaś, na dodatek bez mojej zgody... czy przyniosła ci jakieś korzyści?

Omisha zaklęła w duchu.

— Wiem, że z pewnością przyniesie. Ten proces może trochę potrwać.

Postanowiła nie mówić mu wszystkiego.

— Masz już jakichś sprzymierzeńców?

— Tak — odpowiedziała praktycznie od razu, ciesząc się, że może powiedzieć coś pozytywnego.

— Ilu?

— Na razie niewielu — skrzywiła się — ale to się zmieni! — dodała od razu, czując, jak nikła złość powoli zaczyna się zwiększać, buzując w jej żyłach.

Władca westchnął ponownie.

— To dopiero pierwsze dni — powiedział po chwili, jakby sam próbował siebie przekonać, że wszystko jeszcze może się zmienić. — Ale dowiedziałaś się czegoś jeszcze, prawda? Co z rodziną królewską?

I tu się zaczyna ta dużo gorsza część.

— Pojawił się pewien problem. Jednak wydaje mi się, że rozwiążemy go niebawem. — Poprawiła się na siedzeniu, próbując zapanować nad szalejącym sercem. — Podczas przenoszenia nieprzytomnych ciał doprowadziłam do małego trzęsienia w zamku...

— Jak zwykle użyłaś za dużo siły. — Prychnął. — Myślałem, że nauczyłem już cię nad nią panować.

— To był jednorazowy problem, obiecuję. — Podniosła ręce w obronnym geście, jednak opuściła je po chwili, przypominając sobie, że mag nie może jej zobaczyć.

— Mam nadzieję.

— Przeszukujemy teraz gruzy. — Z jej ust wyrwało się westchnienie. — Szacujemy straty i próbujemy się dowiedzieć, kto zginął.

— Ilu umarło? — Mag zaczął powoli tracić cierpliwość.

Omisha przedłużała ciszę najdłużej, jak mogła. Nie była pewna czy skłamać, czy powiedzieć prawdę. Sama nie wiedziała, na czym by lepiej wyszła.

— Dwójka — powiedziała w końcu, kuląc się na kanapie. Jej żyły prawie się rozrywały pod naporem furii mężczyzny. Dziewczyna zmusiła się, by nie krzyknąć.

— Jakim prawem?!

— Nie wszystko poszło zgodnie z planem. — Pokręciła głową, przypominając sobie moment, gdy znalazła jedynie dwa ciała.

— Chcesz mi powiedzieć, że trójka z osób, które miały zginąć, uciekły?!

— To nie do końca tak. — Próbowała się wybronić, choć wiedziała, że sytuacja jest naprawdę bardzo zła.

Nie odzywała się przez chwilę, pozwalając swojemu władcy ochłonąć nieco. Po kilku przedłużających się minutach odważyła się powiedzieć:

— Dwójka z nich jest najprawdopodobniej w zamku. Odkąd się tutaj zjawiłam, pilnuję każdego wyjścia, dlatego nikt nie mógł opuścić budynku bez mojej wiedzy.

— To, co z ostatnią? Kto to?

— Amaya, druga z córek władców. — Wzięła głęboki wdech. Szykowała się na cios z jego strony. — Została porwana przez Księżycowe Elfy — wyrzuciła z siebie szybko, kuląc się jeszcze bardziej.

Jej władca nic nie odpowiedział. Cisza zaczęła dryfować po pokoju, a Omisha jedynie szykowała się na moment, gdy władca krzyknie.

— Jesteś pewna?

Otworzyła oczy ze zdziwienia, gdy usłyszała jedynie jego słaby głos. Przełknęła ślinę i przytaknęła, jednak przypomniała sobie, że nie może jej zobaczyć, dlatego zmusiła się, by powiedzieć:

— Tak.

— Wróg mojego wroga jest moim przyjacielem — wyrecytował przysłowie, zastanawiając się nad czymś intensywnie. — No cóż — westchnął — zobaczymy ile jest w tym prawdy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro