Rozdział 5
Justinowi ciągle nie udało się znaleźć laski, która tak koncertowo załatwiła go na oczach Edwards. Profesorki, która niemal uchodziła za szkolną legendę. Wyglądała jakby już dawno powinna być na emeryturze. Co ona dalej robiła w Madison? Nikt tego nie wiedział.
Miał przejebane po tym jak profesorka nakryła go bez ubrań w składziku przy sali. Rozmowa z dyrektorem była cholernie ciężka, ale ostatecznie nie wyrzucono go ze szkoły. Dostał karę w ramach, której miał pomagać woźnemu po dwie godziny w weekendy przez najbliższy miesiąc. Nie podobało mu się to, ale mogło być gorzej. Poza tym dostał uwagę, Edwards jeszcze bardziej go nie znosiła... Dało się to wytrzymać.
Najbardziej wkurwiało go, że nie udało mu się znaleźć tej suki. Oczywiście, że jej tego nie zapomni. Znajdzie ją i mu za to zapłaci. Tego był pewien. Ciągle nie wiedział, co tej lasce odbiło. Nic jej nie zrobił. Tego był absolutnie pewien. Zapamiętałby ją.
- Jak tam życie?- zagadnął go Owen z szerokim uśmiechem.
Idiotyczne pytanie. Jego kumpel mówił tak jakby zupełnie nie wiedział, jak ma przejebane.
- Chujowo. Pomógłbyś mi znaleźć tamtą laskę, a nie uśmiechał się jak kretyn.
- No wiesz? Zwracać się tak do najlepszego kumpla?- odparł tamten pozornie urażonym tonem.
Szatyn pokręcił głową. Wiedział skąd wziął się tak dobry nastrój Owena. To dzięki tej rudej, którą mu wskazał.
- No dobra, pochwal się- skapitulował Price.- Przeleciałeś ją? Wygrałem zakład, nie?
- Tak, jest po prostu zajebista. Jak będę szukał dobrego seksu, będę przychodził do ciebie.
Justin skrzywił się. Odpowiedź jego kumpla zabrzmiała... Dwuznacznie.
- Nie mów tego więcej. To zabrzmiało źle. Jeśli chodzi o wskazanie laski, możesz pytać. Poza tym stawiasz mi whisky.
Owen skrzywił się jakby zjadł cytrynę. Chyba właśnie do niego dotarło co wcześniej powiedział.
- Mówiłeś o piwie, ekspercie.
- Nie przypominam sobie. Pokazać ci wiadomość, w której na pewno pisałem o whisky? Tylko ma być takie dobre, jasne?
- No dobra, niech ci będzie, ale mam jeden warunek. Pijemy razem.
Justin uśmiechnął się. Całkiem odpowiadał mu ten warunek. Zawsze lepiej piło się z kimś, a nie samemu. Dziewczyny, z którymi sypiał przeważnie nie doceniały whisky. Nie przepadały za tym, czego kompletnie nie rozumiał.
- Nie ma sprawy. Zobaczymy, który z nas więcej wytrzyma.
Nagle Justin usłyszał dźwięk nowej wiadomości. Spojrzał na telefon. Znowu ten cholerny nieznany numer.
Czas na wyzwanie #1 Zalicz swoją znajomą Mary. Oczekuję dowodu w postaci filmu lub zdjęć. Nie możesz powiedzieć jej o wyzwaniu. Powodzenia
Do tej pory myślał, że to kiepski żart. Okazało się, że to był zwykły zboczeniec. Miał wysłać film porno ze sobą w roli głównej? Nie doczekanie. Zwłaszcza, że po ostatniej aferze Mary nawet z nim nie gada. W życiu nie pójdzie z nim do łóżka. Była jedną z tych, których nie potrafił rozszyfrować. Nagle tknęła go pewna myśl. Kto z jego bliskiego otoczenia widział aferę z Mary i uwielbiał się z niego śmiać? Odpowiedź była zaskakująco prosta.
- Przyznaj się Owen, że to ty. To od początku nie było zabawne, wiesz?- warknął w kierunku kumpla, który spojrzał na niego jak na kosmitę.
- O czym ty pieprzysz? Naćpałeś się czy jak?- rzucił tamten z wyjątkowo udanym zdziwieniem. Wcześniej mógł sobie kłamać. Teraz Justin go przejrzał.
- Nie udawaj, że nie wiesz o czym mówię. Ten nieznany numer to ty. Zawsze twierdziłeś, że Mary przydałoby się dobre bzykanko. Na serio myślisz, że ona by się ze mną chociażby umówiła? Wątpię, zwłaszcza po ostatnim.
- Nie mam pojęcia o czym pieprzysz, ale Mary w życiu byś nie zaliczył. Założę się, że ona dalej jest dziewicą i nas nie znosi. Możesz sobie bzykać cheerleaderki, ale na nią nie licz. Mówię ci to lojalnie jako kumpel.
Szatyn wprost nie wierzył, że Owen dalej się wypierał. Nie mógł się po prostu przyznać, że napisał te cholerne wiadomości? Justin miał pomysł jak go zdemaskować.
- To nie ty? Świetnie. Czyli mogę zadzwonić bez problemu i wcale nie odezwie się twój telefon?- spytał Justin, wybierając nieznany numer. Przyłożył telefon do ucha, jednocześnie wpatrując się w plecak Owena, z którego spodziewał się za chwilę usłyszeć dzwonek.
- Chyba porządnie się czegoś naćpałeś- stwierdził przyjaciel ze zdziwieniem.- Co robisz?
- Dzwonię, żeby pokazać ci, że żarty się skończyły- odparował Justin z niecierpliwością, czekając na dzwonek. Coś długo go nie słyszał. Czyżby Owen miał wyciszony telefon? Niemożliwe.
Owen uniósł bezradnie ręce.
- Zaczynam się martwić...- zaczął jego kumpel. Justin szybko przestał go słuchać. Gdzie ten cholerny dzwonek? Nagle usłyszał stuk po drugiej stronie. Spojrzał na wyświetlacz. Połączenie trwało. Ktoś odebrał i to wcale nie był Owen, który przyglądał mu się uważnie.
- Jest tam ktoś?- zapytał szatyn, już lekko zdenerwowany. Jeśli nie jego przyjaciel, to kto to był?
- Wiesz co masz zrobić. Zalicz Mary- polecił męski robotyczny głos. Ktokolwiek to był używał modulatora głosu. Ułamek sekundy później połączenie zostało przerwane. Rozmówca rozłączył się.
- Zapłaciłeś komuś za pomoc, prawda? Kurwa, przyznaj się w końcu- warknął Justin w stronę kumpla. Miał już tego dość. Ten głos brzmiał niepokojąco. Po co ktoś miałby używać modulatora głosu?
- Powtórzę to po raz ostatni. Nie mam pojęcia o czym pieprzysz, okej? Stary, w porządku?
Szatyn po raz kolejny zlustrował twarz przyjaciela. Owen mówił szczerze. Nie miał z tym nic wspólnego. Tak naprawdę to on nie umiał kłamać. Zawsze jak próbował wychodziło mu to beznadziejnie, przynajmniej jeśli się go chociaż trochę znało. W końcu zdecydował się pokazać mu te dwie wiadomości. Owen przeczytał je, a następnie zmarszczył brwi.
- Ja pierdolę- skwitował.- Myślałeś, że to ja? Nie zrobiłbym czegoś takiego... Myślisz, że mam tyle wolnego szmalu?
- Jasne, że nie. Myślałem, że ta kasa to żart- odpowiedział Price.- Jak zadzwoniłem pod ten numer to odezwał się robotyczny głos. No wiesz, z modulatora głosu. Powiedział, cytuję: wiesz co masz zrobić, zalicz Mary i się rozłączył. Dziwne to.
- Pojebane- skomentował Owen.- I co zamierzasz zrobić? Będziesz próbował zaliczyć Mary?
Justin posłał kumplowi mordercze spojrzenie. No chyba mu coś odwaliło.
- Nie rozumiesz? Tu nie chodzi tylko o zaliczenie osoby, która z własnej woli raczej nie tknęłaby mnie kijem... Ten ktoś chce dowodu. Film porno ze mną w roli głównej lub zdjęcia. Pokazywanie ich tobie to jedno, ale nie mam pojęcia co ten ktoś by z nimi zrobił. Mogę stać się przez to szkolnym pośmiewiskiem.
Jeszcze większym niż do tej pory, dodał w myślach. Najpierw dostał w czułe miejsce na korytarzu na widoku, a później zastano go całkiem nagiego w składziku i znalazła go nauczycielka. Nie tak wyobrażał sobie pierwszy miesiąc szkoły. Jeszcze te wiadomości... Nie wiedział co z tym zrobić.
- Faktycznie- mruknął Owen.- Może napisz do tego kogoś? Zapytaj jaką masz gwarancję, że to nie wycieknie i czy ta forsa to prawda?
- Na pewno mi odpisze, że to wszystko wymyślił. Genialny plan- ironizował Justin.
- Więc to olej, tylko nie miej do mnie pretensji, jeśli ta forsa okaże się prawdziwa i wygra ją ktoś inny. Spadam stąd. Rób co ci się podoba. Powodzenia, Romeo- rzucił Owen, klepiąc go w ramię.
Nie ma to jak liczyć na przyjaciół, pomyślał. Rzecz jasna Owen go zostawił. Pod jednym względem miał rację. Szkoda byłoby stracić taką forsę i stypendium... Wtedy Justin byłby ustawiony. Nie musiałby aż tak przejmować się stopniami w Madison. Poziom był cholernie wysoki. Niedługo będzie musiał spędzać nad książkami cholernie dużo czasu. Nienawidził tego. Dlaczego poszedł do Madison? Dla renomy. Chciał być kimś w przyszłości. Ostatecznie uznał, że odpisze temu komuś.
Od Justin: Jaką mam gwarancję, że ta forsa istnieje? Zanim cokolwiek ci wyślę, chcę mieć też pewność, że fotki lub film nie wyciekną. Inaczej nie biorę w tym udziału.
Szatyn wysłał wiadomość. Wpatrywał się w ekran z niecierpliwością, oczekując odpowiedzi. Przyszła wyjątkowo szybko.
To nie jest żart. Wygrany dostaje wspomnianą nagrodę: stypendium oraz pięćdziesiąt tysięcy dolarów. Wszystkie filmy i zdjęcia są konieczne, żebym miał pewność, że zadania zostały wykonane. Nie wyciekną, jeśli będziesz stosował się do zasad gry.
Odpowiedź brzmiała logicznie. Skąd jakiś gość z internetu miałby wiedzieć czy wykonali wyzwanie? Jednak coś mu tutaj nie pasowało. Ciągle nie miał dowodu na istnienie nagrody, a bez tego nie zamierzał brać udziału w tej grze.
Od Justin: Nie odpowiedziałeś na moje pytanie. Jaką mam gwarancję? Chcę dowodu, że ta forsa istnieje.
Szatyn zauważył, że pisze z mężczyzną, bo używał rodzajnika męskiego. Jego odpowiedź była nieco agresywna, ale chciał wiedzieć w co się pakował. To chyba nie jest takie dziwne, nie?
Justin z niecierpliwością czekał na odpowiedź. Po chwili dostał zdjęcie. Z niecierpliwością czekał aż się załaduje. Później ujrzał coś pięknego, co całkowicie go zatkało. Walizkę pełną pieniędzy. Pliki banknotów leżały w równych stosach. Do tej pory nie wiedział tyle pieniędzy na raz. Pięćdziesiąt tysięcy... Z taką forsą mógłby sobie kupić samochód. Nie byle jaki. Ponadto nie musiałby płacić za college, bo miałby stypendium. Musiałby się tylko utrzymać. Nie ukrywał, że chciałby to wygrać.
Dokumenty dotyczące stypendium leżą pod spodem. Myślę, że to jest wystarczająca zachęta. Wiesz co masz zrobić.
Justin doskonale wiedział, co miał zrobić tylko nie wiedział jak. Mary nawet z nim nie gadała od ostatniej rozmowy. To nie było w jego stylu, ale chyba zacznie od przeprosin. Laski lubią takie rzeczy. Tak mu się przynajmniej zdawało, bo właściwie nikogo jeszcze nie przepraszał. Niemniej zamierzał podjąć wyzwanie. Po raz kolejny dowiedzie, że jest ekspertem.
*****
Znalazł ją dwie przerwy później w bibliotece. Wiedział, że lubiła tam przychodzić, więc sprawdzał to miejsce na każdej przerwie aż w końcu ją zobaczył. Ciemne włosy w opadały jej do przodu, gdy siedziała pochylona nad książką. Nie przeszkadzały jej? Według niego widziała więcej włosów niż fragmentów książki, ale wyglądała na skupioną, więc prawdopodobnie czytała.
Szatyn przez chwilę zastanawiał się jak do niej zagadać. Mary nie była podobna do żadnej laski, którą do tej pory przeleciał. Jeśli do niej podejdzie, prawdopodobnie weźmie książkę i sobie pójdzie.
- Nie gap się tylko działaj- odezwał się do niego jeden z footballistów. Poznał to po kurtce. Nie był fanem, chociaż czasami bywał na meczach.- I daj mi przejść.
Justin dopiero teraz uświadomił sobie, że stoi w wejściu. Przesunął się na bok, mrucząc pod nosem "dzięki". To nie może być takie trudne, co nie? Wszedł do środka, chwycił pierwszą lepszą książkę z regału i usiadł kilka krzeseł od Mary. Otworzył książkę, nawet nie patrząc na tytuł i wbił wzrok w litery. Nie czytał tej, po prostu się patrzył, jednocześnie będąc myślami przy ciemnowłosej i nagrodzie. Dla motywacji jeszcze raz zerknął na otrzymane wcześniej zdjęcie. Uda mu się.
- Nie uwierzę, że przyszedłeś do biblioteki, Price- wytknęła mu Mary ze złością. Zaczęła zbierać swoje rzeczy. Musiał coś zrobić.
- Skąd wiesz?- rzucił pierwszą rzecz, która przyszła mu do głowy. Na serio nie miał pojęcia jak zacząć rozmowę. Z innymi laskami sobie radził. Mary była inna.
- Medycyna to nie twoja specjalność- odparła ciemnowłosa, wskazując na jego książkę. Szatyn dopiero teraz uświadomił sobie, że faktycznie wziął książkę o medycynie. Nie popisał się. Mary już wstawała z miejsca. Zdążyła spakować torebkę. Musiał ją przekonać, żeby została.
- No dobra, masz mnie. Przyszedłem, żeby z tobą pogadać. Po ostatnim jest mi... Przykro. Nie chcę, żeby tak to między nami wyglądało.
Justin plątał się w słowach. To wszystko dlatego że nie był przyzwyczajony do przepraszania. Część sukcesu osiągnął, bo Mary przystanęła unosząc brwi.
- Chcesz mi coś powiedzieć?
Jej ton sugerował, że doskonale wiedziała co, tylko chciała to usłyszeć. Uwielbiała go męczyć. Z trudem powstrzymał się od przewrócenia oczami.
- Tak. Przepraszam. Czy możemy zapomnieć o ostatnim?
Mary zajęła krzesło obok niego i uśmiechnęła się szeroko.
- Poniosło mnie- przyznała szczerze.- Ale przyznaj, że ci się należało.
Justin w tym aspekcie wcale się z nią nie zgadzał. Jednak nie mógł się z nią teraz kłócić. Dopiero co się pogodzili. Chyba. Nie chciał tego zniszczyć, jeśli zależało mu na konkursie.
- No dobra. Masz rację. Czyli między nami okej?
- Tak. Idziemy stąd?
Szatyn chętnie przystał na jej propozycję. Rzadko bywał w bibliotece. Poczekał aż ciemnowłosa pożyczy książkę, po czym udali się w kierunku wyjścia.
- Słyszałam pewne plotki na twój temat. Podobno Edwards znalazła cię w składziku bez ubrań. To prawda?- spytała po chwili Mary.
Justin przeklął pod nosem. Czy ta sytuacja będzie się za nim ciągnęła cały czas? Najgorsze było to, że już znał odpowiedź i wcale mu się ona nie podobała.
- Niestety- przyznał z zakłopotaniem szatyn. Nagle olśniła go, co powinien powiedzieć Mary. Być może dzięki temu uda mu się do niej zbliżyć.- Ale to już przeszłość. Posłucham twojej rady. Chcę się zmienić i uniknąć podobnych sytuacji w przyszłości.
- Ciekawe. Co zakładają te zmiany?
Przynajmniej Mary go nie wyśmiała albo nie nazwała idiotą. Jak chciał, potrafił z nią rozmawiać. Może wcale aż tak bardzo nie różniła się od pozostałych lasek?
- Wszystko. To znaczy... Koniec przelotnych związków.
- Czekaj- rzuciła ciemnowłosa, przyglądając mu się badawczo. Kolejna, która miała go za wariata. Świetnie.- Czy ja na pewno rozmawiam z Justinem Price'em? On by czegoś takiego nie powiedział.
Szatyn zaśmiał się, wzruszając ramionami.
- Każdy może się zmienić.
- Podoba mi się to nowe nastawienie, ale wiesz że zmiany wymagają czasu? Wątpię, żebyś tak od razu zmienił nastawienie. Owen też zmądrzał czy dla niego to za wcześnie?
- Zdecydowanie za wcześnie. Nie liczyłbym na jego przemianę w najbliższym czasie- odpowiedział szatyn.
Dopiero teraz uświadomił sobie, że musi trzymać Mary z dala od Owena. Jego kumpel wiedział o wyzwaniu i nagrodzie. Jak tylko zobaczy ich razem, od razu połączy fakty. Ponadto kiepsko kłamał. Mary szybko go przejrzy. Justin wpakował się w niezłe gówno.
- Lepiej o nim nie gadajmy. Opowiedz mi o swoich wakacjach. W sumie nie zapytałem się o to wcześniej- zaproponował Justin.
Mary od razu zaczęła opowiadać o mieście, znajomych, dystansie, który mimo wszystko jest wyczuwalny. Mówiła z taką pasją, zaangażowaniem. Czy którąkolwiek laska, którą przeleciał miała w sobie taką iskrę? Szatyn nie wiedział jak to opisać. Mary była taka prawdziwa, autentyczna, nic nie udawała i nie bała się powiedzieć głośno co myśli. Do tej pory tego nie spotkał u przedstawicielki płci przeciwnej. Pomimo okoliczności, rozmowa z nią była przyjemniejsza niż podejrzewał.
*****
- Widziałem cię z Mary- zauważył Owen, uśmiechając się szeroko, gdy Justin wrócił do pokoju. Na zewnątrz zrobiło się już ciemno. Nie miał pojęcia która była godzina, ale miał to gdzieś.- Przeleciałeś ją, mistrzu?
- Odpuść sobie tego "mistrza", jasne?- odparował szatyn, kładąc się na łóżku.
- Okej. Mów czy ją przeleciałeś. Jeśli tak, to szacun. Ta laska była na nas tak wkurwiona. Chyba nie muszę ci przypominać jak oberwałeś w...
- Nie musisz- przerwał mu Justin z irytacją. Cały czas prześladowały go te incydenty z Mary albo z nieznajomą wariatką, którą cały czas zamierzał znaleźć. Miał dość.- Oczywiście, że jej nie zaliczyłem. Wiesz jaka ona jest... Tak łatwo nie będzie.
- To wariatka.
Szatyn w pierwszej chwili chciał zaprzeczyć. Jak dłużej pogadali, zrozumiał, że miała powód, żeby się wkurzać, chociaż sytuacja bezpośrednio jej nie dotyczyła. Czy on właśnie przyznał Mary rację? Co się z nim stało?
- Tak, ale udało mi się z nią pogodzić. Już rozmawiamy. Byliśmy nawet w kinie.
- Żartujesz, stary?- rzucił Owen, wytrzeszczając oczy.- Czy ty właśnie powiedziałeś, że bawisz się w randki?
Szatyn przewrócił oczami. Musiał zachowywać się inaczej, żeby Mary uwierzyła w jego przemianę. Innego pomysłu na poderwanie jej nie posiadał.
- Jak inaczej mam się do niej zbliżyć? Ekstremalne przypadki wymagają niecodziennych środków. Jeśli chcę kasę, muszę to zrobić. Jeszcze dwa czy trzy wyjścia i będzie moja.
Tak naprawdę nie wierzył, że tak mało spotkań wystarczy. Podejrzewał, że będzie potrzebował ich więcej, znacznie więcej. Pewne sytuacje wymagały poświęcenia. Poza tym Mary wcale nie była tak złym towarzystwem.
- Skoro tak twierdzisz. Pocałowałeś ją chociaż?
Owen nie brzmiał na przekonanego. Justin miał to gdzieś. Nie doszło między nimi do niczego. Jeszcze. Musiał poczekać, żeby jej nie odstraszyć. Jeśli za bardzo się pospieszy, może wszystko zaprzepaścić.
- Lepiej przestań się wtrącać. Zostaw sprawę ekspertowi. Idę spać. Jestem zmęczony- oznajmił szatyn, co nie do końca było prawdą. Po prostu chciał, żeby współlokator w końcu się zamknął.
Jednak zamiast iść spać, udał się do łazienki, wziąć szybki prysznic. Później zasnął jak zabity.
*****
Justin właśnie szedł na lunch, gdy zauważył atrakcyjną, ciemnowłosą dziewczynę. Miała na sobie zwykły kolorowy sweter i jeansy, ale i tak ją poznał. No i jeszcze na nosie miała okulary, a na twarzy ani grama makijażu. Zabawne jak ubrania potrafią zmienić drugą osobę. W każdym razie nie miał wątpliwości, że to ona. To przez nią miał kłopoty.
Szatyn podszedł do nieznajomej, złapał ją za łokieć i pociągnął w przeciwnym kierunku niż szła z koleżankami.
- Musimy porozmawiać- wycedził Justin. Z trudem powstrzymywał złość. Mimo wszystko, nie chciał robić kolejnej afery.
- Puść mnie- rzuciła ciemnowłosa, wyrywając się z jego uścisku. Posłuchał jej.
- Jak chcesz, ale należy mi się rozmowa.
Szatyn skinął głową w kierunku najbliższej sali. Zajrzał do niej, żeby upewnić się czy nikogo nie ma. Otworzył drzwi i gestem zaprosił do środka dziewczynę. Jego gest nie był uprzejmościowy. Zrobił to tylko dlatego, żeby upewnić się, że ta wariatka mu nie ucieknie. Miał dość szukania jej na stołówce i korytarzach.
- Chcesz powtórki?- spytała zimno, złośliwie. Ewidentnie była na niego wkurwiona i rzecz jasna, zadowolona z siebie.
- Pojebało cię?! Dlaczego wymyśliłaś tamtą akcję?! Co ci takiego zrobiłem?!
Justin starał się powściągnąć złość, ale kiepsko mu to wyszło. Był cholernie wkurzony na tą laskę. Mimowolnie pomyślał, że musi w końcu zapytać o jej imię. Póki co w jego myślach funkcjonowała pod terminem "wariatka".
- Znasz takie słowo jak zemsta?- spytała z uśmiechem.
Czyli jednak. Szkoda tylko, że nie miał pojęcia za co.
- Za co?! Przysięgam, że wcześniej się nie znaliśmy. Widzę cię drugi raz w życiu!
- W tym przypadku masz rację. Mszczę się za siostrę, okej? Mówi ci coś Christina Brand? Wysil swoje szare komórki, a może sobie ją przypomnisz.
Justin powtarzał kilka razy w myślach to imię i nazwisko, szukając odpowiedniej twarzy. Szczerze mówiąc, nie potrafił tego zrobić. Na serio nie przypominał sobie takiej laski.
- Masz może zdjęcie tej Christiny? Nie przypominam sobie...
- Żartowałam. Nie wierzę. Jesteś aż takim dupkiem czy robisz z siebie idiotę?- syknęła ciemnowłosa.
- Nie pamiętam jej i tyle. Może pomyliłaś osobę i wcale nie ze mnie miałaś zrobić szkolne pośmiewisko? Wiesz jak bardzo będę miał przejebane u Edwards? Ona mi żyć nie da!
- Mam gdzieś Edwards i twoje problemy- oznajmiła ciemnowłosa.- Wiesz jak bardzo przejebane ma moja siostra? Chris niedawno urodziła dziecko. Zgadnij czyje jest.
Ona sobie żartowała, stwierdził w myślach szatyn. To niemożliwe, żeby mówiła poważnie. Dziecko?! On nie miał żadnych dzieci i przez kilkanaście lat nie przewidywał.
- Nie wrobisz mnie w ojcostwo. Nie pamiętam ani twojej siostry, a tym bardziej informacji o ciąży. Skończ z tymi bzdurami.
Justin chciał wyjść z klasy, ale dziewczyna zastąpiła mu drogę. Nie chciał używać siły i miał nadzieję, że go do tego nie zmusi.
- Już nie chcesz gadać? Usłyszałeś o dziecku i uciekasz? Nie ładnie, biorąc pod uwagę, że jesteś ojcem. Przeszło ci chociaż przez chwilę przez myśl jak ona się czuje? Jest sama, musi zajmować się dzieckiem i nie mogła przez to przyjechać do Madison. Została z rodzicami w...
- Nie jestem żadnym ojcem. Zawsze używam prezerwatywy, co zresztą wykorzystałaś... Przesuń się. Mam dość tej rozmowy.
Dziewczyna nie ruszyła się ani o krok. Skrzyżowała ramiona na piersi.
- Może to ci odświeży pamięć- mruknęła, pokazując mu telefon ze zdjęciem ładnej blondynki z malutkim dzieckiem na rękach.- To jest Chris. Pamiętasz ją?
Szatyn pokręcił głową. Choćby nie wiadomo jak się starał, nie przypominał sobie tej dziewczyny, co wcale nie wykluczało możliwości, że z nią spał... Czasami przez alkohol nie pamiętał wszystkich swoich partnerek, ale na pewno żadna nie mówiła o dziecku. Pewnie zaproponowałby takiej dziewczynie pieniądze na aborcję. Po prostu nie nadawał się na ojca i nie chciał nikomu niszczyć życia. Dziecko sporo zmieniało, mogłoby zaprzepaścić szanse na college dla matki. W każdym razie nie pamiętał tej Chris.
- To pomyłka. Nie znam jej. Przysięgam.
Rozmówczyni pokręciła głową z dezaprobatą.
- Nigdy nie zrozumiem takich dupków jak ty. Kobiety mają znacznie gorzej, bo to one są w ciąży i rodzą dzieci. Faceci mogą się na nie wypiąć i udawać, że nic się nie stało. Dziecko...
- Przestań pieprzyć o tym bachorze, okej? Nie jest mój. To pomyłka- oznajmił twardo Justin, sięgając dłonią w kierunku klamki. Ciemnowłosa cały czas opierała się o drzwi, żeby nie mógł wyjść. Byli blisko. Szatyn czuł jej słodkie perfumy. Nawet te ubrania mu nie przeszkadzały po tym jak widział ją w krótkiej, czarnej sukience... Była bardzo seksowna i tak, był podniecony. Nic nie mógł na to poradzić.
- Współczuję Chris. Ma fatalny gust do facetów. Nie zostawię tak tego. Chris będzie ubiegać się o alimenty i wygra sprawę, bo jesteś ojcem.
- Proszę bardzo. Niech próbuje- rzucił szatyn z powątpieniem.- Mój wujek jest świetnym prawnikiem. Na pewno mi pomoże zdemaskować to oszustwo. Nie będę nikomu nic płacił.
Ciemnowłosa odsunęła się od drzwi, obrzucając go pełnym odrazy spojrzeniem. Szatyn otworzył drzwi. Nie chciał, żeby się rozmyśliła i ponownie stanęła w przejściu.
- Genów nie oszukasz- oznajmiła na odchodne.
Justin ją zignorował. To niemożliwe, żeby miał dziecko, prawda? Nie był pewny czy uprawiał seks z tamtą laską, ale o dziecku powinien wiedzieć. To musi być zwykła pomyłka. Może Chris podała jej nie tą osobę, co miała?
Szatyn, żeby się uspokoić wyszedł na zewnątrz odetchnąć "świeżym" powietrzem. Chociaż rzadko palił, wyciągnął z plecaka awaryjną paczkę papierosów. Na tę okazję była idealna. To niemożliwe, żeby miał dziecko. Po prostu nie. Zawsze uważał.
Z zamyślenia wyrwał go dopiero dźwięk SMS'a. Spojrzał na wyświetlacz, zastanawiając się czy był to Owen czy Mary. Nie trafił. Znowu ten nieznany numer.
Nie dostałem żadnego nagrania. Czyżbyś się rozmyślił i nie chciał wykonać wyzwania?
Justin powinien skupić się na wyzwaniu, bądź co bądź chodziło o stypendium i jego przyszłość. Historia z dzieckiem to bzdura. Tamta wariatka chciała go wrobić i tyle. Od razu odpisał nieznanemu numerowi, że potrzebuje więcej czasu. Uda mu się. Wierzył w to. Zaliczenie Mary to tylko kwestia czasu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro