Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 38

Mia była wkurwiona na Dylana. Poprzedniego dnia w drodze powrotnej nieco się pokłócili. Określenie "nieco" było niedopowiedzeniem roku. Obydwoje krzyczeli, padły różne obraźliwe określenia... Ta kłótnia przypominała trochę te z początku ich relacji. Problemem jednak było miejsce kłótni. Znajdowali się w samochodzie pośrodku niczego, więc chcąc nie chcąc nie mogli wyjść, kończąc dyskusję. W pewnym momencie Sanchez aż chciała, żeby zatrzymał samochód w lesie, przez który akurat przejeżdżali. Stwierdziła, że złapie stopa albo taksówkę. Oczywiście Dylan się na to nie zgodził. Zatrzymał samochód, ale zablokował drzwi, żeby nie mogła wyjść. Zmusił ją do rozmowy i koniec końców mu się to udało.

Trochę czasu im to zajęło, ale doszli do kompromisu, z którego obydwoje byli równie niezadowoleni. Pojadą pod wskazany adres, ale po kilku lekcjach. Mia upierała się, że sprawa jest na tyle pilna, iż nie mogą czekać. Powinni pojechać z samego rana. Z kolei Dylan upierał się, że nie może opuszczać tak wielu, bo ostatnio zdarzało jej się to dość często i będzie mieć problem z przejściem do następnej klasy, jak tak dalej pójdzie. Niby miał rację i się o nią troszczył, ale... Istniały rzeczy ważniejsze niż szkoła. Tak trudno to zrozumieć?

- Cześć, co ty tutaj robisz?- zapytała ją Lila, zbliżając się do niej. Ciemnowłosa obrzuciła ją pełnym niezrozumienia spojrzeniem.

- Jak to co ja tutaj robię? Przyszłam na lekcje. To takie dziwne?

Lila wzruszyła ramionami, ale jej mina mówiła "tak". Cooper nie mógł mieć racji. W życiu mu tego nie powie.

- Ostatnio rzadko się pojawiasz na lekcjach. Przeważnie widzimy cię z Thalią w pokoju. Dobrze, że mamy wspólny pokój, bo tak to byśmy się w ogóle nie widziała. Oczywiście cię rozumiem, nowy związek...

- Czekaj- przerwała jej Mia.- Ty myślisz, że tak często opuszczam lekcje przez Dylana? Wcale nie. W życiu nie zwariuję aż tak na punkcie żadnego faceta, zwłaszcza takiego, który myśli, że wie co jest dla mnie najlepsze lepiej niż ja sama.

Gdyby nie Dylan, nie byłoby jej tutaj teraz, stwierdziła w myślach ze złością. Powinni sprawdzić co kryje się pod tym adresem, a nie tkwić w Madison!

- Pokłóciliście się- zagadnęła od razu Lila.- Co się stało?

Sanchez nie wdając się w szczegóły, opowiedziała o tym, że sprawa jest bardzo ważna, a Dylan z nią zwleka, żeby poszła na lekcje. Rzecz jasna, nie powiedziała swoim przyjaciółkom o wizycie w psychiatryku i adresie. Czuła z tego powodu minimalne wyrzuty sumienia, ale co miała zrobić? Narazić je na niebezpieczeństwo? To nie wchodziło w grę. Powiedziała, że chodzi o sprawy gazetki, materiał do następnego numeru.

- Tylko się nie złość. Myślę, że... Dylan ma trochę racji. Strasznie się opuściłaś w nauce i masz mnóstwo nieobecności. Czasami z Thalią mogłybyśmy zapomnieć, że jeszcze chodzisz z nami do klasy, chociaż dobrze wiesz, że o tobie pamiętamy. On chce dla ciebie jak najlepiej, żebyś nie musiała powtarzać klasy. Jak słodko z jego strony.

Mia jęknęła, ukrywając twarz w dłoniach.

- Ty też?! Zmówiliście się czy co?!

Ciemnowłosa zaczynała podejrzewać zakrojony na większą skalę spisek skierowany przeciwko niej. To że zamknął ją w samochodzie i nie pozwalał jej z niego wyjść aż nie dojdą do porozumienia wcale nie było słodkie!

- Po prostu obydwoje chcemy dla ciebie jak najlepiej.

Mia przewróciła oczami. Naprawdę tak rzadko bywała na lekcjach? Czy to możliwe, że mieli rację? Musiała to przemyśleć. Miała na to jeszcze trzy lekcje.

*****

Trzy lekcje później ciemnowłosa była już w pokoju, pakując najważniejsze rzeczy do torebki. Była już niemal gotowa do wyjścia. Na parkingu koło Madison czekał na nią Dylan z samochodem. Ciemnowłosa mimo upływającego czasu, ciągle nie zgadzała się z Cooperem. Właśnie dlatego podjęła trudną, aczkolwiek konieczną decyzję i zamierzała mu ją przekazać jak tylko się zobaczą.

Sanchez tłumaczyła sobie po drodze, że zrobi właściwą rzecz. Jednak ciągle nie czuła się do tego przygotowana. Zupełnie jakby jej usta nie chciały współpracować z mózgiem.

- Cześć, jak tam? Było aż tak źle?- zapytał ją Dylan, gdy podeszła do auta.

- Hej- odparła jedynie ciemnowłosa, posyłając mu mordercze spojrzenie. Na serio musiał zapytać czy było aż tak źle na lekcjach?! Jeśli do tego momentu, zastanawiała się czy robi właściwie, teraz już miała pewność. Wrzuciła na tylne siedzenie swoje rzeczy, po czym obróciła się w stronę bruneta, krzyżując ramiona na piersi.- Musimy porozmawiać, a właściwie coś sobie wyjaśnić.

- Dalej jesteś na mnie zła za wczoraj? Miałem pozwolić ci wysiąść z tego samochodu w środku lasu, żeby ktoś cię porwał albo żeby cię coś zaatakowało?

- Nie. Po prostu myślę, że powinniśmy do końca sprawy Dyrektora zachować profesjonalizm. Chodzi o zniknięcie i prawdopodobnie życie trzynastu osób. To jest cholernie poważne i dlatego nic nie powinno nas rozpraszać- zaczęła ciemnowłosa. Urwała, bo to było trudniejsze niż sądziła. Zauważyła też, że Dylan się spiął. Chyba wiedział, do czego zmierzała i mu się to nie podobało.- Mam przez to na myśli, że... Powinniśmy na chwilę przerwać nasz związek czy cokolwiek między nami jest.

- No chyba nie mówisz poważnie?- spytał Cooper, a w jego oczach zobaczyła ból. Nie była na to gotowa. Zazwyczaj nie widziała po nim żadnych emocji, a teraz... Nie chciała tego robić, ale uważała, że tak będzie właściwie.- Przepraszam za wczoraj, ale...

- Nie chodzi tylko o wczoraj. Po prostu potrzebujemy być obiektywni, a to się nie stanie jeśli będziemy... Dalej się spotykać. Nie mówię, że mamy zerwać. Po prostu na jakiś czas... Zapomnijmy o tym. Wrócimy do tematu jak rozwiążemy zagadkę Dyrektora, okej?

- Jak chcesz- rzucił Dylan, wsiadając do auta. Ciemnowłosa mimowolnie zarejestrowała fakt, że nie otworzył przed nią drzwi, jak to zwykle robił. Zabolało ją to, ale właściwie czego się spodziewała? Chociaż Cooper starał się udawać, że go to nie ruszyło, Sanchez wiedziała swoje. Czuł się zraniony. Ponadto przez całą drogę milczał, a jak zadawała mu jakiekolwiek pytanie, odpowiadał głosem wręcz emanującym chłodem. Czy w tym momencie nieodwracalnie zniszczyła to co było między nimi? Miała nadzieję, że nie. Na serio chciała jedynie dobra dla śledztwa, bo Dylan zdecydowanie przedkładał jej sprawy ponad potencjalne tropy.

Kiedy dojechali na miejsce, Mia wyskoczyła z auta, rozglądając się podejrzliwie. To faktycznie tutaj? Przecież nic nie widziała oprócz leśnej drogi dla samochodów i drzew rosnących wokół. Tutaj nic nie było, do cholery! Czy to możliwe, że aż tak się pomyliła co do intencji Lizzie?

- To na pewno tutaj?- spytała Dylana. Ten obdarzył ją cierpkim uśmiechem.

- Umiem korzystać z nawigacji. Jeszcze jakieś dwieście metrów- poinformował brunet, kręcąc się przez chwilę z telefonem, żeby sprawdzić w którym kierunku mieli przejść te dwieście metrów.- W tę stronę.

Sanchez skinęła głową, chociaż marnie widziała ten trop. Chyba Lizzie wcale jej nie pomogła. Może jej zaburzenia były poważniejsze niż sądziła? Może wcale nie ukrywała informacji z powodu braku zaufanej osoby, która mogłaby jej uwierzyć? Może lekarze mieli rację, a ona niepotrzebnie przywołała tamte bolesne wspomnienia?

Wokół drogi nie było żadnej wydeptanej czy tak zwanej "dzikiej" ścieżki. Razem z Dylanem szli prosto przed siebie, deptając poszycie i klucząc pomiędzy pniami drzew aż nie ukazał im się zdumiewający widok. Mieli przed sobą zwęglony... Dom? Ciężko było określić pierwotny stan zglisz, ale prawdopodobnie kiedyś był domem rodzinnym lub letniskowym. Tak czy siak niewiele z niego zostało po pożarze.

- Może o to chodziło Lizzie?- zasugerowała Mia, podchodząc do podniszczonych, sczerniałych fundamentów. Skoro już tutaj przyjechali, powinni się uważnie rozejrzeć.

- Może. Pamiętaj, że opierasz swój trop na podstawie adresu napisanego na kartce przez osobę przebywającą od kilku lat w psychiatryku.

Ciemnowłosa spiorunowała go spojrzeniem. Miał rację, ale to nie oznaczało, że z założenia powinna odrzucać wszelkie informacje zdobyte od Lizzie. Młoda kobieta niewątpliwie przeżyła coś strasznego i dlaczego miałaby ją za to jeszcze bardziej karać?

- Tylko uważaj. Nie wiesz na ile stabilne są zwęglone deski- zauważył brunet.

Sanchez zignorowała Dylana. Skoro chciał wracać do początku ich znajomości, proszę bardzo. Będzie dla niego tak samo opryskliwa jak on dla niej. Dlatego weszła do przedpokoju. Budynek nie miał dachu, być może kiedyś był piętrowy, ale ciężko to było stwierdzić. Po pożarze pozostała jedynie zwęglona, niemal czarna podłoga i niskie kawałki ścian, wskazujące na układ domu. Na środku przedpokoju Sanchez dostrzegła coś, co mogło być kiedyś kawałkiem schodów. Zwęglony stopień stał na samym środku, więc nie mógł być kawałków ściany. Czyli jednak dom miał co najmniej jedno dodatkowe piętro, stwierdziła ciemnowłosa. Z rozczarowaniem stwierdziła, że poza tym nic tutaj nie było. Gruz został sprzątnięty, rzeczy uległy zniszczeniu w pożarze i zostały usunięte razem z gruzem.

- Mówiłem ci, żebyś tam nie wchodziła- warknął Cooper z wyraźną złością. Mia przewróciła oczami. Zauważyła, że chciał iść w jej kierunku, więc szybko go powstrzymała. Sama chętnie ryzykowała, ale nie chciała narażać nikogo innego.

- Czekaj, nie wchodź tutaj. Nie wiemy czy podłoga wytrzyma ciężar naszej dwójki. Poza tym jeśli wpadnę do piwnicy, ktoś będzie musiał mnie wyciągnąć, prawda?

Ciemnowłosa oczywiście żartowała, ale Dylan chyba nie załapał żartu. Posłał jej jedynie ponure spojrzenie. Chyba nie sądziła, że zamierzała specjalnie wpaść do piwnicy? Swoją drogą, ciekawe czy w tym budynku znajdowała się piwnica. Jeśli podłoga znajdowała się na swoim miejscu, to znaczyło że poziom niżej również powinien być na swoim miejscu.  Sanchez kucnęła, po czym pochyliła się w kierunku podłogi tak, aby jej ucho stykało się z posadzką. Zapukała delikatnie w deski. Usłyszała głuchy dźwięk. Miała rację, pomyślała z satysfakcją. Zaczęła macać podłogę wokół siebie.

- Co robisz?- spytał ją Dylan.

Pewnie z boku wyglądało to dość dziwnie, ale Mia miała to gdzieś. Dalej szukała włazu do piwnicy, bo niewątpliwie pod spodem była pusta przestrzeń. Wskazywał na to głuchy dźwięk po uderzeniu. Rozejrzała się, ale żaden fragment podłogi się nie wyróżniał. Przeklęła, po czym wróciła do mozolnego zajęcia badania podłogi. Wkładała palce w każdą szparę, a było ich sporo z powodu pożaru i licznych pęknięć, chociaż panicznie bała się pająków. Oby żadnego nie spotkała.

- Mogłabyś ze mną rozmawiać?! Co ty, do cholery, robisz?!- pytał Cooper, nie uzyskawszy odpowiedzi na poprzednie pytanie. Wyraźnie wyprowadziła go z równowagi. Sanchez nie robiła tego specjalnie. Po prostu była zajęta i tyle. Była skupiona na drewnianej posadzce, ignorując wszelkie czynniki zewnętrzne.

W końcu ciemnowłosa odkryła, że w jednym miejscu dłoń przeszła jej na wylot. Najpierw przesunęła dłoń dalej w prawo, odkrywając że "szczelina" jest dłuższa. Po chwili odkryła, że właz ma kształt kwadratu. Złapała go z dwóch stron, po czym uniosła i przesunęła na bok. Miała ochotę skakać ze szczęścia, ale z oczywistych względów powściągnęła swój entuzjazm.

- Znalazłam piwnicę- poinformowała ciemnowłosa, chociaż okazało się to zbędne, bo brunet był już koło niej. A co z mało stabilną podłogą?! Wytrzyma ich ciężar?

- Widzę. Dobra robota. Ja wchodzę pierwszy, a ty poczekaj na mój sygnał i dopiero potem zejdź. Nie chcemy tam utknąć, prawda?

Ciemnowłosa poczuła się oburzona. To było jej odkrycie! Dlaczego on miał schodzić pierwszy?! Przecież już wcześniej stwierdziła, że przecież łatwiej byłoby ją wyciągnąć niż jego. Miała na myśli przede wszystkim wzrost, a poza tym sama niczego nie trenowała, ćwiczyła też sporadycznie. W rękach w ogóle nie miała siły. W każdym razie nie zdążyła powiedzieć Dylanowi o swoich przemyśleniach. Brunet już był na dole i proponował jej pomoc.

- Możesz zejść. Ostatnie szczeble drabiny się złamały. Mogę ci pomóc.

- Nie trzeba- odparła Mia, unosząc się dumą. Nie podobały jej się te zmiany humorów Dylana. Najpierw ma do niej pretensje, chętnie rzuca kąśliwymi komentarzami, a później udaje, że się o nią troszczy. Świetnie sobie poradzi bez niego.

Radziła sobie doskonale do pewnego momentu... Nie zauważyła, że następny stopień się złamał i runęła w dół. Na szczęście od podłoża dzieliła ją odległość jakichś czterech stopni. Nawet nie straciła równowagi, bo Cooper błyskawicznie złapał ją od tyłu.

- W porządku?- spytał Dylan, ciągle przylegając do jej pleców i obejmując ją w pasie, mimo że już nie musiał tego robić.

- Oczywiście- odpowiedziała Mia, ignorując nieznaczny ból w kostce. Nie przyzna mu racji. Poza tym zaczął jej się rwać oddech od jego bliskości. Rzecz jasna, starała się udawać, że to nie robi na niej żadnego wrażenia.- Możesz mnie puścić?

Dylan posłuchał jej. Jakaś jej część tęskniła za jego dotykiem. Dlaczego tak na nią działał?! No dobra, może całowali się kilka razy, ale do niczego więcej między nimi nie doszło. Miała skupić się na śledztwie, a nie na Dylanie. Właśnie z tego powodu tymczasowo z nim "zerwała". Zamiast oglądać szczegółowo piwnicę i szukać tropów, ona rozmyślała o tym jak działa na nią Cooper. Gratulacje Sanchez, pomyślała z sarkazmem. Z takim podejściem w życiu nie zostaniesz prawdziwą dziennikarką.

- Mówiłem ci o ostatnich stopniach, żebyś na nie uważała. Chciałem ci pomóc zejść.- zwrócił uwagę brunet i czar prysł. Znowu był gburowaty.

Ciemnowłosa zignorowała go i omiotła snopem latarki niewielkie wnętrze. Kilka starych regałów, narzędzia... Podsumowując, nic szczególnego. Ewidentnie ogień tutaj nie doszedł. Jej uwagę zwróciła klatka w jednym z rogów pomieszczenia. W środku znajdował się łańcuch z metalową obrożą.

- Myślisz, że trzymali tutaj psa?- mruknęła Mia, bo nic innego nie przychodziło jej do głowy. Biedny zwierzak, pomyślała. Trzymanie psa w klatce nawet na powietrzu było złe jej zdaniem, a tym bardziej w piwnicy, gdzie nie dochodziło światło dzienne.

- Pewnie tak, chociaż nie wiem jak wielkim sukinsynem trzeba być, żeby zamknąć psa w piwnicy. Po rozmiarach można sądzić, że to był duży pies. Być może owczarek niemiecki lub golden retriever.

Sanchez zgodziła się z nim. Faktycznie rozmiary by się zgadzały. Chociaż nigdy nie miała psa, kiedyś interesowała się różnymi rasami. Nawet miała książkę na ten temat. Pamiętała jak bardzo się z niej cieszyła jak była dzieckiem. Dzieci przeważnie wariują na punkcie zwierząt i chcą zostać weterynarzami, tak przynajmniej było w jej przypadku. W miarę dorastania, znalazła inną pasję i podążała w wiadomym kierunku. Chciała zostać dziennikarką. To było jej największe marzenie.

*****

Oględziny piwnicy nie przyniosły żadnych nowych informacji. Pomimo że ogień nie dotarł do piwnicy, nie było tam nic wartego uwagi. Żadnych przedmiotów, które mogłyby wskazać właściciela domu. Sanchez już w samochodzie postanowiła zrobić coś, od czego powinna była zacząć. Sprawdzić internet. Serwisy internetowe uwielbiały rozpisywać się o tragediach, do których niewątpliwie zaliczały się pożary.

Mia wpisała w wyszukiwarkę adres, po czym dodała kluczowe słowo "pożar". Od razu wyskoczyło jej kilka artykułów na ten temat. Pożar w środku lasu! Tragiczna śmierć rodziny! Tak głosiły tylko niektóre z nagłówków, ponieważ było ich sporo. Sytuacja musiała być dość głośna, bo chyba każdy serwis informacyjny z okolic i nie tylko chciał mieć własny tekst na ten temat. Ciemnowłosa weszła w pierwszy lepszy link i pogrążyła się w lekturze. Nie spodziewała się takich informacji. Zamierzała też nie odzywać się do Dylana, ale nie mogła milczeć.

- Wpisałam adres w wyszukiwarkę- rzuciła Sanchez, spoglądając kątem oka na prowadzącego samochód Dylana. Był taki skupiony na drodze... Ewentualnie naprawdę mocno starał się ją ignorować. Nie ważne, stwierdziła w myślach.- Doszło tam do pożaru dwadzieścia pięć lat temu. Zginęły dwie osoby, matka i ojciec. Ocalało jedynie ich dziecko, ośmioletni chłopiec.

Jak to określił artykuł, dziecko zostało uratowane cudem przez przypadkowego przechodnia, a konkretnie mężczyznę, który spacerował po lesie z psem, gdy ujrzał pierwsze płomienie. Facet naraził się, wchodząc do płonącego domu, ale nie zdołał nikogo więcej ocalić, bo runął strop, pogrzebując pozostałych mieszkańców.

- Wiem. Czytałem wcześniej artykuł na stronie Timesa. A ty nie? Myślałem, że wiesz gdzie jedziemy- odparł brunet, a ciemnowłosa miała po raz kolejny tego dnia przemożną ochotę zamordować wzrokiem swojego kierowcę. Serio?! I nie raczył się podzielić z nią tak istotnymi informacjami?!

- Wolałam zachować świeży umysł i nie sugerować się artykułami, które mogą być subiektywne... Jednak mogłeś mi powiedzieć, że chodzi o miejsce pożaru. Byłoby miło- syknęła Mia, krzyżując ramiona na piersi. Z każdą chwilą Cooper irytował ją coraz bardziej. Czy ich kontakt już zawsze będzie tak wyglądał? To znaczy, nie zawsze, ale do końca Madison. Jak na razie prowadzili razem szkolną gazetkę. Nie wiadomo jak długo, bo teraz wydawało jej się to nierealne.

- Spodziewałem się, że zrobiłaś dokładny research i wiesz gdzie jedziemy, a nie że jedziesz w ciemno w miejsce wskazane przez pacjentkę psychiatryka. Pomyślałaś w ogóle o tym co mogliśmy tu znaleźć, gdyby nie było tutaj zglisz?

Ciemnowłosa nie odpowiedziała. Odwróciła się w kierunku szyby. Myślała, że tymczasowe zerwanie dobrze im zrobi i pozwoli skupić się na tym, co było naprawdę ważne... A jednak nic z tego planu nie wyszło. Było gorzej.

- A może chodzi o tego chłopca?- zasugerowała Sanchez, myśląc na głos.- Jako jedyny przeżył. Teraz powinien mieć jakieś... Trzydzieści dwa lata. Może coś wie albo to on porwał Lizzie?

- Tak, na pewno jest Dyrektorem. Właśnie dlatego Lizzie milczała przez kilka lat... Bo nie chciała wydać faceta, który zafundował jej traumę do końca życia. Policja ją przesłuchiwała na pewno wiele razy, a specjaliści z pewnością próbowali coś z niej wyciągnąć...

- Nie obchodzi mnie twoje zdanie. Dzwonię do Jonathana. Zapytam go o tożsamość ocaleńca.

Dylan przewrócił oczami. Mia zrobiła dokładnie to co oznajmiła. Wybrała numer Jonathana. Jeśli wystarczająco rozciągnie rozmowę, może uda jej się uniknąć kolejnych zatargów z Dylanem.

- Cześć, co słychać?- odezwała się Sanchez, gdy tylko usłyszała po drugiej stronie znajomy głos.

- Co słychać?- spytał zdumiony Jonathan.- Wszystko w porządku? Na pewno nie uderzyłaś się w głowę, podczas wypadku? Miałaś wypadek? W życiu nie słyszałem od ciebie takiego pytania.

- Ha ha ha- skwitowała Sanchez bez grama entuzjazmu. Kolejny będzie ją denerwował?! W tym momencie miała wielką niechęć do całego gatunku męskiego. Czy wszyscy byli dupkami?!- Chciałam być miła, ale skoro tak reagujesz, możesz być pewien, że nie usłyszysz ode mnie więcej tego pytania.

- Przecież żartowałem. Nie denerwuj się. Dylan cię wkurzył? Wiesz, że ma trudny charakter, ale przy tobie i tak już się poprawia. Daj mu czas...

To nie było odpowiednie miejsce, żeby wyskakiwać z takimi tematami. Mia nie była pewna czy siedzący za kierownicą Dylan przypadkiem nie słyszał jej rozmowy. Nie włączyła głośnika, ale i tak istniała szansa, że dźwięk z telefonu był na tyle głośny, iż bez trudu wszystko słyszał.

- Nie po to do ciebie dzwonię- przerwała mu Sanchez.- Jesteś przy komputerze?

- Tak, tak się stało, że niektórzy pracują i jeszcze nie stracili jej przez parę ciekawskich aspirujących dziennikarzy...

- Świetnie, więc sprawdź dla mnie Hendersonów. Dwadzieścia pięć lat temu spłonął ich dom w pożarze. Przygotuj sobie coś do pisania, bo podam ci adres zglisz- poinformowała ciemnowłosa. Poczekała chwilę, po czym podyktowała adres.- Chcę wiedzieć jak najwięcej. Jak doszło do podpalenia, czy ktoś brał w tym udział czy to był nieszczęśliwy wypadek i co się stało z dzieckiem. Z pożaru ocalał jedynie ośmioletni chłopiec. Intetesuje mnie gdzie jest obecnie i czy ma jeszcze jakąś rodzinę, z kim się wychowywał... Im więcej mi powiesz, tym lepiej.

- W takim razie musisz uzbroić się w cierpliwość. Dwadzieścia pięć lat temu nie wpisywano spraw do systemu. Muszę szukać dokumentów w archiwum, a to trochę zajmie... W archiwum jest mnóstwo papierów i nic nie można znaleźć. Dlatego na komisariacie nazywamy je Czarną Dziurą- poinformował szczerze Jonathan.

Sanchez poprosiła, żeby się pospieszył, po czym rozłączyła się. Cierpliwość. Właśnie tego jej brakowało. Wzmianka o Czarnej Dziurze również nie poprawiła jej humoru. Być może Jonathan nie znajdzie dokumentów sprzed tak wielu lat. Co wtedy? Szczerze mówiąc, nie miała pojęcia.

*****

Jonathan odezwał się do niej następnego dnia. Ocalony chłopiec nazywał się Colin Henderson. Wychowywał się w kilku domach zastępczych, by w końcu w wieku szesnastu lat zamieszkać z siostrą matki, która wcześniej przebywała za granicą. Dlaczego nie przyjechała po siostrzeńca tuż po wypadku? Tego akta nie mówiły. Stwierdzono jedynie, że jej miejsce pobytu było nieznane, dlatego umieszczono chłopca w odpowiedniej placówce. To na pewno musiał być dla niego duży szok. Ledwie przeżył, stracił rodziców i jeszcze trafił do domu dziecka. Mia mu współczuła, ale jeśli zrobił cokolwiek Lizzie lub komukolwiek innemu, to nie było żadne usprawiedliwienie.

Ślad po Colinie zaginął. Poza raportem z wypadku, który udało się Jonathanowi wykopać w archiwum, nie figurował w cyfrowej bazie danych. Za to jego ciotka tak. Głównie z powodu licznych mandatów... W każdym razie policja posiadała jej adres i właśnie to Sanchez interesowało. Zamierzała do niej pojechać, ale najpierw musiała zdobyć towarzystwo do tej wyprawy.

- Hej, Dean- przywitała ciemnowłosa informatyka ze swoim najbardziej niewinnym uśmiechem.- Jak ci idzie z grą?

Blondyn przywitał ją zdawkowo, dopisał kilka linijek kodów, po czym delikatnie zamknął laptopa. Robił to z taką czułością jakby bał się, że ekran pęknie, jeśli mocniej go zamknie.

- Doskonale. Do momentu, kiedy przyszłaś. Widzę, że czegoś chcesz. Jeśli to akcja pokroju chłopaka zaginionej, nie chcę brać w tym udziału.

Dlaczego wszyscy od razu wiedzieli, że ma do nich jakiś interes? Była aż tak przewidywalna? Akurat z Deanem kontaktowała się nie tylko, gdy potrzebowała przysługi.

- To zupełnie inna sytuacja, bo nie idziemy rozmawiać z potencjalnym porywaczem, a jedynie rodziną pewnego chłopca, którego spotkała ogromna tragedia... Całość opowiem ci po drodze. Pomożesz mi?

Informatyk wydał bolesny jęk.

- Dlaczego nie weźmiesz ze sobą Dylana? On jest tak samo pokręcony jak ty i też go takie rzeczy interesują...- zaczął Dean, ale na widok miny Mii urwał.- Co się stało między wami? To koniec etapu znośnego Coopera?

Wszyscy nagle zrobili się tacy domyślni... Świetnie, pomyślała sarkastycznie.

- To też opowiem ci po drodze, o ile zgodzisz się mi pomóc. Więc jak będzie?

Informatyk skapitulował.

- Masz szczęście, że jestem ciekawy co się między wami stało. No dobra, pomogę ci.

Ciemnowłosa uśmiechnęła się zwycięsko. Wiedziała, że go przekona. Przecież ma nieodparty urok, prawda?

*****

Pojechali na miejsce metrem. Beatrice Myers mieszkała około pół godziny drogi od Madison w kierunku centrum. Może i nie mieli auta, ale ciemnowłosa nie narzekała. Opowiedziała wszystko Deanowi.

- Nie sądzę, żebyś ułatwiła sytuację. Słyszałaś kiedyś o "tymczasowym" zerwaniu? Co cię napadło?

Opowiedziała mu o wizycie w psychiatryku, rozmowie z Lizzie, badaniu zglisz, informacjach wydobytych od Jonathana, a on pytał się akurat o to. Serio?! Mógł zapytać o tyle ważnych rzeczy, a on chciał wiedzieć, dlaczego wpadła na pomysł zawieszenia związku?! W pewnym stopniu zainspirowała ją do tego Lila, stwierdzając że Dylan ma na względzie jej dobro. Powinien skupić się na śledztwie i nie myśleć o niej. Wyjaśniła to blondynowi, ale ten dalej nie łapał sytuacji.

- Rozumiem twoje argumenty, ale sama widzisz, że efekt nie jest satysfakcjonujący. Pogadaj z nim. Na pewno uda ci się to naprostować...

- Dojeżdżamy na miejsce- poinformowała Mia, podchodząc do drzwi.- Skupmy się na tym, co istotne. Musimy dowiedzieć się od Beatrice jak najwięcej o Colinie. Ja się tym zajmę, najlepiej się nie wtrącaj.

- To czym ja jestem?- spytał Dean, wysiadając z metra i kierując się do schodów prowadzących na powierzchnię.- Przyzwoitką?

Ciemnowłosa przewróciła oczami. Nie nazwałaby go w ten sposób, chociaż pełnił podobną funkcję... Tak szczerze.

- Wsparciem moralnym?- podsunęła.

- Super- skwitował bez grama entuzjazmu Dean, ale on tylko udawał. Na pewno mu to przeszkadzało. Przynajmniej spędzali razem więcej czasu, co nie?

Znalezienie odpowiedniego adresu zajęło im jakiś kwadrans. Kilka razy nawet pytali się, gdzie znajduje się wspomniana kamienica. Okazało się, że obydwoje mieli fatalną orientację w terenie. Świetnie się dobrali, prawda? Mniejsza z tym. Przecież finalnie dotarli do Beatrice. Chwilę pukali do drzwi aż kobieta po pięćdziesiątce otworzyła im z grymasem na twarzy.

- Dziękuję, ale nie zamierzam nic od was kupować ani się nawracać- poinformowała, chcąc zamknąć drzwi, ale Mia błyskawicznie włożyła stopę pomiędzy framugę, a drzwi. Nie odpuści tak łatwo, nie po to tutaj jechali.

- Nie przyszliśmy w tym celu. Jesteśmy z gazetki szkolnej Madison. Chcieliśmy porozmawiać o pani siostrzeńcu. Możemy zająć chwilę?

Kobieta omiotła ich rozbawionym i jednocześnie zdziwionym spojrzeniem, po czym otworzyła szerzej drzwi. Udała się w kierunku salonu. W międzyczasie Mia przyjrzała się rozmówczyni. Kobieta miała widoczne zmarszczki, ale jej włosy dalej były ciemne, gęste i kręcone. Sylwetkę też miała dość szczupłą jak na jej wiek, a na jej twarzy gościł mocny makijaż. Jej mieszkanie nie było duże, ale urządzone ze smakiem i elegancją.

- Nie rozumiem, czemu interesuje was przypadek sprzed ćwierć wieku. Jeśli szukacie podpalacza, muszę was rozczarować. To był wypadek, a konkretnie nieszczelna instalacja- oznajmiła Beatrice, nawet nie proponując im kawy czy herbaty.

- Nie szukamy sprawcy. Chcieliśmy jedynie zapytać o Colina. Doszliśmy do informacji, że adoptowała go pani jakieś... Osiem lat po wypadku. Dlaczego tak późno?

Ciemnowłosa myślała, że to pytanie będzie kłopotliwe albo choć trochę speszy rozmówczynię. Myliła się. Ta tylko machnęła lekceważąco ręką, uśmiechając się.

- Nie wiedziałam o pożarze. Byłam za granicą i robiłam karierę modelki. Kiedyś byłam sławna... A kiedy wróciłam od razu zaczęłam starać się o opiekę nad Colinem. Przynajmniej mogłam mu zapewnić studia. Ta tragedia... Nie mogę uwierzyć, że moja siostra była tak lekkomyślna. Podobno kupiła razem z mężem dom, wiedząc o wadliwej instalacji i przez lata jej nie wymienili... Co za zaniedbanie okupione tragedią.

Czyli siedząca przed nią kobieta robiła karierę, gdy jej siostrzeniec przechodził najcięższe chwile w życie - utracił rodziców i dom. Więc mieli do czynienia z karierowiczką, która chętnie krytykowała nawet swoją zmarłą siostrę... Tego Sanchez się nie spodziewała. Myślała, że spotka kogoś, kto chociaż minimalnie będzie w żałobie.

- Jak Colin zniósł całą tę sytuację? Utrata rodziców, dom dziecka... Czy uczęszczał do psychologa?

- Był dzieckiem, kiedy to się stało. Poradził sobie z tym na tyle, na ile można. Podobno kiedyś uczęszczał na terapię... W jednym z sierocińców. Później już nie. Na pewno nie pod moją opieką. Udał się nawet na medycynę. Dzięki mnie miał lepsze perspektywy. Chłopaka z sierocińca nigdy nie byłoby stać na pójście na medycynę.

- Rozmawiała z nim pani na ten temat?

- Medycyny? Mnóstwo razy. Pewnego dnia przyszedł do mnie i powiedział, że ma już plany na przyszłość, ale są kosztowne i dlatego chciał mnie poprosić o pożyczkę... Powiedziałam mu, żeby o tym zapomniał. Ja mu dam te pieniądze, a nie pożyczę. Niech ma coś od życia, skoro stracił rodziców.

- Miałam na myśli jego samopoczucie- sprostowała Mia.- Czy poradził sobie ze stratą?

- Nie rozmawiałam z nim na ten temat. Coś jeszcze chcecie wiedzieć? Zaraz idę do fryzjerki. Nie mam wiele czasu- poinformowała Beatrice, automatycznie poprawiając dłonią włosy.

- Jeszcze tylko moment- zapewniła ciemnowłosa. Chyba i tak nic więcej by się od niej nie dowiedzieli. Beatrice nie wnikała w to jak czuł się jej siostrzeniec, skoro przecież opłaciła mu studia medyczne. Jakby to wszystko załatwiało. Nic dziwnego, że Colin nie wzgardził bogatą krewną, która właściwie miała go gdzieś, skoro jako alternatywę miał pobyt w domu dziecka. Wszystko było lepsze.- Ma pani aktualny adres jego zamieszkania albo numer telefonu?

- Gdybyś była starsza, pomyślałabym że jesteś z policji. Tak się składa, że od jakichś pięciu lat nie mam z nim kontaktu. Wyjechał z miasta i rzadko dzwoni. Podobno trafił na bardzo dobrą ofertę pracy w prywatnej klinice. Colin zawsze był ambitny. Nie mam mu tego za złe. Niech się rozwija. Coś jeszcze?

Myers ewidentnie się niecierpliwiła. Ciemnowłosa postanowiła zadać ostatnie pytanie, tak dla rozwiania wątpliwości. Obraz klatki z piwnicy zglisz nie dawał jej spokoju.

- Czy kiedy mieszkali w tym domu z nieszczelną instalacją, mieli psa? Orientuje się pani? Może Colin coś wspominał?

Beatrice spojrzała na nią jak na wariatkę.

- Skąd to wzięłaś, skarbie? Nie, Colin o niczym takim mi nie wspominał. Zresztą to niemożliwe ze względu na moją siostrę. Miała uczulenie na sierść. Nigdy nie miałyśmy żadnych zwierząt.

Mia podziękowała jej i razem z Deanem opuścili eleganckie mieszkanie byłej modelki. Ciemnowłosa czuła, że powoli zbliżała się do prawdy. Musiała tylko jeszcze zdobyć kilka fragmentów układanki i ostatecznie je poskładać w całość...

Niepokoiła ją ta klatka. Skoro nie mieli psa... Co było tam trzymane? Zresztą oględziny jej i Dylana zgadzały się ze słowami Beatrice. W piwnicy nie było sierści, ani nawet miski czy karmy dla psa.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro