Prolog
Lindsay przywołała przyjaciółkę gestem ręki. Potrzebowała jej, żeby wrzucić na media informację o imprezie. Po krótkim namyśle wzięła też butelkę whisky. Chyba nikt nie spodziewał się, że to będzie spokojna impreza nad basenem, co nie?
- Chodź, Katie. Zrobimy sobie fotkę nad basenem- rzuciła Lindsay.- Mogę pożyczyć od ciebie te zajebiste okulary przeciwsłoneczne?
Brunetka przewróciła oczami jakby usłyszała coś wyjątkowo niedorzecznego.
- Oczywiście. Mówiłam, że nie musisz pytać. Możesz pożyczać co tylko chcesz. Zamierzasz zrobić zdjęcie z tym?- spytała Kate, wskazując butelkę.
- Między innymi. Dzięki temu perfekcyjnie oddamy charakter imprezy- odparła brunetka, zgarniając w drodze na taras wspomniane okulary z blatu. Bardzo jej się podobały, a złoty napis z marką znajdujący się na boku też robił swoje. Takie rzeczy mogły kosztować fortunę. Gdyby miała je sama kupić, w życiu by się na to nie zdecydowała. Za to pożyczenie ich na chwilę od przyjaciółki było w porządku.
- Jak chcesz. I tak wszyscy wiedzą jak wyglądają moje imprezy- wzruszyła ramionami Katie, uśmiechając się do obiektywu.
Lindsay lekko przekrzywiła głowę, uśmiechnęła się i zrobiła kilka zdjęć. Razem z przyjaciółką przejrzały je i wybrały najlepsze, które poszło do internetu.
- To będzie najlepsza impreza- stwierdziła po chwili Kate. Jej rodzice często wyjeżdżali, ale tym razem miało ich nie być cały weekend, a zrobiło się na tyle ciepło, żeby można było zrobić użytek z ogromnego basenu. Poza tym dom przyjaciółki był wielki i bardzo nowoczesny. Będzie epicko.
- Wiadomo- potwierdziła brunetka bez cienia wątpliwości.
Chociaż się uśmiechała, wcale nie była taka szczęśliwa. Poniekąd, to była pożegnalna impreza. Później miała jechać do szkoły z internatem. Strasznie bała się, że przez to straci kontakt z przyjaciółką. Jednak na razie żadna z nich nie poruszyła tego tematu. Katie gratulowała jej i śmiała się, że Lindsay dołączy do tamtejszej elity. Madison było wyjątkowo elitarną szkołą, jedną z najlepszych w całym kraju. To cud, że się tam dostała.
- Zaraz wrócę- poinformowała Lindsay, dostrzegając ostatnią osobę, której się tutaj spodziewała. Co robiła tutaj Courtney? Skąd dowiedziała się o imprezie?
Katie skinęła głową, po czym zajęła się wyciąganiem jedzenia z pudeł, które chwilę temu dostarczyła firma kateringowa. Każde z dań było zapakowane w osobne, papierowe, owinięte folią tacki. Niemniej, wyglądały zachęcająco.
- A ty gdzie myślisz, że idziesz?- zapytała brunetka, zastępując drogę rok młodszej, wyjątkowo natrętnej kuzynce.
- Na imprezę- odpowiedziała Courtney z uśmiechem. Miała na sobie wyjątkowo krótką sukienkę, która ledwie zakrywała jej tyłek. Taka długość była dla niej standardowa.- Wiem, że jestem trochę wcześnie, ale umówiłam się z kimś.
Jaka ona była denerwująca, pomyślała Lindsay.
- Nikt cię tutaj nie zapraszał- zwróciła uwagę brunetka.- Wiesz, gdzie jest wyjście.
- A ja myślę, że nie chcesz się mnie tak szybko pozbywać. Po powrocie do domu mogłabym, czysto potencjalnie, powiedzieć rodzicom gdzie jesteś. Nie byliby zadowoleni. To jak, mogę zostać?
Nie byliby zadowoleni, to spory eufemizm. Byliby wkurzeni do granic możliwości. Oczywiście jej "ukochana" kuzynka doskonale o tym wiedziała i zamierzała wykorzystać tę wiedzę jako kartkę przetargową.
- No okej, ale nie piśniesz im ani słówka.
- Jasne- mruknęła zadowolona Courtney, rozglądając się jakby kogoś szukała.- Nie powinnaś być w drodze do Madison?
- Chcę pożegnać się ze znajomymi i tyle. Pojadę tam jutro, ewentualnie za dwa dni. Nic się nie stanie jak przyjadę trochę po rozpoczęciu roku. Zrzucę to na problemy z transportem. Jeśli to komuś powtórzysz, wylecisz z tej imprezy i wszystkich następnych organizowanych przez Katie. Rozumiesz?
- Okej, wyluzuj. Tylko pytałam. Wydało mi się dziwne, że olewasz jedną z lepszych szkół w całym kraju dla kolejnej imprezy, ale to twoja decyzja- rzuciła jej kuzynka.- Widziałaś Keitha?
- Serio?- spytała Lindsay, unosząc brwi ze zdziwienia. Co jak co, ale tego bynajmniej się nie spodziewała.- Pytasz czy widziałam tego dupka, który zaliczył połowę szkoły? Zawsze wiedziałam, że masz beznadziejny gust, ale to już jest dno.
Kuzynka rzuciła jej powątpiewające spojrzenie.
- Nie przesadzaj. Aż taki zły nie jest. Akurat jeśli chodzi o wygląd, nie możesz mu nic zarzucić. Chcę się tylko zabawić, więc to wystarczy.
Lindsay skrzywiła się jakby zjadła cytrynę. Keith miał fatalną reputację, jeśli chodzi o związki, a raczej ich brak. Sypiał z kim popadnie. Myśl, że Courtney mówiła o tym tak lekko, napawała ją odrazą. Chciała rzucić jakiś tekst o chorobach wenerycznych, ale Courtney wyminęła ją i uśmiechnęła się czarująco do Keitha, który właśnie pojawił się w progu. Od tego widoku aż zbierało jej się na wymioty. Jej kuzynka zawsze była bardzo bezpośrednia, ale żeby niemal podawać mu siebie na tacy? To idiotyczne i skrajnie głupie.
- Twoja kuzyneczka zaczyna łowy?- usłyszała za plecami głos Katie, która patrzyła na rozgrywającą się przed nimi scenę z równie wielkim politowaniem.
- Jak mogłaby przegapić okazję wskoczenia do łóżka Keitha- odparła z niesmakiem Lindsay.
- Będzie dobrze jak oni w ogóle dojdą do łóżka. Może skończyć się na szybkim numerku w toalecie.
- Bardzo możliwe- oceniła Lindsay, patrząc jak Courtney siada mu na kolanach w salonie. Serio?! Nie mieściło jej się w głowie, że można być tak puszczalskim. Na własne życzenie pakowała się do łóżka największemu dupkowi w szkole i jeszcze zachowywała się przy tym tak sztucznie. Okropność, skonstatowała w myślach.
- Idziesz mi pomóc czy zamierzasz się na nich gapić?
Brunetka od razu poszła za przyjaciółką do kuchni. Miały jeszcze sporo jedzenia do rozpakowania, a impreza za niedługo miała się zacząć. Lindsay rozpakowywała jedzenie, gdy poczuła wibracje w tylnej kieszeni spodni. Spojrzała na wyświetlacz i zobaczyła, że ma nową wiadomość. Czyżby ktoś chciał dopytać się o imprezę? Nie, to nie miało sensu.
Brawo, zostałaś wybrana jako jedna z trzynastu osób, które wezmą udział w sześciu wyzwaniach. Będziesz rywalizować z innymi uczestnikami o pięćdziesiąt tysięcy dolarów i stypendium w wybranym college'u.
Powodzenia.
D.
Treść wiadomości była dziwna. To spam, a może ktoś bawił się w internetowe żarty? W swoim życiu dostała już mnóstwo wiadomości mówiących o nieistniejących nagrodach. Zawsze chodziło o to samo. Wejść na stronę albo wysłać SMS'a zwrotnego za zbyt wysoką cenę jak na krótkie "tak".
- Coś ważnego, a może napisał do ciebie wiesz kto?- spytała blondynka, rzucając jej wymowne spojrzenie.- Przyjdzie na imprezę?
Lindsay pokręciła głową.
- To już nie ma najmniejszego znaczenia. Jutro albo pojutrze wyjeżdżam do Madison. Nie zamierzam być w związku na odległość.
- A kto mówił o związku? Czasami mogłabyś wziąć przykład ze swojej narwanej kuzyneczki. Czyli to jednak on?
- Nie- odpowiedziała brunetka, gasząc entuzjazm przyjaciółki.- Zwykły spam. No wiesz, nagroda za głupiego SMS'a.
- Pokaż- poprosiła Katie, odkładając na blat nieskazitelnie czyste kieliszki.- Pośmiejemy się.
Lindsay przewróciła oczami, po czym podała przyjaciółce iPhone'a.
- Ciekawe. Czegoś takiego jeszcze nie widziałam- stwierdziła Kate, czytając cicho treść wiadomości.- Gdyby to była prawda, byłabyś ustawiona. Może nawet dostałabyś się na Harvard. Miałabym przyjaciółkę na Harvardzie!
- Nie ciesz się tak. To żart. Bardzo kiepski.
Brunetka nie wierzyła w takie głupoty. Przecież dostała się do Madison. Zdecydowanie wyczerpała swój limit szczęścia. Zresztą ta wiadomość nie podawała żadnych konkretnych. Była co najmniej podejrzana. Jakie zadania? Kto był sponsorem? Jeszcze to D na końcu. Co to niby miało być? Imię? Nazwisko? Nazywa firmy czy fundacji?
- Pamiętasz jak same przechodziłyśmy fazę telefonicznych żartów?- zapytała Lindsay.
Katie pokiwała głową z uśmiechem błąkającym się na ustach.
- Jasne, ale to było takie głupie. Pamiętasz tego faceta, który groził nam policją? Na serio wyglądałyśmy radiowozu z okna.
Lindsay skinęła głową, po czym obie wybuchnęły śmiechem, wymieniając się kolejnymi, wyjątkowo głupimi pomysłami z przeszłości. Były przyjaciółkami od podstawówki. Miały za sobą naprawdę wiele zabawnych historii. Jako dzieci potrafiły być wyjątkowo kreatywne. Kilka razy wpadły przez to w kłopoty, ale przynajmniej miały ciekawe wspomnienia.
- Wracając do tematu- odezwała się po chwili Katie.- Powinnaś zadzwonić. W tej wiadomości brakuje konkretów. Jeden telefon ci nie zaszkodzi. Możesz tylko na tym zyskać.
Brunetka rzuciła przyjaciółce powątpiewające spojrzenie.
- Nie jestem przekonana- przyznała.
- W takim razie zamknij oczy i pomyśl o swoim wymarzonym college'u. Wiem, że chcesz iść na Harvard. Masz nawet bluzę z nazwą tego college'u. Jeśli chcesz się tam dostać, musisz być gotowa do poświęceń. Wierz mi, ten telefon to najprostsza rzecz, jaką możesz zrobić. Zaryzykuj, bo nic cię to nie kosztuje.
Żeby to była tylko jedna bluza, pomyślała Lindsay. Miała ich kilka. Jej przyjaciółka miała rację. Nie tylko w kwestii bluz. Naprawdę chciała iść na Harvard. Chciała mieć lepsze życie niż jej rodzice. Od zawsze zazdrościła przyjaciółce pieniędzy, chociaż usilnie to ukrywała. Też chciałaby mieć gigantyczny dom z basenem i markowe ubrania. Drogą do jej wymarzonego życia był Harvard, dlatego podjęła decyzję. Nie mogła stracić takiej szansy.
- Dzwonię- oznajmiła w końcu, wybierając nieznany numer.
Przez kilka nieznośnie długich sekund czekała aż ktoś odbierze. Już zaczynała mieć wątpliwości czy to aby faktycznie nie był kiepski żart, aż wreszcie ktoś odebrał. Wzięła głęboki wdech.
- Dzień dobry. Nazywam się Lindsay Walker. Dzwonię w sprawie konkursu. Mam kilka pytań. Rozumiem, że dzwonię we właściwe miejsce?
Katie uśmiechnęła się pokrzepiająco, pokazując jej kciuk w górę. Później wróciła do przygotowywania drinków.
Po drugiej stronie panowała cisza. Nikt jej nie odpowiedział. Brunetka odsunęła telefon od ucha, żeby sprawdzić czy przypadkiem rozmówca lub rozmówczyni się nie rozłączył. Dziwne, stwierdziła. Połączenie ciągle trwało. Ponownie przyłożyła telefon do ucha.
- Jedź do Madison- polecił męski nieco robotyczny głos, zdecydowanie zniekształcony przez jakiś program. Lindsay nie znała się na tym, ale wiedziała, że tak nie brzmi zwyczajny głos. Przeszedł ją dreszcz. Połączenie zostało przerwane.
Skąd ten ktoś wiedział, że w ogóle dostała się do Madison, a tym bardziej, iż jej tam nie ma?! Jeszcze ten modulator głosu, rozkaz... To brzmiało niepokojąco.
- I co?- zapytała Katie, wyciągając w jej kierunku drinka. Brunetka chętnie go przyjęła.
- To tylko żart. Odebrała kobieta i przeprosiła za swojego syna, który bawił się jej telefonem- skłamała Lindsay.
Ten telefon potwornie ją przeraził. Nie wiedziała, czemu nie powiedziała tego przyjaciółce... Chyba po prostu chciała o tym zapomnieć, wymazać to wspomnienie z pamięci. Poza tym nie chciała martwić przyjaciółki.
- Szkoda, ale przynajmniej teraz nie będziesz zastanawiać się co jeśli byś zadzwoniła. I tak masz szczęście. Niedługo jedziesz do swojej wymarzonej szkoły, a mnie zostawiasz na pastwę samotności i wiecznych imprez. Co ja bez ciebie zrobię?
Katie mówiła to lekko, ale Lindsay znała ją na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że faktycznie się o to martwiła.
- To wcale nie jest taki zły los- zwróciła uwagę Lindsay.- Ja pewnie będę siedzieć cały czas nad książkami. W przerwach będę do ciebie dzwonić. Będziesz miała mnie dość. Gwarantuję.
Kate uśmiechnęła się smutno.
- Wątpię. Przed wyjazdem zawsze się tak mówi... Później zaczynasz poznawać nowych znajomych i spędzać z nimi czas. Prędzej czy później zapominasz o tych, których zostawiłaś. Zawsze tak jest. Kontakt na odległość nie wychodzi.
- Nie mów tak- poprosiła ją przyjaciółka. Nie wyobrażała sobie, że mogłaby zapomnieć o Katie, osobie, z którą spędziła całe swoje dzieciństwo i która znała ją jak nikt inny.- Jesteśmy przyjaciółkami i żadna odległość tego nie zmieni.
- To się jeszcze okaże- mruknęła Kate, będąc w nieco lepszym nastroju.- Chodźmy się przygotować. Ludzie się schodzą.
- Będziemy wyglądać bosko- stwierdziła Lindsay.
- Jak zawsze- zgodziła się z nią Kate.
Jeśli chodzi o ubrania, miały naprawdę szerokie pole do popisu. Właściwie to Katie, ale ta chętnie jej pożyczała nawet swoje najnowsze zdobycze.
W pokoju Katie zastały całującą się parę. Tak przynajmniej brunetka myślała do momentu, kiedy rozpoznała blondynkę. Jej "ukochana" kuzyneczka leżała pod Keithem. Na szczęście jeszcze w ubraniach.
- Wypad- oznajmiła szorstko Kate, przewracając oczami z irytacji. Goście imprez mogli korzystać z wszystkich pokoi poza dwoma: jej i sypialnią rodziców.
Obydwoje wstali i bez słowa przenieśli się do pokoju obok. Tylko Courtney rzuciła kuzynce mordercze spojrzenie. Nie doczekanie. Zajęli niewłaściwy pokój. No chyba nie myśleli, że im odpuszczą sypialnię Katie?
- Ja pierdolę. Jest strasznie szybka.
- To prawda. Przypomnij mi żebym zamknęła pokój na klucz przed rozpoczęciem imprezy. Nie chcę kolejnych obściskującących się par w moim łóżku.
Nagle Lindsay dostała kolejną wiadomość. Może Courtney postanowiła wylać swoje żale w wiadomości? Jeśli tak, to świetnie. Skasuje wiadomość, nawet jej nie czytając.
Daję ci ostatnią szansę. Przyjedź do Madison jeszcze dzisiaj albo zapłaci za to ktoś z twoich bliskich.
Brunetkę po raz kolejny przeszedł dreszcz. To robiło się chore. Ta pierwsza wiadomość była w miarę niewinna. Telefon był przerażający i ta wiadomość też. Od razu zablokowała ten nieznany numer. Może to ktoś z jej znajomych postanowił zażartować z jej wyjazdu do Madison? Niemniej, nie zamierzała się w to bawić. Koniec wiadomości.
- Co jest, Linds?- spytała przyjaciółka, przyglądając się jej badawczo.- Zrobiłaś się jakaś blada.
- Wszystko w porządku- skłamała brunetka, siląc się na uśmiech.- Po prostu to znowu ten sam numer co wcześniej. Dzieciak ponownie dorwał się do telefonu. Już zablokowałam numer, więc więcej nie napisze.
- Tylko tyle? Która lepsza?- spytała Katie, wyciągając z kieszeni dwie sukienki. Obie były krótkie, ale właściwie po co się zakrywać, podczas imprezy nad basenem. W każdej chwili mogły zdjąć sukienki i w strojach kąpielowych wskoczyć do basenu. Poza tym, nie miały się czego wstydzić. Jedna z nich była obcisła bordowa i na ramiączkach. Druga była lśniąca, cała w cekinach i w kolorze indygo.
- Pierwsza. Jest bardziej seksowna. Będziesz w niej wyglądać zabójczo.
Katie jeszcze raz przyjrzała się sobie w lustrze z przyłożoną do siebie sukienką, po czym pokiwała głową.
- Masz rację. Za to ty będziesz wyglądała olśniewająco w tym. Koniecznie musisz ją założyć.
Przyjaciółka wyciągnęła z szafy kolorową torbę z prezentem i jej ją podała.
- Mówiłam, że nie przyjmuję prezentów bez okazji- zwróciła uwagę Lindsay. Katie kupowałaby jej prezenty znacznie częściej, gdyby wcześniej surowo jej tego nie zakazała. W gruncie rzeczy, chodziło o pieniądze. Przyjaciółka nie oszczędzała ich na prezenty, jej rodzice mieli mnóstwo pieniędzy. Lindsay nie chciała, żeby ktokolwiek pomyślał, że przyjaźni się z nią tylko z tego powodu.
- W takim razie potraktuj to jako prezent pożegnalny. Gdy tylko ją zobaczyłam w sklepie, od razu pomyślałam o tobie. No dalej, sprawdź co to za kiecka.
Brunetka przez chwilę walczyła z pokusą zajrzenia do torby. W końcu to zrobiła. Zobaczyła piękną złotą sukienkę ze zwiewnego, lekkiego materiału. Od razu jej się spodobała, tylko był jeden problem. Wyglądała na bardzo drogą.
- Nie mogę jej przyjąć- zaoponowała, odsuwając od siebie torbę.
- Możesz, a nawet musisz. Nie przyjmę jej z powrotem. Przysięgam, że jeśli jej nie weźmiesz, to wyrzucę ją do kosza. Chyba nie chcesz, żeby tyle pieniędzy poszło do kosza? Dobrze wiesz, że mój ojciec sporo zarabia. To nie jest najmniejszy problem.
- No dobra. Dziękuję ci. Jest śliczna.
Lindsay uściskała przyjaciółkę, zerkając mimochodem na sukienkę, która naprawdę bardzo jej się podobała.
- Taka powinna być twoja reakcja od początku- zwróciła uwagę Katie.- Wiesz, że kupiłam tę kieckę na ostatnich zakupach? Ojciec, kiedy ostatnio przyjechał, postanowił zabrać mnie na zakupy. Nawet jej nie przymierzałam, a i tak mi ją kupił. Kupi mi wszystko, żeby udawać wzorowego ojca.
Lindsay pokiwała głową ze zrozumieniem. Znała sytuację rodzinną Kate i wiedziała, że przyjaciółka nie lubi o tym rozmawiać. Szczególnie nie lubiła gdybania. Gdyby jej rodzice byli normalni... Cóż, rzeczywistość wyglądała inaczej. Jej ojciec sporo pracował, a w międzyczasie jeździł na wycieczki z żoną. Nigdy nie brali ze sobą Katie. Robili jej przelew. Nawet jeśli jej matka nie pracowała i akurat nie miała żadnego wyjazdu, i tak nie było jej w domu. Wolała szlajać się po hotelach i wynajmować pokój obok swojego męża. Była o niego wręcz chorobliwie zazdrosna.
- Jesteś najlepszą przyjaciółką jaką mogłam mieć, ale więcej nie myśl o drogich prezentach, jasne?- rzuciła Lindsay, chcąc zmienić temat.
- Skoro tak ci na tym zależy- przytaknęła z uśmiechem Katie.- No to przebierzmy się i chodźmy. Goście czekają.
Na dole zastały już całkiem pokaźny tłum. Muzyka była włączona. Alkohol schodził niewiarygodnie szybko. Na szczęście Katie zgromadziła całkiem pokaźny zapas. Niemal od razu ktoś wcisnął im do rąk kieliszki z szampanem. Brunetka zebrała kilka pochwał swojej kreacji, która, swoją drogą, leżała na niej doskonale.
- To co, najpierw basen póki nie jesteśmy jeszcze pijane?- zaproponowała Kate.
Wbrew pozorom, starały się pilnować bezpieczeństwa. Ostatnim czego potrzebowały był wypadek w basenie.
- Pewnie- zgodziła się od razu Lindsay. Mimo że dopiero co założyła szpilki, chętnie je na trochę zdejmie.
Wieczór zapowiadał się świetnie.
*****
Było już dobrze po północy, kiedy Lindsay doszła do wniosku, że musi się przewietrzyć. Nie wytrzyma dłużej w tym zatłoczonym, dusznym pomieszczeniu. W powietrzu unosił się okropny zapach papierosów, tak mocno go nienawidziła, oraz trawki. W każdym razie nie zamierzała nikomu czegokolwiek zakazywać. Po prostu musiała się przewietrzyć.
Mimowolnie zaczęła się rozglądać za Katie, ale nigdzie jej nie widziała. Zniknęła jej z pola widzenia po grze w butelkę, a to było już co najmniej godzinę temu. Może też poszła się przewietrzyć?
Początkowo chciała iść na górę i sprawdzić pokój przyjaciółki. Jeśli szukała prywatności, pewnie tam poszła. Niestety z powodu wypitego alkoholu wątpiła, że da radę tam dojść. Nie wypiła aż tak dużo. Po prostu trochę się chwiała w swoich obcasach, a jej myśli zasnuwała przyjemna mgiełka. Lekko otępiająca, ale dzięki temu nie miała natłoku myśli. Była zwyczajnie wyluzowana.
Brunetka wyszła na zewnątrz tak, żeby ominąć basen. Nie chciała zmoczyć swojej nowej sukienki. Prezent od Katie od razu stał się jedną z jej ulubionych kreacji.
Z radością wdychała świeże powietrze, aż do chwili, kiedy spojrzała na jedno w mniejszych drzew rosnących w ogrodzie. Dobre samopoczucie od razu ją opuściło. Zrobiło jej się niedobrze. Kucnęła i zwymiotowała w kierunku najbliższego krzewu. Nie wierzyła w to, co widziała. Nie, to nie może być prawda, powtarzała sobie w myślach. Łzy niemal całkowicie przysłoniły jej widok. Pomimo tego, skierowała się do środka. Czuła jakby zaraz miała się przewrócić. To już nie był skutek alkoholu. Czuła jakby jej nogi były z waty. Chyba wpadła na kogoś przy wejściu. Dopiero po chwili rozpoznała Courtney. Kuzynka coś do niej mówiła, ale jej słowa do niej nie docierały. Zupełnie jakby była pod wodą. Cały czas towarzyszył jej tylko jeden obraz. Widok Katie wiszącej na drzewie. Jeszcze ten cholerny wiatr, który bawił się jej przyjaciółką jak szmacianą lalką.
Lindsay próbowała coś powiedzieć, ale głos nie chciał wydobyć się z jej ściśniętego gardła. W końcu rozpłakała się, wskazując ręką na zewnątrz.
Courtney najpierw kucnęła przy niej. Chyba nawet wydawała się przejęta. W tej chwili brunetka nie kontaktowała na tyle, żeby to w ogóle przyjąć do wiadomości. Jej kuzynka wyszła na zewnątrz. Po chwili słychać było krzyk.
Wszystkie zdarzenia później zdawały się takie nierealne. Z jednej strony wszystko działo się niezwykle szybko. Z drugiej Lindsay cały czas miała przed oczami wiszącą Katie z pętlą wokół szyi. W pewnym sensie po tym zdarzeniu czas się dla niej zatrzymał.
Uczestnicy imprezy od razu poszli w kierunku źródła hałasu. Reagowali w różny sposób. Niektórzy wymiotowali. Inni momentalnie bledli z przerażeniem w oczach. Część patrzyła na to, jakby nogi wrosły im w ziemię i nie potrafili się stamtąd ruszyć. Reszta uciekała w popłochu jakby mieli z tym cokolwiek wspólnego. Pewnie chcieli uniknąć policji. Znaleźli się też tacy, którzy spali gdzieś pod stołem lub na trawie i nawet nie pojmowali zaistniałej tragedii.
W pewnym momencie poczuła wibracje w kieszeni sukienki, na widok której ponownie wybuchnęła płaczem. Jej prezent pożegnalny. Oddałaby wszystko, żeby tylko jej przyjaciółka była ponownie żyła. W tym momencie odległość straciła jakiekolwiek znaczenie.
Lindsay spojrzała na telefon z nadzieją, że cokolwiek to będzie, może na chwilę odwróci jej uwagę. Tak się nie stało.
Ostrzegałem cię. Gdybyś pojechała do Madison w terminie, Kate nadal by żyła. Jeśli komukolwiek o tym powiesz, skończysz tak jak ona. To nie jest żart :)
Zakryła usta dłonią, powstrzymując szloch. Jezu. To wszystko jej wina. Miała dowód czarno na białym. Wypuściła telefon z rąk, nie przejmując się tym, że mogłaby go zniszczyć. W tej sytuacji iPhone był jej najmniejszym zmartwieniem. Nie mogła uwierzyć, że ktoś zabił jej przyjaciółkę, dlatego że nie pojechała na czas do szkoły. Sytuacja była tak nieprawdopodobna, że gdyby usłyszała o czymś takim kilka dni temu, wyśmiała by osobę, która by o tym opowiadała.
Po chwili usłyszała dźwięk przychodzącej wiadomości. Autentycznie bała się podnieść telefon. Rozejrzała się na boki, szukając czegokolwiek podejrzanego. Dom Katie opustoszał. Dalej było tam sporo osób, ale nikt już się nie uśmiechał, nie bawił się. Panowała cisza. Dopiero teraz zarejestrowała, że ktoś wyłączył muzykę.
W końcu drżącymi rękami sięgnęła po telefon. To mógł być każdy. Poza tym policja na pewno była w drodze. Nie miała pojęcia co im powie. Bała się. Jeśli adresat wiadomości tutaj był? Musiał być, skoro... Zrobił to co zrobił. Nie potrafiła tego nazywać po imieniu. Morderstwo, to jedyne słowo jakie przychodziło jej na myśl.
Czas na wyzwanie #1 Kiedy policja będzie cię przesłuchiwała, skłamiesz. Opowiesz im, jak bardzo była przybita dzisiaj i nie tylko twoja przyjaciółka. Powiesz, że to było samobójstwo. Inwencja twórcza należy do ciebie. Po prostu mają uwierzyć, że chciała się zabić. W tej grze stawką jest nie tylko nagroda, ale i życie twoje oraz twoich bliskich. Zaraz po przesłuchaniu masz jechać do Madison :)
Lindsay ze złością rzuciła telefonem o kanapę. Urządzenie odbiło się i poleciało na podłogę. Ukryła twarz w dłoniach. Czuła się tak bardzo bezradna. Co miała zrobić? Posłuchać tego psychola i pozwolić wierzyć wszystkim, że Katie popełniła samobójstwo czy powiedzieć prawdę i narazić się na ryzyko? Wiedziała, że to nie są żarty. Zagrożenie było realne.
Właściwie niemal od razu znała odpowiedź i to ją bolało. Musiała kłamać. To słowo pozostawiło jej gorzki smak na języku, ale strach wygrał. Może kiedy ukończy tę chorą grę, będzie mogła coś zrobić? Przysięgła sobie, że kiedyś powie prawdę. Kłamstwo było rozwiązaniem tymczasowym.
Policja przyjechała po kilku minutach. Przyjechali również z nimi technicy, którzy natychmiast zabrali się za zabezpieczenia miejsca śmierci Kate. Lindsay przyglądała się temu, czując jakby jej serce rozrywało się na kawałki. Już sama strata przyjaciółki bolała bardziej niż cokolwiek do tej pory. Czuła pustkę, jakby coś w niej umarło. Jakby jej świat legł w gruzach. Już nigdy nie będzie taki sam, bo będzie jej brakowało tej jednej osoby. Nie pomagała jej też świadomość, że to wszystko jej wina. To ona sprowadziła na Katie taki los.
Po nieznośnie długim czasie spakowali ją do czarnego worka. Jej przyjaciółka leżała w czarnym worku przeznaczonym na zwłoki. Do Lindsay ciągle to nie docierało. Już nigdy z nią nie porozmawia. Nie będzie mogła skarcić jej za zbyt drogie prezenty. Nie będzie mogła zorganizować kolejnej wspólnej imprezy. Nawet jej nie zobaczy. To bolało niewyobrażalnie mocno.
- Możemy chwilę porozmawiać? Jeśli nie czujesz się teraz na siłach, możemy porozmawiać jutro na komisariacie. Jak wolisz- zagadnął ją jeden z policjantów.
Jutro na komisariacie. Te słowa przepełniły ją grozą. Musiała jechać do Madison. Jak najszybciej. Póki jeszcze ten psychol nie wpadł na pomysł, żeby kogoś jeszcze zabić.
- Może być teraz- wydusiła z siebie Lindsay, co wymagało od niej ogromnego wysiłku.
- Jeśli będziesz chciała przerwać, możesz to zrobić w każdej chwili- uprzedził mężczyzna.
Skinęła głową na znak, że rozumie. Razem z policjantem weszli do środka i usiedli w salonie. Poczuła ulgę, że nie widzi już czarnego worka.
- Powiedziano nam, że byłaś najlepszą przyjaciółką ofiary i że razem zorganizowałyście tę imprezę. To prawda? Proszę jeszcze podać imię i nazwisko.
Ten czas przeszły ją dobił.
- Tak, nazywam się Lindsay Walker.
Odpowiedziała jeszcze na kilka rutynowych pytań. Czy Kate miała chłopaka? Czy była lubiana? Czy miała jakieś problemy? Jak się zachowywała tego wieczoru? W końcu doszli do pytania, które było dla niej najtrudniejsze.
- Czy twoim zdaniem mogła popełnić samobójstwo?- zapytał policjant.
Na moment gardło jej się ścisnęło. Głos w jej głowie krzyczał: nie. Pomimo tego powiedziała:
- Tak. To znaczy wcześniej się tego nie spodziewałam. Gdybym wiedziała, powstrzymałabym ją. Jak teraz o tym myślę... Katie miała powody. Ostatnio miała dużo gorszy nastrój. Ta ciągła nieobecność rodziców w jej życiu nie pomagała. Czuła się niekochana i niepotrzebna. Jeszcze mój wyjazd do Madison... Jestem jej jedyną przyjaciółką... Może nie chciała zostać sama?
Jej słowa brzmiały żałośnie. Gdyby to od niej zależało, w życiu by w to nie uwierzyła. Jednak po minach policjantów, bo było ich dwóch, widziała, że w to wierzą. Usłyszała wcześniej, że nie ma żadnych śladów, które wskazywałyby na interwencję osób trzecich. Kupili bajkę o samobójstwie. Chciało jej się z tego powodu krzyczeć.
Katie nigdy by się nie zabiła!
Ze smutkiem uświadomiła sobie, że to faktycznie była ich ostatnia impreza. Nie przed wyjazdem tylko na zawsze.
- Przepraszam, ale ja muszę jechać do szkoły. Dostałam się do Madison, a rok szkolny już się zaczął- poinformowała policjanta, kiedy już chciał odejść.
- No dobrze, jedź, ale wcześniej podaj mi swój numer i bądź pod telefonem. Może się okazać, że będziesz musiała przyjechać złożyć dodatkowe zeznania.
- W porządku- powiedziała Lindsay i podyktowała swój numer telefonu.
Od wszystkich tych kłamstw zrobiło jej się niedobrze. To była najtrudniejsza rzecz, jaką dotychczas zrobiła. Owszem, zdarzało jej się naginać prawdę, ale to były nieistotne błahostki. Nigdy coś tak poważnego. Ciągle nie mogła uwierzyć, że Katie zabił jakiś psychopata, a ona musi wziąć udział w jego chorej grze, w której stawką było życie nie tylko jej, ale i jej bliskich. To istny obłęd.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro