Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

m e

show me...

Możesz odebrać mi szlacheckie atrybuty, ale nie odbierzesz mi szlacheckiego pochodzenia.

🌅🏯

Buty ze zwierzęcej skóry źle znosiły kontakt z błotem. W Sanbul zapadł zmrok i rozpadał się deszcz, jaki chmury obiecywały już od wczoraj. Yoongi szedł w asyście dwóch samurajów. Założył kaptur, więc stał się nie do rozpoznania.

W jednej chwili – gładko, płynnie i bezszelestnie – wojownicy zniknęli, a u boku Mina pojawił się przewyższający go mężczyzna. Nazywał się Jung Hoseok i był Mistrzem Czarnej Armii Yoongiego. To on odnalazł go trzy lata temu, okaleczonego i wyrzuconego na ulicę jak wiadro obierków. Zaprowadził go do świątyni Kage, w której mieszkał, wysłuchał jego historii, a przede wszystkim w nią uwierzył.

Zaproponował mu szkolenie na samuraja. Stał się jego nauczycielem, mentorem i tłumaczem. A także przyjacielem. Yoongi nie był pewien jak by skończył, gdyby Jung go wtedy nie znalazł.

Legenda o wykluczonym dziedzicu, który odrzucił swoją szlachetność na cel nowego życia, obiegła dużą część samurajskich świątyń. Nikt poza Hoseokiem nie znał jego historii, ani nazwy cesarstwa, z którego pochodził. Plotki rozeszły się przez jego wygląd i dobytek, jaki posiadał w chwili zamachu. To wystarczyło, by najwięksi wrogowie świątyni Kage spod herbu Eien pokusili się na szantaż. Min Yoongi miał stoczyć walkę na śmierć i życie z najlepszym samurajem-mistrzem, który trenował kolejne pokolenie wojowników. Jeżeli przegra, połowa Kage przejdzie na własność Eien, a jego głowa stanie się eksponatem w ich świątyni. Jednak jeżeli wygra, to on dostanie połowę ich ludzi.

Odmowa walki skończyłaby się podpaleniem domu ponad pięciuset japońskich rycerzy.

Yoongi nie miał wyboru. Pod okiem Hoseoka ćwiczył technikę i taktyki walki mieczem.

Niech pomyśli, że jesteś słaby. Nie wykorzysta pełni swoich umiejętności, a wtedy ty uderzysz.

Yoongi postanowił udawać, że Akifumi go trafił. Padł na ziemię, poczekał aż podejdzie i stanie nad nim, triumfując. Wtedy on zadał cios prosto w jego tchawicę.

Niech pomyśli, że jesteś martwy. Nie będzie się ciebie obawiać, a wtedy ty uderzysz – tego dnia otrzymał własną maksymę. Zabrał należnych mu wojowników, a Hoseoka z wdzięczności uczynił ich mistrzem. Nadał im herb – kwiat mugunghwy – bo miał zostać wiecznie żywy.

– Co zamierzasz teraz uczynić, panie? – odezwał się Jung Hoseok.

– Idziemy do pałacu. Chcę przywitać się z ojcem, zanim ktoś inny doniesie mu, że pierwszy pretendent do tronu wciąż żyje.

– Panie, bez obrazy, ale pan nie ma już praw... – ostrożnie zwrócił mu uwagę. Kim Taehyung od początku wiedział co robi. Posiadanie blizny było traktowane jako naznaczenie przez złe duchy, które zasiedlały duszę, żywiąc się nią, plugawiąc, a potem niszcząc. Takie osoby nie mogły kandydować na tron, jednak Min zdawał się tego nie zauważać.

– Jeszcze się przekonamy – uśmiechnął się. – Przekonamy...

– Proszę wybaczyć, ale co ma pan na myśli?

Min zatrzymał się, patrząc prosto w oczy Hoseoka. Lubował się w nieprzerwanym kontakcie wzrokowym. Traktował to jak symbol braku cnoty i pokory. Czuł się ważniejszy od swoich rozmówców i zawsze to pokazywał.

– Jung Hoseoku, Mistrzu Czarnej Amii, honorowy samuraju... Obowiązuje cię jedna, ważna zasada: masz być posłuszny swojemu panu. Masz być mi posłuszny. Jeśli nie w imię zasad, to przynajmniej dla pieniędzy. Ile razy twoja aktualna fortuna przerosła majątek, jaki miałeś w Cesarstwie Japońskim?

– Czterokrotnie, panie.

– Właśnie... a nie byłeś ubogi.

Hoseok wyciągnął wakizashi i wykonał nim ruch za plecami. Ten znak symbolizował Armii, że mają iść za nimi w pełnym składzie.

Łącznie było ich więcej, niż dało się policzyć, ale poruszali się jak cienie. Dopóki Yoongi tego nie zażądał, nie odstępowali go na krok. Nie dało się ich dostrzec, jednak w chwili zagrożenia pojawiali się w ułamku sekundy,  by ochronić swego pana.

Gdy dotarli pod pałac cesarza Min Joseona Trzeciego Changhama, Hoseok również zamienił się w cień. Yoongi niespiesznie wszedł po schodach, skupiając uwagę tylko na czarnych wrotach z tłoczeniami pokrytymi złotem. Odcinały się na tle wielobarwnego dachu, ścian i ogromnych figur ze smokami. Zastukał w kołatkę i poczekał, aż brama zostanie otwarta.

Choi Yeonjun, odźwierny, nie krył swojego szoku. Wyglądał, jakby zobaczył ducha.

– Min Jonseon Yoongi? To ty, wasza mości? – zapytał, przyglądając mu się z niestosowną ciekawością. Prędko zganił się w myślach i spuścił wzrok, kłaniając się.

– Zaprowadź mnie do ojca.

– Właśnie trwa kolacja – odpowiedział cicho, uciekając wzrokiem na ściany.

– Więc na kolację – Choi wpuścił Yoongiego do środka, a ten uniósł kciuk z palcem wskazującym do swojej Armii. Kciuk oznaczał, że wszystko idzie zgodnie z planem, a drugi palec, że mają być na baczności.

Jego kroki rozchodziły się głuchym echem po czerwonej niczym krew posadzce. Odbijały się od zdobionych ścian, zawieszonych nad sufitem papierowych lampionów i kolumn z ciężkimi figurami. Nawet od drobnego, smukłego ciała Yeonjuna. 

– Czcigodny panie, – zwrócił się Choi do cesarza – ma pan nieoczekiwanego gościa. – Oznajmił i odszedł prędkim krokiem.

Wtedy w progu stanął Min Yoongi. Jak zawsze na jego twarzy zagościł lekki, kpiący uśmiech. Ściągnął kaptur, zwracając twarz w stronę ojca i brata, którzy siedzieli przy długim, suto zastawionym stole. Niemal się udławili, gdy go rozpoznali.

– Yoongi?! – krzyknął jego młodszy brat, Min Jonseon Szósty Dongha. – Miałeś zdechnąć już dawno!

– Dongha! – zganił go ojciec. Był masywnym, wytwornym mężczyzną, jego długie włosy posiwiały, a pomarszczona twarz zdradzała ogrom przeżytych doświadczeń. – Nie myślałem, że wrócisz. Po kilku miesiącach... Ale po trzech latach? Co tak długo robiłeś?

– Ojcze! O czym ty mówisz? – szesnastoletni Dongha był przeciwieństwem przyszłego władcy. Niewychowany, rozwydrzony i rozpieszczony. Zapewne wciąż nie potrafił posługiwać się bronią, nie miał obycia w towarzystwie, ani twardej ręki. – Pochowaliśmy w grobowcu jego trumnę!

– Mogłeś zabić Min Joseona Czwartego, ale przed sobą masz Min Joseona Piątego, który nie zamierza umierać. Przemyślałeś to, ojcze? – odrzucił czarną narzutę na stojące w rogu sali jadalnej krzesło. – Wywieziono mnie do Japonii, odebrano cesarską godność... Naprawdę poznaliście mnie od razu? Z tym? – wskazał na bliznę.

– Wyglądasz jak mieszczuch! Nie wiem czego tu szukasz, skoro nie masz już praw do tronu!

– Dongha! – cesarz Changham uderzył pięścią w stół. Talerze zabrzęczały, a szesnastoletni następca wreszcie się uciszył. – Wyglądasz nad wyraz nowatorsko, mój synu. Usiądź z nami, pewnie twoja podróż długo trwała.

– Przybyłem wczoraj – zajął miejsce na przeciwległym końcu stołu, na wprost ojca. Swoją postawą i czynami pokazywał, że czuje się pewnie i swobodnie. Prowokował cesarza, zasiadając na miejscu jego zmarłej żony, współrządzącej kobiety. To miejsce mu się nie należało, a jako pozbawiony praw nie powinien siedzieć z cesarzem i jego następcą przy jednym stole. Zachowywał się bezczelnie. Choć mu na to pozwolono, powinien był odmówić, jeśli miał sumienie.

– Rozpoznano cię w mieście?

– Jako swego! – wtrącił się Dongha. Yoongi ignorował jego dziecinne zaczepki. Nigdy nie rozumiał czemu ojciec widział w nim lepszego pretendenta.

– Nie będę znosił złośliwości pod adresem twojego brata. Wyjdź stąd natychmiast! – cesarz Changham przekazał swój charakter tylko starszemu synowi. Obaj zgodnie budzili respekt i szacunek. Niektórzy nazywali to tylko strachem. W przeciwieństwie do Donghy, który właśnie wstał od stołu, prezentując Yoongiemu swoje drogie szaty. Odgarnął długie do pasa, jasne włosy, symbol władzy, który ten drugi utracił.

Gdy tylko jego fryzura przekraczała linię oczu, skracał ją. Było mu wstyd w wieku dwudziestu dwóch lat nosić włosy do ramion, dlatego uznał, że jego wyborem jest zapożyczenie dziwnej mody z zachodu. Bez względu na to, jak będzie postrzegany.

– Jesteś bezczelny i bezwstydny – powiedział cesarz, gdy tylko jego młodszy syn opuścił salę.

– Odpłacam się tylko za chłodne przywitanie. Nie wydawałeś się zaskoczony faktem, że żyję.

– Wiedziałem o tym.

– To dlaczego pochowałeś pustą trumnę? Uśmierciłeś mnie w Sanbul, cały świat myśli, że mnie zamordowano i poćwiartowano.

– Teraz to już bez różnicy. I tak nigdy nie zajmiesz mojego miejsca. Ktokolwiek ci to zrobił, miał dobry pomysł. Zamiast męczeńskiej śmierci, życie w hańbie. Powiedz w końcu, rozpoznano cię w mieście?

Yoongi zacisnął pięść pod stołem. Wpatrywał się w wyblakłe oczy ojca i nie wychodził ze swojej roli.

– Bezczelny? Jeszcze nie masz pojęcia jak bezczelny mogę być. Wróciłem do Sanbul jako dziedzic i nawet blizna tego nie zmieni. Czy moje komnaty są już gotowe?

Wstał od stołu i skierował się do wyjścia. W przeciwieństwie do swojego brata odczekał aż strażnicy otworzą mu drzwi.

Przeszedł przez ciemne korytarze, zdając się wyłącznie na swoją pamięć i intuicję. Strażnicy bez pytań otworzyli dla niego wrota do sali koronnej.

Zszedł z trzech schodków na zimną posadzkę. Rozłożył ręce i roześmiał się głośno, z nutą obłędu, patrząc na ręcznie malowany przez trzy lata jego "śmierci" sufit.

Rozchylił czerwone zasłony, za którymi znajdował się cesarski tron. Był czarny, a zdobienia na jego brzegach przypominały ogień. Yoongi usiadł na nim. Rozsiadł się wygodnie, kładąc ręce na oparciach. Poczuł energię tego miejsca, wiedział, że prędzej czy później będzie jego.

Był cierpliwy.

A może wcale nie? Może chodziło tylko o odpowiednie przygotowanie?

Min Joseon Yoongi przemyślał każdy swój krok, każdy gest i słowo.

Min Joseon Yoongi był osobą, której nie w sposób zaskoczyć...

🌅🏯

Kage (jap.)  cień

Eien (jap.)  wieczność

wakizashi – miecz krótki samurajów

liczba 4 w Korei jest pechowa, bo wymawia się ją podobnie do słowa "śmierć". 

Szkoda, że mam tak mało czasu na pisanie tego :( To chyba aktualnie najbardziej wymagające opowiadanie, pewnie też dlatego, że wyłamuje się z mojego ogólnego stylu pisania, ale mimo to bardzo lubię nad nim pracować.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro