Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

i w i l l

show me your scar, I will...

Pożądaj mnie i niech twe pragnienie będzie silniejsze od śmierci.

🏯🌅

Yoongi od kilku dni był niespokojny. Nikt tego po nim nie widział; do perfekcji opanował sztukę skrywania emocji, która pozwoliła mu przetrwać trzy lata poza pałacem. Nie wspominał dobrze tych czasów, jednak gdy zastanawiał się nad przeszłością, tutaj też nie miał wielu dobrych wspomnień.

Urodził się, by zasiąść na tronie. Lata spędzone w wychłodzonej komnacie z guwernantką, bicie po rękach przy nauce kaligrafii, godzinne spacery z ciężkimi księgami na głowie. Uczono go dyscypliny, zalewano jego umysł ideologią konfucjanizmu, w którą nigdy nie wierzył, karano, gdy tylko wspomniał o wymierzeniu sprawiedliwości siłą.

Jako mały chłopiec wiele razy próbował uciec ze świątyni, ale rzadko mu się to udawało. Pewnego wieczoru natrafił na dziecko niewolnicy, które zrywało róże w cesarskich ogrodach.

"Powiem, że to ja zrywałem róże, jeśli zaprowadzisz mnie do miasta".

Z Yeonjunem po raz pierwszy wybrał się na rynek, chodził między zwyczajnymi chłopami, którzy nie rozpoznawali w nim infanta.

To z nim pierwszy raz zaszedł zbyt daleko i ujrzał pierwszą z ulicznych egzekucji. Dużo krwi, krzyku, wyjące tłumy. I martwe oczy odciętej głowy, która patrzyła prosto na niego.

To wtedy zaczął wątpić w religię Sanbul. Skoro poddani jej nie przestrzegają, dlaczego on miał?

Yoongi zawsze mówił pewnie i stanowczo, nigdy nie spuszczał wzroku z rozmówcy i nie bał się wyrażać swojego zdania na naradach. Być może dlatego ojciec nie szukał dla niego żony w innym państwie, może po to spłodził drugiego syna i pozwalał, by służba szeptała o pierworodnym "Zły Duch". Może planował to od dawna i tylko szukał powodu?

Usłyszał szelest za plecami. Odwrócił się tak gwałtownie, że jego kolczyki zakołysały się.

– Ile razy mam powtarzać, byś nie zachodził mnie od tyłu!

– Wybacz, panie – Jung ukłonił się w pas. – Ale mam dla pana wieści o księciu Yeonjunie.

– Wieści? A czy to nie on powinien mieć wieści dla mnie?

– Zamknięto go w Tab.

– Jak to?! Zaprowadź mnie tam, natychmiast! – założył szatę wierzchnią i ruszył do drzwi za Hoseokiem. Tuż za nim podążali dwaj nadworni, którzy wcześniej czekali pod drzwiami. – MAM WŁASNĄ OCHRONĘ!

Przez resztę drogi szedł tylko z Hoseokiem. Przeszli przez ogrody, otoczeni ceglanymi murami i ścianami z żywopłotu. Drzewa osłaniały go przed słońcem, które wdzierało się pod jego czarne szaty i rozgrzewało skórę.

Wejścia do Tab, wysokiej wieży z szarej cegły, z małymi zakratowanymi oknami i drewnianymi drzwiami strzegło dwóch rycerzy. Zastawili mu drogę mieczami.

– Tylko do tego potraficie używać broni?! Wpuśćcie mnie, natychmiast!

Rozstąpili się, gdy tylko go rozpoznali. Hoseok został na zewnątrz, a Yoongi wszedł do wieży z dwoma podległymi mu samurajami. Na podniszczonym, skrzypiącym krześle siedział klucznik. 

Starszy mężczyzna z siwymi włosami i pomarszczoną skórą ukłonił się mu i zapytał, co sprowadza go do miejsca, w którym przetrzymuje się więźniów.

– Zaprowadź mnie do Choi Yeonjuna.

Spojrzał na schody, jednak klucznik skierował go do podziemi. Cela młodzieńca znajdowała się na końcu korytarza w wilgotnej, zaszczurzonej piwnicy.

Yeonjun miał żeliwne kajdany na nadgarstkach i wisiał parę centymetrów nad ziemią, na sznurach i haku przyczepionym do sufitu. Miał zwieszoną głowę, nie ruszał się, nie wydawał żadnych dźwięków. Wyglądał, jakby patrzył na plamę krwi pod sobą, jednak miał zamknięte oczy.

Yoongi podbiegł do niego i ujął jego twarz, z nerwów wbijając sygnety w jego policzki. Ujrzał świeżą ranę na całej długości jego szyi. Była płytka, ale obficie krwawiła, brudząc jego płócienną koszulę. Yeonjun podniósł na niego wzrok i cicho stęknął. Słaby uśmiech świadczył o uldze, jaką poczuł, gdy zobaczył dziedzica.

– Co oni ci zrobili? – spytał. – Co zrobili?! – zawył, gdy spojrzał na jego prawą rękę, z której została jedynie połowa. Rana była brudna i zaropiała, palce ścięto łącznie z kłykciami, więc został mu w zasadzie tylko kciuk i palec wskazujący.

Yoongi wyciągnął tachi i oderwał nim kawałek swojej szaty. Zawiązał materiał na jego dłoni, by spowolnić utratę krwi.

– Widzieli... pierścień... – wydusił. Każde jego słowo czy nawet przełknięcie śliny naruszało nacięcie na jego szyi, które nie chciało zastygnąć, a każdy skrzep od razu się rozrywał.

– Kiedy? Co się stało? Kto cię złapał? – położył dłoń na jego policzku, próbując uciskać jego rany tak, by go nie podduszać.

– Wczoraj... chciałem podsłuchać... radę... miałem pierścień na palcu, to było... nieodpowiedzialne... zobaczył mnie... cesarz... – zakaszlał i z osłabienia opadł na Yoongiego.

Min rozejrzał się po surowej celi. Znalazł starą skrzynkę w kącie i podsunął ją pod nogi Yeonjuna, by sznury nie wrzynały się tak mocno w jego ciało.

– Mam jutro... być ścięty...

– Nie, nie pozwolę na to, jesteś księciem, Yeonjun – przywołał jednego z rycerzy, by chłopak mógł się na nim wesprzeć i odpocząć od wielogodzinnych tortur.

– Jestem tylko niewolnikiem. Nie mamy władzy... Zawiodłem cię, panie. Nie dowiedziałem się, kiedy ma się odbyć rada...

Joseon Yoongi wyprostował się, a jego twarz spowił wyrachowany chłód.

– Rada jest nieistotna.

– Wybacz... że umrę... jak moje państwo... – z jego podbitego oka spłynęła łza.

– Nie pozwolę ci tak niegodziwie zginąć. Odrodzisz Gojang, przysięgam ci to na własne życie i na własny tron.

– J-jak panie... nie możesz mnie stąd uwolnić... będą podejrzewać... o spisek...

Yoongi odsunął się. Spojrzał na jego umęczone ciało, ugięte na stołku nogi, które drżały z wycieńczenia i szkarłatne krople, ściekające rytmicznie na zimny beton.

– Zostańcie z nim przez całą noc – powiedział do wojowników. – Tak, by nikt was nie widział. – Szarpnął klamkę i otworzył drzwi jego ciemnej celi. – Wrócę i wyciągnę cię stąd żywego.

▪  ▪

Po powrocie do komnat Yoongi pozbył się porwanej szaty i udał, że śniadanie mu zaszkodziło. Spędził w łożu resztę dnia, rozkazał swoim nadwornym, by nikt go dziś nie niepokoił.

O zachodzie słońca wojownik Czarnej Armii dostarczył mu list bez pieczęci.

– Po zmroku sprowadź do mnie Kim Taehyunga. Przypilnujcie, by nikt inny nie kręcił się przy moich komnatach – polecił, sięgając po złożoną kartkę papieru. Pismo nie było specjalnie estetyczne. Nadawca na pewno nie miał do czynienia z kaligrafią.

Czcigodny infancie, Min Joseonie Piąty Yoongi.

Pragnę poinformować, że przyjmuję pańską propozycję. Ślubuję przekazywać tylko rzetelne i prawdziwe informacje, do których zdobędę dostęp. Od dziecka trudnię się w zawodzie i jestem doskonałym słuchaczem i obserwatorem, jednak ośmielę się zauważyć, że na cesarskim dworze moje zadanie byłoby prostsze.

Jako dowód mojej lojalności przekazuję, że autorem ogłoszeń z nagrodą, za pańską śmierć był najświętszy dziedzic, Min Joseon Szósty Dongha. Sam przybył do miasta i przekazał mi ulotki i dwie złote monety.

Z wyrazami szacunku, Jeon Jeongguk.

– Głupiec! – wrzucił list do ognia.

▪  ▪

Yoongi leżał z ugiętymi kolanami i spoglądał w słabnący ogień. W alkowie było bardzo ciepło, ale z wielką chęcią posłałby po kogoś, by dorzucił drewna. Westchnął cicho, gdy nieco jeszcze wilgotne ręce Taehyunga objęły go mocno w pasie, a rozpalony tors przylgnął do jego pleców. Ten raz nie był aż tak bolesny jak pierwszy, był spokojniejszy, niespieszny i prawie milczący. Teraz dzielili ze sobą łoże, razem, w objęciach.

Taehyung miał silne ramiona, wyrzeźbione ciało i trzeźwy, chłodny umysł.

– Dlaczego zostałeś żołnierzem? – spytał, dotykając długich palców, które ściskały go jak zdobycz. Min był prawie nagi, ukrywała go tylko pościel i podwinięta do pępka koszula. Mimo tego nie odczuwał wstydu, nie czuł się bezbronny przy Kimie, choć mu się oddawał, co w teorii dziedzicowi nie przystoi.

W teorii nie był dziedzicem.

– Nie miałem wyboru – odpowiedział, nie zmieniając pozycji. – Jestem bękartem. Od poczęcia ja i moja nieczysta matka byliśmy zhańbieni. Wychłostano ją, a mnie darowano życie ze względu na braki w armii. Mogłem się zgodzić lub umrzeć w pokoju.

– Wielu ludzi zabiłeś?

– Tak.

– Potrafiłeś zrobić to bez mrugnięcia okiem...

– To prawda. Tak samo wtedy, tak samo, kiedy pracowałem dla Seokjina na targu – zbliżył się do infanta, oparł podbródek na jego głowie.

– Co was łączyło? – odchylił się, by spojrzeć mu w oczy.

– Przyjaźń. Wielka. Seokjin to awanturnik, nie zawsze uczciwy ani rozsądny. Dużo zrobi dla pieniędzy, ale to on dał mi pracę, kiedy odesłano mnie z wojska.

– Za co? – odwrócił się i przytulił do jego piersi. Miał ciekawskie i współczujące spojrzenie.

– Za to, że nie potrafiłem... – uciekł wzrokiem na ścianę. Jego uścisk stał się duszący.

– Zabić mnie... – powiedział za niego Yoongi. – Czułem to, Taehyung. Już wtedy, gdy mnie okaleczałeś. Nie miałeś wyjścia...

Popchnął Kima, by ułożył się na plecach i usiadł na jego kroczu. Pochylił się, całując nieco spuchnięte wargi gwardzisty, wsłuchując się w coraz głośniejsze mlaśnięcia i pozwalając mu wsuwać język w jego usta. Czuł jak dłonie Taehyunga przesuwają się wzdłuż jego kręgosłupa, a później lądują na rozgrzanym karku Mina.

– Zaczynam rozumieć dlaczego miałeś umrzeć – powiedział. Były pretendent do tronu w lubieżnej pozie ze zwykłym żołnierzem, nawet nie nałożnikiem. Z drugim mężczyzną, nagi, bezwstydny, kokietujący. Pozwala się hańbić, prosi, by go posiadano. Któż chciałby takiego władcy?

– Interesujesz się polityką? – położył się na plecach, na drugiej stronie łoża, a Taehyung od razu do niego dołączył.

– Nie.

– Więc nie rozumiesz... – ułożył dłonie na jego obojczykach i westchnął ciężko, gdy poczuł na sobie jego ciężar. – Mój ojciec jest tchórzem. Boi się mnie... – nawinął na palec kosmyk jego długich, czarnych włosów. Zamyślił się.

– Wiesz, że to on? – zapytał niepewnie. Badał grunt, wiedział, że stąpa po cienkim lodzie. Wciąż odwlekał wykonanie rozkazu, korzystając z zaabsorbowania cesarza ważniejszymi sprawami.

– To dlatego, że mam inne przekonania. Państwo jest dla mnie ważniejsze od pieniędzy. Wolałbym walczyć do ostatniej kropli krwi niż sprzedać niepodległość Sanbul za szkatułę złota...

Taehyung wyprostował się, opierając ręce na oobojczykach Yoongiego.

– Mamy spór z Cesarstwem Japońskim. Mój ojciec nie chce podjąć się walki. Zamiast tego zamierza dobrowolnie abdykować na Radzie Podległej. Wie doskonale, że nie zgodziłbym się na to. Dlatego chciał się mnie pozbyć...

– Nie wierzę. Dlaczego miałby to zrobić?! Skąd o tym wiesz? – odsunął się i przykrył pościelą. Yoongi oparł się o poduszki, opuszczając koszulę.

– Od Choi Yeonjuna. Wiesz, kim on jest?

Zaprzeczył.

– To książę. Ojciec odebrał jego kraj, uczynił niewolnikiem, zhańbił jego ród, tak jak chce zhańbić dynastię Joseonów. Pracuje w służbie nadwornej. Poprosiłem go, by zdobył dla mnie te informacje, ale słono za to zapłacił. Konfucjańscy żołnierze zamknęli go w Tab, odcięli palce, poderżnęli gardło i wydali wyrok śmierci na kolejny dzień. Odwiedziłem go dziś rano, ale nie mogłem go wypuścić. Inaczej byłbym podejrzewany o spiskowanie. Choi potrzebuje lekarza, inaczej się wykrwawi. Mój przyjaciel... może umrzeć jeszcze przed wykonaniem wyroku... – spuścił wzrok, zaciskając usta w wąską linię. – Wiesz ile dla mnie znaczy?

– Czy mogę ci jakoś pomóc?

Yoongi uśmiechnął się, ale trwało to zaledwie sekundę i wyglądało bardziej jak tik nerwowy.

– Wszystko rozgrywa się wokół rady. Nie znam jej terminu. Nie znam terminu własnej śmierci, ale czuję, że ona nadchodzi. I że to nie ty mnie zabijesz. Że jest ktoś inny, kto nie zawaha się, kto nie spojrzy w moje spragnione oczy, kto nie będzie widział we mnie tego co ty... – ułożył dłonie na jego karku. Ich oddechy mieszały się ze sobą. – Pragnę przeżyć z tobą dużo więcej chwil, ale jak mam to uczynić, jeśli... – urwał. Spojrzał w jego przejęte oczy. – Powiedz, Taehyung. Powiedz co do mnie czujesz?

Wiedział, że Kim boi się wypowiedzieć wiążących słów. Choć wpatruje się w niego, a oczy mówią wszystko, słowa nie przechodzą przez gardło.

– Podziwiasz mnie?

– Tak.

– Czy kochasz mnie, Taehyung?

– Tak... – wyszeptał. – Od dawna, od kiedy pierwszy raz...

– Chcesz zostać ze mną na dłużej?

– Niczego innego nie pragnę – przyciągnął go do siebie, niecierpliwie zagryzł wargę. Chciał go więcej, mocniej, intensywniej. Yoongi o tym wiedział.

– Chcesz mnie... uszczęśliwić?

– Owszem, panie.

Zaśmiał się cicho, jakby użycie zasłużonego tytułu go zawstydziło.

– Chciałbym być twoim prawdziwym panem. Tron był mi pisany od narodzin, lecz mój ojciec próbuje sprzeciwić się tradycji. To on jest Złym Duchem, nie ja... To jego niegodne życie powinno się zakończyć. Jego i mojego nieporadnego, rozpieszczonego brata, który według prawa ma zająć MOJE miejsce. Własna rodzina sprzymierzyła się przeciw mnie, próbują stanąć na drodze przeznaczeniu.

Taehyung pogładził palcem jego bliznę. Była głęboka, nierówna i nieprzyjemna w dotyku. Yoongi skrzywił się.

– To, że pojawiłeś się na mojej drodze nie było przypadkiem. Twoja miłość uchroniła mnie od śmierci. Czy jest na tyle silna, by zrobić to po raz drugi?

Taehyung wpił się w jego usta. Naparł na niego i napawał się cichym wzdychaniem.

– Dopóki żyje cesarz, Choi Yeonjun jest skazany na śmierć. Jego czas się kończy...– zamrugał szybko i odwrócił głowę. Krótka grzywka przykryła jego oko, zwrócone w stronę ognia. – Ja sam nie mogę... nic... nic zrobić!

Kim ścisnął jego nadgarstki i wyszeptał do jego ucha:

– Zrobię dla ciebie wszystko, Min Joseonie Piąty Yoongi, jedyny prawowity następco tronu. Jako twój cesarski obrońca każde twoje słowo odbiorę jako rozkaz.

Yoongi skrył uśmiech pod ręką. Właśnie tego się spodziewał. Właśnie taki był Kim Taehyung.

Zimny, bezwzględny, kroczący za przeznaczeniem.

Idealny.

🏯🌅

Tab (kor.)  wieża 

Tachi – miecz dłuższy i bardziej zakrzywiony od katany, również używany przez samurajów.

W tym miejscu pragnę oficjalnie ogłosić, że dynasty będzie dłuższe niż wcześniej planowałam (wiedziałam to już w chwili, gdy rozdziały wydłużyły się do 2tys. słów) i będzie składało się z dwóch członów (teraz: dynasty/black fire, następny: dynasty/destiny)

Ilość części, jakie przewiduję w opisie na moim profilu ;)

Mam nadzieję, że nie tylko ja tak zakochałam się w królewskich intrygach ^^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro