b u t
you humiliated me, but...
Czy prawdziwie pokocha cię tylko ten, kto poczuł ból, który ty znosisz bez końca?
⚔🪔
Choi siedział w sztywnej, wyprostowanej pozie i wpatrywał się w widoki za oknem powozu. Spod grubych, błękitnych szat koronacyjnych nie było widać, czy jego klatka piersiowa unosi się w górę, czy oddycha. Głowę miał przekrzywioną, nie patrzył na nikogo. Ignorował wszystkie dźwięki, obserwując powiększający się na horyzoncie obraz kraju, z którego pochodzi.
Joseon siedział obok niego. Jego wychowanek stresował się coraz bardziej z każdą przejechaną milą. Nie wiedział, czy poddani dobrze go przyjmą. Musiały go dręczyć obawy, bo przez ostatnie dni prawie nie spał i nie jadł.
Min położył dłoń na jego ramieniu. Choi odwrócił się. Uśmiech i skinienie głowy cesarza po części go uspokoiło.
Powóz zatrzymał się tuż przed wejściem do świątyni, w której dopełni się przeznaczenie. Gdy zapowiedziano jego przybycie, gwar rozmów ucichł do przejętych szeptów.
Otworzono przed nim drzwi. Książę koronny postawił pierwszy krok na własnej ziemi. Miał dwadzieścia dwa lata i nigdy nie widział Gojang. Nawet na obrazie, bo wszystkie zgrabiono i spalono za czasów panowania Changhama. Szedł powoli przez sam środek korytarza, po obu jego stronach znajdowało się mnóstwo ludzi, którzy chcieli go zobaczyć.
Wiedział, że większość urzędników i członków królewskiego dworu zginęło na miejscu w dniu napaści, a jeszcze więcej umarło z wycieńczenia w niewoli. Ale część z nich na pewno była tu przed tym koszmarem, część przyjaźniła się z jego ojcem, wyczekiwała narodzin pierworodnego. Dziś któryś z jego przybranych wujków mógł wzruszyć się, widząc, że Yeonjun wyrósł na mężczyznę, który jest zdolny by objąć ramionami cały kraj, by pomóc mu ponownie powstać.
Wszedł po schodach na odświętnie przystrojony ołtarz. Uklęknął przed duchownym, który poświęci go jako króla.
Yeonjun nie czuł się do końca pewny, kiedy kciuk zanurzony w świętym oleju dotknął jego czoła. Bóstwa zgadzają się na jego los. Duchowny odchodzi, a na jego miejscu pojawia się Min Yoongi. Dotyka mieczem jego ramion i głowy, oddaje go rycerzowi. Sięga po złotą koronę, spoczywającą na satynowej poduszce. Choi wciąż klęczy, unosi głowę, patrzy w jego oczy. Poczuł ciężar na głowie, obręcz dostosowała się do kształtu czaszki. Cisza była napięta, gdy wstawał i odwracał się do poddanych. Zaniemówił. Poczuł łzy pod powiekami, mrugnął szybko, by je odpędzić.
– Niech żyje król! – usłyszał jeden głos. Potem drugi, trzeci, cały tłum. Wiwat, gromkie oklaski. Widział osiemdziesięciolatków, którzy płaczą ze szczęścia, nie wierzą, że dożyli tej chwili, a Choi unosi ręce w górę, uśmiecha się. Schodzi z ołtarza, idzie przez kłaniający mu się tłum, idzie dumnie, a za nim tworzy się orszak.
Otwarto mu drzwi. Teraz nie stoi tu powóz, a ogromna, biała lektyka z powiewającymi na wietrze woalami. On jednak nie wsiada do niej, tylko staje przed tłumem mieszczan i ubogich, którzy przybyli do stolicy, by go powitać.
– Oto wasz król, Choi Yeonjun Haebangja!
Widział setki ludzi, którzy szli tu piechotą przez kilka dni i nocy, by go dziś zobaczyć. Był szczerze poruszony, podchodził do płaczących poddanych, odważył się wymieniać z nimi uściski dłoni, a ci nawet nie zwracali uwagi na jego kalectwo. Witał się z dziećmi, które rodziły się w podziemiach, ich rodzicami i dziadkami, którzy pamiętali wolność i niewolę, pobłogosławił kobietę przy nadziei, której dziecko przyjdzie na świat w suwerennym państwie.
Poddani wychwalali go, pokochali i zaufali od samego początku. Zaufali mu, tak jak kiedyś Min Yoongi; uwierzyli, tak jak on, kiedy wziął na siebie winę za zrywanie róż w ogrodzie.
Wiedział, że to dzięki niemu stał się królem.
▪︎ ▪︎
Pałac Gojang, który teraz należał do Yeonjuna, został wysprzątany i odnowiony. Wnętrza miały żywe kolory, a na ścianach zawieszono portrety rodzinne, które na dwadzieścia lat zakopano w ziemi tak jak wszystko, co pozwoliło ludziom zachować tożsamość narodową.
Wiele osób nie dowierzało, że cesarz z tej samej dynastii, i to jeszcze pierworodny syn! mimo wychowania w określony sposób tak bardzo zbuntuje się woli ojca. Podczas balu zaproszeni goście podchodzili do Yoongiego i nazywali go miłościwym. Na nie swojej ziemi pierwszy raz usłyszał, że jest miłościwy.
Rozbrzmiała muzyka, mężczyźni prosili kobiety do tańca i ustawili się w otwierającym szeregu. Min złapał za rękę swą żonę i stanął na przedzie, decydując się prowadzić grupę. Król Choi był zajęty rozmową z urzędnikiem, więc poprosił, by zaczęli bez niego, by zatańczyli dla niego.
Yoongi nie tańczył prawie wcale. Nigdy nie miał ku temu okazji ani partnerki. Pomiędzy lekcjami etykiety uczono go też tradycyjnych tańców. Nauczycielka biła go kijem po stopach i karku tak długo, aż nauczył się kroków i nie był już w stanie ich zapomnieć. Na czerwonych ustach Chialing rozkwitł uśmiech. Uśmiech niczym dojrzała róża z jego ogrodu. Jej dłoń ufnie spoczywała na jego ramieniu, pozwalała się prowadzić, pozwalała mu podejmować decyzje i wszystkie je pochwalała. Taniec był płynny, zgodny, jak gdyby ćwiczyli go już setki razy, mimo że nie mieli okazji tańczyć nawet na własnym weselu. Yoongiego opanowały dziś uczucia, których nie znał. Patrzył w jej spokojne oczy, wsłuchał się w muzykę i zatracił. Trwał w tym dziwnym stanie aż do końca utworu, podziękował, ucałował grzbiet jej dłoni, a Chialing ugięła kolana, trzymając rąbek sukni.
Odeszli na bok, a pani Tsai zwróciła się do męża, wyszeptując:
– Król Yeonjun następnym razem nie może zostać sam. Powinien ożenić się szybko, bo Gojang to jeszcze słabe państwo, więc może na siebie ściągnąć zachłannych wrogów.
– Myślałem, że pochwalisz pierw mój taniec... – zażartował. – Masz rację, pani, ale nie znalazłem jeszcze dobrej kandydatki.
– Ja znalazłam.
– Tak? – otworzył szerzej oczy ze zdumienia. Chialing zaskakiwała go na każdym kroku. – A kogo to?
– Moja siostra jest żoną drugiego syna cesarza Chin. Ma córkę na wydanie.
– Chiny? Uważasz, pani, że takie mocarstwo odda swój kwiat wstającemu z klęczek Gojang?
– Infantka nie ma dużej szansy na objęcie tronu w Chinach. W Gojang może go mieć.
– Chcesz, bym zaproponował to królowi? – skinęła głową.
Joseon wziął ją pod ramię i podszedł do dziecka, które narodziło się jako niewolnik, które potajemnie wyprowadzało syna cesarza ze świątyni i pokazywało miasto. Do nastolatka, który otworzył mu drzwi po trzech latach śmierci, do młodzieńca, który ryzykował życiem, by odkryć dla niego sekrety pałacu i wykrwawiał się w Tab, ufając mu do samego końca. Do wychowanka, który u jego boku uczył się jak zostać królem, a teraz puścił jego rękę i założył złotą koronę, ogłaszając się wyzwolicielem.
Czy uczuciem, jakie przepełniało jego serce była duma?
– Wasza wysokość, pragnę z moją żoną złożyć ci propozycję.
Yeonjun przez moment wydawał się zaskoczony, ale nie stracił rezonu. Rozumiejąc aluzję, pochylił się do przodu, tak samo jak cesarz, a ich twarze znalazły się na tyle blisko, by nikt nie mógł dosłyszeć tej rozmowy.
– Co jest potrzebne młodemu państwu, którego armia dopiero się buduje, a poddani odzyskują własności?
– Sojusz – odpowiedział szybko, patrząc mu w oczy.
– A jak można go zdobyć?
Król zawahał się. Joseon czekał cierpliwie na odpowiedź. Był pewien, że akurat tego dobrze go nauczył.
– Małżeństwem?
Dopiero wtedy wyprostowali się, a Tsai Chialing opowiedziała o kandydatce. Wszystko szło zgodnie z planem.
▪︎ ▪︎
Para wróciła do Sanbul późnym wieczorem, kiedy słońce oddało już panowanie księżycowi. Chialing siedziała przy stole w alkowie cesarza i śledziła wzrokiem jego poczynania. Ściągał biżuterię i odkładał ją na półce. Niby zwyczajna rzecz, a cały czas był uśmiechnięty i ożywiony. Czyżby pierwszy raz od zawarcia związku pozwoli jej spać ze sobą w jednym pokoju?
Gdy skończył, usiadł obok i dokładnie przyjrzał się jej twarzy.
– To był naprawdę piękny dzień – powiedział. – Koronacje zawsze wyglądają tak wspaniale?
Chialing wyprostowała się, rozchylając usta ze zdziwienia.
– Przecież wasza wysokość jest po koronacji...
– Gdy siadałem na tron wszyscy milczeli. Poddani obrzuciliby mnie kamieniami, gdybym tylko opuścił świątynię.
Kobieta zaniemówiła. Uczestniczyła w kilku koronacjach i wszystkie były huczne. Joseon spuścił wzrok.
– Na dworze króla Yeonjuna kochają mnie bardziej niż na własnym. Co mam zrobić, żeby to się zmieniło? – jego głos zdradzał ogromny ból, który potem dostrzegła w jego oczach. Dziwiło ją, że mieszkańcy Sanbul nie cierpią nowego cesarza, kiedy każdy wokół widzi jak wspaniałym i szlachetnym jest człowiekiem. Nie wiedziała wszystkiego o jego przeszłości, nie znała legend o złym duchu. Może to tam leżała prawdziwa przyczyna?
– Może to kwestia niedostatecznie silnej pozycji na tronie?
– Być może... – zamyślił się. Znienacka złapał ją za rękę. Ścisnął ją dużo mocniej niż podczas spacerów, niż w pierwszym tańcu – to już czas, byśmy mieli dziedzica?
Chialing skupiła się na jego chłodnej, kościstej dłoni. Uśmiechnęła się.
– Jeżeli tego pragniesz – uwolniła się z uścisku i wstała. Pilnując by wodził ją wzrokiem podeszła do tej samej półki i złożyła swoją biżuterię obok tej Joseona. Uniosła czerwoną suknię nad kostki i ułożyła się na łóżku. Przysłoniła jeden z woali.
Yoongi zawahał się. Przez moment siedział z ręką na stole i patrzył w ziemię.
– Podejdź... panie... – wyszeptała. Nieznacznie zagryzła usta, kiedy zbliżał się do złotego łoża. Chialing jeszcze nigdy nie miała okazji go zajmować. Spodziewała się, że zasną dziś u swego boku, ale nie tego, że cesarz tak nagle zapragnie skonsumować małżeństwo. Wcześniej był bardzo zachowawczy i ograniczał się do długich rozmów wieczorami i trzymania za ręce w ogrodzie różanym.
Joseon usiadł naprzeciwko, dotknęli się kolanami. Powoli wyciągnął ręce do przodu i zsunął materiał z jej ramion. Kciukiem przejechał po jej obojczykach, pochylił się do przodu. Po raz pierwszy ich usta się złączyły, lecz ona poczuła jedynie chłód porcelanowej maski.
Gdy się wyprostował, ostrożnie po nią sięgnęła. Yoongi uderzył ją w nadgarstek i pchnął na tyle mocno, że uderzyła plecami w materac.
– Wiem... że pod nią... pod nią jest blizna, prawda? – spytała, gdy pozbawiona czułości i emocji twarz zawisła tuż nad nią.
– Nie powinnaś tego widzieć. Kobiety nie powinny patrzeć na taką brzydotę.
Chialing chwyciła jego ręce i położyła je na złotym pasie, przewiązanym przez jej talię.
– Rozwiąż go – poprosiła. Min obdarzył ją pytającym spojrzeniem. Odnalazł pętlę na jej plecach, rozwinął pas i odłożył go na ramę łóżka. Dotknął jej ciepłej skóry, rozchylił materiał. Zobaczył mleczną skórę, jędrne piersi, które zmieszczą się w jego dłoni i to na nich skupił uwagę. – Niżej...
Przesunęła jego rękę na swój brzuch. Poczuł zgrubiałą nierówność na lewym boku.
– Co to? – spojrzał w jej zatroskane oczy, a potem na głęboką bliznę. Od miecza. – Co się stało?
– Gdy miałam czternaście lat... mój ojciec prowadził krwawą wojnę. Nasi wojownicy tracili przewagę, więc potrzebowaliśmy sojuszu. Miałam stać się żoną wietnamskiego władcy, ale w trakcie drogi do pałacu napadli na mnie wrogowie. Przez ranę, jaką mi zadali sojusz stracił ważność. A ja straciłam prawo do tronu. To dlatego ojciec trzymał mnie u siebie na dworze. Dostawałam dużo propozycji zamążpójścia, nawet od króla Park Jimina, ale wiedziałam, że każdy z nich odeśle mnie do Tajwanu, gdy zobaczy tę skazę. Kiedy otrzymałam twój list... chciałam go spalić. Ojciec powiedział mi, że nosisz maskę. Domyślałam się, co może pod nią być, dlatego... dlatego się zgodziłam. Byłam ciebie pewna, kiedy zakazałeś damom dworu rozbierać mnie i sprawdzać czystość skóry. Jestem taka sama jak ty, panie...
Joseon z otwartymi ustami patrzył na jej skazę. Nigdy nie widział kobiety, która miała bliznę, i to jeszcze tak rozległą. Pogładził ją palcem, jakby wcierał w nią lecznicze zioła. Ta historia sprawiła, że pani Tsai stała się mu bliższa.
– Dobrze zrobiłaś, wychodząc za mnie – wyszeptał do jej ucha. – Odzyskamy wszystko, co nam odebrano. Władza nam się należy, a każdy, kto temu przeczy zostanie surowo ukarany.
Chialing odetchnęła. W alkowie panowała cisza, ogień dogasał, ale było im ciepło. Oblizała usta, które ogrzewał jego oddech. Po raz kolejny sięgnęła do maski, ale tym razem się nie odsunął. Poczuła na sobie jego ciężar, widziała batalię myśli w jego oczach. Rozwiązała czarną wstęgę i w końcu ujrzała twarz swojego męża.
Była zdumiona. Rozcięcia wyglądały na chaotyczne, zrobione bez większego planu, ciągnęły się przez czoło i delikatną powiekę aż do policzka. Były głębokie. Były świeże.
Szukając potwierdzenia w jego reakcjach, dotknęła ich. Jej palce lekko drżały, a oczy zaszły łzami. To musiało być prawdziwe piekło.
– Jak to się stało? – wyszeptała łamiącym się głosem. Bała się, że Joseon odsunie się, wyrzuci ją z alkowy i znów założy maskę. Ale on wsunął rękę pod jej suknię, zaczął gładzić jej wyryte w skórze wspomnienie.
– Minęły już cztery lata odkąd nocą wywieziono mnie z pałacu, okaleczono i porzucono w obcym kraju. Na zlecenie własnego ojca. I minął prawie rok od kiedy... on... przypomniał mi tę historię od nowa i znacznie brutalniej – powiedział zniechęcony. Pocałował jej usta, potem podbródek i przygniótł ją swoim ciałem. Przypomniał sobie tamte dwie noce ze szczegółami, choć bardzo tego nie chciał. Znajdując się tak blisko kobiety, która przeżyła to samo, koszmary stawały się mniej wyraźne.
Chialing westchnęła, uginając nogi w kolanach. Spodziewała się bólu i krwawienia lada moment, ale jedna rzecz bardziej zaprzątała jej głowę. Bez tej odpowiedzi nie będzie potrafiła w pełni oddać się mężowi.
– Kto to zrobił?
Yoongi pocałował ja w szyję, przyciągnął bliżej do siebie, sapnął w tym samym momencie co ona.
– Kim Taehyung.
⚔🪔
Tak jakby ktoś wątpił, że Chialing jest ważną postacią :)
Napisałam ten rozdział już wczoraj, ale zapomniałam go wstawić xd
* haebangja ~ wyzwoliciel
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro