Winny
Krytycznym okiem spojrzała na swój rysunek. Zerknęła na gołębia, cierpliwie pełniącego funkcję modela i ponownie na kartkę. Zmarszczyła w zamyśleniu, ciemne brwi. Zdmuchnęła kosmyk czarnych włosów, który wydostał się z kucyka, i sięgnęła po gumkę do mazania. Intensywnie wpatrywała się w swoją pracę, powoli dochodząc do wniosku, że oko zwierzęcia wymaga naprawy.
— Jezu, gdzie ty się chowasz! — Aż podskoczyła, słysząc znajomy, piskliwy głosik. — Karola! — Jolka niewiele przejmując się faktem, że o mało nie przyprawiła jej o zawał, zajęła miejsce obok niej, wyciągając długie nogi przed siebie. — Nie uwierzysz, co się stało — zaczęła, a jej piwne oczy iskrzyły się z podekscytowania. — Jak ci powiem, to padniesz.
— Niech zgadnę, wykupili ci wszystkie pomadki z tej dziwnej firmy — powiedziała, uśmiechając się ironicznie.
— Co? — Spojrzała na nią konsternacją. — Nie, coś ty! — Uśmiechnęła się szeroko i z małej kieszonki swojej torby wyciągnęła trzy kolorowe pudełka. — Ledwo uszłam z życiem — rzekła z przyjęciem, po czym machnęła ręką i schowała kosmetyki.
Karola pobłażliwie popatrzyła na swoją koleżankę, kręcąc przy tym głową. Wiele razy zastanawiała się nad tym, jak w ogóle doszło do tego, że ona i blondynka się kolegowały i nigdy nie potrafiła znaleźć odpowiedzi na to pytanie. Były tak skrajnie różne, a pomimo tego potrafiły znaleźć wspólny język, choć brunetka musiała przyznać, że nie zawsze było to łatwe.
— To co się takiego stało? — zapytała bardziej z chęci pociągnięcia rozmowy niż z faktycznej ciekawości. Schowała szkicownik do plecaka i ze smutkiem odkryła, że jej pierzasty model już odleciał.
— Zerwali ze sobą — obwieściła tonem, jakby właśnie zdradzała jej najpilniej strzeżony rządowy sekret.
— Kto? — Uniosła brew, spoglądając na dziewczynę nic nierozumiejącymi oczami.
Blondynka uderzyła się z otwartej dłoni i jęknęła żałośnie, posyłając swojej towarzyszce spojrzenie pełne dezaprobaty.
— Jolka, czy ty aby się na pewno dobrze czujesz? — spytała jej przyjaciółka, a w jej głosie słychać było wyraźne zwątpienie.
Jolka wywróciła oczami i wyciągnęła z kieszeni zielonych rurek telefon. Chwilę czegoś szukała, by zaraz podstawić jej pod nos urządzenie. Karolina skrzywiła się lekko i odsunęła komórkę od siebie, tak aby mogła cokolwiek zobaczyć.
— Status związku: wolny — przeczytała na głos, po czym zerknęła na właściciela konta. — Anna Dziedzic. — Czoło dziewczyny przecięła zmarszczka. — To ta o rok młodsza? — padło pytanie, a Jolka ochoczo kiwnęła głową, uradowana faktem, że ta w końcu zrozumiała.
Karolina nie znała Anki i jedyne, co o niej wiedziała, to to, że chodziła razem z Karolem, z którym najwyraźniej już nie była. Chłopaka zaś kojarzyła bardziej, ponieważ chodzili razem do jednej klasy, ale oprócz krótkiego „cześć" niewiele ich łączyło. Cechą charakterystyczną dla związku Karola i Anki były częste kłótnie. Raz i ona była świadkiem jednej z ich sprzeczki i miała nieodparte wrażenie, że zaraz się pozabijają. Nie było to miłe doświadczenie.
— On z nią zerwał — powiedziała z przejęciem Jolka, której ostatnim razem taka dawka emocji towarzyszyła przy rozwodzie Angeliny Jolie i Brada Pita.
— To było do przewidzenia. — Wzruszyła obojętnie ramionami. — Ciągle się kłócili.
~*~
— Jak się czujesz? — zatroskany głos w drugiej słuchawce sprawił, że na chwilę skupiła się na mamie, ciągle będącej na linii.
— Dobrze — odparła krótko, zalewając herbatę wrzątkiem.
— Na pewno? — Nuta zwątpienia w głosie matki sprawiła, że mimowolnie wywróciła oczami. — A bierzesz leki? — dopytywała kobieta.
Karolinie na usta cisnął się niezbyt miły komentarz, ale postanowiła zachować go dla siebie. Zamiast tego odparła twierdząco, a ta odpowiedź wyraźnie zadowoliła zmartwioną rodzicielkę.
— Jutro mam wizytę — powiedziała, choć była pewna, że matka dobrze o tym wie.
— Super. A powiesz mi, skarbie, jak tam w szkole? — Chwilowe zakłócenia sprawiły, że głos matki stał się niewyraźny, a ona sama musiała się skupić, by ją dobrze usłyszeć.
Otworzyła drzwi do lodówki i widząc pustki, westchnęła. Mama na pewno nie byłaby zadowolona, widząc taki stan rzeczy.
— Dużo zadań, trochę nas męczą, nic nowego — odparła swobodnie, zgarniając z półki karton mleka i modląc się w duchu, by ten nie okazał się zepsuty. Na szczęście nie był. — Nic ciekawego.
— Nie zgadniesz, kogo spotkałam — zagaiła kobieta wesoło w tym samym momencie, gdy Karolina chciała zakończyć rozmowę.
— Kogo? — zapytała z udawanym zainteresowaniem, wsypując płatki do miski.
— Twoją wychowawczynię — powiedziała, a Karolina znieruchomiała z łyżką w ręku. Przełknęła głośno ślinę i z lękiem spojrzała na telefon. — Pytała o ciebie.
— I co jej powiedziałaś?
— Jesteś we Wrocławiu, mieszkasz, chodzisz do szkoły. I wszystko jest dobrze. Prawda?
— Oczywiście.
Na wyświetlaczu pojawiła się wiadomość. Uniosła ciemną brew i założyła niesforny kosmyk włosów za ucho. O mało nie udławiła się kulkami, gdy przeczytała wiadomość od Joli.
~*~
Specjalnie przed wyjściem wzięła tabletkę, którą brała w wyjątkowych przypadkach, a taki właśnie był dzisiaj. W szkole aż wrzało i choć nie chciałeś podsłuchiwać, to i tak wiedziałeś, o czym wszyscy rozmawiają. Ania się zabiła.
Plotki na temat tego, jak dziewczyna odebrała sobie życie, były różne. Jedni twierdzili, że się powiesiła. Drudzy, że skoczyła z mostu, a zaś inni, że wzięła leki. I Karolina naprawdę nie chciała w to wnikać, wychodząc z założenia, że to nie jej sprawa, ale myśli samoistnie wędrowały ku nastolatce. Ta sytuacja przypominała jej o wydarzeniach z życia, o których ona sama chciała zapomnieć. I choć śmierć Ani stricte jej nie dotyczyła, to miała inne wrażenie. Z nerwów bolało ją w mostku, a ręce lekko się trzęsły. Niechciane wspomnienia powracały jak bumerang, przypominając o tym, o czym wolała sama zapomnieć. To, co teraz działo się na korytarzach liceum, tak bardzo przypominało to, co było, gdy i jej dawną szkołę obeszła wieść, że jej starszy brat odebrał sobie życie, że aż miała ciarki.
Widząc na horyzoncie, idącą do niej Jolkę poczuła ulgę, że nie będzie sama. Dziewczyna jak większość dzisiaj miała pochmurną minę i czerwone oczy jakby właśnie płakała, co Karolinie wydawało się co najmniej dziwne, ale i w to wolała nie wnikać. Blondynka ubrana była na czarno, co było kolejnym zaskakującym Karolę elementem, ale również i w tym wypadku wolała nie dopytywać.
— Nie rozumiem, jak tak można — żachnęła się, nadymając policzki. — Gdybym to ja była na jego miejscu to uciekłabym na drugi koniec kraju.
Karolinę aż zmroziło. Co jak co, ale ona coś wiedziała o uciekaniu. Sama uciekła z Łodzi aż do Wrocławia, gdy na jaw wyszła prawda o jej problemach psychicznych. Choć nie była z siebie dumna, wydawało jej się to jedynym wyjściem z sytuacji. Po śmierci brata nie wytrzymała psychicznie. Antek zmagał się z chorobą afektywną dwubiegunową i w końcu przegrał tę walkę, wieszając się na pasku. Do dziś miała koszmary, śniąc o chwili, gdy znalazła jego bezwładne ciało. Było tego tak wiele, że nie wytrzymała i sama zachorowała na depresję, a pech chciał, że dowiedziały się o tym nieodpowiednie osoby. Musiała w końcu wyjechać i zapewniała się o tym, codziennie. Choć do dzisiaj miała wątpliwości.
— O czym mówisz? — zapytała, przełykając ogromną gulę rosnącą w gardle.
— No jak to o kim? — zdziwiła się blondynka, posyłając Karolinie zszokowane spojrzenie. Brunetka przytaknęła, czekając na odpowiedź i o mało nie dławiąc się własną śliną, gdy ją usłyszała. — O tym idiocie. Karolu — wyjaśniła, jakby to była czysta oczywistość.
— A co on niby ma z tym wspólnego?
Piwny kolor oczu Joli został zakryty przez czerń jej źrenic. Dziewczyna otwarła usta i zamknęła jej. Sapnęła, a z wnętrza białej torby wyciągnęła butelkę wody. Pociągnęła potężny łyk, aż plastik się skurczył, wydając z siebie skrzekliwy dźwięk. Opróżnioną już butelkę dziewczyna wyrzuciła do pobliskiego kosza, na powrót zajmując miejsce obok brunetki, która w ciszy czekała jak blondynka odpowie na jej pytanie.
— Wszystko — odpowiedziała w końcu, jakby to miało cokolwiek wyjaśnić, ale sprawiło tylko, że zmarszczka na czole Karoliny pogłębiła się, a brwi uniosły w zdumieniu.
— Czyli?
Jolka wywróciła oczami i ponownie sięgnęła do torby, tym razem wyciągając paczkę draży. Otwarła paczuszkę, podając ją dziewczynie. Karolina pokręciła przecząco głową. Jola wzruszyła ramionami i wysypała sobie na dłoń połowę zawartości opakowania. Karola w milczeniu czekała jak Jolka w spokoju przeżuje słodycze. Zdążyła zauważyć, że dziewczyna miała nawyk jedzenia, gdy się denerwuje, co było przeciwnością jej samej. Zastanawiało ją jakim cudem nie było po Joli widać tych wszystkich słodyczy. Ona sama była przy kości, choć tak naprawdę niewiele jadła, ale swoją figurę zawdzięczała lekom i już dawno się z tym pogodziła. Nie przewidywała kariery modelki, a głowę zaprzątały jej zupełnie inne rzeczy niż kilka zbędnych kilogramów.
— Gdyby z nią nie zerwał — wyjaśniła w końcu — to by się nic nie stało.
Wiele nie brakowało, a Karolina wybuchłaby śmiechem na te słowa. Szybko jednak się powstrzymała. Zacisnęła usta i przytaknęła niemrawo. Nie miała ochoty ciągnąć dłużej tej dyskusji, tyle jej wystarczyło. Więcej nie chciała wiedzieć.
Poczuła falę współczucia do chłopaka. Była pewna, że nie tylko Jolka podziela to zdanie. Zbyt dobrze znała się na ludziach, by nie wiedzieć, że ta opinia ma swoich zwolenników. Było to dla niej śmieszne i choć dobrze rozumiała ten tok myślenia, to nie zmieniało faktu, że niesamowicie mu współczuła. Ona sama obwiniała się o śmierć brata i żadne mądrości jej psycholog nie potrafiły wybić jej tego z głowy.
~*~
Powinna coś zrobić. To wiedziała, ale nie wiedziała w sumie co takiego. Było jej żal chłopaka. Karol nie miał życia, od kiedy wszyscy dowiedzieli się o śmierci jego byłej dziewczyny. Jego wyrok przypieczętował list pożegnalny Ani, który jakimś cudem ujrzał światło dzienne.
Miała już serdecznie dość gadania Jolki. Walczyła z pokusą, by na nią nie nawrzeszczeć, gdy wygadywała te wszystkie głupoty. Blondynka nie wiedziała, o czym mówi, nie miała nawet pojęcia, jak takie słowa mogą ranić, a Karolina wiedziała.
Za każdym razem, gdy widziała Karola na szkolnym korytarzu, miała chęć podejścia do niego. Problem był taki, że nie miała bladego pojęcia, co mogłaby mu powiedzieć, ale i tak ważniejszą kwestią było to, że nie miała dość odwagi, by to zrobić. Nadzwyczajnie w świecie się bała. Strach paraliżował ją za każdym razem, gdy go widziała.
I tak też było i tym razem, gdy stanęła jak wryta, widząc Krystiana ze swoją świtą, którzy wyraźnie mieli coś do wysokiego szatyna, który ze spokojem wysłuchiwał ich obelg.
Sprawa zrobiła się bardziej poważna, gdy jeden z trójki uczniów popchnął Karola na ścianę. Ten zaklął siarczyście pod nosem i z nienawiścią w brązowych tęczówkach spojrzał na swojego dręczyciela.
Karolina dusząc w sobie swój strach, wydała z siebie krzyk protestu, a cała czwórka spojrzała na nią zaskoczona.
— Nie masz nic ciekawszego do roboty niż pokazywanie innym, jakim jesteś idiotą? — warknęła, starając się brzmieć groźnie.
I chyba jej się to udało, bo trójka przyjaciół popatrzyła na siebie, wymieniając się spojrzeniami. Karolina przez chwilę myślała, że i jej się oberwie, ale tamci zaraz odeszli, zostawiając ją sam na sam z Karolem, na którego twarzy malowała się mieszanka ulgi i zawstydzenia. Bąknął cicho „dziękuję" i wyminął ją, spuszczając głowę w dół. Otwarła usta, chcąc coś powiedzieć, ale słowa ugrzęzły jej w gardle i nim zdążyła się przełamać, została całkiem sama.
~*~
Dziś był ten dzień, kiedy postanowiła, że się przełamie i podejdzie do chłopaka. Powie mu, że jest z nim, że go rozumie i może nawet opowie mu swoją historię, by mógł poczuć, że nie jest sam. Odwagi do tego działania dodała jej ostatnia sesja.
Dziś również był ten dzień, gdy dowiedziała się, że Karol zmienił szkołę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro