Rozdział 5
Była 5 rano, jak zwykle poszłam nad jezioro. Wschód słońca, wtedy nie było nic piękniejszego od tej chwili, którą musiał przerwać mi brunet.
- Hej jestem.
- Hej...- powiedziałam trochę niezadowolona- Po co tu przyszedłeś?
- Mieliśmy coś sprawdzić.
- Ty miałeś. Ja nie.
- A jak tam Jacob? Puszcza cię nadal nad jezioro?
- Od początku, gdy u niego byłam mi zabronił, bo wiedział, że są tam inne wilkołaki, które mogą stanowić zagrożenie dla mnie i dla niego.
- Czyli tak jakby łamiesz zasady, tak?
- Tak. Jest za pięć szósta ja spadam.
- Eh! Ja nigdy tego nie sprawdzę!
- Sprawdzisz, sprawdzisz, ale kiedy indziej.
Wróciłam, śniadanie zrobiłam. Jacob wstał, zjadł, dał mi dwa wiadra i poszedł na polowanie. Jak zwykle...
***
O 10:00 postanowiłam wybrać się nad jezioro, żeby napełnić te wiadra. Napełniłam je i sobie chwilę posiedziałam na średniej wielkości skale.
- O widzę, że jesteś!- usłyszałam głos wilkołaka, którego wcześniej spotkałam.
- Ta, jestem! Przybyłam po wodę!
- Gdzie Jacob?
- Na polowaniu. A co?
- A nic... Tak się tylko pytam.
- Ja idę odnieść wiadra wody i zaraz wracam.
- Okej, ja tu czekam.
Po pięciu minutach wróciłam. Gadaliśmy. Stałam przed drzewem, a przede mną stał brunet.
- Jaki masz kolor oczu?
- Nieważne...- byłam córką alfy, więc nie musiałam go słuchać, bo sama byłam alfą. Po oczach mógł rozpoznać czy jestem wolna i czy jestem jego bratnią duszą.
- Pokaż!
- Po co ci to?- przycisnął mnie do drzewa.
- Popatrz mi w oczy, póki proszę grzecznie.- i lekko podniósł brwi.
- Nie!
- Popatrz mi w oczy!- tym razem warknął groźnie i w tym momencie już czułam, że on też nie jest byle kim. Był alfą.
- Nie!- wrzasnęłam.
- To pogadamy inaczej... Pokaż!!!- wrzasnął.
W tej chwili zjawił się Jacob, jako rudy wilk z zielonymi oczami. Udawał, że jest odważny, że przybiegł mnie ratować, a tak naprawdę był tchórzem. Ja zemdlałam, a brunet zaczął biec w stronę domu, bo co miał robić? On nie chciał, a ja i tak mu wybaczyłam. I wiem, że nie zrobił tego specjalnie. Wcześniej zmienił się w człowieka. Był wcześniej wilkiem, żeby odstraszyć innego wilkołaka.
- Kate! Nic ci nie jest?- zaczął klepać mnie po policzkach- Zabiję drania, który ci to zrobił!- wziął mnie na ręce i ruszył w stronę chatki. Kiedy byliśmy na miejscu, odłożył mnie na łóżko i przykrył kocem. Obudziłam się o trzeciej w nocy, nie wiedziałam co się stało, przy mnie siedział Jacob.
- C-o, co się stało?
- Jakiś wilkołak był przy tobie, gdy przybiegłem on uciekł, a ty padłaś na ziemię i zemdlałaś.
- Aha...
- Idź spać. Już przynajmniej nie muszę się o ciebie martwic...
Poszłam spać...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro