Rozdział 4
Była 5 rano. Poszłam nad jezioro, wiem, że godzinę wcześniej, ale no musiałam. Ono było takie piękne! Była już 6, a go nie było. Posiedziałam tak jeszcze pół godziny i poszłam do domu.
- Gdzie byłaś?
- Przeszłam się, bo spałeś, więc nie miałam co robić.- na szczęście się nie kąpałam. Ufff...
- Gdzie byłaś?
- Na polance.
- A gdzie?
- Na wschód.
I poszedł. Miałam nadzieję, że Jacob o niczym nie wie, ale mogło być inaczej... Czemu ten wilkołak się nie zjawił? Miał przyjść! I jeszcze przez niego będę miała kłopoty! W tej chwili zjawił się Jacob z dwoma wiadrami.
- Wyjątkowo puszczam cię nad jezioro, żebyś nabrała trochę wody, bo mieszkamy w lesie i zapasy powoli się kończą. Możesz tam chwile posiedzieć, ale za pół godziny masz być!
- Okej...- przynajmniej tyle, że mnie puścił.
***
Poszłam nad jezioro, nikogo nie było. Nabrałam już dwa wiadra wody i odstawiłam na bok. Siedziałam chwile i usłyszałam za sobą:
- Ej miałaś tu być wcześniej!
- Oh sory! Ale ja się nie spóźniam, nie to co ty! Popatrz na zegarek.- była 7:45.
- No przepraszam.
- Nie masz za co!- warknęłam do niego.
- Czy wyczuwam tu maleńką, nutkę zdenerwowania?
- Wcale nie jest taka maleńka!- i wepchnęłam go do wody- Jak już się z kimś umawiasz w dane miejsce, to przynajmniej dotrzymaj się godziny!
- No sory...- i wyszedł z wody.
- Ja już idę.- powiedziałam.
- Czekaj miałem coś sprawdzić!- i chwycił mnie za rękę.
- To sprawdzisz jutro! Bo dziś miałam rano czas, to najwyraźniej go zmarnowałeś!- wyrwałam mu się, ale on szedł za mną.
- Czekaj!
- Ale z ciebie osioł!
- Dlaczego?
- Głupi i uparty!
- Co? Ja WCALE nie jestem głupi! - pomyślał
- To sprawdzę to jutro ok?
- Ok!
- Ale zaczekaj jeszcze chwilę!
- Nie mogę, bo Jacob...- urwałam
- Co?
- Cicho! Czujesz go?
- No.
- Właź na drzewo, a ja wpadnę do wody, żeby zmyć twój zapach. On pomyśli, że to przez przypadek.
Podnosiłam wiadro, on wszedł na drzewo i patrzył od góry. Udawałam, że się poślizgnęłam i wpadłam do wody z krzykiem.
- Nic ci nie jest?!- spytał Jacob, a ja wyszłam cała mokra na brzeg.
- Nie... Dzięki. Zjawiłeś się w ostatniej chwili!
- Nie można cię nigdzie puścić samej przyciągasz kłopoty, a teraz choć do domu i się wysusz.
Jacob wziął dwa wiadra pełne wody i poszedł ze mną do chatki. Obróciłam się za siebie i zauważyłam jak brunet schodzi z drzewa. Poszłam do domu, umyłam się i wysuszyłam. Kiedy było późno zrobiłam kolację i poszłam spać.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro