Rozdział 11
Obudziłam się o 4:30. Bruneta nie było... Ubrałam się szybko i poszłam nad jezioro. Była 5:00 brunet już tam czekał.
- Cześć kwiatuszku!
- Hej... Nikogo nie ma?
- Nie...
- Właśnie, że ktoś jest...- usłyszałam głos Jacoba- Kto to?
- Eee... To jest...
- Nikt!- prychnął Jacob.
- A ty? To kto?!
- Ja jestem jej chłopakiem.
- Co?!- wrzasnął brunet.
- Nieprawda! On kłamie!
- Nie pamiętasz Kate jak mnie pocałowałaś?
- Kate gadaj co między wami zaszło!
- No właśnie nic! On kłamie. Przyznaj się kundlu!
- Ja nie kłamie!- powiedział Jacob.
- Czyli mnie zdradziłaś?!
- Nie!
- Popatrz mi w oczy!- uniosłam wzrok, nasze oczy błysnęły- Czemu kłamiesz? Śmieciu!- zwrócił się do Jacoba.
- Naprawdę wierzysz tej babie?!
- Przymknij się... Wiem, że ona nie kłamie, ale za to ty kłamiesz!
- Myślałem, że mnie kochasz Kate...
- Ona kocha mnie!
- Nieprawda! Kim ty dla niej jesteś?!
- Kate powiedz mu...
- On... Jest moim przeznaczonym.
- Co?! To niemożliwe! Ja miałem z tobą być!
- Ona jest moja!
- To się jeszcze okaże!
- Jacob, proszę cię nie rób tego! Nie zaczynaj do niego! On cię zabije!
- Ta na pewno! Jest słaby!
Zmienili się w wilki, w tej chwili Jacobowi pobladła twarz...
- Godny przeciwnik...
Zaczęli się gonić. Potem szarpać i drażnić. Na końcu zaczęła się walka. Chris bez problemu przegonił Jacoba. Zmienił się w człowieka i powiedział:
- Pakuj rzeczy...
Szybko pobiegłam do chatki się spakować. Następnie wymieniliśmy spojrzenia z Jacobem. Chciał coś powiedzieć, ale ja zatrzasnęłam za sobą drzwi. Czekał tam Chris.
- Chodź...
Byliśmy przed jego chatką. Weszłam do domku i spytałam:
- To... Gdzie teraz mieszkam?
- No u mnie...
- Ale... W sensie masz dla mnie jakiś pokój?
- No mam...- na jego twarzy pojawił się uśmiech.
- A gdzie mam spać?
- Będziesz spała ze mną w sypialni...
- Robisz to specjalnie!
- No może...
Rozpakowałam rzeczy. Ciuchy schowałam do szafy. Musiałam zapoznać się z nowym miejscem. Było już późno, więc poszłam się umyć. Oczywiście wcześniej byliśmy nad jeziorem. Przebrałam się w piżamę, a gdy weszłam do pokoju zobaczyłam go z moim czarnym stanikiem...
- Czemu męczysz mój biedny stanik?
- A czemu ty nie dajesz m buziaków...
- Oddaj!
- Nie...
- Dawaj...
- Nie...
Więc ja wzięłam jego ulubioną koszulkę...
- Oddaj...- powiedziałam.
- No okej... Wymiana. Ty dajesz koszulę, a ja daję ci stanik...
Wymieniliśmy się, a potem ukryłam moją "zdobycz". Położyłam się obok niego...
- Ja tu nie zasnę...
- Zaśniesz, zaśniesz...- i przytulił mnie mocno.
- Nie ułatwiasz...
Odwróciłam się na bok... Jeden, drugi, na brzuch, aż w końcu spadłam z łóżka.
- Co ty robisz?
- A ja wiem?
- Wstawaj.
Wstałam, położyłam się na łóżko i zasnęłam...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro