Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 10

Obudziłam się jak zwykle o 5:00. Szybko się ubrałam i poszłam nad jezioro. Brunet już tam był.

- Teraz to ty się spóźniłaś!

- Oh... No przepraszam!

- Nie masz go za co przepraszać... Powinnaś przeprosić mnie!- usłyszałam głos Simona.

- Czego chcesz?!- warknął brunet.

- Tej TWOJEJ, ślicznotki.

- Nigdy jej nie dostaniesz!

Oby dwoje zmienili się w wilki. Zaczęli się gonić. Słychać było: "Mówiłem, żebyś się do niej nie zbliżał!" Gonili się jeszcze trochę, ale potem zaczęli się gryźć i szarpać. Kiedy brunet był górą, że Simon już nie dawał rady, zauważyłam, że brunet chce zadać ten ostatni cios, który zakończył by tę walkę. Już miał to zrobić, gdy krzyknęłam:

- Nie rób tego! Proszę!

- A dlaczego? Co ci tak na nim zależy?!

- Na nim mi nie zależy... Chodzi o to, że nie chcę mieć chłopaka zabójcy. No chyba, że bronił by życia innej osoby!- na te słowa brunet odpuścił. Zmienili się w ludzi. Simon był zakrwawiony, brunet zresztą też. 

- Żebym ja cię więcej przy niej nie widział!- na te słowa Simon uciekł.

- Nic ci się nie stało?!- powiedziałam zatroskana.

- Nie nic. To tylko draśnięcia.

Usiedliśmy na trawie. Opatrzyłam mu rany. Jako, że był wilkołakiem jego rany szybko się goiły, więc po pięciu minutach już ich nie miał. Nawet miło się tak z nim siedziało... Kiedy miał mnie pocałować powiedziałam:

- Muszę już iść.

- Akurat teraz?

- Tak Jacob za chwilę wstaje. Widzimy się potem.

Poszłam do domu. Zrobiłam śniadanie Jacob wstał, zjadł i poszedł na polowanie... Jednym słowem: codzienność; a dwoma: jak zwykle... Poszłam się umyć. Kiedy weszłam do pokoju w czarnej bluzce z krótkim rękawkiem i granatowymi leginsami, zobaczyłam w nim bruneta. Miał ten sam czarny stanik co wcześniej.

- Czemu zmywasz z siebie mój zapach?

- Bo nie chcę, żeby Jacob się o nas dowiedział.

- On prędzej czy później się dowie.

- A ty? Czemu uwziąłeś się na mój stanik?

- A tak jakoś przypadł mi do gustu...

- Oddaj...

Posłusznie oddał go w moje ręce. To jakieś dziwne... Jest taki grzeczny jak nigdy. Usiadłam na łóżku obok bruneta.

- A tak w ogóle jak ty masz na imię?

- Ja jestem Kate... A ty?

- Chris.

- A ja myślałam, że masz na imię Brian, bo mnie rozbrajasz...

Oboje zaczęliśmy się śmiać. Do końca dnia jeszcze tyle czasu, a ja nie wiedziałam co robić. Ale brunet jak to on zaczął gadać:

- Co robimy?

- Właśnie się zastanawiam...

- Chodź ze mną nad jezioro. Co?

- No dobra.

Kiedy byliśmy nad jeziorem, zdjęłam ubrania, bo pod nimi miałam strój kąpielowy. Tym razem czarny. On zdjął koszulkę i postanowił, że będzie pływać w krótkich spodenkach. Wskoczyliśmy do wody. Po godzinie wyszliśmy. Wytarłam się i przebrałam. Poszliśmy do chatki.

- Ale ty wiesz, że Jacob i tak się dowie, że kogoś masz...

- Wiem, ale się tym nie przejmuje... Bo to mój kolega i to zrozumie.

- Czyli się znacie... A ile?

- A tak z 5 lat...

- Przez ten czas mógł się w tobie zakochać...

- Jakie podejrzenia... Ja nic do niego nie czuję...

- To daj mi całusa...

- Wiesz, że jesteśmy ze sobą krótko, a ja nie mogę się przyzwyczaić, że kogoś mam.

- Czyli, ze coś do niego czujesz.- i zaczął podrzucać mój czarny stanik.

- Skąd go masz?!

- Wziąłem z twojej półki...

- A ja widzę, że chyba czujesz coś do mojego stanika...

- Co?! Nie!

- Jestem zazdrosna...- dodałam z sarkazmem.

- Daj całusa!

- To oddaj stanik!

- Najpierw całus!

- Nie! Stanik!

On rzucił stanik na ziemię, a ja rzuciłam się mu na szyję i pocałowałam. Kiedy się oderwaliśmy powiedział:

- Teraz wiem, że go nie kochasz...

- A ja wiem, że nie jesteś zakochany w moim staniku!- zaczęliśmy się śmiać.

- Jesteś cudowna... Piękna... Szalona...

- Nie komplementuj mnie tak, bo zaraz spadnę z łóżka.

- To może jeszcze więcej komplementów?

- Jest już późno, właź do szafy i nic nie ruszaj.

Wepchnęłam go do szafy, bo usłyszałam, że ktoś otworzył drzwi. Jacob zawsze coś mówił. Tym razem się nie odezwał, dopiero, gdy mnie zobaczył:

- Hej...

- Hej. Jak tam na polowaniu?

- Dobrze... Jest ktoś u ciebie?- i wszedł mi do pokoju.

- Nie...

- To dobrze...

Zjedliśmy kolację, a po niej Jacob jak zwykle poszedł spać. Ja w tym czasie poszłam do bruneta. Otworzyłam szafę, z której wyszedł.

- No! Nareszcie nic nie ruszałeś!

- Postanowiłem, że się poprawię...

Porozmawialiśmy tak z dwie godzinki, a o 22:45 powiedziałam, że idę spać. Oczywiście wcześniej umyłam się i przebrałam w piżamę. Położyłam się na łóżku. Po pięciu minutach poczułam, że ktoś też się na nim położył. Ja dobrze wiedziałam kto to był... Przytulił mnie mocno i przykrył nas kołdrą.

- Rano mnie nie będzie...

Było mi wygodnie. Przez to, że chciało mi się spać nie odpowiedziałam...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro