Rozdział 9
Obudziłam się o 5:00. Faktycznie, bruneta nie było. Ale była porozwalana szafa, a dokładniej w niej ciuchy. Szybko wszystko poukładałam i ubrałam bluzkę z krótkim rękawkiem; moro. Oraz krótkie, czarne, jeansowe spodenki. Poszłam nad jezioro. Znów zobaczyłam Simona
- Czego chcesz?!- warknęłam do niego.
- Już ci mówiłem... Ciebie.
- Ale ja jestem zajęta.
- Mogę cię odbić. Twojego chłopaka tu nie ma... I tym razem nic ci już nie pomoże.
- Wiesz... Może ja już pójdę...
- A dokąd się wybierasz? Chyba nie do domu?
- A żebyś wiedział!
- Nie tak prędko...- i zablokował mi drogę. W myślach błagałam, żeby brunet się zjawił. Lecz na razie go nie było.- I co?! Gdzie ten twój wilk?! Nawet obronić cię nie umie! Ja będę lepszy!
- Umie, umie...- usłyszałam jego głos. Mój wilk już tu był. Simon uciekł w popłochu.
- Dzięki, że jesteś!
- Byłem tu wcześniej. Chciałem zobaczyć co się stanie i zrobić na tobie wrażenie.
- Co?!
- Możesz mnie pocałować!- dodał dumny.
- Za to! To ty możesz mnie pocałować! Ale gdzieś indziej!- krzyknęłam zdenerwowana.
- Przepraszam, od dzisiaj będę tu codziennie po 5:00.
- Ja mam nadzieję.- warknęłam do niego- Bo na razie trochę kiepsko ci to idzie.
- No wiem. Nie jestem najlepszy.
- Eh...
- Ładnie wyglądasz...- i spenetrował mnie wzrokiem.
- Dzięki... A teraz idę do domu.
- Idę z tobą.
Szliśmy w stronę chatki. Weszliśmy do mojego pokoju. Za nim poszłam się myć powiedziałam:
- Tylko nie ruszaj moich rzeczy!
- Eh... A już myślałem!
Umyłam się i weszłam do pokoju w tym samym ubraniu co wcześniej.
- Niestety znowu muszę cię wepchnąć do szafy...
Zanim zdążył coś powiedzieć był już w jej środku. Jacob wstał, więc zrobiłam mu śniadanie.
- Jakoś inaczej pachniesz...
- Coś ci się wydaje, bo przed chwilą się myłam.
- A ok... Bo już myślałem, że kogoś masz.
Zjedliśmy śniadanie rozmawiając. Ten czas zleciał nam szybko. Następnie Jacob poszedł na polowanie. Poszłam zobaczyć co robi brunet. Otworzyłam drzwi i ujrzałam go z moim stanikiem w rękach.
- Co ty robisz?! Miałeś nie grzebać w półkach!
- No co? Był w szafie.
- Pewnie zaplątał się w inne ciuchy. Oddaj.
- A po co? Myślę, że bez niego będzie ci ładniej.
- Dawaj!- oddał mi stanik, a ja schowałam go do półki.- Miałeś nie ruszać moich rzeczy!
- No... Nie mogłem się oprzeć...
- Chodź nad jezioro.- wcześniej założyłam na siebie strój kąpielowy. On bez wahania się zgodził. Kiedy byliśmy już na miejscu, on zdjął koszulkę, a ja zobaczyłam jego umięśniony tors. Sama już byłam w stroju kąpielowym, ale tym razem w stylu moro. Nie zastanawiałam się długo i wskoczyłam do wody. Brunet zrobił to samo. Teraz nie przeszkadzało mi jego towarzystwo, no chyba, że niekiedy. On zaczął chlapać mnie wodą.
- Przestań!- powiedziałam mu, śmiejąc się przy tym.
- Nie!- teraz ja zaczęłam go chlapać, na co powiedział- Dobra koniec!
Przestaliśmy się chlapać wodą. Było tak pięknie. Po godzinie wyszliśmy z wody. Wytarłam się w ręcznik. Miałam założyć bluzkę, ale w tedy usłyszałam:
- Zostań na razie w stroju kąpielowym. Tak ci w nim pięknie.- na co lekko się zarumieniłam. Nie umknęło to uwadze bruneta.- Różowo-czerwona jak róża.
Rozłożyłam ręcznik na trawie i zaczęłam się opalać. Jednak nie miałam za dużo spokoju, bo brunet od razu zaczął gadać:
- Jak wy możecie tak leżeć i nic nie robić?
- Uwierz mi, to wcale nie jest łatwe.- podniosłam się z ziemi. On zrobił to samo. Złożyłam koc. A on niespodziewanie pocałował mnie. Było mi wtedy bardzo przyjemnie. Oderwaliśmy się od siebie i oboje poszliśmy w dwie strony.
- Do zobaczenia...- powiedział.
- Do zobaczenia.
Późnym wieczorem wrócił Jacob. Zjadł kolację i położył się spać. Ja zrobiłam to samo...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro