Rozdział 21
O 20:00 Brian i Arron wraz z Jessicą zapukali do drzwi. Otworzył im Chris. Usiedliśmy na kanapie. Włączyliśmy film. Na stoliczku były chipsy, przekąski i coś do picia. Ja i Jessica poszłyśmy do pokoju. Dokładniej do gabinetu Chrisa. Poszłyśmy tam, ponieważ inne pokoje były zajęte, nie było gdzie usiąść i takie tam. Otworzyłam drzwi. Na podłodze leżały porozwalane papiery, niewyłączony komputer, zakurzone książki. On wogóle nie umie sprzątać? Ja usiadłam na krześle przed komputerem, a Jessica na wielkim, skórzanym fotelu.
- Fajnie tu macie...- szepnęła do mnie.
- Czemu szepczesz?- spytałam śmiejąc się cicho.
- Bo nie zamknęłaś drzwi.- wstałam, podeszłam i zamknęłam drzwi na klucz.
- Lepiej?- spytałam.
- O wiele. Zobacz co on tam robił na komputerze...
Usiadłam przed komputerem. Ruszyłam myszką. Poczytałam trochę... I wtedy zobaczyłam zdjęcie Arrona. Dziwne...
- Ej, tu jest Arron!
- Arron?- spytała zdziwiona dziewczyna.
- No tak Arron! Co oni przed nami ukrywają?
- Ty jakiś detektyw? Nie wtrącaj się lepiej...
- To mój chłopak, spytam się go...
Kiedy Jessica i Brian wrócili do domu poszłam do Chrisa. Arron oglądał film.
- Co ty masz przede mną do ukrycia?
- Ja? Nic.
- Nie wogóle... To po co szukasz o Arronie? Hm?
- Nie wolno ci tam wchodzić!
- Nic nie mówiłeś. A poza tym nie ma żadnego zakazu...
- Już ci mówię. Eh... To trudne.
- Hm?
- My jesteśmy braćmi.
- Braćmi?
- No tak.- wtrącił się Arron, który zatrzymał film.
- Jak to braćmi?
- Po prostu... Nie mówiliśmy o tym nikomu, bo by nas szukali.
- Braci bawiących się na łące...
- Eeeee...
- Słuchaj chodzi o to, że kiedyś chcieliśmy uciec od "rodziców", którzy kryli przed nami prawdę. Oni nie byli naszymi rodzicami. Nie mieli potomstwa, więc nie mieli też kogoś kto przejąłby watahę. W związku z tym porwali nas. My dowiedzieliśmy się o tym i chcieliśmy znaleźć tych prawdziwych... Powiedzieliśmy, że idziemy na łąkę. Oni nic nie podejrzewali... Tak naprawdę uciekliśmy i już więcej nas nie widzieli...
- Aha...- pokiwałam głową i szłam w stronę sypialni, jednak nie spuszczałam ich z oka.
- Nie mów nikomu...- Chris wrócił do oglądania film, a Arron poszedł za mną. Zamknęłam za nim drzwi.
- Tak było na prawdę...
- Dobrze, wierzę wam, ale chcę ci podziękować...
- Za co?
- Chodź by za to, że wrzuciłeś nauczyciela do kantorka.
- Nie musisz...
- Chodź by za to, że położyłeś mnie na brzeg, kiedy nie miałam siły...
- Naprawdę?
Wtedy ja przytuliłam się do niego.
- Dzięki...
~Naprawdę będziemy miały kłopoty...
Po słowach mojej wilczycy do pokoju wparował wściekły Chris...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro