Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

32.Elena Forgiveness. Pogżeb.

___pięć dni po wprowadzeniu się Eleny i Damona do nowego domu___
25 października niedziela.
Dziś dzień pogżebu.
Jenna, Jeremy i Emily zostaną pochowani.
Boję się tego dnia, jak żadnego innego.
Naszczęście Damon, Matt oraz dziewczyny są ze mną.
-Eleno trzeba już jechac-mówi Damon.
-Tak już.
Już jadę.
Boję się tego.
Dokończyłam notatkę i poszlam ubrać buty.
Na sobie miałam czarną sukienkę z kołnieżykiem i koronką oraz naszyjnik od Stefana ,bramzoletkę od Jeremy'ego, naszyjnik cioci Jenny ktory przetrwał w pożaże oraz branzoletkę z napisem Emily która również przetrwała pożar.

Na nogach miałam już czarne szpilki z czerwonym spodem.

Tak ubrana wyszłam z domu razem z Damon'em.
Wsiedliśmy w auto i pojechaliśmy pod kościuł.
Zaczęła się msza. Cały czas wtulałam się w Damon'a.
Nadszedł czas by powiedzieć swoje.
Pierwsza zaczęła Caroline.
-Jestem Przyjaciółką Eleny, z którą od zawsze kłuciłyśmy się o miśki i inne zabawki-uśmiechnęła się smutno-Chciałam powiedzieć ,że śmierć tych trzech jakże ważnych osób
Jeremy'ego, Jenny i Emily.
dla Eleny i dla nas jest ciężka.
Jenna. Zawsze pogodna, pomocna i uśmiechnięta.
Jeremy silny mimo tylu przeszkód żucanych mu pod nogi
Emily-Caroline wzięła głęboki oddech-Emily była jedną z osób ,których nie mogłam rozgryźć.
W mlodym wieku porwana. Odebrana rodzicom ,których więcej razy nie zobaczyła. Odważna, młoda kobieta o sercu wielkim jak ten świat.
Niech spoczywają w spokoju.
Caroline zeszła ze sceny na którą weszła po chwili Bonnie potem Damon, Stefan ,przyjaciele rodziny, chłopak Jenny ,zrozpaczony i załamany po śmierći swojej ukochanej Matt aż w końcu nadszedł mój czas.
-Nie umiem przemawiać.
Powiem tylko ,że bardzo będzie mi ich brakowało, zresztą tak samo jak wam-mówiłam a mój głos ciągle się łamał.
Po chwili przerwy uspokoiłam się a mój głos był normalny.
-Pomimo wielu sprzeczek, w domu zawsze było przyjemnie. Zawsze miałam wszystko czego potrzebowałam. Ciociu dziękuję ci ,że byłaś i zaopiekowałas sie mną i moim rodzeństwem.
Niech spoczywają w spokoju. Jenna, Jeremy i Emily. Cudowne osoby o cudownych i niespotykanych charakterach.-zamknęłam oczy wzięłam głęboki oddech i zaczęłam śpiewać Go in peace.

Gdy skończyłam zeszłam ze "sceny" i udałam się na moje miejsce.
-To było cudowne-powiedział do mnie Damon po skończonym pogżebie.
Siedzieliśmy na ławce w parku przed kościołe, ponieważ ootrzebowałam powietrza.
-Dziękuję.-odpowiedziałam.
-Jak się czujesz?
-Zmęczona jestem i...I wściekła. Czemu ja nie mogłam temu zapobiec?!
-Chcesz coś zrobić? Rowalić? Wyżyć się?
-Tak.-potaknęłam a po moim policzku spłynęła samotna łza.
-Jedziemy do lasu kochanie-powiedział Damon i pocałował mnie w czoło.
Po kilku minutach byliśmy przed rezydencją Salvatore'ów.
-Dawno tu nie... Nie byłem-powiedział Damon spoglądając na dom.-pójdę zobaczyć co ze Stefanem.
-Dobrze. Pójść z tobą?-spytałam łapiąc go za ramię.
-Tak-szepnął-to dobry pomysł.
Ruszyliśmy w stronę rezydencji.
-Kochanie tu powinny być gdzieś moje dresy i bluza. Poszukam ich-powiedziałam gdy byliśmy już w rezydencji.
-Dobrze.

___Perspektywa Damona___
Elena tak ładnie wygląda w dresach...
Tak seksownie.
Postaram się aby dziś się wyżyła.
Wytężyłem słuch aby nie szukać po całej rezydencji Stefana ,i nagle słysze krzyk. Krzyk Eleny.
Szybko pobiegłem za dzwiękinem ,który wydobywał się z piętra na ,którym były sypialnie.
-Co się stało?-spytałem gdy zobaczyłem zdezoriętowaną Elene siedzącą przed drzwiami sypialni Stefana.
-Oni...Oni to robią-powiedziała.
-Co? Kto?
-Stefan i... I Caroline-powiedziała.
-To źle?
-Nie, ale... Nie chciałam im tego zepsuć. Tak bardzo żałuję, że tam wyszłam. Nawet nie zapukałam!-powiedziała z wyżutami.
-Eleno-zacząłem się lekko śmiać-To nic złego. To naturalne. Myślę, że nie będą źli.
-Tak myślisz?
-Tak kochanie.
-Dobrze. Przeproszę go ale teraz zapukam-uśmiechnęła się szczeże.
-Okej.-oddałem uśmiech i pocalowałem ją w czoło.
Elena wstała z ziemi na której siedziała i zapukała lekko do drzwi.
Po chwili usłyszeliśmy zaproszenie, Elena weszła do pokoju i zaczęła.
-Stefan, Caroline. Ja... Ja naprawdę was przepraszam. To nie miało tak być.
-Eleno to nic-powiedział Stefan.
-Nic nie szkodzi. Naprawdę-dopowiedziała Caroline i przytuliła Elene do siebie.
-Tak się cieszę, że mnie nie odtrącasz.
-Eleno jak bym śmiała-zapytała śmiejąc się.
-To my wam nie przeszkadzamy-powiedziałem-chcielismy tylko sprawdzić czy u was wszystko dobrze, ale widzę ,że tak więc pójdziemy już sobie pa-powiedziałem wyprowadzając Elene za drzwi.
-Dziękuję, że mnie uratowałeś. To było...-zaczęła ,lecz się wtrąciłem.
-Niezręczne.
-Tak-uśmiechnęła się.
-To masz te dresy?-rówież się uśmiechnąłem.
-Ahh tak. Już idę. Są w twoim pokoju.
-Okej. Poczekm na dole.
-Dobrze-musnęła mnie w usta.
Po 5-ciu minutach Elena zeszła na parter już przebrana. Ja również się przebrałem w sportowe ciuchy ponieważ te najlepsze zostawiłem w szawce pod telewizorem i z zaciekawieniem wpatrywałem się w nią.
-Coś nie tak?-spytała oglądając się z każdej strony.
-Wszystko dobrze. Tylko...
-Tylko co?-spytała podejżliwie.
-Tylko no wiesz-podeszłem do niej-brakuje ci tego.-podałem jej do ręki bransoletkę.
-Damon-spojżała na mnie kochlo wym wzrokiem-Co ja bym bez ciebie zrobiła?
-A ja tam nie wiem-Zapiąłem jej bransoletkę na ręce.
-Dziękuję kochanie-powiedziała i przytuliła mnie mocno.
-Nie ma sprawy.-pocałowałem ją w czoło.
Wyszliśmy z domu i ruszyliśmy w stronę lasu.
Tam naczyłem Elene boksować.
Po ciężkim treningu wruciliśmy do naszego domu a tam zasnęliśmy w swoich objęciach.

Moi kochani...
Jestem taka zadowolona😄😄😄
Jest bardzo dużo wyświetleń i gwiazdek...
Hahaha dokładnie😂😂😂
Mam nadzieję, że rozdział fajny heh😍😘 Do następnego serdecznie pozdrawiam
         Zosiek😄😊😍😛❤💪💓💖💚✋👌

889-słowa.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro