37.Damon Salvatore. Czy muszę się zmienić?
Mam wrażenie, źe ta piosenka naprawdę pasuje do tego rozdziału a raczej do początkowego wstępu XD polecam😂❤
Przy piosence i przy odpowiednich slowach mozna się popłakać😂😭😭😭
💖💖💖
Po chwili wyszłem z domu i ruszyłem w stronę lasu a zarazem cmentarza.
Szłem już pare minut nasłuchując dźwięków przyrodu aŻ nagle usłyszałem ciche szlochanie.
Elena- pomyślałem.
W tempie wampira pognałem w stronę cichego szlochamia i już po chwili byłem naprzeciw Eleny.
-Kochanie..-zaczałem i usiadłem przy niej.
-Czy muszę się zmienić? Nie chcę tego.
-A chcesz być ze mną księżniczko?
-Chcę. Bardzo. Tak bardzo, że mogłabym dla ciebie umrzeć Damon'ie-usmiechnęła się smutno, co odwzajemniłem.
-A więc kochanie...-zacząłem-proszę-wziąłem jej rękę do swojej i pieściłem delikatnie kciukiem jej policzek, wpatrując się w jej śliczne szmaragdowe oczy-zostań ze mną-uśmiechnąłem się szczerze.
-Dobrze-powiedziała po czym mnie pocalowała-ale jest jeden warunek.
-Tak?
-Nie pije na razie krwi. Dopiero wtedy kiedy będzie to absolutnie konieczne.
Po chwili głębokiego zastanowienia odpowiedziałem:
-Dobrze księżniczko zgadzam się, a teraz chodź do domu. Trzeba wszystkich poinformować, że cię znalazłem.
-Dobrze.- uśmiechnęła się lekko.
Cała drogę myślałem czy dobrze zrobiłem...
Ona może umrzeć jeśli nie wypije odpowiedniej dawki krwi...
-Dam rade-powiedziała Elena patrząc na mnie.-objecuję, że cię nie zostawię.
-wiem kochanie. Wiem-szepnąłem przytulając ją do siebie.
Szliśmy w zupełnej ciszy trzymając się za ręce.
Gdy doszliśmy do domu otworzłem jak gentelmen drzwi przed moją ukochaną i weszliśmy razem do domu.
-Zadzwonię do dziewczyn.-odezwała się Elena siadając na kanapie.
-Okej. Ja do chłopaków.
Już po kilku minutach byliśmy wszyscy w salonie.
-A więc? Kto cię zmienił?-Zapytała Caroline.
-Jeszcze się tak do końca nie zmieniłam.-powiedziała Elena
-Słucham?!-krzyknęła Caroline.
-Elena chce z tym poczekać na ostatnią chwilę-wtrąciłem się
-Dobrze. Ale kto cię przemienił?
-Niklaus-powiedziała Elena spuszczając głowę w dół.
-Co?! Jak on może?!-krzyczała Caroline.
-No widzisz... moze. Zaraz co?!-powiedział Stefan uświadamiając sobie o kim właśnie wszyscy mówią.
-A tak poza tym to przecież go zasztyletowałeś!
-Isobel go uwolniła-wtrąciłem się znów.
-Słucham?! Isobel?-pytał z niedowieżaniem Stefan.
-Tak.
-Kto tak powiedział?
-Klaus.
-I ty mu wierzysz?!
-A po co mniał by kłamać?!
-No...Hmm nie wiem.
-Gdy leżałam na tym polu, to jego tam zobaczyłam. On mnie usiłował uratować.
-Nie mogę w to uwieżyć-powiedział Stefan.
-A jednak to prawda-powiedziała Elena ze smutnym uśmiechem na twarzy.
-Ale czemu Isobel do mnie nie dzwoni? Czemu mnie jeszcze nie odwiedziła?-dopytywał się Stefan.-powinna się ze mną skontaktować. Jest jedną ze starszych wampirzyc jaką znam ,więc może powie nam po jakie licho wyjela z tego Huja sztylet!
-Stefan?-powiedział prawie bez głośnie Matt.
-Co?!-spytał zły.
-Wiesz chciałem ci przypomieć, że jesteśmy w towarzystwie dziewcząt.
-Aaa-wypuścił powietrze po czym powoli je nabrał-przepraszam.
-To co z nimi zrobimy?-spytala się Caroline.
-Trzeba będzie ich odnaleźć.-powiedzialem z Eleną prawie jednocześnie ,lecz nagle do pokoju wparował Nillaus, Isobel i kilka innych gości.
-Elena, Bonnie, Matt wjejcie!-krzyknęła Caroline, po czym próbowała pomóc mi i Stefanowi w pokonaniu nieproszonych gości.
Niestety na marne.
Pokonali nas werbeną.
Mam nadzieję, że Elena uciekła i ,że jest bezpieczna.
Mam nadzieję, że jej nie złapali.
___Na następny dzień___
Obudziłem się w jakiejś małej "celi" w powietrzu unosił się zapach werbeny.
Wszystko mnie bolało.
Wyczowałem każdą kość i każdy mięsień mojego ciała.
Otworzyłem szeżej oczy i oparłem się wygodniej o scianę.
-Damon-powiedziała Elena.
-Eleno-wsiąłem oddech-tak strasznie przepraszam. Tak bardzo żałuję tego ,że cię nie zdołałem obronić. Ohh kochana tak strasznie mi głupio.
-Damon-szepnęła-To nic. Jestem tu teraz obok i nic ani nikt tego nie zmieni. Jak się czujesz?-spytała ze łzami w oczach. Mieliśmy "cele" obok siebie.
-Jak ostatni kutas ,którego skopano a następnie podpalono księżniczko.-powiedziałem sarkastycznie i uśmiechnąłem się smutno.
-Co?-zapytała zdziwiona Elena.
-Nic kochanie. Jesteśmy tu tylko my?-spytałem.
-Nie. Tu obok mnie leży nie przytomna Caroline a na przeciwko nas leży Bonnie i Matt.
-A Stefan?-spytałem zaniepokojony o mojego młodszego, małego braciszka.
-Udało mu się uciec.
-Ciekawe czy po nas przyjdzie.
-Napewno-powiedział Matt.
-A ty mała czarownico? Nic nie powiesz? Nie zrobisz czary mary i nie uratujesz nas z tąd?-zapytałem z wyczówalnym sarkazmem w głosie.
-Po pierwsze jak bym mogła zrobić "czary mary"-zrobiła niewidzialny cudzysłów w powietrzu-to już dawno by nas tu nie było.-uśmiechnęła się jak typowa Bad Girl-po drugie te cele są zaczarowane. Żucono na nie wyjądkowo mocne zaklęcie ,którego nie mogę złamać. A po trzecie kurde Damon weź się zamknij bo mam cię już dość! -wykrzyczała ostatnie słowa.
Zaśmiałem się lekko.
-Dlatego cię lubię Bon Bon. Jesteś zabawna-powiedziałem nadal się śmiejąc.
-ughh-jęknęła.
-Dobra przestańcie się na wzajem maltretować.-powiedziała absolutnie powarznie Elena.
Chyba jest o mnie zazdrosna.
Mimowolnie się uśmiechnąłem i spojżałem na Elene.
-Czemu się smiejesz?-spytała.
-Tak jakoś-powiedziałem nadal się śmiejac.
W tej chwili miałem ochotę tylko na smiech choć nie było mi do śmiechu.
Nagle usłyszalem krzyk.
To była Elena.
-Ałł!!! Ale boli!-krzyczała.
-Kochanie? Co ci jest?-spytałem przysowając się do krat najbliżej jak tylko mogłem.
-Brzuch!-krzyczała-boli mnie brzuch!
-Kochanie. Kochanie spójż na mnie.-Elena wykonała po chwili polecenie-tak jest patrz na mnie. Uspokuj się. Uspokuj się. Csiii-szeptałem.
Elena się uspokoila, lecz wiedziałem czego jej tak naprawdę trzeba.
Trzeba jej krwi.
Dużo krwi...
-Kochanie trzymaj się-powiedziałem wpatrując się w nią, lecz ona nie odpowiedziała.
Nie miała siły.
Po kilku minutach ciszy do naszych "cel" a raczej do budynku w którym znajdowały się nasze "cele" wszedł strażnik.
O dziwo to był człowiek.
-Witam.-powiedział.
-Czego?!-warknąłem.
-Widzę, że ktoś tu jest zadziorny. 007 zgłoś się-powiedział do słuchawki.
-007 o co chodzi? -spytał ktoś w słuchawce.
-Więcej werbeny do cel-powiedział i po chwili poczułem werbenę. Zacząłem się duśić, lecz miałem dosć siły,żeby kogoś zabić.
Wstałem w tępie wampira i podbiegłem do krat po czym przycisnąłem strażnika do celi i zacząłem go dusić.
Hejka😄😄😄
Wiem ,wiem.
Polsat cały czas 😂
Mam nadzieję, że rozdział wam się spodobał❤ zostawcie po sobie jakiś ślad w postaci gwiazdki lub komentarza pozdrawiam serdecznie
Zosiek😍😛❤😎😘
1023-słowa.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro