Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

37.Damon Salvatore. Czy muszę się zmienić?

Mam wrażenie, źe ta piosenka naprawdę pasuje do tego rozdziału a raczej do początkowego wstępu XD polecam😂❤
Przy piosence i przy odpowiednich slowach mozna się popłakać😂😭😭😭
                          💖💖💖

Po chwili wyszłem z domu i ruszyłem w stronę lasu a zarazem cmentarza.
Szłem już pare minut nasłuchując dźwięków przyrodu aŻ nagle usłyszałem  ciche szlochanie.
Elena- pomyślałem.
W tempie wampira pognałem w stronę cichego szlochamia i już po chwili byłem naprzeciw Eleny.
-Kochanie..-zaczałem i usiadłem przy niej.
-Czy muszę się zmienić? Nie chcę tego.
-A chcesz być ze mną księżniczko?
-Chcę. Bardzo. Tak bardzo, że mogłabym dla ciebie umrzeć Damon'ie-usmiechnęła się smutno, co odwzajemniłem.
-A więc kochanie...-zacząłem-proszę-wziąłem jej rękę do swojej i pieściłem delikatnie kciukiem jej policzek, wpatrując się w jej śliczne szmaragdowe oczy-zostań ze mną-uśmiechnąłem się szczerze.
-Dobrze-powiedziała po czym mnie pocalowała-ale jest jeden warunek.
-Tak?
-Nie pije na razie krwi. Dopiero wtedy kiedy będzie to absolutnie konieczne.
Po chwili głębokiego zastanowienia odpowiedziałem:
-Dobrze księżniczko zgadzam się, a teraz chodź do domu. Trzeba wszystkich poinformować, że cię znalazłem.
-Dobrze.- uśmiechnęła się lekko.
Cała drogę myślałem czy dobrze zrobiłem...
Ona może umrzeć jeśli nie wypije odpowiedniej dawki krwi...
-Dam rade-powiedziała Elena patrząc na mnie.-objecuję, że cię nie zostawię.
-wiem kochanie. Wiem-szepnąłem przytulając ją do siebie.
Szliśmy w zupełnej ciszy trzymając się za ręce.

Gdy doszliśmy do domu otworzłem jak gentelmen drzwi przed moją ukochaną i weszliśmy razem do domu.
-Zadzwonię do dziewczyn.-odezwała  się Elena siadając na kanapie.
-Okej. Ja do chłopaków.
Już po kilku minutach byliśmy wszyscy w salonie.
-A więc? Kto cię zmienił?-Zapytała Caroline.
-Jeszcze się tak do końca nie zmieniłam.-powiedziała Elena
-Słucham?!-krzyknęła Caroline.
-Elena chce z tym poczekać na ostatnią chwilę-wtrąciłem się
-Dobrze. Ale kto cię przemienił?
-Niklaus-powiedziała Elena spuszczając głowę w dół.
-Co?! Jak on może?!-krzyczała Caroline.
-No widzisz... moze. Zaraz co?!-powiedział Stefan uświadamiając sobie o kim właśnie wszyscy mówią.
-A tak poza tym to przecież go zasztyletowałeś!
-Isobel go uwolniła-wtrąciłem się znów.
-Słucham?! Isobel?-pytał z niedowieżaniem Stefan.
-Tak.
-Kto tak powiedział?
-Klaus.
-I ty mu wierzysz?!
-A po co mniał by kłamać?!
-No...Hmm nie wiem.
-Gdy leżałam na tym polu, to jego tam zobaczyłam. On mnie usiłował uratować.
-Nie mogę w to uwieżyć-powiedział Stefan.
-A jednak to prawda-powiedziała Elena ze smutnym uśmiechem na twarzy.
-Ale czemu Isobel do mnie nie dzwoni? Czemu mnie jeszcze nie odwiedziła?-dopytywał się Stefan.-powinna się ze mną skontaktować. Jest jedną ze starszych wampirzyc jaką znam ,więc może powie nam po jakie licho wyjela z tego Huja sztylet!
-Stefan?-powiedział prawie bez głośnie Matt.
-Co?!-spytał zły.
-Wiesz chciałem ci przypomieć, że jesteśmy w towarzystwie dziewcząt.
-Aaa-wypuścił powietrze po czym powoli je nabrał-przepraszam.
-To co z nimi zrobimy?-spytala się Caroline.
-Trzeba będzie ich odnaleźć.-powiedzialem z Eleną prawie jednocześnie ,lecz nagle do pokoju wparował Nillaus, Isobel i kilka innych gości.
-Elena, Bonnie, Matt wjejcie!-krzyknęła Caroline, po czym próbowała pomóc mi i Stefanowi w pokonaniu nieproszonych gości.
Niestety na marne.
Pokonali nas werbeną.
Mam nadzieję, że Elena uciekła i ,że jest bezpieczna.
Mam nadzieję, że jej nie złapali.
___Na następny dzień___
Obudziłem się w jakiejś małej "celi" w powietrzu unosił się zapach werbeny.
Wszystko mnie bolało.
Wyczowałem każdą kość i każdy mięsień mojego ciała.
Otworzyłem szeżej oczy i oparłem się wygodniej o scianę.
-Damon-powiedziała Elena.
-Eleno-wsiąłem oddech-tak strasznie przepraszam. Tak bardzo żałuję tego ,że cię nie zdołałem obronić. Ohh kochana tak strasznie mi głupio.
-Damon-szepnęła-To nic. Jestem tu teraz obok i nic ani nikt tego nie zmieni. Jak się czujesz?-spytała ze łzami w oczach. Mieliśmy "cele" obok siebie.
-Jak ostatni kutas ,którego skopano a następnie podpalono księżniczko.-powiedziałem sarkastycznie i uśmiechnąłem się smutno.
-Co?-zapytała zdziwiona Elena.
-Nic kochanie. Jesteśmy tu tylko my?-spytałem.
-Nie. Tu obok mnie leży nie przytomna Caroline a na przeciwko nas leży Bonnie i Matt.
-A Stefan?-spytałem zaniepokojony o mojego młodszego, małego braciszka.
-Udało mu się uciec.
-Ciekawe czy po nas przyjdzie.
-Napewno-powiedział Matt.
-A ty mała czarownico? Nic nie powiesz? Nie zrobisz czary mary i nie uratujesz nas z tąd?-zapytałem z wyczówalnym sarkazmem w głosie.
-Po pierwsze jak bym mogła zrobić "czary mary"-zrobiła niewidzialny cudzysłów w powietrzu-to już dawno by nas tu nie było.-uśmiechnęła się jak typowa Bad Girl-po drugie te cele są zaczarowane. Żucono na nie wyjądkowo mocne zaklęcie ,którego nie mogę złamać. A po trzecie kurde Damon weź się zamknij bo mam cię już dość! -wykrzyczała ostatnie słowa.
Zaśmiałem się lekko.
-Dlatego cię lubię Bon Bon. Jesteś zabawna-powiedziałem nadal się śmiejąc.
-ughh-jęknęła.
-Dobra przestańcie się na wzajem maltretować.-powiedziała absolutnie powarznie Elena.
Chyba jest o mnie zazdrosna.
Mimowolnie się uśmiechnąłem i spojżałem na Elene.
-Czemu się smiejesz?-spytała.
-Tak jakoś-powiedziałem nadal się śmiejac.
W tej chwili miałem ochotę tylko na smiech choć nie było mi do śmiechu.
Nagle usłyszalem krzyk.
To była Elena.
-Ałł!!! Ale boli!-krzyczała.
-Kochanie? Co ci jest?-spytałem przysowając się do krat najbliżej jak tylko mogłem.
-Brzuch!-krzyczała-boli mnie brzuch!
-Kochanie. Kochanie spójż na mnie.-Elena wykonała po chwili polecenie-tak jest patrz na mnie. Uspokuj się. Uspokuj się. Csiii-szeptałem.
Elena się uspokoila, lecz wiedziałem czego jej tak naprawdę trzeba.
Trzeba jej krwi.
Dużo krwi...
-Kochanie trzymaj się-powiedziałem wpatrując się w nią, lecz ona nie odpowiedziała.
Nie miała siły.
Po kilku minutach ciszy do naszych "cel" a raczej do budynku w którym znajdowały się nasze "cele" wszedł strażnik.
O dziwo to był człowiek.
-Witam.-powiedział.
-Czego?!-warknąłem.
-Widzę, że ktoś tu jest zadziorny. 007 zgłoś się-powiedział do słuchawki.
-007 o co chodzi? -spytał ktoś w słuchawce.
-Więcej werbeny do cel-powiedział i po chwili poczułem werbenę. Zacząłem się duśić, lecz miałem dosć siły,żeby kogoś zabić.
Wstałem w tępie wampira i podbiegłem do krat po czym przycisnąłem strażnika do celi i zacząłem go dusić.

Hejka😄😄😄
Wiem ,wiem.
Polsat cały czas 😂
Mam nadzieję, że rozdział wam się spodobał❤ zostawcie po sobie jakiś ślad w postaci gwiazdki lub komentarza pozdrawiam serdecznie
                                     Zosiek😍😛❤😎😘

1023-słowa.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro