Rozdział piętnasty- charakteryzacja
Chase: Benjamin O'Connor i nasze akta to twoja sprawka?
Valerie: Tak.
Chase: Dziękuję!
Uśmiecham się w kącikach ust, spoglądając na grubą teczkę z aktami Chasea i jego ludzi. Od wczoraj nie zerknęłam do środka ani nie odczytałam maila od Huntera, w którym zawarte są wszystkie osobiste informacje na temat Lauera. Choć raz wolałabym poznać kogoś osobiście, nie wiedząc o nim zbyt wiele. Na ten moment wystarcza mi wiedza, że należy do rodziny, która ma historię zakorzenioną w podziemnym świecie, a jego powiązania z Allenem były jedynie determinacją, aby chronić swoich ludzi przed więzieniem.
Valerie: Zależy mi na upadku Allena – nie twoim.
Choć początkowo myślałam, że będę musiała go zrównać z powierzchnią ziemi. Niemniej jednak dziś nie traktuję go jako wroga, lecz jako sprzymierzeńca, a to oznacza, że nad jego głową pojawia się poduszka ochronna o nazwie: „Valerie Ross".
Chase: To osobista zemsta czy biznesowa niedogodna konkurencja?
Valerie: Jak uważasz?
Chase: Szczerze?
Valerie: Kłamstwo przy mnie nie wchodzi w warunki gry.
Chase: To osobista zemsta, prawda?
Valerie: Może tak...Może nie...Kto wie?
Chase: To, co robisz, działa. Allen wpadł w szał, a jego kumple ledwie trzymają zwieracze :D
Valerie: A to dopiero początek...
Zerkam na kalendarz, znajdujący się na moim biurku, a następnie wzrok przenoszę na czerwone serce narysowane szminką przy liczbie dziewiętnaście. To wtedy zrzucę następną bombę, tym razem na Titusa Howee, a bal charytatywny zamieni się w miejsce rodzinnej awantury. Tam gdzie chaos, tam i DUCH.
Chase: Poznam cię kiedyś osobiście?
Valerie: Już poznałeś, ale jeszcze o tym nie wiesz...
Szach i mat, Lauer.
Chase: W takim razie mogę cię zaprosić na dzisiejszą imprezę w moim klubie. Skoro już się znamy, to nie możesz odrzucić tej propozycji.
Valerie: Ja nie mogę? To popatrz...Odmawiam.
Chase: Strach cię obleciał?
Mnie? Strach? Przeżyłam zbiorowy gwałt, a nóż w klatce piersiowej nie zdołał mnie uśmiercić. Nie ma na tym świecie już niczego, czego mogłabym się bać, zwłaszcza Chase Lauera i jego ludzi. Nie sądzę, że istnieje ktoś gorszy od Allena, Woodsa, Howee, Connolliego i Waltona, którzy doszczętnie wyczyścili mój umysł od poczucia lęku i strachu.
Valerie: Rozsądek mówi mi, że to nie jest czas, aby stracić status incognito.
Chase: Trochę zabawy jeszcze nigdy nikomu nie zaszkodziło :)
Valerie: Zabawa nie jest moim celem.
Chase: Mój adres znasz, jeśli zmienisz zdanie.
Z miłą chęcią odwiedzę siedzibę Lauera, aby rozeznać się po jego otoczeniu, ale muszę zrobić to tak, aby moja tożsamość została moją słodką tajemnicą. Mam już pewien pomysł, ale nie jestem pewna, czy jest realny do wykonania.
W zasadzie nie mam pojęcia, dlaczego chcę tam iść. Być może w postaci Chasea jest coś co, mnie do niego przyciąga, a moja ciekawość uwielbia być zaspokajana, dlatego wybieram numer do jedynej osoby, która mogłaby mi teraz pomóc.
- Cześć, mamo. – wypowiadam z radością. – Mam do ciebie ogromną prośbę. Potrzebuję małej zmiany wizerunku, ale tylko na ten jeden wieczór. Może masz jakąś dobrą perukę? Najlepiej jakby miała kolor ognia.
~***~
Chase Lauer
Kiedy Diego bierze się za organizację klubowych imprez, nigdy nie jestem w stanie przewidzieć, co tym razem wymyśli. Tym razem jednak przeszedł samego ciebie, a zadowolenie chłopaków jest widoczne gołym okiem. Nic dziwnego, jeśli mamy beczki pełne piwa, mnóstwo tłustego jedzenia, kobiety, chętne do flirtów i tancerki, które prędzej odgryzą nam jaja, niż pozwolą nam się dotknąć.
Poza tym dookoła powieszone są papierowe twarze Dallasa, Gordona, Titusa, Jonasa i Corey'a – głównie w toalecie w pisuarze, a te powieszone w salonie służą do wycierania sobie rąk, smarkania i rozrywania na strzępy. Nie wiem nawet jak zdobył papier toaletowy z ich twarzami w kilka godzin, ale chyba nie chcę o to pytać. Najważniejsze, że chłopaki są z tego powodu zadowoleni, ponieważ to oznacza koniec pracy dla tych kutasów.
Przez najbliższy czas trzeba jedynie udawać, że jesteśmy po ich stronie, a później pokażę każdemu z osobna środkowy palec i pomacham na pożegnanie. Z listy moich problemów, jakie pozostawił dla mnie ojciec, muszę jeszcze wykreślić małżeństwo z Ruby. Nie mam pojęcia, jak tego dokonam, ale na pewno znajdę jakiś sposób. Po prostu idź do niej i powiedz, że ma spieprzać. Proste? Zajebiście banalne, ciołku!
Gwar rozmów nagle cichnie, a z głośników wybrzmiewa bardzo sensualna piosenka, podczas gdy na prowizoryczną scenę wychodzi sześć kobiet. Każda z nich ma na sobie skąpy czerwony top oraz szorty, a ich nogi przyozdobione zostały butami na wysokiej szpilce. Czysta perfekcja. Jak zafascynowany obserwuję ich ruchy, a lekkość z jaką poruszają się w tych butach, budzi mój podziw. W pewnym momencie mój wzrok ląduje na rudowłosej kobiecie, której twarz pokryta jest bardzo mocnym i wyrazistym makijażem. Zdecydowanie wyróżnia się na tle swoich koleżanek ze względu na jej bardzo długie i zgrabne nogi. Ja pierdolę.
Czuję się jak nastolatek, który po raz pierwszy ujrzał nagi skrawek kobiecego ciała. Moja męskość budzi się do życia, co jest najlepszym komplementem, jaki ta nieznajoma tancerka mogłaby ode mnie dostać. Do kurwy nędzy! Dostanę zawału! Jak zahipnotyzowany obserwuję każdy jej krok, przez który przemawia perfekcja i piękno. Układ taneczny jest bardzo kobiecy, ale nie wyuzdany. Ich stroje nie odsłaniają tego, co niejeden z nas chciałby zobaczyć, ale ten taniec i ta muzyka sprawiają, że nikt z nas nie widzi nikogo innego, niż sześć pięknych i utalentowanych kobiet. Są jak syreny, które chcą doprowadzić nas do zguby.
Wzrok rudowłosej kobiety nagle dostrzega moje oczy. Mam wrażenie, że właśnie coś poraziło mnie prądem, a erotyczne wibracje między nami powodują, że wstrzymuję oddech. Mam wrażenie, że otoczenie wokół nas znika, jakbyśmy zostali zamknięci w prywatnej bańce. Do końca układu, dziewczyna nie przestaje mnie obserwować, jakby była mną tak samo zainteresowana, jak ja nią.
Nie mam pojęcia, co się ze mną dzieje! Parę dni temu zwróciłem taką samą uwagę na kobietę w białych ogrodniczkach, grającą w kręgle. Nigdy dotąd nie obserwowałem kobiet z taką fascynacją, lecz te dwie nieznajome, na pewno na długo zapiszą się w mojej pamięci. Do diabła! Czyżbym w wieku dwudziestu dziewięciu lat na nowo stawał się babiarzem? Myślałem, że od lat mam to za sobą, a nastoletnie hormony zamieniły się na męskie i bardziej wstrzemięźliwe!
Kiedy muzyka cichnie, a tancerki kłaniają się, wzrok rudowłosej mimo wszystko utrzymuje ze mną kontakt. Po chwili posyła mi kokieteryjny uśmiech, a później schodzi ze sceny i znika w pomieszczeniu, które Diego zagospodarował na chwilową garderobę. Co więcej, ku rozczarowaniu wszystkich, tancerki opuszczają nasz dom tylnym wyjściem, a ja znowu nie miałem okazji, aby zgadać do kobiety, która tak mocno zwróciła moją uwagę.
Zabawne jak los ze mną igra. Może to znak, że jedyną dostępną kobietą dla mnie jest Ruby, która od lat czeka na moje oświadczyny. Nie pakuj się w to, kretynie. Skończysz tak samo, jak Alex, a może nawet gorzej. Ruby jest zbyt wyniosła i snobistyczna, jak na twoje wymagania.
- Ja pierdolę! – wzdycha Diego. – Widziałeś ją!?
- Tak. – odpowiadam podobnym tonem głosu. – Była przepiękna.
- Ta gracja...Ta elegancja...Ta seksualność.
- Te nogi. – dodaję.
- A te ruchy? – dopowiada Alex. – Chyba się zakochałem.
Zaraz. Czy nam wszystkim zawróciła w głowie ta sama kobieta? Niedobrze...Bardzo niedobrze.
Spoglądamy na siebie wymownie, jakby każdy z nas właśnie pomyślał to samo. Od lat mamy umowę, że jeśli spodoba nam się ta sama kobieta to żaden nie może się do niej zbliżyć. Po prostu dziewczyna znika z naszego życia i nigdy nie powraca.
- To co? – drapię się po brodzie. – Na trzy?
- Niech będzie. – odpowiada Alex. – Raz...Dwa...I trzy.
- Rudowłosa z długimi nogami. – odpowiadam.
- Szatynka z okrągłymi kolczykami w uszach. – wypowiada Diego.
- Blondynka z kolczykiem w pępku. – mówi Alexander, po czym każdy z nas wybucha śmiechem. Co za ulga!
____
Na dobry sen drugi rozdział! Dobranoc 😍
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro