Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział jedenasty- pierwszy kontakt

Chase Lauer

- V.R? – Alex marszczy brwi. – Valerian Ross? On przypadkiem nie odszedł na emeryturę parę lat temu?

- Jak jego córka ma na imię? – dopytuje Diego.

- Amanda. – odpowiadam zdekoncentrowany. – Amanda Marie Ross.

- Szlag. – kwituje Alex. – Z tego, co mi wiadomo, Amanda to jego jedyne dziecko.

- Być może Valerian Ross wcale nie jest na emeryturze. – sugeruje Diego.

Nie, to nie to...Czuję, że to nie może być takie proste do rozszyfrowania. Poza tym Ross bardzo często publikuje zdjęcia na swoich social mediach, a nie można być w dwóch miejscach jednocześnie. Chyba, że ktoś wynalazł możliwość szybkiej teleportacji, ale świat jeszcze o tym nie usłyszał. Ta, a po śmierci nasze dusze trafiają do krainy jednorożców.

- Może ktoś celowo podpisał się jego inicjałami? – zastanawiam się na głos. – Nie bez powodu ten ktoś nosi przydomek „duch".

- Ten ktoś jest sprytny. – stwierdza Alex z uznaniem. – Na moje oko ta sprawa wygląda następująco. Duch sprawdza nasze powiązania z Allenem. Jakimś cudem dowiedział się o naszym kontakcie, więc trafiliśmy do fazy testów.

- To oczywiste. – wypowiadam z naciskiem. – Tak samo jak oczywiste jest moje stanowisko.

- To znaczy? – Diego mruży powieki.

- Zorganizujcie transport towaru.

- Naprawdę chcesz w to wejść? – dziwi się Alex. – To duże ryzyko.

- Poza tym nie mamy pojęcia, czy to nie jest wymierzona bomba wprost na nas. – dopowiada Diego. – Może to w nas DUCH chce uderzyć? Obserwujesz tą firmę od pięciu dni, więc V.R. może ma ochotę, aby pozbyć się swojego stalkera.

- Bądź co bądź, ale jesteś dla niego niewygodnym obserwatorem. – kwituje Alex.

- Znam ryzyko. – wypowiadam z pewnością siebie. – Ale nie mamy wyjścia. Jeśli nie pójdziemy na układ z DUCHEM, staniemy po stronie Allena, a tego żaden z nas nie chce. Jeśli pokażemy środkowy palec w kierunku Ross Enterprise, nasze dni będą policzone. Lepiej jest współpracować z wrogiem, którego nie znamy niż być przeciwko niemu. Oczywiście Diego masz rację. Istnieje prawdopodobieństwo, że policja nas złapie w drodze do kasyna, więc zabezpieczymy się na taki wypadek.

- Co proponujesz? – pyta Alex.

- Puścimy cztery samochody. Tylko jeden z nich będzie załadowany towarem. Jeśli przejadą pierwsze trzy, czwarty również dojedzie na miejsce. Niech nasi ludzie monitorują ulice. Kiedy zobaczą radiowozy, wycofamy się.

- Zdajesz sobie sprawę, że to kupa forsy? - dopytuje Diego.

- Podobno DUCH za to płaci.

- Czysty zarobek. – stwierdza Alex. – Zlecę chłopakom, aby załadowali samochód.

- Naprawdę uważacie, że to jedyne wyjście z tej sytuacji? – dopytuje Diego. Na jego twarzy malują się wątpliwości, jakie kotłują się w jego głowie. Z naszej trójki, to Diego zawsze kalkuluje wszystkie „za" i „przeciw", dlatego mocno cenię sobie jego zdanie. Niemniej jednak w tej sytuacji muszę wykorzystać swoją pozycję szefa i podjąć za nas decyzję. W normalnych okolicznościach uznałbym tą wiadomość za żart. Niestety mamy do czynienia z kimś potężnym, kto może każdego zmieść z powierzchni ziemi.

Artykuł dla gazety z premierem w roli głównej to zapewne mały procent możliwości DUCHA. Wiadomość wypisana na wizytówce jest dla mnie jasnym przekazem – albo będziesz współpracował albo cię zniszczę. Biorąc pod uwagę, w jaki sposób zostanie wykończony Gordon, muszę stwierdzić, że mamy do czynienia z kimś, kto nie boi się ubrudzić rąk w nielegalnym syfie broni, narkotyków i egzekucji. Dlatego jednego jestem pewien – lepiej trzymać się blisko DUCHA niż Allena.

- Masz lepszy pomysł? – dopytuje Alexander.

- Nie. – odpowiada posępnie Diego. – W tej sytuacji nie ma dobrego rozwiązania. Jeśli Dallas dowie się, że przeszliśmy na drugą stronę, zniszczy nas w przeciągu doby.

- Prędzej odstrzelę sobie jaja niż pozwolę, aby Allen tknął moją rodzinę. – wypowiadam hardo. – Dlatego podejmuję ryzyko, aby wykończyć go raz na zawsze. Duch jest naszym jedynym rozwiązaniem i doskonale o tym wiecie.

- Czyli to gra na dwa fronty? – dopytuje Diego.

- Nie. Stajemy po stronie Ross Enterprise. – odpowiadam. – Będziemy jedynie udawać, że pracujemy dla Dallasa, aby chronić nasze interesy i naszych ludzi.

- Wiele ryzykujemy. – sugeruje Alex. – Ale muszę się z tobą zgodzić. Czas najwyższy wyjść spod gróźb Allena, a to oznacza, że musimy zaprzyjaźnić się z jego wrogiem.

- Jego wróg jest naszym przyjacielem. – stwierdza Diego. – OK. Wchodzę w to.

- Alex? – spoglądam wprost na niego.

- Jesteśmy w tym razem. – odpowiada. – Skontaktuj się z V.R. My zajmiemy się organizacją transportu.

- Ja pierdolę. – kwituje Diego. – To jest popierdolone, ale jednocześnie ekscytujące. Swoją drogą Woods nie ma w kasynach towaru?

- Może składuje go poza legalnym biznesem. – stwierdzam. – Ale to trafne pytanie. Zorientuję się, dokąd wysyła towar, który kradnie, a my sprzątamy po nim ślady.

- Jak się dowiesz, gdzie trzyma towar, spal mu tą budę. – parska śmiechem Alex. – Winę zrzucimy na jego wroga. Dobra, czas nas goni.

Kiedy obaj znikają z mojego gabinetu, opadam ciężko na fotel przy biurku i głośno wzdycham. W co ja się pakuję? To jak igranie z ogniem. Moja rodzina została wplątana w wojnę, która nie powinna nas dotyczyć. Niemniej jednak głupia umowa mojego ojca z Dallasem na „jedno" zlecenie zatarcia śladów po sprzątnięciu niewygodnego polityka doprowadziła do lawiny niefortunnych zdarzeń. Od tego momentu Dallas trzyma nas za jaja, powiększając naszą kartotekę o jego własne zbrodnie.

W gruncie rzeczy nie mam pojęcia, czym wkurwił DUCHA, ale ta zjawa zrobiła się agresywna i wygłodniała, a jak sądzę, potrzebuje jego krwi, aby dopełnić swoją misję. Poza tym działania Ross Enterprise są wymierzone nie tylko w Dallasa, ale i w jego kolegów, dlatego jestem pewien, że to sprawa bardzo osobista.

Po kilku minutach siedzenia w całkowitej ciszy, sięgam po komórkę, aby odpowiedzieć na wiadomość z wizytówki. Czas rozpocząć grę, której nie rozumiem. W tym wszystkim czuję się jak pionek, który jest przesuwany z kąta w kąt i nie potrafię tego zatrzymać. Jestem bezsilny, a to oznacza, że jestem kiepskim wsparciem dla moich ludzi. Niegdyś potężna rodzina Lauer stała się słaba i to wszystko wina mojego ojca, który bał się powiedzieć: „nie". Jak mam teraz naprawić jego błędy? Jak znów stać się silnym?

Chase: Towar jest wart milion dolarów. Przetransportujemy go we wskazane miejsce i rozpłyniemy się w powietrzu. Proszę podać godzinę i osobę, która odbierze przesyłkę.

DUCH odpowiada niemal natychmiast.

Duch: Wkrótce prześlę instrukcję. Działaj według moich rozkazów. Hasło: zemsta. Nie zadawaj pytań.

Zemsta? Czyli to sprawa osobista?

~***~

Dwie godziny później, kiedy furgonetka z towarem jest gotowa do wyjazdu, pod naszą siedzibę podjeżdża niezidentyfikowany samochód, a ze środka wysiada dwóch mężczyzn.

- Chase Lauer? – pyta jeden z nich. To wysoki mężczyzna z wieloma tatuażami na ciele. Jego twarz przyozdabia długa ciemna broda i odznaczony wąs, podkręcony do góry.

- To ja. – odpowiadam i wychodzę mu naprzeciw. – Z kim mam przyjemność? – drugi z gości rzuca pod moje nogi dwie wypchane torby podróżne. Kto to do licha jest? – Co to?

- Pozdrowienia od DUCHA. – kwituje mężczyzna z brodą. – To zapłata za towar plus dodatek za samochód. – marszczę brwi. – Zajmiemy się towarem i rekwirujemy samochód.

Czy ten mężczyzna to instrukcja przesłana przez V.R? Poza tym to nie ja miałem dostarczyć towar do kasyna? W każdym razie nie zamierzam kwestionować decyzji mojego zleceniodawcy.

- Hasło. – wypowiadam hardo, a brodaty uśmiecha się w dość przyjazny sposób.

- Zemsta.

OK – nie zadaję pytań. Po prostu odsuwam się, aby zrobić im przejście do samochodu.

- Towar jest wasz.

- Nie sprawdzisz, czy kwota się zgadza? – pyta ten, który rzucił mi torby przed nogi.

- Musiałbym założyć, że DUCH oszukuje. – stwierdzam. – Nie mam na tyle odwagi, aby zakwestionować jego nieuczciwość. – poza tym mam nie zadawać pytań.

- My również nie sprawdzimy, czy towar się zgadza. – wypowiada brodaty. – W tej rodzinie wszyscy sobie ufamy. – żegna się ze mną skinieniem głowy, po czym wymija moich ludzi i zajmuje miejsce za kierownicą naszej furgonetki. Natomiast drugi z mężczyzn powraca do swojego samochodu i odjeżdża w ślad za swoim kolegą. 

____
Miłego wieczoru!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro