Rozdział dwudziesty siódmy - dwie drewniane pałeczki
Posiadam w sobie jedną paskudną cechę. Zawsze sprawdzam ludzi, z którymi przyjdzie mi rozmawiać. Tak samo było w przypadku Ruby Wilson i jej ojca, dlatego udawana histeria tej dziewczyny, wcale nie zrobiła na mnie wrażenia. Od samego początku wiedziałam, że Ruby nie jest szczerze zainteresowana Chasem, ponieważ posiada mały, brudny sekret, a potajemne spotykanie się z synem największego wroga rodziny Wilson to zbrodnia sama w sobie.
Tego wieczora nie przewidziałam tylko jednego scenariusza. Byłam pewna, że będę tematem niewybrednych komentarzy i bohaterką teorii spiskowych, ale nie spodziewałam się, że Lauer na słowa: „dziwka", zareaguje tak gwałtownie i bez zastanowienia ruszy w kierunku Lincolna, aby bronić moje dobre imię. Po raz pierwszy poczułam się naprawdę dobrze, ponieważ nie musiałam sama stawać we własnej obronie. To bardzo miła odmiana, a zmasakrowana twarz Wilsona pokazuje mi jedynie, że Chase nie rzuca słów na wiatr i zamierza dotrzymać danej mi obietnicy.
Dziwi mnie jedynie reakcja mojego organizmu. Powinnam czuć podniecenie na widok przystojnego, umięśnionego mężczyzny, który uderza pięściami w twarz innego faceta? Od kiedy akt agresji wywołuje we mnie takie odczucia? Jeszcze nie tak dawno temu, wzdrygałam się na samą myśl o uderzeniach Allena i jego kolegów w pokoju tortur.
Kochaniutka, ale to spora różnica. Chase uderzył kogoś, kto mógł cię potencjalnie i słownie skrzywdzić. Natomiast kaci Hadesu zaatakowali twoje ciało, jakby było ich własnością.
- O czym pani mówi? – zatrzymuje nas donośny głos Lincolna, kiedy zbliżamy się do wyjścia z sali bankietowej. Nasza wizyta w tym miejscu trwała może piętnaście minut, a w tak krótkim czasie zrobiliśmy niemałe zamieszanie. Niczym Pan i Pani Smith.
- Proszę porozmawiać z córką. – odwracam się w jego kierunku, aby po raz ostatni ocenić szkody, jakie wyrządziła mu pięść Chasea. Na moje oko, Lincoln ma złamany nos, a liczne pęknięcia skóry przy łuku brwiowym i ustach wskazują na stuprocentową celność Lauera. Napuchnięte prawe oko wygląda bardzo źle, jakby cała krew z twarzy napłynęła właśnie w to miejsce. Do diabła! Chase ma potężną siłę w rękach.
- Ruby milczy jak zaklęta, a to oznacza, że została przyłapana na kłamstwie. – dopowiada zezłoszczony. – Dlatego chcę poznać prawdę, którą najwidoczniej zna tylko pani.
- To nie jest moja sprawa. – kwituję. – Wasze problemy rodzinne nie są dla mnie istotne.
- Ta informacja sprawi, że nie zrezygnuję ze współpracy z Chasem. Powiedzmy, że potrafię wybaczać i zapomnę o uszkodzeniach na mojej twarzy.
- Właśnie zastosowałeś szantaż emocjonalny w stosunku do mojej towarzyszki. – wtrąca Chase z niezadowoleniem, zgrabnie omijając moje dane osobiste. Nie prosiłam go o zachowanie poufności i tajemnicy, a mimo to chroni moją prywatność. Nie podpisałaś z nim nawet umowy tajności, a mimo to faceta wygląda na lojalnego. – Nie zależy mi na dobrych stosunkach między naszymi rodzinami. Moje biznesy są niezależne od twoich wpływów, więc zakończenie współpracy jest problematyczne tylko dla ciebie. To ja posiadam kontakty, o których możesz sobie jedynie pomarzyć, więc nie baw się emocjami tych, na których mi zależy.
- Potrzebuję tych informacji. – wypowiada Lincoln z naciskiem. – Co mogę dla was zrobić, aby poznać tajemnicę mojej córki?
- Proszę wyznać córce swoje tajemnice, a wtedy wyjawię sekret, który Ruby skrywa. – odpowiadam, układając usta w przesłodzonym uśmiechu.
- Jest pani najokrutniejszą osobą, jaką poznałem. – stwierdza Wilson. – A jednocześnie jestem pełen podziwu, w jaki sposób rozdaje pani karty. Jakby cały świat podlegał pani władzy. Tym bardziej nie rozumiem, dlaczego wybrałeś właśnie ją. – ostatnie zdanie wypowiada w kierunku Lauera. – Wybrałeś kobietę o zimnym sercu i odrzuciłeś moją córkę, która stworzyłaby ciepły i rodzinny dom.
Pieprz się, Wilson.
- Nie pogrążaj się. – kwituje zjadliwie Lauer. – Ta kobieta ma w sobie więcej ciepła niż twoja córka, a strach jaki w tobie wzbudza jest zupełnie normalny. Po prostu ma więcej władzy od ciebie, ale to żadne osiągnięcie. Jesteś stosunkowo nisko w hierarchii rodzin z podziemnego świata.
- Jesteście siebie warci. – parska śmiechem.
- Miło nam to słyszeć. – odpowiadam.
- Dziękujemy za komplement. – dopowiada Chase z głupowatym uśmiechem. – Na nas już czas, więc pozwól, że znikniemy bez uprzedniego pożegnania. Słowo „dziwka" doszczętnie odebrało mi resztki szacunku do twojej osoby, a komuś takiemu, moja rodzina ręki nie podaje.
- Wyszczekany szczeniak. – Lincoln spluwa na podłogę obok Chasea. – Pożałujesz swojego wyboru i wrócisz do mnie z podkulonym ogonem, ale wtedy moja córka już nie będzie dla ciebie dostępna.
- Czyli doszliśmy do porozumienia. – odpowiada Chase. – W końcu!
- Ruby byłaby idealną żoną.
- Daj już spokój. – wtrąca Lauer. – Nie jestem zainteresowany małżeństwem z twoją córką, jasne? Nic, co możesz mi zaoferować, nie sprawi, że zmienię swoją decyzję. Nie wątpię, że Ruby będzie dobrą żoną, ale znajdź dla niej odpowiedniego męża. Ja nie zamierzam na siłę jej uszczęśliwiać i udawać, że jestem nią zainteresowany. Zresztą, żaden mąż nie chce być tym „drugim", a obaj wiemy, że Ruby kocha kogoś, kto twoich oczach, nie istnieje.
- To doskonale pokazuje, że aranżowane małżeństwa są skazane na porażkę. – dopowiadam zgodnie z własnymi odczuciami. – Tradycje rodzinne to jedno, ale miłość to drugie.
- Biznesowe małżeństwa zapewniają bezpieczeństwo. – odpowiada Lincoln z uporem.
- Biznesowe małżeństwo wcale nie musi być aranżowane. – stwierdza Chase, a jego dłoń ściska delikatnie moje biodro, aby ukazać mi swoje zniecierpliwienie i chęć zakończenia tej dennej pogawędki. – Chodźmy. – wypowiada wprost do mnie, po czym kieruje mnie do wyjścia.
- Chase! – woła za nami Lincoln, na co przewracam oczami.
- Co, znowu? – odpowiada poirytowany, ale nie zaprzestaje swojego kroku, więc jego rozmówca musi za nami krzyczeć.
- Dowiem się, kim jest twoja osoba towarzysząca, a potem ją zniszczę!
Doprawdy?
Odwracam głowę przez ramię, a następnie puszczam oczko w jego kierunku. Właśnie popełniłeś największy błąd swojego życia – zagroziłeś Valerie Ross i prędzej czy później przekonasz się, czym jest niszczycielska siła DUCHA.
- Nie wiesz, kiedy zamknąć mordę, prawda? – rechocze Chase, a potem zatrzaskuje za nami drzwi sali balowej, a chłodne powietrze od razu omiata moje ciało, tworząc gęsią skórę. – Dokąd mam cię zabrać?
- Do domu.
Miałeś mnie pocałować, mięśniaku! Potrzebuję do tego bezpieczniej przestrzeni!
- Noc jeszcze młoda. – sugeruje, na co wywracam oczami. – Możemy wybrać się na kolację, a później na przejażdżkę. – jego uśmiech jest diabelnie piękny, ale wręcz krzyczy: „Wiem, czego ode mnie chcesz, ale ja mam czas". Kretyn!
- Chase, litości. – mamroczę pod nosem. – Nie taki był plan.
- To my mamy jakiś plan? – dopytuje z udawanym zaskoczeniem. – Nieprawdopodobne.
- Bardzo zabawne.
- Chyba nie pamiętam szczegółów.
Tak chcesz się bawić? Dobra!
- Właśnie straciłeś swoją jedyną szansę tego wieczoru, aby mnie pocałować. Na kolejną musisz sobie zapracować dwa tygodnie.
Pomimo faktu, że naprawdę mam ochotę ponownie poczuć smak jego ust, jestem również wytrwała i cierpliwa. Tego samego raczej nie mogę powiedzieć o mężczyźnie, którego wzrok wyraża czyste pożądanie, a Chase spogląda na mnie w ten sposób odkąd wysłałam mu zdjęcie w lustrze. To taka mała nauczka na przyszłość, aby nie zadzierać z DUCHEM, kochaniutki.
- Nad wszystkim chcesz sprawować kontrolę? – pyta z rozbawieniem, po czym otwiera dla mnie drzwi swojego sportowego Audi.
- Taka jest już moja rola we wszechświecie. – kwituję z wesołością.
- Ta...Na pewno. – odpowiada enigmatycznie, a następnie pozwala mi zająć miejsce pasażera, by po chwili zasiąść za kierownicą, ale nie wybudza silnika do życia i nie wyjeżdża z parkingu.
- Będziemy tutaj tak siedzieć? – pytam.
- Piękna noc, a nad nami szyberdach. Możemy pooglądać gwiazdy.
- Pod domem twojej ex?
- Czy to nie jest romantyczne?
- Ani trochę, mięśniaku.
- A wiesz, jak sprawić, aby było romantycznie?
- Zapalisz świeczki i rozsypiesz płatki róż?
- Musisz zamknąć oczy, a pokażę ci prawdziwą magię tej chwili.
- To brzmi podejrzanie.
- Po prostu zamknij oczy.
- Po co?
- Valerie, do diabła! Choć raz to ty spełnij rozkaz. Mam coś dla ciebie, ale zamknij na chwilę oczy.
Zabaw się trochę, dziewczyno! Przestań analizować, bo w końcu obudzisz się z głową pełną siwych włosów w wieku dwudziestu sześciu lat!
- Okej. – kapituluję, a w następnej kolejności przymykam swoje powieki. Brak wzroku od razu powoduje wyostrzenie zapachu, więc perfumy Lauera stają się bardziej intensywne, jakby wyszeptywały wprost do mojego ucha, słowa: „dotknij go, pocałuj go, bądź jego". To głębokie, pierwotne pragnienia, które staram się zdusić w zarodku, aby zwolnić między nami bieg wydarzeń.
Tymczasem na moim policzku pojawia się ciepła dłoń, która delikatnie sunie wzdłuż linii szczęki. Co to ma znaczyć? Tracę zdolność logicznego myślenia, moje serce przyśpiesza swoje bicie, a oddech grzęźnie w gardle. Wtedy usta Chase muskają moje wargi, pozornie badając reakcję mojego ciała, jakby oczekiwał ode mnie ucieczki i wycofania się. Valerie, nawet o tym nie myśl!
Usta Chase z każdą sekundą stają się coraz bardziej żarliwe, jakby pragnął we mnie odkryć całą głębię moich myśli i emocji. Nasze języki łączą się we wspólnym, pełnym pasji pocałunku. Mam wrażenie, że gubię się w tych odczuciach i całkowicie oddaję się tej chwili. Zatapiam palce w jego włosach, aby być bliżej niego. Każdy ruch i dotyk sprawiają, że moja skóra staje się wrażliwsza, jakby każda cząsteczka mnie domagała się jego bliskości.
Jego usta są miękkie i pełne gorącej pasji, jakby ta chwila była dla niego odzwierciedleniem wszystkich pragnień, które na co dzień stara się ukryć za maską opanowanego faceta. Czuję, jak jego serce bije w tym samym rytmie, co moje, jakby nasze ciała synchronizowały się ze sobą za pomocą jednego dotyku. Jesteśmy tutaj tylko my i ta chwila, w której czas przestał mieć znaczenie. Każde muśnięcie, każdy dotyk wywołują w moim ciele przyjemność, której nie potrafię dobrze opisać słowami.
Jego dłonie badają krzywizny mojego ciała, a usta atakują moją szyję. O ja pierdolę! Wzdłuż kręgosłupa czuję przyjemne prądy, które rozbudzają w moim podbrzuszu niegdyś uśpione motyle. Każdy jego ruch jest jednocześnie pewny i delikatny, jakby starał się odkryć każdy skrawek mojej roztrzaskanej duszy. Kiedy przerywa pocałunek i spogląda wprost w moje oczy, dostrzegam jak jego spojrzenie błyszczy w blasku księżyca. W jego oczach palą się małe płomienie, pełne pasji, napięcia i namiętności i są odzwierciedleniem moich własnych, intymnych odczuć. Kurwa.
- Jeszcze nigdy nie czułem czegoś tak potężnego. – wyszeptuje. – Zabijesz mnie.
- Twoja uczucia są odwzajemnione.
- Zanim dojdzie między nami do czegoś więcej, muszę wiedzieć, że jesteś na to gotowa. Nie chcę cię do niczego zmuszać, ale chcę żebyś wiedziała, że moje ciało i umysł pragną cię posiąść w całości.
Jak gorąco! Uduszę się! Zginę od wysokiej temperatury i braku tlenu! Na pomoc!
- Potrzebuję czasu. – wyszeptuję zgodnie z prawdą. – Dopiero poznaję świat, w którym pocałunek jest dla mnie przyjemny.
- Wiem. – pozostawia na moim nosie pojedynczy pocałunek. – Dlatego teraz chodźmy na grzeczną randkę.
- Co masz na myśli?
- Jestem głodny, więc zabieram cię na kolację. Co powiesz na sushi?
- Jedzenie pałeczkami jest dla mnie niewykonalne. – śmieję się. – Naprawdę nie potrafię załapać mechanizmu działania chińskich pałeczek.
- Ale lubisz sushi? – dopytuje Chase z takim samym rozbawieniem.
- Tak, ale zjadam je w miejscach, gdzie nie ma świadków. – parskam śmiechem. – Dlatego zawsze zamawiam zestaw sushi na wynos.
- W końcu znalazłem twój słaby punkt! – odpowiada dumnie, odsuwa się i budzi samochód do życia. – Pokonują cię dwie drewniane pałeczki.
- To nie jest zabawne! – prycham.
- Moja droga... - zerka na mnie z ukosa. – Zabawnie to dopiero będzie, jak zamówimy sushi i podadzą nam je do stolika.
Co za palant!
- Nie będę tego jeść. – zaplątuję ręce na klatce piersiowej, udając niezadowolenie małej dziewczynki, co jeszcze mocniej rozbawia Chasea.
- Nakarmię cię tymi pałeczkami, zgoda?
- To nie będzie dziwnie wyglądać?
- Kogo to obchodzi? – wzrusza ramionami, a po chwili włącza się do ruchu. – Zdaję sobie sprawę, że jesteś perfekcjonistką, która zawsze chce prezentować się nienagannie, ale to tylko lokal z sushi. Musisz odrobinkę wyluzować.
- Od pięciu lat żyję z myślami o zemście i zachowaniu swojego wizerunku w tajemnicy. To wyczerpujące i absorbujące.
- Dlatego dziś pozwól sobie na odrobinę szaleństwa. O ile jedzenie sushi można nazwać szaleństwem.
- Dla mnie szaleństwem może być nawet wypicie kawy z krowim mlekiem. – przyznaję z wesołością. – Od lat jestem w drużynie mleka migdałowego.
- Piękna, inteligentna, ale z dziwactwami. – stwierdza Chase pod nosem. – Jakoś to przeżyję.
- To dopiero początek moich dziwactw. – śmieję się.
- Jak mi powiesz, że prasujesz stringi i skarpetki, aby były miękkie to zapomnij, że się znamy.
- Aż tak dziwna to jednak nie jestem.
- Uff...
- Obchodzę swoje własne wymyślone święta.
- To znaczy?
- Jednym z nich jest festiwal kolorów, więc tego dnia własnoręcznie maluję jedną ścianę w domu, a jak możesz się domyślić, wszystkie są białe. W ten sposób dodaję sobie osobisty akcent w mieszkaniu. Dodam jeszcze, że nie mam talentu artystycznego, więc to bardziej takie kolorowe ciapki z pędzla. Obchodzę to święto raz w roku, ale nie ma konkretnej daty. Po prostu maluję w dniu, w którym nie radzę sobie z emocjami.
- To, coś świetnego. – stwierdza Chase z zachwytem. – Nie sądzę, aby to był rodzaj dziwactwa.
Racja...To coś w rodzaju mojej własnej prywatnej terapii. Kiedy powracają do mnie koszmary z dnia gwałtu, a później przez cały dzień czuję się tym przytłoczona i zdekoncentrowana, wracam do apartamentu i zaczynam zapełniać ścianę swoimi bohomazami. Czasem najlepszą terapią jest prywatny dom, pusta ściana, kolorowe farby, cisza i spokój.
- Robię przyjęcia dla znajomych z okazji dnia pierwszego płatka śniegu, bo jestem ogromną fanką zimy. To spora impreza z muzyką i atrakcjami i najczęściej wyjeżdżamy z tej okazji w góry na cały weekend. Cała impreza organizowana jest w dniu, w którym zobaczę pierwsze płatki śniegu, spadające z nieba.
- Dobrze jest mieć ciebie w swoich znajomych. – parska śmiechem.
- W ten sposób doceniam ludzi, którzy są ze mną pomimo mojego trudnego i władczego charakteru.
- Trudny i władczy charakter? Pierwsze słyszę. – droczy się.
- Jeszcze nie raz się o tym przekonasz. W wielu przypadkach, nie uznaję słowa: „NIE".
- Próbujesz mnie zniechęcić? Bo jak na razie słyszę tylko, to co mnie do ciebie zachęca.
- W takim razie, jesteś głupi albo odważny.
- Jedno nie wyklucza drugiego, ale bardzo trudno zgasić mój zapał i determinację, kiedy naprawdę mi na czymś bądź na kimś zależy.
- Czyli jesteśmy na siebie skazani. – stwierdzam po chwili. – Jesteś jedynym mężczyzną, którego nie boi się mój umysł i ciało, a ja jestem dla ciebie trudnym wyzwaniem.
- Nie. – wypowiada hardo. – Ty jesteś dla mnie kimś, kogo potrzebuję.
Szlag! Takiej odpowiedzi nie mogłam sobie nawet wyśnić.
_____
Dobrej nocy😁
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro