Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział siedemnasty- kobieta w złotej sukni

Gdybym była mężczyzną, który docenia piękno i elegancję kobiecego ciała, zatrzymałabym się w miejscu, aby na siebie spojrzeć wzrokiem pełnym pożądania. Moja długa suknia balowa ma w sobie jednocześnie delikatność i sensualną nieskazitelność, a odcień żywego złota całkowicie komponuje się z moimi blond włosami, ułożonymi w delikatne fale, spięte z tyłu diamentową spinką. Głębokie rozcięcie na nodze, ukazuje każdy jej centymetr, kiedy robię krok, a spinające się mięsnie wskazują na jej siłę. Klasyczne czarne szpilki od Christiana Loubotin są jedynie wisienką na torcie i dodają mi jedynie kobiecej elegancji.

Kiedy obserwuję siebie w odbiciu lustrzanym, pierwszy raz od dawna czuję, że mój strój odzwierciedla moje poczucie zwrócenia na siebie uwagi kogoś innego niż Dallas Allen i jego świta. Czuję silną potrzebę, aby mężczyzna, który parę dni temu obserwował mój taniec z fascynacją, dziś spojrzał na mnie dokładnie tak samo. Nie mam pojęcia, dlaczego tego potrzebuję, ale powinnam zaufać moim instynktom i pozwolić się im prowadzić. Więc oto jesteś – piękna, silna i kompletnie zielona w relacjach damsko-męskich, ale jedno musisz sobie przyznać. Wiesz, jak zwrócić na siebie uwagę, kochanie. To na pewno zadziała. Dobre ubranie daje lepszy efekt niż nagie ciało, ale mimo wszystko nie możesz zapomnieć po co idziesz na ten bal. Twój cel to Nathaniel Hayes i bomba wymierzona w Titusa Howee. To twoja misja główna, choć ta poboczna wydaje się ekscytująca ze względu na brak znajomości przyszłego scenariusza.

- Ja pierdolę! – kwituje Amanda, która zdecydowała się na uczestnictwo w dzisiejszym balu. Po prawdzie moja propozycja nie wiąże się jedynie z chęcią poprawienia naszych stosunków, a w głównej mierze jest związana z wykorzystaniem jej do tego, aby to ona przywitała się z gospodarzami w imieniu prezesa Ross Enterprise. Co prawda jedno nie wyklucza drugiego, ale moim głównym celem na ten moment jest tylko zemsta. – Czy ty musisz nawet tak dobrze wyglądać? Z naszej dwójki to tobie ojciec przekazał najlepsze geny. – wypowiada zjadliwie.

- Chcę ci przypomnieć, że mamy różne matki. – odpowiadam podobnym tonem głosu. – A ja zdecydowanie bardziej przypominam moją matkę, niż naszego ojca. Idziemy, czy jeszcze masz ochotę mnie obrzucać błotem?

- Jakbym miała pod ręką błoto to ta złota suknia zmieniłaby swój kolor.

- Jak miło – uśmiecham się z przesadną słodyczą. – To oznacza, że wyglądam bardzo dobrze.

- Aż za dobrze. Gwiazda wejdzie na salony. – parska śmiechem.

- Masz maskę? – pytam, aby zmienić temat rozmowy. Na dziś mam serdecznie dość uszczypliwości Amandy.

- Ta. – burczy. – Idziemy? – przytakuję, po czym z szafki zabieram torebkę, dokumenty i czarną maskę. Mam nadzieję, że nie będę musiała spędzić zbyt wiele czasu na balu, a kiedy uda mi się wrócić do domu będę napawać się kolejnym małym zwycięstwem z lampką białego wina w ręce i z ciałem zamoczonym w wannie z hydromasażem. Być może nawet uda mi się zrelaksować na tyle, aby w nocy pojawiły się spokojne sny. – Jakich zasad mam przestrzegać?

- Są tylko dwie zasady. Trzymaj się z daleka od Allena i jego kolegów i nie chowaj się swoim ochroniarzom.

- To ja mam ochroniarzy? – dziwi się.

- Idziesz razem ze mną na bal Dallasa Allena. – odpowiadam. – Naprawdę myślałaś, że nikt nie będzie dbał o twoje bezpieczeństwo?

Za kogo ona mnie ma?

- Wow. Myślałaś, że mi tym zaimponujesz?

- Nie to było moim celem. – wzdycham. – Natomiast możesz myśleć, co tylko chcesz. Tylko, proszę. Nie rób ze mnie potwora, bo robię wszystko, aby nigdy nie spotkało cię to samo, co mnie.

- Ale...

- Dość. – wtrącam. – Nie chcę już dziś słyszeć ani jednego słowa. Przywitaj się z gospodarzami w imieniu DUCHA i rób, co chcesz.

~***~

Chase: Dotarliśmy na miejsce i nasuwają mi się tylko dwa słowa: „kicz glamour".

Parskam śmiechem, a Amanda zerka na mnie ze znakiem zapytania narysowanym w jej oczach. Z premedytacją ignoruję jej spojrzenie, a następnie chowam komórkę do torebki, żeby móc swobodnie wysiąść z limuzyny. Bal charytatywny został zorganizowany w szklarniach, przystosowanych do organizacji masowych przyjęć. Otoczenie zostało przyozdobione złotymi girlandami, ciemnymi kwiatami i dużą ilością połyskujących świeczników z zapalnymi czarnymi świecami. Można powiedzieć, że mój strój idealnie wpasował się w tematykę przewodnią balu. Jestem jak kameleon, co znika w kolorach.

- O ja pierdziele! – w naszym kierunku macha Blair z Clarą. – Poznam cię nawet w masce.

- Wyglądasz gorąco! – dopowiada Clara. – Aż mam ochotę klepnąć się w tyłek. – śmieje się, a następnie spogląda na moją siostrę. – Och. Cześć, Amando. Ładnie wyglądasz.

- Na pewno nie tak gorąco, jak wasza droga Valerie. – odpowiada zjadliwie i naprawdę mam po dziurki w nosie jej rozkapryszonego zachowania. Naprawdę rozumiem, dlaczego nie możemy się dogadać, ale z naszej dwójki, tylko ja staram się traktować ją jak swoją rodzinę, pomimo dzielących nas różnic.

- Jak zwykle masz wyśmienite poczucie humoru, Amando. – kwituje Blair z sarkazmem. – Idziemy do środka? Podobno są z nami bardzo przystojni mężczyźni. – puszcza w moim kierunku oczko, a moje kąciki ust mimowolnie się unoszą. Bardziej niż spotkania z Hayesem, oczekuję spotkania z Lauerem. Po prostu muszę się upewnić, czy ta dziwna elektryzująca więź między nami jest prawdziwa.

Biorę głęboki wdech, a następnie podążam za dziewczynami, krocząc po czerwonym dywanie. Tuż przy wejściu do szklarni, stoi mężczyzna, który sprawdza nasze zaproszenia, więc przepuszczam moją siostrę, aby odegrała swoją rolę. Kiedy Amanda wręcza nasze zaproszenie, wzrok mężczyzny pada na mnie, Blair i Clarę.

- Coś nie tak? – pyta Amanda z udawaną słodyczą w głosie. – Na zaproszeniu nie ma informacji, co do ilości osób towarzyszących, więc zabrałam ze sobą trzy bardzo zamożne przyjaciółki.

- Niestety, otrzymałem wytyczne, aby wylegitymować wszystkich gości. – wypowiada mężczyzna. – To kwestia bezpieczeństwa. – przewracam oczami i wyjmuję z torebki kopertę, w której znajduje się dziesięć tysięcy dolarów, a następnie rzucam ją na jego prowizoryczną mównicę. – Serdecznie zapraszam. – przepuszcza nas w drzwiach z szerokim uśmiechem. – Życzę udanej zabawy.

Jak już kiedyś wspomniałam, każdego człowieka można przeciągnąć na swoją stronę. To tylko kwestia odpowiedniej ceny.

Kiedy tylko wchodzimy do środka, kelnerzy przy drzwiach od razu proponują nam szampana, lecz każda z nas nauczona moim błędem, grzecznie odmawia. Zresztą nie przyszłyśmy tutaj po to, aby się bawić. Naszą misją jest Nathaniel Hayes, dlatego zgodnie z planem rozdzielamy się w poszukiwaniach, udając zachwycone dobrodusznością Dallasa Allena, który zbiera środki na pomoc kobietom, które doznały przemocy fizycznej. Chyba nie muszę tego komentować, prawda?

Wśród zaproszonych gości można ujrzeć polityków z rodzinami, ich partnerów biznesowych, sędziów czy prawników. Cała śmietanka towarzyska Waszyngtonu zjawiła się na balu człowieka, który morduje i gwałci kobiety dla własnej chorej fantazji erotycznej. Co gorsza, nikt z obecnych nie jest świadom tych zbrodni, uznając go za kogoś wartego ich szacunku i uwagi.

- Co za piękna suknia! – wypowiada nieznana mi kobieta. – Przepraszam, że cię zagaduję, ale musiałam to powiedzieć. Jesteś zachwycająca. – dotyka mojej dłoni, po czym znika w tłumie gości. To było dość dziwne...

Potrząsam głową, aby skupić się na swoim zadaniu. Moim priorytetem jest Hayes i koperta, która odkryje prawdę na temat Titusa Howee, dlatego ruszam przed siebie, ignorując uporczywe komplementy na temat mojego ubioru. Moi drodzy państwo, zdaję sobie sprawę, że wyglądam pięknie i nie potrzebuję tego słyszeć.

Nie spodziewałam się, że Allen zaprosi, aż tylu gości, a odnalezienie jednej osoby, będzie tak ciężkie. Przystaję na moment przy jednym z ogromnych kwietników i wyjmuję z torebki komórkę, aby skontaktować się z koleżankami. Ku mojemu zdziwieniu to właśnie Chase Lauer rozwiązał mój problem.

Chase: Hayes zajmuje stolik przy scenie. Ma na sobie granatowy garnitur i bordową maskę.

Valerie: Idę. Wiesz, co masz robić.

Chase: Poprosiłem ich na rozmowę. Masz pięć minut zanim zorientują się, że nie mam dla nich żadnych cennych informacji.

Valerie: Powiedz im, że słyszałeś pogłoski o tym, że następny w kolejce jest Titus. Wystarczą mi dwie minuty.

Chase: Ktoś tu chce rozpętać wojnę :P

Valerie: I to nie małą :)

Chase: Masz pięć minut od teraz. Ruszaj.

Lokalizacja Nathaniela nie jest trudna, kiedy posiada się wytyczne, co do jego stroju i miejsca, w którym się znajduje. Jako, że nie mam zbyt wiele czasu i szybko muszę wtopić się w tłum, nie zawracam sobie głowy zbędnymi grzecznościami i pogawędką o niczym konkretnym. Po prostu podchodzę do stolika, a wtedy Hayes unosi wzrok znad ekranu swojego telefonu. Jego spojrzenie przez dłuższą chwilę błądzi po moim ciele, jakby zastanawiał się, co taka młoda i piękna kobieta robi przy jego stoliku. Mianowicie, łamię jego serce na nowo.

- Proszę pozdrowić Titusa od DUCHA. – wypowiadam jedynie, po czym podaję mu kopertę, której zawartość wstrząśnie całym jego światem.

- Słucham? – dopytuje z dezorientacją. – Kim pani jest? Po co mi na koperta?

- To prawdziwa sekcja zwłok pana córki. – pomimo maski, która przysłania połowę jego twarzy, dostrzegam, jak jego odcień skóry blednie. – Nie zabił jej rak.

- O czym pani mówi! – gwałtownie wstaje z krzesła. – To jakiś żart!?

- Proszę otworzyć kopertę. Tam znajdzie pan wszystkie odpowiedzi. Do widzenia. – nim Hayes zdąży zareagować odwracam się i prędko wtapiam się w otoczenie, aby przez chwilę pozostać na miejscu w roli milczącego obserwatora. Ponownie po pięciu latach staję się jedynie obserwatorem, który spokojnie spogląda jak świat Nathaniela Hayesa rozpada się na drobne kawałki.

Ludzie wokół nie zdają sobie sprawy, co teść Titusa trzyma w rękach. Nikogo nie obchodzi treść prawdziwej sekcji zwłok jego ukochanej córki. Nikt nawet nie zauważył, że kobieta w złotej sukni zrujnowała jego świat. Każdy zajmuje się sobą, swoimi rozmówcami i licytacją charytatywną. Tylko ja dostrzegam, jak ciało Nathaniela wstrząsają dreszcze, a jego dłonie trzymające kilka kartek, drżą z przerażenia.

Przepraszam panie Hayes, ale prawda zawsze jest lepszą opcją, nawet jeśli nas zaboli. Mój misterny plan od samego początku zakładał, że będą dodatkowe ofiary moich działań, ale zbrodnie Allena, Howee, Woodsa, Waltona i Connolliego muszą zostać odkryte. Nie cofnę się przed niczym, aby dopełnić swojej obietnicy, a moje sumienie nie ma prawa głosu. W tej misji decyduje jedyny narząd, który odpowiada za zdrowy rozsądek – mózg.

Chase: Uciekaj.

Co to ma znaczyć?

Chase: Nie odpisuj mi na tą wiadomość. Po prostu UCIEKAJ!

Chase: Zaufaj mi. Wiej stąd natychmiast!

Chase: Ten bal to pułapka.

Prędko wybieram numer Blair, Clary i Amandy i jednocześnie przeciskam się do wyjścia ze szklarni. Nie rozumiem, co się dzieje, ale muszę zaufać osobie, która przed chwilą miała styczność z Allenem. Moja intuicja podpowiada mi, że jeśli tu zostanę, prędko tego pożałuję.

- Co jest? – pyta Clara, kiedy odbiera moje połączenie.

- Wychodźcie stąd natychmiast! To pułapka.

- Kurwa!

Kiedy docieram bliżej wyjścia ze szklarni, dostrzegam, jak ochroniarze Allena zamykają drzwi na klucz. Ja pierdolę!

- Clara! Kierujcie się do kuchni. Przekupcie każdego kelnera, aby pozwolił nam wyjść!

Ja pierdolę! Kurwa jego mać! Jak to możliwe, że tego nie przewidziałam?

- Gdzie się pani tak spieszy? – pytanie pada prosto z ust Chasea Lauera...

Do licha! Co teraz? 

_____
Koniec części pierwszej tego rozdziału 😁

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro