Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Prolog

Dzisiejsza noc jest cicha i taka piękna. Księżyc w pełni rozjaśnia niebo i rzuca poświatę na ciemne ulice Waszyngtonu. Delektuję się tym widokiem, jednocześnie popijając słodkiego bezalkoholowego drinka. Dookoła jest spokojnie, jedynie kilku mężczyzn zagłusza swoim śmiechem moje myśli, lecz jednym z moich talentów jest izolowanie się od rzeczy, które mi nie służą. Jednakże dziś jest inaczej. Śmiech jest za głośny, wręcz donośny i taki irytujący. Kieruję spojrzenie na pięciu barczystych mężczyzn i w tym samym momencie jeden z nich łapie ze mną kontakt wzrokowy. Jest wysoki, a jego kolor włosów przypomina piasek. Uśmiecha się w moim kierunku, a moje głupie, naiwne serce przyśpiesza swoje bicie. Niedobrze. Bardzo niedobrze. Biorę uspokajający wdech, aby zahamować odruchy własnego ciała, ale to na nic. Mężczyzna robi krok w moim kierunku, a w moich żyłach rozpala się ogień. Niestety jestem za młoda i zbyt niedoświadczona, aby zignorować wdzięk nieznajomego. Jeszcze rano uważałam, że jestem na tyle dorosła, by móc żyć na własny rachunek, ale teraz czuję się jak bezbronna łania, która nie ma, dokąd uciec.

- Pozwolisz, że postawię ci kolejnego drinka? – pytanie pada z ust mężczyzny, a barwa jego głosu to czysta przyjemność. Rozum każe powiedzieć: „nie", ale ciekawość mówi „tak". Powinnam odmówić, zapłacić za swojego drinka i wyjść. Nieznajomy jest ode mnie starszy. Na moje oko ma około trzydzieści lat, kiedy ja zaledwie dwadzieścia jeden. Dlaczego ktoś taki zainteresował się mną? Przez chwilę przenikliwie przyglądam się jego posturze. W oczy rzucają mi się rzeczy, których wolałabym nie widzieć u mężczyzny – złoty roleks na lewej ręce, sygnet na palcu wskazującym u prawej i drogi, szyty na miarę garnitur.

- Nie, dziękuję. – odpowiadam zgodnie z prawdą. – Ale miło, że zapytałeś.

- Nie zamierzam przyjąć tej odmowy. – wypowiada hardo, więc odruchowo przewracam oczami. – Czy ty właśnie mnie zlekceważyłaś?

- Być może. – chwytam za swoją torebkę i wstaję z miejsca. – Wybacz, ale muszę już iść.

- Poczekaj. – mężczyzna chwyta mnie delikatnie za nadgarstek. – Nie chciałem cię przestraszyć. – uśmiecha się, a ten wyraz twarzy sprawia, że miękną mi kolana. – Jestem Dallas Allen i nie mam złych zamiarów. Przysięgam na swój honor. – przez chwilę przypatruję się jego oczom, a po chwili przytakuję na znak, że mu wierzę. – Więc jak ci na imię?

- Sara. – pierwsze kłamstwo. – Sara Moore. – drugie kłamstwo.

- W takim razie Saro, może usiądziesz z nami? – wskazuje na swoich kolegów, którzy przypatrują się nam z niemałym zainteresowaniem. Powinnam uciekać, gdzie pieprz rośnie. Oprócz znudzonego barmana, nie ma tu nikogo innego, kto nie byłby ze środowiska Dallasa. Jego koledzy wyglądają tak, jak sępy, które okrążają martwe zwierzę z nadzieją na posiłek.

- Muszę iść. – robię krok w tył i zabieram swój nadgarstek z uścisku mężczyzny. – Miło było cię poznać, ale nie zostanę z wami. – kiedy tylko robię krok w tył, Dallas doskakuje do mnie i przyciska moje ciało do ściany. Zabiera moją przestrzeń osobistą, czego szczerze nienawidzę, więc tym razem krew we mnie wrze z wściekłości. – Za kogo ty się uważasz, co!? Puść mnie!

- Och, Saro. – dotyka mojego policzka. – Jesteś za ładna na to, aby się złościć.

- Puść mnie albo zacznę krzyczeć.

- Śmiało. – uśmiecha się cynicznie. – Jesteśmy tu tylko my, a barman ma w nosie, co robię, dopóki sowicie go opłacam. Organizuję z moimi przyjaciółmi przyjęcie, na które jesteś zaproszona.

- Dziękuję, ale nie.

- Czy ja powiedziałem, że masz jakiś wybór?

- Kim ty jesteś, do diabła!? – zaczynam się szamotać, aby móc uciec, ale moje wysiłki idą na marne. Postura blondyna jest zbyt duża i ciężka, abym mogła zyskać choć trochę przestrzeni. Dociera do mnie rechot jego kolegów i już wiem, że mam kłopoty i jeśli wyjdę z tego cało, obiecuję, że zapłacą mi za wszystko, czego się dopuszczą tej nocy.

- Królem. – szepcze mi do ucha. Z moich ust wydobywa się parsknięcie, a po chwili jego dłoń uderza prosto w mój policzek. Przed oczami dostrzegam mroczki, a w głowie zaczyna mi szumieć. Czy ja właśnie zostałam uderzona? Jego dłoń chwilę później ląduje na moich włosach, odchylając moją głowę w tył. – Ta noc będzie twoją ostatnią.

Nieprawda – ta noc będzie początkiem twojego końca. 

_____
Witajcie w historii Ducha 😁
Na ten moment zostawiam Wam prolog i rozdział pierwszy. Dajcie mi znać, czy zapowiada się dobrze 😋

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro