Część 7
*Nexo Knights, Ava i Robin szli przez miasteczko Zbrojowo. Od ponad półtorej doby byli w drodze na Górę Czarodziejów. Nagle Axlowi zaburczało w brzuchu.*
Axl: Możemy gdzieś stanąć i coś zjeść? Jestem głodny.
Clay: *z przekąsem* Ty zawsze jesteś głodny. *spojrzał na niego przez ramię, bo wielkolud szedł za nim.*
Axl: No sorki, ale taki już jestem.
Clay: Ech... *spojrzał przed siebie, na początek szeregu. Prowadził Aaron* Aaron!
*Rudzielec stanął i spojrzał na niego przez ramię. Brunet do niego podszedł*
Aaron: Co jest?
Clay: A ty w ogóle wiesz, gdzie my mamy iść? *spojrzał na niego*
Aaron: E...
Clay: Tak myślałem. Dobra... *spojrzał na resztę zgromadzonych* Od teraz idziecie za mną. Bo jeśli tak dalej pójdzie, to nigdzie nie dotrzemy.
Macy: A ty wiesz, gdzie iść?
Clay: Wiesz... tak się składa, że mam fotogeniczną pamięć i doskonale pamiętam mapę, która prowadziła na Górę Czarodziejów. Tak więc i znam drogę.
Lance: Napewno?
*Clay spojrzał na niego groźnie. Po chwili też zerknęła na blondyna*
Clay: Tak. Napewno. Z resztą... w Akademii Królewskiej miałem piątkę z geografii. I umiem używać mapy. W przeciwieństwie do ciebie.
Lance: Ach tak? Czyli uważasz, że ja to nie znam królestwa, w którym się urodziłem?
Clay: Nie. Uważam, że nie znasz się na mapie. *skrzyżował ręce* Pamiętasz, jak kiedyś nauczycielka kazała ci pokazać na mapie Auremville? Zamiast tego wskazałeś na Hill Country.
Macy: *zażenowana* Możecie w końcu przestać? Bo jak tak dalej pójdzie, to nigdy nie dotrzemy do tej góry.
Lance: Nie przesadzaj. Mamy czas.
Macy: Tak. My mamy. A inni mieszkańcy Knigton? Jeśli nie powstrzymamy Monstroxa, to będzie im się tak źle powodzić, że zaczną umierać z głodu. A na to nie pozwolę. *wytknęła Lance'a palcem*
Lance: No dobra... spokojnie. Jak już musisz... to chodźmy na tą Górę.
*Zaczęli iść przed siebie, teraz pod dowództwem Claya*
Lance: *szeptem* Nigdy nie nawidziłem wspinaczek. *trochę głośniej, spojrzał do przodu, na Claya* A wiecie może, kiedy dotrzemy na tą Górę tak dokładniej?
Clay: Za niedługo.
Lance: *zniecierpliwiony* A dokładniej?
Clay: *zdenerwowany. Spojrzał na niego przez ramię.* Jeśli nie będziesz gadać to może nawet jutro.
*W tym samym czasie na dawnym zamku królewskim. Monstrox przez kryształową kulę obserwuje, jak Nexo Knights idą w stronę Góry Czarodziejów. Nagle do środka wchodzi Ruina. Podchodzi do niego.*
Ruina: A ty co tam oglądasz?
Monstrox: *patrzy na wiedźmę* Obserwuję twojego syna. Idzie na Górę Czarodziejów.
Ruina: I nikt ich jeszcze nie złapał? *podchodzi do kuli. Wtedy zauważa w niej twarz Claya.*
Monstrox: Jak widać. Ale nie mam zamiaru nikogo na nich nasyłać. Chcę zobaczyć, jak to się skończy.
*Wieczór. Nexo knights, Ava i Robin rozpalili ognisko w lesie niedaleko Auremville. Clay, Aaron, Lance i Robin siedzieli przy ognisku. Natomiast Axl, Macy i Ava spali. Clay patrzył na śpiącą niedaleko niego Macy. Nagle odzywa się Lance.*
Lance: Clay? *brunet zwraca na niego wzrok* Bo tak się zastanawiałem... Czy... czy podoba ci się Macy?
Clay: *zaskoczony* A skąd ci się to wzięło?
Lance: No bo... *zaczyna drapać się po szyi* Tak na nią patrzysz i pomyślałem że...
Aaron: *przerywa mu* Ja też to zauważyłem. W dodatku... po coś dołączałeś do Monstroxa, tak?
Clay: *wstaje* Dołączyłem do niego, bo byłem idiotą. Nie chciałem też, by was pozabijał. Bo po śmierci Merloka mam tylko was. Nawet ciebie, Lance. *spojrzał na blondyna z lekkim zażenowaniem i ze skrzyżowanymi rękami*
Aaron: Ale Macy jest dla ciebie ważniejsza, prawda? Powiedz nam. Szczerze.
Clay: *siada z powrotem przy ognisku. Spogląda na Lance'a, Aarona i Robina naprzeciw niego* Ale nie powiecie jej?
*Aaron, Lance i Robin zgodnie kręcą głowami. Clay wzdycha.*
Clay: No dobra. Podoba mi się. I to bardzo. *spuszcza głowę* Lepiej?
Aaron: Tak. Ale tylko ci się podoba, czy coś więcej?
Clay: Ja... *podnosi głowę i patrzy na chłopaków. Szeptem* Ja ją kocham.
Lance: Wiedziałem. *skrzyżował ręce* Od początku było widać, że cię do niej ciągnie.
Clay: Ale ona uważa mnie tylko za przyjaciela. Rozumiecie? Z resztą... to jest nierealne, bym z nią był.
Robin: Czemu niby nierealne?
Aaron: Właśnie.
Clay: Sami pomyślcie. Ona jest księżniczką, przyszłą następczynią tronu. A ja? *pokazał na siebie* Synem najgorszej wiedźmy w tym królestwie. Pomocnicy Monstroxa.
Aaron: Może. *krzyżuje ręce* Ale rodziny się nie wybiera.
Lance: No właśnie. I Macy to wie. Dlatego cię nie zostawiła, gdy jej potrzebowałeś.
Aaron: Została przy tobie i ci pomagała. Choć wiedziała, kim jest twoja matka i co zrobiła.
Clay: *głośno westchnął* Ale no... ja i ona? To... to nie jest realne. Pod żadnym względem. *wstał. Odszedł od ogniska i zaczął iść w stronę lasu*
*Już miał znikać za drzewami, gdy nagle odezwał się Aaron*
Aaron: Jeśli jej na tobie zależy, to ma gdzieś, kim jesteś. I to, kim jest twoja matka.
Clay: *odwrócony do nich plecami* Ale wy nie rozumiecie? Z takim kimś jak ja nigdy nie będzie szczęśliwa. A na tym zależy mi najbardziej. *odchodzi w kierunku lasu*
*Gdy znika za drzewami, Aaron, Lance i Robin wymieniają między sobą porozumiewawcze spojrzenia*
*W lesie Clay idzie przez jedną ścieżkę. Rozmyśla nad tym, co powiedzieli mu Lance i Aaron. Cały czas głowę ma spuszczoną, a ręce schowane w kieszeniach kurtki. Po chwili wyjmuje je i przygląda im dokładnie. Nagle słyszy jakiś szelest. Łapie za rękojeść miecza, w każdej chwili gotów go wyjąć. Rozgląda się. Ale nie widzi nic oprócz drzew i krzewów dookoła. Puszcza rękojeść i wzdycha.*
Clay: *do siebie. Szeptem* Chyba jestem przewrażliwiony.
*Idzie dalej. Chowa ręce do kieszeni.*
Jakiś głos: Clay...
Clay: *podnosi głowę i rozgląda* Kim jesteś?
*Nagle zza krzaków wychodzi wychodzi jakaś postać. Jednak jest za ciemno, by Clay mógł ją rozpoznać.*
Postać: Clay. Jak miło cię znów zobaczyć, synku.
*Postać przybliża się, a wtedy Clay poznaje w niej swoją matkę, Ruinę.*
Clay: Ruina... Czego ode mnie jeszcze chcesz? Jeszcze ci nie dość po tym, co zrobiłaś?
Ruina: Ale co niby zrobiłam? *podchodzi do niego bliżej. Łapie go za brodę i podnosi ją lekko* Chciałam się z tobą zobaczyć.
*Clay zabiera od niej twarz, wściekły*
Clay: Zobaczyć? Nie rozśmieszaj mnie nawet. Chyba raczej znowu mnie wykorzystać.
Ruina: A to czemu? Chciałam ci pomóc przy znalezieniu Góry Czarodziejów. Jeśli pójdziecie tamtą ścieżką, *pokazała na dróżkę po ich prawej* będziecie u celu dwa razy szybciej.
Clay: A to nie jest żadna pułapka? Pójdziemy tamtędy i złapią nas potwory Monstroxa?
Ruina: Nie. Zaufaj mi. Może i jestem zła, ale jestem też twoją matką. I chcę dla ciebie dobrze.
Clay: To to jeszcze zobaczymy. *odwrócił się do niej plecami i zaczął wracać do reszty drużyny, która została na skraju lasu.*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro