Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Część 5

*Clay siedział w swoim pokoju, próbując użyć zaklęcia zmiany wyglądu. W tym samym czasie reszta zespołu siedzi w salonie. Nagle słyszą, jak otwierają się drzwi. Odwracają się w ich stronę. I otwierają usta ze zdziwienia.*

Aaron: Wow! Nieźle wyglądasz.

Macy: Czyli zaklęcie zadziałało. Jakoś dziwnie ci w blond włosach.

*Clay spojrzał na lustro obok siebie. Miał rozczochrane blond włosy i zielone oczy. Zaklęcie naprawdę zadziałało.*

Aaron: To teraz możemy działać. *potarł ręce o siebie*

*Pół godziny później Clay wszedł do biblioteki Merloka. Rozejrzał się dookoła*

Clay: *szeptem* Dawno mnie tu nie było. *podszedł do biurka*

*Nagle rozbolała go głowa. Złapał się za nią. Po chwili podparł się rękami o biurko. Nagle rozległo się jakieś światło. Gdy Clay spojrzał w jego stronę, zobaczył, że jakaś księga zaczęła świecić na żółto. Podszedł do niej i wziął do ręki.*

Clay: To chyba to.

*Minutę później siedział przy biurku i przeglądał księgę. Aż w końcu znalazł to, czego szukał. Święte miejsce magii, za które uważano miejsce spotkań Rady Większych. Zaczął czytać na głos*

Clay: Góra Czarodziejów, znana też jako miejsce spotkań Rady Większych, znajdująca się w północnej części królestwa, jest uważana za święte miejsce magii, gdzie znaleźć można odpowiedzi na wszystkie zadane pytania. *przestał czytać* Bingo! Mam cię. *zamknął księgę i wrócił do Bookingham*

Aaron: I co? Idziemy tam?

*Wszyscy siedzieli w domu Claya na kanapie. Clay stał przed nimi z księgą w rękach. Axl natomiast podpierał się o ścianę ze skrzyżowanymi rękami.*

Ava: No chyba. Jak mamy pokonać Ruinę i Monstroxa, to trzeba będzie.

Macy: To idziemy?

*Macy miała już wychodzić, gdy nagle zatrzymał ją Clay*

Clay: Nie tak szybko. Nie wiemy, czy to o to chodziło Ruinie.

Macy: Ale nie szkodzi spróbować.

Clay: I myślisz, że tak po prostu sobie tam wejdziemy jakby nigdy nic? To miejsce spotkań Rady Większych. A Merlok trochę mi o nich opowiadał. Rada Większych składała się z najpotężniejszych czarodziejów w królestwie. A miejsce ich spotkań było chronione taką ilością zaklęć, że nikomu nie udałoby się ich złamać.

Aaron: No to co teraz? Jak mamy pokonać Monstroxa, skoro nawet nie mamy naszej najpotężniejszej broni? *skrzyżował ręce*

Clay: A możesz mi powiedzieć, co to za broń? *pokazał na niego ręką*

Aaron: Nie domyślasz się? Twoja magia była naszą najskuteczniejszą bronią. A... *wstaje* w tej księdze nie ma nic o tym, jak zdjąć to zaklęcie zamrożenia? *pokazał ręką na księgę w rękach Claya*

Clay: Nie wiem. *spojrzał na księgę* Ale zawsze można poszukać.

*Godzinę później Clay siedział w swoim pokoju, przeglądając kolejne strony księgi, w poszukiwaniu czegokolwiek, co pomogłoby w zdjęciu tamtego zaklęcia. Leżał na łóżku, opierając się o jego oparcie. Nagle do środka weszła Macy.*

Macy: I co? Nadal przy tym siedzisz? *podchodzi do niego i siada na łóżku. Chłopak odrywa wzrok od lektury i spogląda na Macy*

Clay: Jak widać. *zamyka książkę* W końcu, jak mamy pokonać Ruinę i Monstroxa, to moja magia się przyda.  A jeśli nie uda mi się zdjąć tego zaklęcia, to...

Macy: *przerwała mu* Magia to nie wszystko. Wcześniej też przecież jakoś sobie radziłeś. A nie miałeś pojęcia o magii. A teraz? No prawda... twoja magia by nam się przydała. Ale... możemy sobie poradzić i bez niej. A tak w ogóle... znalazłeś coś? *pokazała palcem na książkę*

*Clay spojrzał na księgę obok siebie. Pokręcił przecząco głową.*

Macy: *wzdycha* No trudno. Ale wiesz... *bierze księgę w ręce* Powinieneś odpocząć. To był dość długi dzień.

Clay: Chyba masz rację.

Macy: Ale zanim to... *spojrzała mu w oczy* Opowiesz mi, skąd to masz? *pokazała na blizny na jego twarzy*

Clay: Czyli co? Jak walczyłem z Ruiną?

*Dziewczyna kiwnęła głową*

Clay: No dobra. W sumie powinnaś wiedzieć. *usiadł po turecku, a Macy usiadła naprzeciw niego* No to... jak by to... *złapał się za kark*

*Wspomnienie Claya*

*Dwa lata wcześniej. Clay szedł w kapturze przez jedną ulicę. Niedawno co uciekł z armii Monstroxa. Ze spuszczoną głową szedł przed siebie*

Ruina: To tutaj jesteś.

*Chłopak stanął, po czym spojrzał przez ramię i zobaczył wiedźmę*

Clay: Ruina. Czego chcesz? *odwrócił się do niej. Skrzyżował ręce*

Ruina: Szukałam cię.

Clay: Po co?

Ruina: Dawno cię nie widziałam. *uśmiechnęła się złowieszczo*

Clay: Słuchaj... nie chcę mieć z tobą nic wspólnego. Dlatego idź stąd. *Odwrócił się i już miał odchodzić, gdy nagle Ruina strzeliła w jego stronę zaklęciem. Szybko zrobił unik i spojrzał na nią. Z głowy spadł mu kaptur*

*Wieśniacy z okolicy zaczęli coś szeptać do siebie*

Clay: Odbiło ci?

Ruina: Może. *skrzyżowała ręce* Chcę zobaczyć, co potrafisz. Dobrze wiem, że nie możesz używać magii. Dlatego pokaż mi, czego cię nauczyli w tej Akademii.

*Clay zacisnął ręce w pięści. Po chwili wyjął z pochwy miecz.*

Clay: Chcesz zobaczyć? To proszę bardzo.

*Zaczęli walczyć. Po chwili miecz Claya i laska wiedźmy się sparowały.*

Ruina: A nie chciałbyś wrócić?

Clay: Do armii Monstroxa? Nigdy!

Ruina: To jak sobie życzysz.

*Znów zaczęli walczyć. Po niedługim czasie Clay podciął jej nogi i wycelował mieczem. Jej laskę wziął do drugiej ręki*

Clay: I co? Zadowolona?

Ruina: I to bardzo.

*Clay odszedł od niej, schował miecz, a laskę rzucił na ziemię*

Clay: Chciałaś walczyć, to masz. A teraz mnie zostaw.

Ruina: Nie sądzę. *wstała, po czym podniosła laskę.*

*Strzeliła w niego zaklęciem, przez co ten uderzył plecami w ścianę najbliższego domu. Upadł na ziemię. Na twarzy miał kilka rozcięć. Po chwili wstał boleśnie powoli, jedną ręką podpierając się o ścianę, a drugą trzymając się za lewy bok*

Clay: Czemu to robisz?

Ruina: To bardzo proste. Po prostu lubię. Jestem zła i już raczej tak zostanie. Ale nie rozumiem jednego. Dlaczego nadal jesteś po stronie tego królestwa?

Clay: Wiesz, dlaczego? Bo ja nie jestem taki, jak ty. Nie mam zamiaru niszczyć królestwa. Zamiast tego je uratuję. A ty będziesz za to, co zrobiłaś, gnić w lochach.

Ruina: Jeszcze zobaczymy. *wiedźma zniknęła*

Clay: I tak to mniej więcej było.

Macy: Czyli naprawdę z nią walczyłeś.

*Clay kiwnął głową*

*Macy przybliżyła się do niego tak, że niemal stykali się nosami. Uśmiechnęła się do niego i go pocałowała. Splotła ręce wokół jego szyi. Natomiast on złapał ją za talię. Po chwili się od siebie odsunęli, a Macy schowała pasemko włosów za ucho i usiadła na łóżku*

Macy: *zawstydzona* Wybacz.

Clay: *zdziwiony* Za co?

Macy: No... to nie tak miało wyjść. Coś mnie podkusiło.

Clay: Nie musisz mnie za nic przepraszać.

Macy: *uśmiecha się* To dobrze. Wiesz... * wstaje z łóżka* ja chyba pójdę.

*Macy próbuje odejść, ale Clay łapie ją za nadgarstek. Patrzy na niego*

Clay: Nie musisz iść.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro