Część 5
*Clay siedział w swoim pokoju, próbując użyć zaklęcia zmiany wyglądu. W tym samym czasie reszta zespołu siedzi w salonie. Nagle słyszą, jak otwierają się drzwi. Odwracają się w ich stronę. I otwierają usta ze zdziwienia.*
Aaron: Wow! Nieźle wyglądasz.
Macy: Czyli zaklęcie zadziałało. Jakoś dziwnie ci w blond włosach.
*Clay spojrzał na lustro obok siebie. Miał rozczochrane blond włosy i zielone oczy. Zaklęcie naprawdę zadziałało.*
Aaron: To teraz możemy działać. *potarł ręce o siebie*
*Pół godziny później Clay wszedł do biblioteki Merloka. Rozejrzał się dookoła*
Clay: *szeptem* Dawno mnie tu nie było. *podszedł do biurka*
*Nagle rozbolała go głowa. Złapał się za nią. Po chwili podparł się rękami o biurko. Nagle rozległo się jakieś światło. Gdy Clay spojrzał w jego stronę, zobaczył, że jakaś księga zaczęła świecić na żółto. Podszedł do niej i wziął do ręki.*
Clay: To chyba to.
*Minutę później siedział przy biurku i przeglądał księgę. Aż w końcu znalazł to, czego szukał. Święte miejsce magii, za które uważano miejsce spotkań Rady Większych. Zaczął czytać na głos*
Clay: Góra Czarodziejów, znana też jako miejsce spotkań Rady Większych, znajdująca się w północnej części królestwa, jest uważana za święte miejsce magii, gdzie znaleźć można odpowiedzi na wszystkie zadane pytania. *przestał czytać* Bingo! Mam cię. *zamknął księgę i wrócił do Bookingham*
Aaron: I co? Idziemy tam?
*Wszyscy siedzieli w domu Claya na kanapie. Clay stał przed nimi z księgą w rękach. Axl natomiast podpierał się o ścianę ze skrzyżowanymi rękami.*
Ava: No chyba. Jak mamy pokonać Ruinę i Monstroxa, to trzeba będzie.
Macy: To idziemy?
*Macy miała już wychodzić, gdy nagle zatrzymał ją Clay*
Clay: Nie tak szybko. Nie wiemy, czy to o to chodziło Ruinie.
Macy: Ale nie szkodzi spróbować.
Clay: I myślisz, że tak po prostu sobie tam wejdziemy jakby nigdy nic? To miejsce spotkań Rady Większych. A Merlok trochę mi o nich opowiadał. Rada Większych składała się z najpotężniejszych czarodziejów w królestwie. A miejsce ich spotkań było chronione taką ilością zaklęć, że nikomu nie udałoby się ich złamać.
Aaron: No to co teraz? Jak mamy pokonać Monstroxa, skoro nawet nie mamy naszej najpotężniejszej broni? *skrzyżował ręce*
Clay: A możesz mi powiedzieć, co to za broń? *pokazał na niego ręką*
Aaron: Nie domyślasz się? Twoja magia była naszą najskuteczniejszą bronią. A... *wstaje* w tej księdze nie ma nic o tym, jak zdjąć to zaklęcie zamrożenia? *pokazał ręką na księgę w rękach Claya*
Clay: Nie wiem. *spojrzał na księgę* Ale zawsze można poszukać.
*Godzinę później Clay siedział w swoim pokoju, przeglądając kolejne strony księgi, w poszukiwaniu czegokolwiek, co pomogłoby w zdjęciu tamtego zaklęcia. Leżał na łóżku, opierając się o jego oparcie. Nagle do środka weszła Macy.*
Macy: I co? Nadal przy tym siedzisz? *podchodzi do niego i siada na łóżku. Chłopak odrywa wzrok od lektury i spogląda na Macy*
Clay: Jak widać. *zamyka książkę* W końcu, jak mamy pokonać Ruinę i Monstroxa, to moja magia się przyda. A jeśli nie uda mi się zdjąć tego zaklęcia, to...
Macy: *przerwała mu* Magia to nie wszystko. Wcześniej też przecież jakoś sobie radziłeś. A nie miałeś pojęcia o magii. A teraz? No prawda... twoja magia by nam się przydała. Ale... możemy sobie poradzić i bez niej. A tak w ogóle... znalazłeś coś? *pokazała palcem na książkę*
*Clay spojrzał na księgę obok siebie. Pokręcił przecząco głową.*
Macy: *wzdycha* No trudno. Ale wiesz... *bierze księgę w ręce* Powinieneś odpocząć. To był dość długi dzień.
Clay: Chyba masz rację.
Macy: Ale zanim to... *spojrzała mu w oczy* Opowiesz mi, skąd to masz? *pokazała na blizny na jego twarzy*
Clay: Czyli co? Jak walczyłem z Ruiną?
*Dziewczyna kiwnęła głową*
Clay: No dobra. W sumie powinnaś wiedzieć. *usiadł po turecku, a Macy usiadła naprzeciw niego* No to... jak by to... *złapał się za kark*
*Wspomnienie Claya*
*Dwa lata wcześniej. Clay szedł w kapturze przez jedną ulicę. Niedawno co uciekł z armii Monstroxa. Ze spuszczoną głową szedł przed siebie*
Ruina: To tutaj jesteś.
*Chłopak stanął, po czym spojrzał przez ramię i zobaczył wiedźmę*
Clay: Ruina. Czego chcesz? *odwrócił się do niej. Skrzyżował ręce*
Ruina: Szukałam cię.
Clay: Po co?
Ruina: Dawno cię nie widziałam. *uśmiechnęła się złowieszczo*
Clay: Słuchaj... nie chcę mieć z tobą nic wspólnego. Dlatego idź stąd. *Odwrócił się i już miał odchodzić, gdy nagle Ruina strzeliła w jego stronę zaklęciem. Szybko zrobił unik i spojrzał na nią. Z głowy spadł mu kaptur*
*Wieśniacy z okolicy zaczęli coś szeptać do siebie*
Clay: Odbiło ci?
Ruina: Może. *skrzyżowała ręce* Chcę zobaczyć, co potrafisz. Dobrze wiem, że nie możesz używać magii. Dlatego pokaż mi, czego cię nauczyli w tej Akademii.
*Clay zacisnął ręce w pięści. Po chwili wyjął z pochwy miecz.*
Clay: Chcesz zobaczyć? To proszę bardzo.
*Zaczęli walczyć. Po chwili miecz Claya i laska wiedźmy się sparowały.*
Ruina: A nie chciałbyś wrócić?
Clay: Do armii Monstroxa? Nigdy!
Ruina: To jak sobie życzysz.
*Znów zaczęli walczyć. Po niedługim czasie Clay podciął jej nogi i wycelował mieczem. Jej laskę wziął do drugiej ręki*
Clay: I co? Zadowolona?
Ruina: I to bardzo.
*Clay odszedł od niej, schował miecz, a laskę rzucił na ziemię*
Clay: Chciałaś walczyć, to masz. A teraz mnie zostaw.
Ruina: Nie sądzę. *wstała, po czym podniosła laskę.*
*Strzeliła w niego zaklęciem, przez co ten uderzył plecami w ścianę najbliższego domu. Upadł na ziemię. Na twarzy miał kilka rozcięć. Po chwili wstał boleśnie powoli, jedną ręką podpierając się o ścianę, a drugą trzymając się za lewy bok*
Clay: Czemu to robisz?
Ruina: To bardzo proste. Po prostu lubię. Jestem zła i już raczej tak zostanie. Ale nie rozumiem jednego. Dlaczego nadal jesteś po stronie tego królestwa?
Clay: Wiesz, dlaczego? Bo ja nie jestem taki, jak ty. Nie mam zamiaru niszczyć królestwa. Zamiast tego je uratuję. A ty będziesz za to, co zrobiłaś, gnić w lochach.
Ruina: Jeszcze zobaczymy. *wiedźma zniknęła*
Clay: I tak to mniej więcej było.
Macy: Czyli naprawdę z nią walczyłeś.
*Clay kiwnął głową*
*Macy przybliżyła się do niego tak, że niemal stykali się nosami. Uśmiechnęła się do niego i go pocałowała. Splotła ręce wokół jego szyi. Natomiast on złapał ją za talię. Po chwili się od siebie odsunęli, a Macy schowała pasemko włosów za ucho i usiadła na łóżku*
Macy: *zawstydzona* Wybacz.
Clay: *zdziwiony* Za co?
Macy: No... to nie tak miało wyjść. Coś mnie podkusiło.
Clay: Nie musisz mnie za nic przepraszać.
Macy: *uśmiecha się* To dobrze. Wiesz... * wstaje z łóżka* ja chyba pójdę.
*Macy próbuje odejść, ale Clay łapie ją za nadgarstek. Patrzy na niego*
Clay: Nie musisz iść.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro