Część 2
*Clay i Aaron siedzieli przy lekko rozklekotanym stole i rozmawiali*
Aaron: No to? Słucham tej dłuższej historii.
Clay: *położył ręce wzdłuż stołu* Naprawdę chcesz?
Aaron: No jasne. Słucham.
Clay: No dobra. *westchnął* Wszystko zaczęło się od tego, jak Monstrox przejął władzę. Szukał kogoś, kto będzie mógł dowodzić jego armią. Kogoś, kto się na tym zna.
Aaron: I pomyślał o tobie?
Clay: Nie on. *zaczął bawić się palcami* Ruina. Po tym, jak drużyna się rozpadła, zamieszkałem w Dnullib. Ona o tym wiedziała i przyszła po mnie. Ale ja się nie zgodziłem. I wtedy zagroziła, że zabije wszystkich, na których mi zależy. No to... się zgodziłem. Ale przy tym wszystkim była Macy, która wtedy ze mną mieszkała. Była na mnie wściekła. Wyszła. I potem nie widziałem jej jakieś dwa lata. Ale nie wiedziała, dlaczego to zrobiłem. Gdy dołączyłem do armii Monstroxa, to... wiedziałem, że to była zła decyzja. Ale gdy zrobili mi to *odsłonił tatuaż przy prawym nadgarstku* nie było już odwrotu.
Aaron: No nieźle. A jak uciekłeś?
Clay: Na początku w ogóle o tym nie myślałem. Dopiero, gdy miałem znaleźć i zabić Macy, to... *złożył ręce w pięści* zrozumiałem, że nie powinienem był się zgadzać na to wszystko. Wtedy uciekłem. Zamieszkałem w Bookingham, bo słyszałem, że Macy też tam mieszka. Ale ona i tak nie chciała mnie znać.
Aaron: I stąd wziął się ten ruch oporu? Ty go wymyśliłeś?
Clay: No tak. Ale co z tego, jak nawet najlepsza przyjaciółka nie chce mnie znać? *podparł łokcie o stół, podpierając brodę o ręce*
Aaron: To to jeszcze zobaczymy. *uśmiechnął się i wstał od stołu* Nigdzie nie idź. *podchodzi do drzwi*
Clay: *zdziwiony* Co ty wyprawiasz?
Aaron: Zaraz zobaczysz. *wychodzi*
*Na zewnątrz czeka na niego Macy. Gdy zobaczyła Aarona, podeszła do niego*
Macy: I co? Rozmawiałeś z nim?
Aaron: Tak. *uśmiechnął się* I chce z tobą porozmawiać.
Macy: Serio?
Aaron: Tak. Chodź. *ciągnie ją za rękę do domu*
*Wchodzą. Clay, widząc Macy, wstaje od stołu. Macy natomiast patrzy na niego zabójczym wzrokiem*
Macy: Clay? To ty jesteś przywódcą ruchu oporu?
Clay: No tak.
Macy: *wściekle* Nie wierzę. Miałam nadzieję, że mam cię z głowy, a tu? Czego się dowiaduję? Nie możesz zostawić mnie w spokoju, co? *łapie się za nos*
Clay: Ale słuchaj... odszedłem od Monstroxa. Dlaczego jeszcze nie chcesz mi wybaczyć?
Macy: Dlaczego? A choćby dlatego, że przez ciebie moi rodzice, dyrektor Brickland i Sir. Griffiths nie żyją. To wszystko to twoja wina! *pokazała na niego palcem*
Aaron: Ale o czym ty w ogóle mówisz? Że niby przez Claya jest to wszystko?
Macy: Czyli mu się nie pochwaliłeś, co? Mogłam się tego spodziewać.
Aaron: *zirytowany* A w końcu wytłumaczycie mi, o co tutaj chodzi?
Macy: No dobrze... skoro tak bardzo tego chcesz, to proszę bardzo. Na początku wszystko było okej. Clay pomagał mi, ponieważ wtedy to ja byłam wrogiem publicznym numer jeden. *położyła rękę na klatce piersiowej* Nagle, pewnego dnia przychodzi do nas Ruina i co? Dowiedziałam się, że moi rodzice zginęli tylko dlatego, że bał się zmierzyć z Ruiną przed tym, jak Monstrox przejął władzę. Przez jego tchórzostwo teraz mamy to, co mamy. Więc mu podziękuj.
Aaron: Ja mu się nie dziwię.
Macy i Clay jednocześnie: Co?!
Aaron: No tak. Ja też bym nie potrafił walczyć ze swoją matką. No czasami dawała mi w kość i na odwrót. Ale jednak... to rodzina. A to, że Ruina jest matką Claya chyba nie jest jego winą, co? *spojrzał na Macy* A... i jeszcze jedno. Clay walczył z Ruiną. Stąd ma te blizny na twarzy.
Macy: *spojrzała na Claya. Niedowieżając* Na serio z nią walczyłeś?
Clay: Tak.
Aaron: *radośnie* No to co? Spuszczamy łomot Ruinie i Monstroxowi?
*Clay i Macy patrzą na siebie. Potem spoglądają na Aarona*
Macy: No jasne.
Aaron: A ty, Clay? Co ty na to?
Clay: *patrzy na nich* Niech wam będzie.
Aaron: Super! Stara drużyna za niedługo znów będzie w komplecie. Brakuje tylko Axla, Lance'a, Avy i Robina.
Clay: Ale na szczęście wiemy, gdzie jest Lance. *uśmiecha się lekko*
*Clay, Macy i Aaron poszli do siedziby "monstrwizji". Po cichu przekradli się do studia wiadomości, przy okazji pozbywając się potworów*
Clay: *patrzy na Macy i Aarona* Nie spodziewałem się, że to powiem, ale cieszę się, że zobaczę Lance'a.
Macy: Ja też.
*W studio skończyli nadawać wiadomości. Lance siedział na fotelu ze skwaszoną miną, gdy nagle, w kapturach, do studia weszli Aaron, Macy i Clay*
Lance: Kim jesteście i czego chcecie? *przygląda się nieznajomym*
Clay: A co? Nie poznajesz nas? *zdjął kaptur*
*Macy i Aaron zrobili to samo*
Lance: Czekaj... Aaron, Macy i Clay? Co wy tu robicie? *wstał z fotela, uśmiechając się*
Aaron: A jak myślisz? Po ciebie. Zbieramy starą drużynę.
Lance: Serio?
Macy: Brakuje nam tylko ciebie, Axla, Avy i Robina.
Lance: Z Avą, Robinem i Axlem będzie trudno. Są w armii Monstroxa.
Aaron: Clay też był. *spojrzał na Claya*
Lance: Serio? *patrzy na Claya*
Clay: Niestety. *skrzyżował ręce i odwrócił wzrok*
Macy: Ale dzięki temu możemy się do nich dostać. Tylko jest jeszcze jedna rzecz...
Aaron: Jaka?
Macy: Czy będziesz chciał z nami pójść, Lance.
Lance: No nie wiem... *złapał się za kark* chociaż w sumie... brakowało mi was trochę. Więc... na co jeszcze czekamy? Chodźmy po resztę.
*W czwórkę wyszli w siedziby 'monstrwizji'. Potem pojechali do krainy lawy, gdzie Ruina i Monstrox mieli siedzibę. Dzięki temu, że Clay znał wszystkie zaułki w zamku, dostali się, niezauważeni, do sali treningowej, gdzie trenowali wszyscy wojownicy Monstroxa. A tam był Axl. Ava i Robin też. Gdy zobaczyli czterech nieznajomych w kapturach, Axl do nich podszedł.*
Axl: Kim jesteście? *wycelował w Claya toporem*
Aaron: Spokojnie, wielkoludzie. *zdjął kaptur*
Axl: Aaron? A co ty tu robisz?
Aaron: Po ciebie. I nie jestem sam.
*Clay, Macy i Lance zdjęli kaptury. Wtedy Axl, a także Ava i Robin, otworzyli usta ze zdumienia. Axl schował topór*
Ava: Clay? Macy? Lance? Co wy tu robicie?
Clay: To dłuższa historia. Ale najważniejsze jest, że przyszliśmy was stąd zabrać.
Macy: Zbieramy starą drużynę. Co wy na to?
Axl: *patrzy na Robina i Avę*
Robin: *szczęśliwy* No jasne! Ja w to wchodzę.
Ava: Zróbmy to! Co mi tam. I tak nie mam nic do stracenia.
Axl: No dobra... a tak w ogóle... Tęskniłem za wami. Bardzo.
Aaron: My też. I to nawet nie wiesz, jak bardzo. *uśmiechnął się*
Ava: Ale przecież drużyna nie jest w komplecie. Zapomnieliście? Nie ma Merloka.
Aaron: Może. Ale nie musimy tylko na nim polegać.
Macy: Właśnie. A z resztą. *spojrzała na Claya. Odwrócił wzrok* Mamy w drużynie jeszcze jednego czarodzieja. *pokazała na niego*
Lance: Merloka może i nie ma. Ale jest Clay. Z nim nie przegramy.
Clay: *łapie się za tył szyi ręką. Spuszcza wzrok.*
Aaron: No dobra. Chodźmy stąd. Nie chcę tutaj siedzieć ani chwili dłużej.
*Całą siódemką, w kapturach, wychodzą z siedziby Monstroxa. Wracają do Bookingham.*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro