69.
Włącz 'Never Be Alone' Shawna i słuchaj podczas czytania, piosenka IDEALNIE pasuje do rozdziału i może trochę go opisuje. Miłego czytania xx
Harry zaczął się śmiać bez cienia humoru. Nie wierzył. Po prostu nie umiał.
-To jakiś pieprzony żart, prawda?
Louis zacisnął wargi i pokręcił głową. Do nich obu nie docierało, że to koniec.
-Masz mi to wytłumaczyć- mruknął z niezwykłym spokojem.
Szatyn wziął kilka głębokich wdechów, próbując się uspokoić. Wiedział, że tym razem to nie jest zwykłe "do zobaczenia". Spuścił wzrok, bojąc się spojrzeć chłopakowi w oczy. Strach przezwyciężył wszystko.
-Znasz Nialla, prawda?- Harry odpowiedział mu skinięciem głowy- razem handlowaliśmy narkotykami. Później doszedł do nas Zayn. Nigdy mu nie ufałem. Wiedziałem, że pieprzy Nialla i dlatego jeszcze go nie wyrzucił. Wpadliśmy i zostałem skazany, wszyscy zostaliśmy. Nie ma odwrotu.
Usłyszał ostatnie słowa i poczuł ucisk w klatce piersiowej. "Bolące serce" nie było w tamtym momencie jedynie przenośnią. Nie płakał. Jeszcze to do niego nie dotarło. W tamtej chwili poczuł niezdolność do wypowiedzenia czegokolwiek. Jakby ktoś odebrał mu mowę. Nie czuł niczego. Jedynie pustkę, powoli ogarniającą każdą komórkę jego ciała.
-I-ile?- wykrztusił po chwili.
-Trzy lata. Za dobre sprawowanie mogą wypuścić mnie wcześniej- głos mu się załamał na końcu.
Harry patrzył tępo w jeden punkt. Oboje milczeli. Nagle wybuchnął niekontrolowanym płaczem, wbijając sobie paznokcie w skórę prawie do krwi. To zawsze go uspokajało. Tym razem nawet nie podziałało, więc wbijał mocniej. Po chwili poczuł, jak jego dłonie pokrywa ciecz, ale nie przestawał. Zasługiwał na cały ból. Wszyscy go zostawiali.
-Nie zostawiaj mnie! Nie możesz mnie zostawić, słyszysz?- krzyknął, nie panując już nad swoimi emocjami. Nie obchodziło go, jak bardzo desperacko wyglądał.
-Harry, kochanie- Louis płakał razem z nim.
-O-obiecałeś, kurwa. Obiecałeś, pamiętasz?- wpadł w histerię. Nie obchodziło go nic, oprócz tego, że traci swój cały świat.
-Nie chcę cię zostawiać- wyszeptał łamiącym się głosem.
-Dlaczego nie zauważyłem, że jesteś pieprzonym narkomanem?- nastolatek skierował to pytanie bardziej do siebie. Oddychał ciężko, próbując się uspokoić.
-Nie brałem- szatyn uśmiechnął się smutno- byłem tylko dilerem.
-To stąd miałeś tyle pieniędzy- prychnął- mogłem pomyśleć o tym wcześniej.
-Harry, przepraszam- usiadł na jego kolanach, przytulając go mocno- tak bardzo przepraszam. Za pojawienie się w twoim życiu.
-Przestań przepraszać- zaczął szlochać, wtulając się w niego. To zawsze działało uspokajająco. Oboje byli bałaganem, płakali razem, trzymając się ostatni raz. Jeszcze przed chwilą na niego krzyczał, ale prawda była taka, że zawsze by mu wybaczył. Nie obwiniał go
-Proszę, obiecaj mi, że niczego sobie nie zrobisz- wyszeptał.
-A ty obiecaj, że jeszcze kiedyś się spotkamy.
-Nie mogę- zacisnął wargi i pokręcił głową.
-To ja też nie mogę. I tak o mnie zapomnisz, więc nawet, jeśli się zabiję, to nie zrobi dla ciebie różnicy.
-Popatrz- wskazał gestem niebo i zmusił nastolatka do spojrzenia w tamtą stronę- jeśli będziesz się czuł samotny, przypomnij sobie, że leżymy pod tym samym niebem- starł kciukami łzy z jego policzków- Nigdy nie przestaniesz mnie obchodzić. Jesteś moją pierwszą i prawdziwą miłością.
Harry skinął głową- nie poradzę sobie bez ciebie.
-Musisz sobie poradzić. Masz znaleźć kogoś, kto cię pokocha tak samo mocno, jak ja to robię, ale będzie dla ciebie lepszy i pomoże spełnić ci swoje marzenia.
-Nikt nie pokocha mnie tak bardzo, jak ty to robisz.
Louis miał być przecież silny. Przygotowywał się do tej chwili od dawna. Miał być silny za ich dwójkę. Zamiast tego zaczął szlochać, zaciskając ręce na bluzie chłopaka. Podobno pożegnania są zawsze trudne. Ale najtrudniejsze są te, kiedy wiesz, że już nigdy nie zobaczysz drugiej osoby. Tylko on zdawał sobie z tego sprawę. Harry żył tą pieprzoną nadzieją, że Louis wyjdzie z więzienia i nadal będą mogli być razem.
-Weź kawałek mojego serca i uczyń swoim, więc kiedy będziemy oddzielnie, nigdy nie będziesz samotny-wyszeptał.
-Kolejny raz cytujesz Shawna- Harry zaśmiał się, przez krótką chwilę czując się normalnie. Ale po chwili wszystko wróciło, bo przecież nic już nie miało być normalnie.
Siedzieli wtuleni w siebie, nie odzywając się przez kolejne kilkadziesiąt minut. Chcieli dokładanie zapamiętać, jak to jest trzymać drugiego w ramionach. Jak to jest być w domu. Ich łzy i bicia serca mieszały się ze sobą.
Oboje stracili poczucie czasu, więc kiedy Louis spojrzał na zegarek, widząc, że musi już jechać, wiedzieli, że to ostatnia chwila. Chłopak usiadł na miejscu kierowcy i zaczął jechać w stronę domu nastolatka. Zatrzymał się pod nim zaledwie chwilę później. Harry przez całą drogę powstrzymywał łzy, ale nie wytrzymał, kiedy zobaczył swój dom. To było silniejsze od niego. Nie wyobrażał sobie budzić się rano i nie dostawać żadnej wiadomości od Louisa, zasypiać z pustką.
-Harry, nie płacz, błagam.
-Proszę, pocałuj mnie ten ostatni raz.
I Louis to zrobił. Tylko, że to prawie nie przypominało pocałunku, bo młodszy się dławił płaczem.
-Kocham cię- szatyn poczuł potrzebę powiedzenia tego po raz ostatni- najbardziej na świecie- nie próbował ukrywać tego, że płacze.
-Wiem, Lou. Ja ciebie też kocham najbardziej na świecie- uśmiechnął się przez łzy i wyjął swoje rzeczy z bagażnika.
-Żyj pełnią życia, ale nie zapomnij o mnie.
-Nie zapomnę, Lou.
Odwrócił się ostatni raz i patrzył na odjeżdżający samochód. Właśnie wtedy dotarło do niego, co się stało i zaczął szlochać tak mocno, że nie potrafił złapać oddechu. Płuca go paliły z braku tlenu, czuł, jak kręci mu się w głowie tak mocno, że nie dał rady ustać na nogach. Upadł i ostatnim, co zobaczył, była stojąca nad nim jego mama. Później tylko pustka. Myślał, że odszedł razem z jego światem. Został z niczym, ale nie żałował tego roku. W jego głowie po kolei pojawiały się obrazy najlepszych chwil z Louisem. Najlepszy rok jego życia właśnie się kończył.
Ludzie mówią, że wspomnienia nigdy nie umierają. Coś w tym jest. I Harry, usuwający numer Louisa z telefonu coś o tym wie.
Od autorki: to dla mnie najtrudniejszy rozdział w tym fanfiction. Pisałam go wczoraj w nocy i płakałam prawie przez cały czas. Proszę, nie bądźcie na mnie źli, bo każda historia ma swój koniec.
Może w tej scenie nie oddałam wystarczająco emocji Larry'ego, ale mam dopiero 14 lat (tak, jestem młoda i tak, pierwszy i chyba ostatni raz piszę o swoim wieku na wattpadzie), więc mam przed sobą całe życie na doskonalenie pisania.
Epilog pojawi się jutro.
Wasza,
Gaba (luvvberry)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro